Na cztery łapy - Rozdział I - Dom
Stawiał duże kroki. Chciał już być na miejscu. Franek, podczas gdy jego rówieśnicy uczyli się w kontrolowanej przez Niemców szkole, szedł betonowym chodnikiem po wiadro mleka. Mieszkająca kilka domów dalej sąsiadka miała wraz z mężem pole pszenicy i kilka krów, z których rozdawała mleko całemu Baranowie, kiedy w czasie wojny pracę straciła masa ludzi, dlategoż pieniądze były trudniej dostępne. Rodzice Franka dorabiali jako rolnicy na farmie oddalonej o piętnaście kilometrów na wschód, ale i tak po pracy szli w balet, wracali czasem i kilka dni później, nie interesując się synem. Osiemnastoletni Franciszek nie zaznał miłości rodziców, a zwłaszcza ojca, który nie raz podnosił rękę na żonę oraz jedyne dziecko. Chłopak z każdym dniem musiał walczyć o przetrwanie. W świecie wojny było to nad wyraz trudne.
Wreszcie był na miejscu. Jak najszybciej otworzył metalową furtkę i wszedł na posesję państwa Dobrowolskich. Powędrował za jednopiętrowy domek, patrząc na kopany brudnymi od błota jedynymi butami kamień. Siwa kobieta siedziała na drewnianym taborecie, dojąc krowę. Obok niej stało już kilka zapełnionych wiader.
— Dzień dobry! — Uśmiechnął się lekko na powitanie nastolatek.
— A dobry, dobry! — odkrzyknęła kobieta, poprawiając chustę na głowie. — A ty nie w szkole, Franku? Tylko włóczysz się po ulicy... — zapytała troskliwa pani licząca sobie ponad pięćdziesiąt lat, chociaż dobrze znała odpowiedź na to pytanie. Znała państwo Zalewskich i wiedziała, że rodzice chłopaka rzadko bywają w domu, a on musi ciężko harować żeby nie paść z głodu.
— Rodziców nie ma od trzech dni. Wyjechali do pracy. Sama pani wie jacy oni są. Mieli wrócić wczoraj. Pewnie poczekam jeszcze kilkanaście godzin.
— Przykro mi. A co cię tu sprowadza?
— Chciałem poprosić o wiadro mleka. Bardzo by mi pani tym pomogła. Od dwóch dni nic nie jadłem i piłem tylko szklankę wody. — Dzieciak wyraźnie posmutniał i spojrzał w zieloną trawę pod nogami.
— Oczywiście! Proszę cię, Franku! — Podała mu metalowe "naczynie". — Dałabym ci też chleba, ale mąż dopiero pojechał do miasta do pracy. Powinien dziś wrócić z Warszawy.
— Powinien... Ja już może pójdę... Nie będę przeszkadzał...
— Do zobaczenia.
— Ta...
Trzymając z całej siły wiadro obrócił się na pięcie i zmierzył do wyjścia z posesji.
Szedł kilka minut, aż w końcu zatrzymał się przed kamiennym, parterowym domku, przypominającym ruderę. Postawił wiadro obok butów i otworzył drewniane, podniszczałe drzwi kluczem noszonym na szyi. Ponownie chwycił za rączkę i wszedł do środka. Wewnątrz było jeszcze gorzej. Przez powybijane okna w domu, albo raczej jak określał to miejsce Franek norze, było zimno. Zimą rodzice barykadowali dom drewnem, ale teraz, w połowie jesieni, każdy stan domu miał w nosie. Wiadro mleka powstawił w "kuchni", w której było tylko kilka szafek i zardzewiała kuchenka gazowa. Napił się łyka, po czym wyszedł do swojego pokoju. Wcześniej zatrzymał się w toalecie, nieodzieloną od pustego salonu. Smród z kibla roznosił się po całej chatce. Nastolatek dosłownie rzucił się na drewniane łóżko z białym, zakurzonym materacem. Bez poduszki spało mu się niewygodnie, również brak kołdry był dla niego problemem. Po prostu zamknął oczy i zasnął, mając nadzieję że jeszcze się obudzi, chociaż nie widział sensu życia.
Zbudziły go hałasy i trzaskanie do drzwi. Franek zaspany zerwał się na równe nogi i powędrował szczęśliwy do drzwi. Otworzył je, nie patrząc nawet przez małą klapkę kto to. Ucieszył się na widok rodziców, licząc na jakieś jedzenie. Śmierdzący alkoholem ojciec przekroczył próg z bochenem chleba pod pachą, który następnie rzucił na stary fotel. Mężczyzna był czterdziestoczteroletnim, umięśnionym "bykiem". Był lekko otyły i całkiem łysy, jego twarz zdobiła, lub raczej oszpecała ją długa i gęsta siwa broda. Mężczyzna bawił się nią przez chwilę, po czym wściekły uderzył syna otwartą dłonią w twarz. Chłopak odleciał na kilka centymetrów, straciwszy równowagę. Gdyby mężczyzna nie był jego ojcem, to pełny nienawiści chłopak skatowałby go teraz mocniej i bardziej niż nie jeden niemiecki żołnierz w więzieniach.
— Dlaczego nie jesteś w szkole!?! Obiecałeś, że tym razem pójdziesz się uczyć! — ryknął surowy tyran.
— A ty obiecałeś, że będziesz wczoraj. — odparł niepodnosząc głosu.
— Ty mi gnoju nie pyskuj! — Znów się zamachnął i tym razem pięścią wymierzył synowi cios w brzuch. Ten osunął się na deski, jęcząc cicho.
— Zostaw go... — poprosiła cicho ledwie idąca, chwiejąca się matka, wchodząc do domu. Miała ciemnorude włosy i niezadbaną twarz. Widać było, że jest zalana w trupa. Nawet nie spojrzała na syna, tylko od razu powędrowała na fotel.
— Nie pouczaj mnie... A ty, gówniarzu! Już cię tu nie widzę!
Bojąc się kolejnych uderzeń, Franek ledwie podniósł się i trzymając wciąż za bolący brzuch ruszył do swojego pokoju.
Mijały dni. Rodzice nie wychodzili nawet z domu, wciąż pijąc kolejne to trunki. Pewnej nocy Franka zbudziły chrapania i stękania matki. Pewnie próbuje coś powiedzieć, pomyślał. Dla chłopaka to już była przesada. Mimo zmęczenia i potrzeby snu wstał z niewygodnego łoża. Ubrał na siebie granatowy sweter wydziergany na drutach przez nieżyjącą już babcię, osobę która jako jedyna dbała o Franka i wygniecione, wypłowiałe dżinsy. Starając się poruszać jak najciszej, chłopak zszedł na dół. Z podłogi zabrał stare i dziurawe ciemnoniebieskie palto ojca. Z kuchni pod pachę zabrał pozostałą połowę chleba. Wypił resztę wiadra kwaśnego już mleka. W atramencie zamoczył pióro ptaka, a na wziętej z szuflady kartce napisał tylko jedno słowo...
"Żegnajcie".
Komentarze (11)
Prace...pracę
Zasmutniał..posmutniał
Dała bym...dałabym
Pid pachą...pod
Szyty sweter...sweter robi się na drutach. Może być wyczerpała na drutach
Wypił całe wiadro mleka...Pewnie by pękł? Może resztę mleka
Kartki...kartce.
Bardzo cię przepraszam, że wytykam błędy. Pozdrawiam
1/ salon w zrujnowanej chatce? Albo cudzysłów podkreślający, że to ironia, albo trzeba zmienić na izbę, pokój.
2/ jeśli w toalecie to nieoddzielonej.
lub raczej oszpecała ją długa - "ją" zbędne
Gdyby mężczyzna nie był jego ojcem, to pełny nienawiści chłopak skatowałby go teraz mocniej i bardziej niż nie jeden niemiecki żołnierz w więzieniach. - Za dużo emocji za mało poprawności; kto kogo by skatował? chłopak ojca? (tak "stoi " w tekście!). Wtręt o nie jednym żołnierzu zły. Napisałbym (dla efektu) "niemiecki żołdak" , bez więzień, bo sadysta więzienia nie potrzebuje. To pojęcie utarte i oznaczające zwyrodniałych sadystów, a zapewne o to chodziło.
pijąc kolejne to trunki. - pijąc kolejne trunki, prościej; chlejąc na okrągło, pijąc non stop, upijając się systematycznie.
W atramencie zamoczył pióro ptaka, - pisz o tym czego doświadczyłeś, piórem ptasim nic nie napiszesz - spróbuj! Trzeba je umiejętnie zaostrzyć i zamienić w coś co przypomina dawno temu stosowane stalówki. Prędzej przyciętym skośnie cienkim patykiem.
Szukaj słów, określeń. Czytaj! Jak najwięcej dobrej literatury (z poprawnym językiem) Nie poddawaj się! Pisz!
Na start dam 5 ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania