Myślenie? Dziękuję, wolę nie

Witam! To mój pierwszy wpis, więc mam nadzieję, że ktokolwiek przeczyta i skomentuje :) proszę o wszelkie sugestie i uwagi

 

Niepewnym ruchem chwycił za klamkę. Tylko lekko jej dotknął, a ta już zdążyła otworzyć czarne jak smoła drzwi. W niepodobnej do siebie pozycji, bo z głową pokornie spuszczoną w dół był w stanie zobaczyć jedynie próg pokoju do którego wchodził. Zazwyczaj rozmowny, wiecznie krytykujący rzeczywistość facet, teraz był niejako skrępowany. Ewidentne bał się przekraczać ten próg. Tylko czego mógł się obawiać dobrze zbudowany, inteligentny i ogólnie lubiany mężczyzna przed trzydziestką we wchodzeniu do pokoju w mieszkaniu na Wilanowie?

Na drzwiach wisiała tabliczka:

Gabinet profesora psychologii Juliusza Charko

Czynne pon-pt 9.00 - 20.00

„Nie jesteś wyjątkowy. Ludzi jest ponad 7 miliardów.”

A jednak Stanisławowi wydawało się, że ma w sobie te nutę odmienności. Nigdy nie dopasowywał się do rówieśników, w dzieciństwie, dlatego, że nie potrafił grać w piłkę nożną, a w dorosłym życiu po prostu nie miał ochoty podążać za tłumem i szukał własnej drogi. Warto dodać, że najczęściej zatracał się w tych poszukiwaniach i szukał dla samej idei szukania. W taki właśnie sposób doszedł do tego co ma teraz, czyli poczucie wyalienowania, stany depresyjne i niechęć do wszystkiego za wyjątkiem czekolady.

Zza drzwi momentalnie przywitał go głęboki głos należący do starszego pana siedzącego za biurkiem po przeciwnej stronie pokoju.

- Dzień dobry, witam pana panie… - jakby mechanicznie mówił profesor nie przestając szukać czegoś w papierach.

- Panie Stanisławie - dokończył nieśmiało Stanisław.

- Ah tak - dopiero teraz profesor podniósł wzrok i zmierzył nim swojego gościa. - To Pan. Miło Pana widzieć u mnie w gabinecie. - powiedział z charakterystycznym dla siebie przekąsem. Profesor był bowiem człowiekim lubującym się w ironii i sarkazmie.

- No więc, postanowił się Pan pokazać. Dobra decyzja. W końcu - powiedziane z wyczuwalnym poczuciem wyższości - jakaś dobra.

Profesor odsunął od siebie wszystkie kartki leżące w nieładzie na biurku, podwinął rękawy marynarki i wstał.

- Siada Pan, bo tak stał, to chyba nie będzie. Skoro zamierza mi już Pan opowiedzieć to i owo, o sobie, o życiu może porozmawiać, to ja herbatę zrobię czy tam kawkę Pan woli. -zaproponował profesor podchodząc do stoliczka z czajnikiem elektrycznym.

Stanisław zrobił krok w przód z dużą dozą ostrożności i powoli kierował się ku krzesłu przy biurku. Potem usiadł na nim w dalszym ciagu nie mówiąc ani słowa. Profesor w tym czasie przygotowywał zieloną herbatę.

- A słodzi Pan?

- Łyżeczkę. - odpowiedział cicho.

- Oj, Pan to jakiś dzisiaj niemrawy. Normalnie inny człowiek niż te dwa dni temu kiedy miałem wątpliwą przyjemność Pana poznać. - lekko kpiącym tonem powiedział psycholog.

Stanisław przyglądał się mu z kamienną twarzą. Oczy miał jakby puste i nieobecne. On, był jakby nieobecny.

- Przestraszony, bo faktycznie się boję. - powiedział grobowym głosem.

- No nareszcie! - z wyraźną ulgą niemal wykrzyknął profesor - Już myślałem, że Panu mowę odjęło, czy coś. - kręcąc głową dodał.

- A czego to się Pan boi?

Ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie, którymi nieustannie się bawił, wydusił z siebie jedno słowo.

- Myśli.

I nagle wyraz twarzy Profesora uległ zmianie. Wcześniej nie traktował tego spotkania na poważnie. Teraz wiedział już, że nie ma do czynienia z kolejnym, nudnym klientem, a z człowiekiem rzeczywiście myślącym. Świeżo zaparzoną herbatę postawił na biurku i z pokerową twarzą zajął miejsce.

- Myśli. - powtórzył za Stanisławem głosem pełnym zadumy. - Faktycznie, potrafią namieszać w życiu. Nawet nie wiesz jak bardzo irytują mnie ludzie, którzy twierdzą, że myślenie nie boli. Nie boli, jeśli nie jest się człowiekiem świadomym. Mnie, na przykład, boli bardziej niż jak dostawałem lanie od ojca w podstawówce. - kontynuował z coraz większym zaangażowaniem. - Mam nawet swoją teorię na ten temat. Myślenie jest swego rodzaju samookaleczeniem. Tyle że nie ciała, a własnej psychiki. Rzecz jasna, nie uważam żeby było czymś złym. Myśleć wypada. Można wyłącznie pobieżnie, jednak trafiają się osoby, które wolą rozpatrzeć wszystko tak… - profesor zawahał się. Czuł, że właśnie zaczyna opowiadać o sobie - tak dogłębnie. - dokończył.

- A takie myślenie działa po prostu destrukcyjnie. - mówił wolno i spokojnie. Tak, jakby miał do przekazania najgorszą prawdę. - Uzależnia jak narkotyk, rani jak żyletka, której niby nikt nam nie każe używać, a jednak czasem trafia w nasze ręce. - każdy kolejny wyraz miał w jego ustach coraz smutniejszy wydźwięk.

- I zakładam, że jesteś właśnie jedną z osób, które mimowolnie po nią sięgnęły. A teraz wrogiem są dla Ciebie własne myśli.

Jako psycholog zawsze cieszył się kiedy po wyczerpującej rozmowie znalazł sedno problemu. Tak naprawdę dopiero od tego momentu mógł zaczynać pracę i pomagać. Tylko teraz było jakoś inaczej. Inaczej? Inaczej, bo nie było rozmowy, a monolog. A może znajomo? Przecież brak rozmowy nie wziął się znikąd. Nie musiał pytać, bo doskonale znał odpowiedzi.

Sam przecież ma identyczny problem. I niestety nie potrafi sobie pomoc od przeszło 30 lat.

- Przejrzałem Cię, co?

 

A wszystko zaczęło się w trzeci styczniowy poniedziałek. Stanisław liczył poniedziałki bardziej skrupulatnie niż pieniądze z wypłaty. Wiedział, że tylko 52 dni zwiastujące początek tygodnia dzielą go od upragnionego końca roku. Nie cierpiał poniedziałków bardziej niż większość społeczeństwa. O dziwo nie dlatego, że musi iść do pracy, za którą nota bene nie przepada, ale dlatego, że właśnie w poniedziałki przypada jego kolej na najgorszą czynność jaka mogła go w życiu spotkać. Robienie zakupów.

Korki, tłok, grube baby, które ledwo co mieszczą się miedzy półkami w supermarkecie i zasmarkane dzieci wyjące niczym syreny trzynastego grudnia ’81.

Istny koszmar.

Na liście zakupów miał conajmniej trzydzieści pozycji. Chciał zrobić to szybko i sprawnie, jednak rozpraszali go chodzący dookoła ludzie. Zawsze przyglądał się im dokładnie. Patrzył na nich i oczami wyobraźni widział jak wygląda ich dalszy dzień, w którym nigdy nie działo się nic wartego uwagi.

„Ależ oni są przeciętni.” - myślał przechadzając się po sklepie w poszukiwaniu cebuli.

„Każdy z nich prowadzi takie zwyczajne życie, chodzi na zakupy, do pracy, płaci podatki i pewnie żyje za minimalną krajową. A kiedyś napewno oni wszyscy mieli te swoje wielkie plany, jak to zmienią świat kiedy dorosną. I co im z tych planów zostało? No chyba nic, bo światowa prasa jakoś milczy o ich osiągnięciach. Banda zwykłych nieudaczników. Ale przecież ja też tu jestem. Wśród nich. Między nimi. A co jeśli i ja jestem w tej grupie? Za kilka dni kończę trzydzieści lat, a nadal nie mam nic oprócz świadomości, że nie mam nic. Żadnej rodziny, żony. Z naukowymi osiągnięciami podobnie. Żadnych nie posiadam. Kim ja w ogóle jestem? Nikim? Zniknę i nikt nie będzie o mnie pamiętał? W sumie dlaczego mieliby pamiętać. Nie robię nic nadzwyczajnego. A pomyśleć, że swego czasu też chciałem mieć wpływ na przyszłość ludzi. Całe życie tylko o tym myślałam. Bierne marzenia. Zmarnowałem je. Siebie zmarnowałem! Jestem bezużyteczny! Jestem nikim! To po co ja tu jestem do cholery!?” Chociaż twarz jego była pozbawiona emocji, a ciało nadal spokojnym krokiem szło w przód, w środku toczył walkę z myślami, w której powoli zaczął przegrywać.

„Chyba po nic.” Tak zły na siebie spuentował wewnętrzny monolog. W tym momencie wszystko mogło wyprowadzić go z pozornej równowagi.

- Przepraszam, widział Pan tu gdzieś jajka? Tylko takie 1PL, bo żona ma obsesję, dla niej to kury muszą mieć warunki jak w Bristolu. - zapytał żartobliwym tonem szeroko uśmiechnięty mężczyzna.

- Jajka?! No chyba Pan sobie żartuje? Czy wyglądam na osobę, która wie gdzie tu są jajka?! W głowie się Panu poprzewracało! Co Pan sobie wyobraża?! No kim ja dla Pana jestem?! - Stanisław wykrzykiwał słowa coraz głośniej. - Jakimś GPSem po tym durnym sklepie?!

Dorosły facet drący się na środku spożywczaka ewidentne zrobił furorę. Za jego plecami zebrała się nawet grupka gapiów.

- Może nikim, co? I tylko dlatego Pan tak sądzi, bo przyszedłem tu sam, bez bachorów i kobiety na szpilkach?

Frustracja.

Na niektórych twarzach malował się pobłażliwy uśmiech, zaś reszta wydawała się mieć go za wariata. Stanisław pospiesznie rozejrzał się. Każdy z pustymi oczyma skierowanymi w jego stronę. Wrócił wzrokiem do Pana. Delikatny uśmiech ani na chwile nie zniknął z jego twarzy. Ciało ubrane w garnitur, a na ręku najnowszy Rolex. Dodatkowo przed chwilą mówił, że ma żonę. Jak żonę to pewnie i dzieci. Czyli wszystko czego brakowało Stanisławowi.

- A kim Pan jest?! Kimś? - zapytał ironicznym tonem.

Już w następnej sekundzie jego ręce leżały na barkach Pana, by po chwili z impetem popchnąć go tak mocno, że ten wywracając wszystko stojące na półce za nim, głucho upadł na ziemie.

Wsród ludzi zapanowała cisza. Każdy tylko z dezorientacją zerkał na twarze osób stojących obok. Nagle z tłumu wystąpił starszy mężczyzna ubrany w czarny frak. Spokojnym krokiem podszedł do Stanisława stojącego z przerażeniem w oczach nad leżącym nieruchomo ciałem. Mężczyzna wyjął z kieszeni mały kartonik i wręczył mu go.

- Zacznie się Pan lepiej leczyć. Bo to nie jest normalne zachowanie.

To powiedziawszy odwrócił się i odszedł.

 

Stanisław drżącymi rękami podniósł filiżankę i wziął łyka herbaty.

- Nie wiem co mi się stało. Zacząłem oczerniać się w myślach, potem na głos, a potem już nie miałem pojęcia co myślę. Co robię. Ja naprawdę nie chciałem!

- Spokojnie. Powiem Panu, znam dwa wyjścia. Obydwu próbowałem. Obydwa równie nieskuteczne. - powiedział profesor z finezją zapalając papierosa. - Znajdzie Pan trzecie, zachęcam do przetestowania. Ale ja już podziękuję. Z góry wiem, że nic nie zadziała. - powiedział z pogodnym uśmiechem, a potem zaciągnął się i wypuścił dym wprost na twarz Stanisława. Przestrzeń miedzy nimi momentalnie wypełniła się szarą, tytoniową mgłą, a mężczyźni nie widzieli nic poza papierosowym dymem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • KarolaKorman 14.10.2017
    ,,No więc, postanowił się Pan pokazać.'' - to wygląda na dalszą część wypowiedzi profesora, więc musi być połączone (w tym wypadku) z wypowiedzią ponad, czyli: ...w ironii i sarkazmie. - No więc...
    ,, kierował się ku krześle'' - krzesłu, bo Celownik: komu? czemu?
    ,,No nareszcie '' - przed myślnik, bo zaczynasz dialog i wykrzyknik
    ,, - kręcąc głową dodał.'' - dodał, kręcąc głową - lepiej brzmi
    ,,- A czego to się Pan boi?'' - to dalszy ciąg wypowiedzi profesora, więc jak w pierwszym przykładzie
    ,, - mówił wolno i spokojnie. '' - tutaj nie wiem kto mówi. Choć z dialogu wynika, że Stanisław, mam wrażenie, że dalej doktor, a wówczas powinno być połączone z wypowiedzią powyżej. Wtedy też kolejne zdanie (wypowiedź od słów: I zakładam), powinno być połączone.
    Jeżeli zaś wolno i spokojnie mówi pacjent, jest dobrze tak, jak jest w tej chwili.
    Z dalszej części opowiadania wynika, że jednak całość wypowiedzi to monolog doktora, czyli wszystko musi być razem jako jedna całość.

    Tutaj skończę na dziś. Nie oceniam. Jutro zajrzę znowu do ciebie i zostawię kilka wskazówek, bo dziś już nie myślę logicznie :)
    Pozdrawiam :)
  • Allerpoe 14.10.2017
    Dziękuje za komentarz ????
  • Allerpoe 14.10.2017
    Eh stronka nie czyta emoji :)))
  • KarolaKorman 17.10.2017
    Dotarłam wreszcie i tutaj, przepraszam, że trwało to dłużej niż obiecałam.
    W opowiadaniach zwroty grzecznościowe typu pan, pani piszemy z małej litery. Wyjątkiem są listy, bo wtedy bezpośrednio zwracamy się do odbiorcy.
    W tej części znowu dzielisz myśli Stanisława na części, a są ciągiem. By je tak zapisać (czyli od nowej linii), musiałyby być przedzielone narracją, ale nie związaną z tym, o czym myśli. Czyli:
    ,,„Ależ oni są przeciętni.” - myślał przechadzając się po sklepie w poszukiwaniu cebuli.''
    Tutaj jakaś luźna sugestia i wtedy od nowej:
    ,,„Każdy z nich prowadzi...'' - jeżeli tej luźnej sugestii, jak ją nazwałam, nie ma, powinno być pisane ciągiem. Czyli:
    ...cebuli.„Każdy z nich prowadzi...

    Fajne rady miał lekarz dla pacjenta :) Iście prawdziwe, przetestowane, co będzie kota w worku polecał :)
    Dobrze się ciebie czyta, bo piszesz płynnie, jakbyś mówiła, opowiadała. Te drobne błędy możesz szybko wyeliminować.

    ,,Allerpoe 3 dni temu
    Dziękuje za komentarz ????'' - byłaś zdziwiona moim komentarzem? Czy jakieś inne emocje miał pokazać?

    Nie oceniam, Pozdrawiam :)
  • Allerpoe 19.10.2017
    Dziękuje, cieszy, że dobrze się czyta :) żadne zdziwienie, po prostu iphonowe emoji nie działają :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania