Pokaż listęUkryj listę

Opoowi ? Myszka i dżdżownica→Dla dzieci

Zacząłem pisać jako bajkę dla dzieci. Ale chyba tekst jest za mało... dzieckowy.

 

~~~//~~~

W niewielkim lesie, w małej norce, obok niedużego świerka, mieszkała sobie zielona Myszka. Ktoś może zapytać: „Dlaczego zielona”? Już odpowiadam: nie wiadomo. Po prostu tak było i już. Nie bardzo jej to przeszkadzało. Łatwiej mogła się skradać prawie niewidoczna, wśród trawy i różnych liści. Byłaby całkiem miłym zwierzątkiem, lecz niestety, miała jedną wadę: lubiła dokuczać innym mieszkańcom lasu.

 

Kiedyś ze swojej norki, wyszła czarna dżdżownica, z czerwonymi rogami i z żółtymi ślepkami na głowie i wijąc swe ciało na przyrośniętym tyci kopytku, zaczęła myszkę namawiać do różnych psikusów, które by mogła czynić innym. A ona, zamiast ją przegonić na cztery strony polanki, zaczęła niezwłocznie czynić to, co jej oślizgła przydługa, przymilnie poradziła. Najpierw rzeczywiście, wszystko wyglądało bardzo niewinnie. Żadnemu zwierzątku tak naprawdę nie zaszkodziła.

 

Dlatego razu pewnego, pisnęła sama do siebie: a co mi szkodzi podokuczać bardziej.

Nu szak. A juści – przytaknęła kusicielka, zacierając z uciechy dłonie, których nigdy nie miała.

 

Wszelkie nowe psikusy, sprawiały Myszce coraz więcej fałszywej radości. Z każdym dniem, były bardziej dokuczliwe i męczące, a wielu niewielkich mieszkańców lasu, popłakało się nawet. Niektóre zwierzaczki próbowały ją powstrzymać, ale ona im więcej dokuczała, tym większą siłę zyskiwała do dalszych działań.

A dżdżownica patrzyła na to wszystko brudnożółtymi oczkami, tuptając wesoło kopytkiem o runo.

 

Razu pewnego, gdy Myszka wróciła do swojej norki, zobaczyła w kąciku: białą chusteczkę. Coś pod nią było. Niewielkiego. Chociaż niby taka odważna, to jakoś nie chciała spojrzeć, co tam sobie jest.

I bardzo dobrze. To znaczy: dla niej.

 

Po każdej wyrządzonej krzywdzie, zakryta rzecz się powiększyła. Nawet zaczęła podejrzewać, co to może być. Ale nadal nie miała odwagi odsłonić, by zajrzeć.

W końcu tajemniczy podarunek tak wyrósł, że już Myszka wiedziała, co to jest. A były to: okulary. Bardzo piękne i ślicznie przyozdobione białymi piórkami. Nie namyślając się długo, założyła je natychmiast na swój wąsiasty nosek.

 

Od tego czasu nie miała łatwego życia. Oj nie miała! Okularów nie można było zdjąć, czymkolwiek zasłonić, a co gorsza, nie potrafiła zamknąć swoich oczu. Musiała patrzeć i już. Co prawda tylko od godziny: szóstej po południu, przez sześć minut i sześć sekund (w tym czasie najbardziej dokuczała wszystkim wokół), ale to i tak sprawiało myszce, nieokiełzane męki. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że najpierw ją to rajcowało, że hej! Ale dzień w dzień te same obrazy? Oszaleć można. Tego już było za wiele. Wprost nie do zniesienia. Ale cóż mogła poradzić? Nic! Jak już wspomniałem, nawet oczu w tym czasie nie dała rady zamknąć lub czymkolwiek okularów zasłonić.

 

Codziennie od wspomnianej godziny, musiała oglądać siebie, jak krzywdzi inne zwierzątka. To jeszcze nie było dla niej aż takie meczące. Jeno powtórki i tyle. I to jeszcze bez reklam. Najgorsze było dla niej to, że widziała dalsze skutki swoich uczynków. Wiele wylanych łez i trudnych do wyleczenia ran. Dostrzegała to wszystko, czego nie była tak naprawdę świadoma. Dokuczała, ale co się działo później, to ją w ogóle nie obchodziło. Teraz czuła to samo co oni, gdy ich krzywdziła. Nawet ciało bolało w tych samych miejscach. Docierało do niej, jaka była wstrętna oraz ile zła wyrządziła. Odczuwała złe uczynki na sobie. Wróciły do niej jak bumerang, w zupełnie innym, szerszym świetle, raniąc ją tak samo jak ona innych raniła.

 

Postanowiła za wszelką cenę naprawić zło, którego stała się przyczyną. Błagać o przebaczenie. O dziwo, nie miała z tym żadnego problemu. Jedni ją wyrzucali na zbitą mordkę, ale znaleźli się i tacy, co od łapki przebaczyli. Była nadal silna i zawzięta. Biegała wiele razy do tych, co jej nie chcieli widzieć i wciąż prosiła o przebaczenie. Pytała też, jak może naprawić wszelkie krzywdy z jej powodu zaistniałe. Niestety, niektórych nie można było naprawić. Stały się na zawsze rozbitym kryształem.

Lecz pomimo tego wszyscy poszkodowani, zaczęli doceniać dobre szczere chęci, z jej serca płynące. Nawet niektórzy pochwalili ładne okulary, mówiąc:

– No, no, no! Co za oksy! Ja nie mogę! Pożyczysz na trochę?

– Jak zdejmiesz z mego nosa, to z miłą chęcią pożyczę – odpowiadała rezolutnie Myszka.

 

Co racja, to racja. Naprawiała krzywdy jak mogła, ale nadal cierpiała za swoje winy.

Pewnego dnia, dżdżownica starała się ją namówić, żeby zaprzestała w końcu przepraszać, powracając do swoich niecnych działań. Dostała jednak mysim ogonkiem, po tych swoich czerwonych rogach i wnet do norki, z obłędem i strachem w oczach, uciekła. Nie wychodziła z niej, dopóki przyczyna jej zmartwienia na powierzchni biegała.

 

A myszka nadal musiała oglądać te wszystkie obrazy… ale teraz trwały krócej. Początek jak zwykle o: szóstej, ale widziała je: sześć minut i pięć sekund.

 

Każdego następnego dnia, długość transmisji była krótsza o jedną sekundę.

W końcu, pewnego słonecznego popołudnia, mogła okulary zdjąć.

Spełniły swoją powinność.

Momentalnie stały się bardzo malutkie.

Owinęła je białą chusteczką...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 07.11.2018
    "Okulary nie można było zdjąć," - okularów
    Niby mówią; "rok nie wyrok", ale dla myszki to może być połowa żywota - daj se lodu... :(
    Jednak nie wiadomo co przeskrobała i kto sędziował, więc niech tam... jak u braci Grimm.
    Masz smykałkę do tych zwierzęcych bajań :) Pzdr
  • Dekaos Dondi 07.11.2018
    Dzięki Freya. Okulary poprawiłem. Ciutkę zmieniłem zakończenie. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania