Na gwiezdnym szlaku - Rozdział 3: Cień Wieczności

Rozdział 3

Cień wieczności

 

Orion przekroczył granicę mgławicy Półksiężyc. Od układu Tasale dzieliło go jeszcze zaledwie kilka parseków. Odległość tę pokonał w błyskawicznym tempie. Dystans do Illium bardzo szybko malał. Za owiewką przepływały kosmiczne obłoki zawierające gęste zasoby materii, co powodowało, że podróż przypominała lot przez odmęty, miejscami kolorowego, oceanu. Kiedy statek wytracił całą energię natarcia, nagromadzoną podczas przelotu przez atmosferę, spośród chmur księżycowych poczęła wyłaniać się Illium. Klasyczna planeta - ogród, przez którą przechodzą towary krążące między Układami Terminusa i Republikami Asari. Celem zwiększenia intensywności sprzedaży opracowano surowe prawa dotyczące bezpieczeństwa produktów, zarówno substancji zakazanych jak i handlu gatunkami inteligentnymi. Jednakże, zasady te, normalnie funkcjonujące w przestrzeni Rady, zostały tutaj nieco złagodzone.

Formalnie Illium nie jest planetą asari, jednakże jest skolonizowane i zarządzane przez ich korporacje. Dzięki temu korzysta z podobnej elastyczności prawnej, co ludzkie koncerny. Planeta stanowi jedną z najmłodszych kolonii asari. Jest wielka i gorąca. Jedynie okolice jej biegunów nadają do wznoszenia jakichkolwiek budowli bezpośrednio na powierzchni. Na terenach bliżej równika mieszkańcy zasiedlają akrologiczne wieżowce, które stanowią skuteczną ochronę przed promieniowaniem cieplnym z powierzchni planety. To właśnie tam, przed wieloma tygodniami przybył komandor Shepard z misją werbunku egzekutorki asari, Samary i drellskiego zabójcy, Thane'a Kriosa.

Statek łatwo przedarł się przez atmosferę układu, zbliżył się do planety. Antares przyciągnął do siebie przepustnicę i zmniejszył nacisk stopy na pedał przyspieszenia. Można było poczuć zmniejszenie głównego ciągu, Orion nieco zwolnił. Illium zalśniła milionami świateł. Glob dosłownie rósł w oczach. Tali, siedząca obok niego, włączyła swój mikrofon. Byli na tyle blisko, że trzeba było się już zameldować. Obwieścić przybycie i poprosić o zezwolenie na lądowanie.

- Wieża kontroli lotów Illium, zgłoś się dla SLR Orion - powiedziała quarianka.

W głośnikach rozległy się trzaski, ale po chwili głos kontrolera usłyszeli głośno i wyraźnie w całej kabinie.

- Tu centrala, mów.

- Nazywam się Tali Zorah. Proszę o zezwolenie na lądowanie w Nos Astra.

- Zrozumiałam, Orion, transmituj kod wejścia - odezwała się kontroler z wieży.

Hitphist przełączył kilka manetek przy sterach, a Tali uruchomiła emiter, który uzupełniał zestaw łączności w kokpicie.

- Rozpoczynam transmisję - powiedziała.

Przez dobrą chwilę trwało milczenie, tłem było tylko miarowe buczenie silników statku. Tali śledziła wyświetlacz i postępujący pasek przekazu kodu na swoim wyświetlaczu. Antares prowadził nadal maszynę, ale jeszcze zwolnił. Nadal nie otrzymali zezwolenia, dlatego nie należało podchodzić zbyt ostro. Po kolejnym momencie transmisja dobiegła końca i zabrzmiał kolejny komunikat z planety:

- Kod przyjęty, uznawany. Zezwalam na zejście. Lądowisko numer czterdzieści cztery. Witamy w Nos Astra, życzymy miłego pobytu.

- Dziękuję, bez odbioru - odparła quarianka i dodała, zwracając sie do Hitphista – No to jesteśmy. Wiesz dokąd lecieć? Mogę ustawić ci kierunek.

- Jeszcze pamiętam, dzięki. To już niedaleko. Jesteśmy prawie na miejscu.

Antares przyspieszył, skupił się. Każde lądowanie mogło przysparzać trudności, ale w dokach Illium często bywało czarno od różnego rodzaju okrętów i statków. Teraz także mogło być ciasno. Planeta wypełniła już cały iluminator owiewki. Skręcili i lecieli wzdłuż wylotów tuneli, które prowadziły do wewnętrznych hangarów zabudowy powierzchni. Niezliczone okna, w których świeciło się światło widać było już doskonale. Wciąż jednak migały zbyt szybko, by dostrzec więcej szczegółów. Droga do właściwego lądowiska nie trwała długo, nie była również szczególnie zatłoczona, wszystko szło gładko. Płyta numer czterdzieści cztery znajdowała się na skraju jednego z tuneli. Miał on prostokątny przekrój, zaokrąglone rogi. Prowadził do dwóch lądowisk, mniejszego, nadającego się dla maszyny wielkości myśliwca, a drugie praktyczne dla jednostki zwiadowczej, takiej jak Orion. Tali wyrównała, posługując się silnikami manewrowymi, Antares skręcił maszynę o dziewięćdziesiąt stopni, aby było łatwiej ustawić się na pozycji i wylądować. W trakcie manewru zredukował prędkość prawie do minimum i przeszedł na bieg jałowy. Quarianka ustabilizowała pozycję. Kapitan wcisnął prawy z prawych pedałów, przekazał napęd na dysze silników i statek ruszył powoli do przodu, wpłynął w tunel. Po kilkunastu metrach znalazł się już nad lądowiskiem, bez żadnych problemów. Tali sięgnęła do podsufitki i przełączając manetki wysunęła cztery podesty do lądowania, na których osiąść miała ich maszyna. W tym czasie Hitphist delikatnie zahamował i przesunął dźwignię przepustnicy bardziej zdecydowanie do siebie, co poskutkowało wytraceniem wysokości. Następnie Orion usiadł równo na czterech podestach lądowniczych. Antares zablokował je w podłożu, zaczepiając pazury w nich zawarte w płycie hangaru. Tali obróciła dźwignie na wsporniku pomiędzy iluminatorami owiewki, aby wyłączyć silniki. Miarowe buczenie stopniowo cichło, aż w końcu umilkło zupełnie. Oboje otworzyli okienka po bokach kabiny, wpuszczając do środka świeże powietrze. Tali wstała z fotela pilota i udała się do głównego pomieszczenia Oriona. Hitphist sprawdził jeszcze odczyty w kokpicie, również wstał i poszedł w ślad za quarianką. Gdy znalazł się w głównym luku, Tali otwierała właśnie rampę wejściową statku. Wpuszczane etapami światło rozrzedziło mrok wnętrza, rozpraszanego dotąd jedynie przez lampy umieszczone w strategicznych częściach środka, na styku ścian z sufitem i podłogą. Chociaż uważali, że na tej planecie nic im nie grozi, woleli zadbać o swoje bezpieczeństwo i zabrali broń ze zbrojowni w ładowni, nim wyszli na płytę lądowiska.

Gdy rampa opadła na płytę lądowiska, światło Illium prawie całkowicie wypełniło wnętrze Oriona. Przygotowawszy się do wyjścia, zeszli po rampie na lądowisko. Tali była ubrana w swój ciemno granatowy kombinezon z ciemnożółtymi wstawkami. Na jej kombinezonie z przodu, od obojczyków namalowane były dwa białe pasy, schodzące się na środku klatki piersiowej, a potem idące obok siebie w dół, aż do pasa quarianki. Wizor jej hełmu miał fioletowy odcień. Nieodmiennie do lewego buta przywiązana była pochwa z Przedświtem. A na jej plecach, w futerale złożony karabin, B-27, który stanowił znakomite dopełnienie do C-14, pistoletu, używanego przez quariankę. Oba rodzaje oręża pochodziły z jednego zestawu tego samego producenta.

Antares miał na sobie czarne spodnie, w wysokich butach i ciemne ubranie, miejscami wzmacniane elementami lekkiego pancerza, na które miał jeszcze narzucone elementy kamizelki taktycznej, takie jak zasobniki, czy ładownice. Na twarzy mały mikrofon interkomu połączony ze słuchawką, zaczepioną na uchu. Od łokci czarne rękawy łączyły się z rękawiczkami bez palców, również czarnej barwy, komponujące się reszty odzieży. Jego biodra otaczał pas z przytroczonymi kaburami, w których na udach wisiała para pistoletów. On także miał na plecach futerał z bronią. Złożona kolba jego oręża, karabinu SWR-171, była nieco poniżej prawego ramienia, po wysunięciu łatwa do wyciągnięcia. Cała broń, zarówno Hitphista jak i quarianki była całkowicie przez nich spersonalizowana. Oboje dostosowali jej możliwości do swoich własnych potrzeb i zamontowali na niej odpowiednie dodatki, takie jak wskaźnik laserowy, latarka, czujnik pulsu, czy odpowiedni celowniki w zależności od charakteru działań, oraz potrzebne do zasilania tych elementów baterie. Na tą chwilę oboje przygotowane mieli zabudowane celowniki kolimatorowe, nieprzezroczyste, nadające się do walki na niezbyt dużych odległościach.

Celownik tego typu zbudowany jest z korpusu, wewnątrz którego znajduje się źródło światła. Obecnie, najczęściej laser półprzewodnikowy i układ optyczny, który kolimuje wiązkę światła. Wiązka ta, jest emitowana równolegle do linii celowania w kierunku oka strzelca. W celownikach nieprzezroczystych celuje się obserwując jednym okiem plamkę światła, a drugim cel. W efekcie strzelec widzi plamkę światła na celu. Taki sposób celowania, choć po pewnym treningu instynktowny i prosty, wymaga pewnej wprawy.

Każdy element ich karabinów był wyznacznikiem ich cech. Od długości kolby począwszy, na różnorodności i kombinacji podpinania dodatków na poszczególnych ząbkach szyn montażowych umieszczonych po bokach, górze i dole broni skończywszy. Tak wyposażeni, szli na wskroś przez lądowisko w kierunku schodów prowadzących do korytarza, a tym zaś, do centrum stolicy Illium, Nos Astry. Schody znajdowały się pod ścianą na końcu pomieszczenia lądowiska, które było oświetlone stacjonarnymi lampami i latarniami, co dawało doskonałą widoczność w każdy kąt. Czego jak czego, ale zmysłu organizacji asari nigdy nie brakowało. Potwierdzić to mogła budowa Illium. Antares i Tali wspięli się po schodach, wzdłuż których na ścianach wyświetlały się reklamy najnowszych produktów, możliwych do kupienia w stolicy. Mapy oraz przeróżne komunikaty, miejscami twarze ludzi i nieludzi. Na szczycie kilku stopni były drzwi a za nimi kolejne schody, prowadzące tym razem w dół. Tam była mniejsza część portu, stacja przeładunkowa małych gabarytów. Znajdował się tamże punkt, gdzie można było nadać i wysłać przesyłkę, bądź przygotować ją do przekazania na pokład odpowiedniego okrętu w doku. Pracowała tam asari, ubrana w uniform obsługi lądowiska i pomp paliwa. Wielu z mieszkańców i przyjezdnych załatwiało tutaj swoje sprawy oraz odwiedzało to miejsce w interesach, ale kiedy przechodzili tamtędy kapitan z quarianką, nie było wcale tłoczno. Zaledwie kilka osób w cichości realizowało swoje zlecenia. Nie był to duży plac. Większość miejsca zajmował magazyn i właśnie pracownia punktu obsługi, gdzie asari robiły wszystko by zapanować nad tym, co działo się w przeładunkowej części portu. Przyjmowały, bądź odrzucały zamówienia i tam również następowała ich identyfikacja, porządkowanie, dokumentacja, zapis w systemie, aż w końcu transport do ładowni odpowiedniej jednostki. Po przeciwnej stronie tego miejsca, przy ścianie były kolejne schody, wyglądające identycznie jak te, które prowadziły tutaj z doku. Także wiodły ku drzwiom, a te w czeluść korytarza. Niemniej dobrze oświetlonego. Udali się nim, aż do końca. Korytarz miał kilkanaście metrów długości. Po przejściu pierwszej jego części, zobaczyli po lewej stronie mniejsze lądowisko, bowiem jedna ze ścian była skonstruowana ze szklanych kompozytów. Stał tam mniejszy statek, obecnie tankowany. Do rur wylotowych blisko silników podłączone były przewody paliwowe prowadzące do pomp. Przy maszynie uwijało się kilku ludzi i asari z obsługi lądowiska, widać statkiem tym podróżował ktoś bardzo ważny, bądź bogaty. Na tyle, by móc pozwolić sobie na takie udogodnienia w porcie na Illium, który przecież do tanich nie należał, by przy maszynie krzątało się aż tylu pracowników. Antares i Tali nie płacili opłaty lądowiskowej, ponieważ Orion nie był statkiem cywilnym, a oni przybyli na planetę powodowani zadaniem. Jeśli jednak zaszłaby potrzeba tankowania, całą procedurę przeprowadziliby sami.

Kiedy korytarz się skończył, wyszli na względnie otwartą przestrzeń, ograniczoną barierką, zza której rozciągał się piękny widok na wyższe i niższe tarasy zabudowań. Illium słynie z przepychu, luksusów i bezpieczeństwa, osiągniętego dzięki niemal całkowitej inwigilacji. Przez to, planeta stała się jednym z najbezpieczniejszych ośrodków turystycznych galaktyki. Niezliczone osobistości utrzymują na Illium i w jego stolicy ociekające bogactwem posiadłości. Jedynym, co utrudnia prowadzenie tutaj interesów, jest biurokracja, tolerowana ze względu na to że przyczynia się do jeszcze większego zintensyfikowania bezpieczeństwa, tak cenionego przez zwykłych mieszkańców planety. Nie zważając na charakter prowadzonych tu działań gospodarczych, media na Illium wychwalają własne społeczeństwo z arogancją, skupiając się wyłącznie na tworzeniu rankingów typu: „najseksowniejsi dyrektorzy” czy „dziesięciu najbogatszych mieszkańców”. To nie koniec listy grzechów na pozornie idyllicznej planecie. Illium to opływający w majętności regionalny ośrodek handlu należący właściwie do asari. Planeta jest okryta złą sławą, ponieważ jest tu praktykowane bezwzględne wykorzystanie robotników, oraz fakt, że zalegalizowano praktycznie wszystko poza morderstwem. Nic więc dziwnego, że na Illium produkowana jest broń i środki farmaceutyczne, których wytwarzanie byłoby karalne w zasadzie gdziekolwiek indziej w galaktyce. Opłaca się to tym bardziej, że wykorzystanie niewolników do przymusowych robót jest tu legalne. Jedną z takich firm farmaceutycznych, produkujących implanty biotyczne, jest Dantius Corporation, wschodząca gwiazda na rynku międzyplanetarnym.

Ujście korytarza ukazało obszerne centrum stolicy. Na otwartym terenie, w kształcie litery „C” usytuowane były sklepy, port taksówek planetarnych, kursujących pomiędzy jej obszarami, restauracje i bary, oraz miejsca do odpoczynku, ławki stoliki, umieszczone w części Nos Astry stylizowanej na skwer. W samym centrum śródmieścia, utworzono specjalny punkt, gdzie ustawiono kilka tablic, których zadaniem było wyświetlać najróżniejsze notowania, wyniki i implikacje na rynku, co funkcjonowało jak giełda. Z głównego poziomu Nos Astry odchodziły również przejścia, prowadzące do biur, kancelarii, sekretariatów, agencji, urzędów czy placówek. Antares i Tali łatwo kroczyli przez plac, choć było tam całkiem sporo osób. Miejscami mijali na środku terenu grupki rozmawiających ze sobą interesantów czy mieszkańców. Takowe uświadczyć można było też w restauracjach, przy sklepach i odczytach punktu giełdowego. Słowem, w miejscach do tego przeznaczonych. Jednakże klatka schodowa, która wiodła do gabinetu doktor T’soni, znajdowała się po drugiej stronie głównego placu w stolicy, dokąd dostać się można było drogą podobną do korytarza, którym przyszli z portu.

Gdy Hitphist z quarianką przeszli obok giełdy, usłyszeli podniecone głosy, należące bez wątpienia do śledzących cyfry pojawiające się na tablicach świetlnych. Wśród nich dało się słyszeć tony rozczarowania i frustracji. Nie przejmując się zbytnio, udali się dalej, aż do przeciwległej części głównego placu w Nos Astra. Tam skręcili w prawo, wspiąwszy się po paru niedużych stopniach, bowiem giełda usytuowana była nieco niżej niż całość nieruchomości, dokładnie w środku litery „C” w jaką się to wszystko układało. Znaleźli się w węższym przejściu, skąd zza barierki rozciągał się niesamowity widok na serce planety oraz korytarz powietrzny którym przez cały czas przemykały małe stateczki kursujące między różnymi sektorami Illium. Zaiste, było na czym zawiesić oko. Jednak ani Tali ani Antares nie mieli na to czasu, mieli misję do spełnienia. Na końcu tarasu, odbili w lewo, gdzie weszli w korytarz, którym mieli udać się do drugiej części stolicy, już czysto rekreacyjnej. Ten korytarz był dużo większy, od tego którym szli z doku. Był szerszy i wyższy, oraz lepiej oświetlony. Było tu również więcej reklam i wszelkiego rodzaju ogłoszeń. Zaraz przy ścianie stała asari w białej, sięgającej kostek, prostej sukience. Pracuje ona na Illium, wypełniając funkcję konsjerża, to znaczy osoby, z którą można było porozmawiać na temat planety. Zadać jej każde pytanie. Jej rolą jest informowanie przechodniów i podróżnych. Ta asari udziela ogólnych wiadomości o Nos Astra, odbywającym się tutaj handlu, oraz o ciekawych miejscach które można odwiedzić. Często ostrzega jednak, by postępować ostrożnie, przy podpisywaniu czegokolwiek podczas wizyty, gdyż z powodu luźnego traktowania przepisów na tej planecie, może się to okazać nieprzyjemne w skutkach.

Minąwszy asari, udali się dalej, w głąb holu. Po kilku krokach rozwidlał się prowadząc w prawo, idąc tamtędy można było dotrzeć do właściwego portu towarowego Illium. Gdy jednak iść prosto, mijając po prawicy stanowisko odpraw, tak jak Hitphist z Tali, korytarz wiódł do części stolicy przeznaczonej głównie na uciechy dla oczu i podniebienia, czy wypoczynku i relaksu co wiązało się z szeroko pojmowaną rozpaczą i pustostanem portfeli.

Antares i quarianka minęli po drodze turianina i asari. Przechodząc obok nich, usłyszeli strzęp rozmowy:

- …i moja przyjaciółka – mówiła, ubrana na żółto, asari – zaczęła też oglądać nowy serial, odtwarzają go codziennie na widach od czwartego do ósmego popołudniami.

- Tak? – odparł turianin, cały w zieleni – A pamiętasz tytuł? Może skojarzę.

- Niestety nie, ale w tytule było coś z modą, albo sukcesem – zastanowiła się asari i dodała - Tylko tyle zapamiętałam…

Jaki dokładnie był to serial, para najemników nie dosłyszała. Dotarli już do końca holu, gdzie nad przejściem wisiał duży, prostokątny ekran, na którym właśnie podawano codzienne wiadomości. Aktualnie przedstawiał asari, która pokazywała coś na mapie wewnętrznych struktur Illium. Za tym przejściem ukazała się już wypoczynkowa część stolicy w całej okazałości. Podobnie jak w poprzedniej, środek był usytuowany nieco niżej niż całość, a ta, ograniczona była barierką, zza której nieodmiennie cieszyć można się było widokiem. Znajdowały się tam lokale, bary, restauracje, salony gier oraz multikina. Na piętrze w tej części mieściły się także gabinety, studia i pracownie usługowe. Tam też znajdował się gabinet najważniejszej osoby w tej części mgławicy jeśli nie w całej galaktyce. Tutejszego handlarza informacjami, Liary T’soni.

Antares i Tali łatwo przeszli przez środek placu. Ruch panował tutaj większy, gęściej było od spacerowiczów i interesantów. Po chwili byli już po przeciwnej części płyty. Tam, za zakrętem było kolejne przejście, a w nim schody. Wspięli się po nich na piętro. U ich szczytu znaleźli kawałek płaskiego terenu. Nieco z boku, prostopadle do przejścia stało biurko, za którym siedziała asari, ubrana bardzo podobnie do konsjerża. Zatrzymali się. Dalszą drogę zagradzały zamknięte drzwi. Uświadomiwszy sobie ten fakt, zwrócili do asari za biurkiem, kiedy ich spostrzegła, przerwała pracę i podniosła wzrok.

- Witam, nazywam się Antares Hitphist – powiedział Antares, skinąwszy lekko głową – ze mną jest Tali Zorah – quarianka uczyniła podobnie, gdy ją przedstawiał – Potrzebuję rozmowy z doktor T’soni. Może pani nas wpuścić?

- Dzień dobry. Bardzo mi przykro, doktor T’soni nie ma w gabinecie, poza tym, nie wspominała o nowych spotkaniach. Nic o tym nie wiem.

- Jest na Illium? – zapytała Tali – To ważne.

- Cóż, nie wiem czy mogę przekazywać takie dane, dostałam dokładne informacje od pani doktor… - zaczęła asari, a Tali i Antares wymienili spojrzenia.

- Proszę nam zaufać – wszedł jej w słowo Hitphist – Doktor T’soni nas dobrze zna. Jak powiedziała moja towarzyszka, to dla nas ważne.

Asari zrobiła niepewną minę, wciąż nie była jednak przekonana. Wahała się i było to widać.

- Skoro nie ma jej tutaj, to proszę nam powiedzieć gdzie jej szukać – powiedziała Tali – Prędzej czy później ją znajdziemy.

- A czy możecie mi państwo, powiedzieć coś, na podstawie czego mogłabym zweryfikować państwa tożsamość, a przede wszystkim wiarygodność? – poprosiła asari.

- Doktor Liara T’soni brała udział w wielu operacjach Przymierza, służyła na fregacie pod dowództwem komandora Sheparda, z którym łączyły ją silne więzi przyjaźni – wyrecytował Antares, uznał, że trzeba otwarcie powiedzieć kim są, skoro to mogło im teraz pomóc i przydać wiarygodności, o którą prosiła asari – Jestem kapitanem Sojuszu, to nie jest prywatna sprawa. Ale, jak pani słyszała, ważna. Niezwykle ważna.

- Cóż… - wyglądało na to że asari końcu da się nakłonić do udzielenia informacji na temat Liary – Ja nie wiem, gdzie pani doktor teraz przebywa, odleciała z planety już przedwczoraj. Nie mam zapisanego celu podróży, jedyne co wiem, to to, że dokądkolwiek się udała, poleciała w celach służbowych.

- Nie ma pani odczytu z ostatniego kontaktu? Na pewno rozmawiała pani z Liarą zanim dotarła ona na miejsce, prawda? – zapytała Tali z nadzieją w głosie.

- Tak, ale to jest meldunek z końcówki drogi, dalej mogła zmienić kierunek - odpowiedziała asari.

- Proszę nam go podać, w miarę możliwości. To nam wystarczy.

- Jeśli to państwu pomoże, proszę dać mi chwilę.

Asari ponownie pochyliła się nad swoim pulpitem i wbiła wzrok w ekran przed sobą. Jej palce przebiegły po klawiaturze, nowe obrazy na monitorze oświetliły jej twarz. Oczy przesuwały się z lewej strony na prawą. Po niecałej minucie poszukiwań dotarła do tego, czego szukała.

- Mam. Proszę, ostatni kontakt z doktor T’soni miał miejsce gdy była na granicy układu Rijada i Semper. Ostatni odczyt z pozycji pochodzi już zza pogranicza tego drugiego. Potem cisza. Nie wiem nic więcej – przeczytała asari i ponownie spojrzała na dwoje przybyszów.

Hitphist zaklął w myślach. Układ Semper. Paskudne miejsce. Niebezpieczeństwo tkwiło nawet w samych odwiedzających ten areał mgławicy. Rzucił okiem na Tali, ta też analizowała w duchu. Spojrzał ponownie na asari.

- Dziękuję – powiedział – Pomogła nam pani, mam jeszcze prośbę. Jeżeli doktor T’soni nawiąże kontakt w niedalekiej przyszłości, proszę jej przekazać, że pilnie potrzebujemy się z nią rozmawiać.

- Oczywiście, życzę pomyślnych łowów – uśmiechnęła się asari.

- Dziękujemy po dwakroć. Chodź, Tali – powiedział Antares, chwycił quariankę za rękę i pociągnął za sobą w dół schodów, którymi przyszli.

Zbiegli po nich szybko, a kiedy znaleźli się na dole, w drodze Tali spytała Hitphista:

- Układ Semper, to jest na granicy zbadanej części mgławicy, dalej jest już to, co pozostało po wybuchu supernowej?

- Dokładnie tak, Tali – odparł Hitphist – Nieprzyjemne miejsce. Będziemy musieli być bardzo ostrożni. Tam nie ma dobrych i złych sił, czy piratów i szanujących prawo pilotów. Tam jest tylko pustka, i to jest najgorsze. Układ Semper jest zazwyczaj odwiedzany w celach, o których lepiej nie wiedzieć nic. Nie wiem po co Liara tam poleciała, ale to musi być naprawdę poważna sprawa.

- Musimy się spieszyć, mamy dwa dni opóźnienia, jeśli wleciała daleko w głąb tej gromady, to jej tam nie znajdziemy.

- Właśnie, kolejna rzecz, która mnie martwi. Poleciała w celach służbowych, więc będzie starannie zacierać za sobą ślady. Nie wiem jak i czy w ogóle ją tam znajdziemy.

Mówiąc to, kapitan naprawdę wątpił w to, że uda się znaleźć okręt w miejscu zapomnianym przez Boga, w którym nie ma życia, jest tylko śmierć. Zadanie robiło się coraz trudniejsze. Układ Semper był niezwykle niebezpieczny, zjawiska tam zachodzące i ogólny klimat wywierały szczególny wpływ na ludzką psychikę. Każdemu odradzano wyprawę do tej gromady w pojedynkę. Gieroje, którzy byli zdania, że nic i nikt nie jest w stanie ich przestraszyć, nigdy stamtąd nie wracali, stając się częścią tego wielkiego grobu już na zawsze. Ci, którym udało się wrócić, należeli do niesamowicie małej grupki, jeszcze mniej liczni wracali stamtąd zdrowi.

Oni właśnie, przestrzegali przed tym miejscem, dlatego stało się ono najmniej uczęszczaną krawędzią mgławicy. Ostatni posterunek znajdował się kilka parseków przed granicą układów Rijada i Semper, na stacji orbitującej wokół planety Svijet. Nie należało jednak, martwić się na zapas, należało jak najszybciej dotrzeć do granicy gromady Semper i tam zacząć poszukiwania.

Antares i Tali szli szybkim krokiem przez Nos Astrę. Nie tego się spodziewali po przylocie na tę planetę. Nie zastali Liary, która była im potrzebna, teraz musieli ją odnaleźć. Oboje byli pochłonięci własnymi myślami. Dotarcie do układu Semper, nie stanowiło problemu. Problem mogła stanowić jedynie odległość, a dalej, już w otchłani pustkowia, namierzenie okrętu wielkości frachtowca. Czekało ich trudne zadanie. Kiedy byli już w korytarzu, dokładnie w środku Nos Astry i skręcali właśnie w część oficjalną stolicy, milczenie przerwała Tali:

- Zanim tam polecimy trzeba sprawdzić wszystkie odczyty, upewnić się że tam jest bezpiecznie, Liara mogła znaleźć moment w którym nie było zagrożenia, a tam nie wiadomo nic, może wydarzyć się wszystko. Przydadzą nam się dane z ostatniej stacji przez granicą. Masz jakiś pomysł co zrobimy żeby ją namierzyć?

- Raczej nie, mam nadzieję, że to ona znajdzie nas, bo przy możliwościach jej statku, jesteśmy właściwie bezradni. Okaże się na miejscu, tam będziemy myśleć co robić. Właściwie nie wiemy, czy ona tam rzeczywiście jest, stamtąd pochodzi jedynie ostatni zapis pozycji. Zobaczymy też, co powiedzą nam na Svijet.

- Wiem, ale chyba warto od tego zacząć, co?

- Tak, teraz skupmy się na dotarciu do układu Semper.

Po tej krótkiej rozmowie byli już w przejściu prowadzącym do portu przeładunkowego, a stamtąd już na właściwe lądowisko i do doku numer czterdzieści cztery trafili w sumie momentalnie. Po drodze Antares popatrzył jeszcze za przeszkloną ścianę w korytarzu. Owego, małego statku już nie było, a wszystkie przyrządy do tankowania i stanowiska obsługi w należytym porządku oczekiwały na kolejnego przyjezdnego. Po chwili kroczyli już przez płytę lądowiska, depcząc po wymalowanych białą farbą dwóch wielkich czwórkach, zmierzając do rampy wejściowej Oriona. Po kolejnej chwili weszli po niej na pokład, gdzie zajęli się przygotowaniem statku do startu. Hitphist zabrał od quarianki karabin, który zdjęła z pleców razem z pokrowcem i odłożył go wraz ze swoim do szafki, która znajdowała się w ładowni, obok samochodu. Pełniła ona funkcję zbrojowni i magazynu amunicji małokalibrowej, oraz dodatków do broni. Tam również mieścił się nieduży magazyn z zasobnikami amunicyjnymi do głównych dział Oriona i działek obrony pokładowej.

Antares wrócił do pasażerskiego pomieszczenia, a Tali wspięła się po malutkiej drabince, którą można się było dostać do koi oraz do górnej kabiny, gdzie mieściły się przyrządy dla nawigatora. Tam zamierzała znaleźć potrzebne informacje na temat otoczenia jak i samego układu Semper, gdyż znajdował się tam główny dysk systemu ich statku. Jeżeli dane w serwerze Oriona nie okażą się wystarczające, wtedy trzeba będzie także zasięgnąć języka na stacji Svijet. Quarianka uruchomiła wszystkie podzespoły i zaczęła przedzierać się przez pliki jakie mieli zapisane w bazie danych, by odszukać te, które będą im najbardziej przydatne. Usłyszała przez otwarty właz, że Antares zamknął już rampę.

- Tali, możemy lecieć? – zapytał.

- Tak, próbuję znaleźć to, co mamy na temat tego układu.

- Dobrze, wyprowadzę statek na orbitę i przygotuję kąt i odchył trajektorii lotu – Tali usłyszała że przeszedł do kokpitu - Pokład szczelny, startujemy.

Hitphist faktycznie znajdował się już w kokpicie, usiadł w fotelu pilota i rozejrzał się. Poruszył palcami ster i sięgnął do wspornika owiewki by włączyć silniki. Przełączył dźwignie, a cały pokład zadrżał gdy dwa motory napędowe Oriona ponownie poczuły w sobie życie. Kapitan włączył mikrofon. Na końcu zamknął jeszcze okienka w kabinie.

- Wieża Illium dla SLR Orion – powiedział aktywując inne, mniejsze podzespoły potrzebne do lotu i zwalniając pazury lądownicze w płycie lądowiska.

- Zgłaszam się – odpowiedział któryś z kontrolerów.

- Proszę o pozwolenie na start z doku numer czterdzieści cztery.

- Zrozumiałem, Orion czekaj na weryfikację. Gotowe, możesz startować. Zapraszamy ponownie.

- Dziękuję, bez odbioru, do miłego – odpowiedział Hitphist i pchnął powolutku przepustnicę. Orion zaczął się wznosić ponad lądowisko.

Pomiędzy fotelami pilotów na ich statku była jedna dźwignia przepustnicy, do sterowania dyszami silników skierowanych w dół. Zamontowana tak, by umożliwiać manipulacje nią z obu stanowisk pilotów. Popchnięcie dźwigni skutkowało otwarciem przepustnicy, przyciągnięcie jej do siebie, miało efekt odwrotny. Otwieranie i zamykanie tych przepustnic umożliwiało lot w pionie oraz zawis.

W kabinie, przy każdym z miejsc pilotów, znajdowały się również cztery pedały. Dwa zamontowane z prawej strony, dla prawej stopy, zawiadywały przyspieszeniem i hamowaniem, to znaczy ciągiem wstecznym służącym do lotu do tyłu, bowiem na dyszach silników skierowanych w tył, założono złącza ciągu wstecznego, które kierowały spaliny w kierunku przeciwnym do właściwego. Prawy z pedałów, pozwalał na przyspieszanie, a lewy na hamowanie.

Dwa z lewej strony, z kolei dla lewej stopy pilota, obsługiwały ster kierunku, który dawał możliwość skrętu w prawo bądź w lewo, za co odpowiadały odpowiednio pedał prawy i lewy. Całości dopełniał wolant, który regulował odchył lotek i steru wysokości po osiągnięciu prędkości przelotowej. W rezultacie skutkowało to przechyłem kadłuba Oriona w daną stronę, oraz panel sterowania silnikami manewrowymi, które zazwyczaj obsługiwał drugi pilot, pomagając głównemu, przy przemieszczaniu się w trudnych warunkach.

Orion wisiał już nad lądowiskiem, Antares wcisnął lewy z dwóch prawych przycisków nożnych. Statek zaczął się wytaczać z tunelu, tak jak wleciał. Wtenczas, gdy był już cały poza wlotem, Antares skręcił ster i jeszcze bardziej otworzył przepustnicę i wcisnął pedał przyspieszenia. Okręt ruszył na wprost. Hitphist schował także podesty do lądowania w kadłubie i wyrównał. Coraz bardziej oddalali się od Illuim. Po osiągnięciu minimum prędkości przelotowej, całkowicie zamknął przepływ przez dolne dysze. Dzięki temu statek jeszcze przyspieszył, leciał gładko. Miał więcej siły by rozcinać próżnię i kosmiczne obłoki. Swobodnie przeszedł przez atmosferę, pozostawiając glob za sobą, zmierzając w usianą błyskami gwiazd, czarną czeluść.

Po osiągnięciu odpowiedniej prędkości, silniki pracowały ciszej, bo weszły na wysokie obroty, co wiązało się z mniejszym zużyciem paliwa. Antares pilotował, Tali przeszukiwała bazę danych Oriona. Po lewej stronie mijali właśnie kawały ogromnego obiektu na orbicie Illium, który dawniej był przekaźnikiem masy. Teraz rozkawałkowany, zniszczony, nie nadawał się już do niczego. Dlatego bardzo użytecznym okazało się instalowanie napędu, umożliwiającego lot z prędkością nadświetlną we właściwie każdej jednostce. Często używano również przyrządów do tego celu, w postaci pierścieni, które umożliwiały lot z wysokimi prędkościami. Takich latających zbiorników paliwa, do których przyłączano jednostki. Po przylocie w pobliże miejsca przeznaczenia, statek odłączał się i leciał dalej już o własnych siłach.

Tali wysłała Hitphistowi dane dotyczące dalszego lotu. Ten, wprowadził je do systemu, a skanery rozpoczęły pracę. Przed lotem z prędkością wyższą lub równą prędkości światła, konieczna była całkowita pewność, że na szlaku nie znajdzie się nic, co mogłoby zagrozić maszynie. Ten proces był już w toku. Według procedury, pilot czekał aż zakończy się on pozytywnie, by można było lecieć bezpiecznie. Proces jednak trwał. To bywało czasami frustrujące. Do tego czasu jego zakończenia, Hitphist prowadził statek ręcznie.

- Jak ci idzie, Tali? – zapytał quariankę przez interkom Oriona.

- Całkiem dobrze, nie sądziłam, że kiedykolwiek uzbieramy tyle wiadomości o tym miejscu. To informacje z gatunku tych, które lepiej żeby były, bo kiedyś mogą się przydać.

- Fakt. Tyle tylko, że z reguły rzeczy właśnie tego typu, nie przydają się nigdy – odparł z uśmiechem.

- Tak właśnie – zachichotała Tali – Tak zazwyczaj bywa. Wyjątek potwierdza regułę. Już kończę i pokażę ci, co mamy.

- Dobrze, komputer też kończy pracę, zaraz będziemy gotowi do skoku w nadświetlną – po paru sekundach, proces istotnie dobiegł końca, można zaczynać – Gotowe Tali, przygotuj się.

Przed skokiem w prędkość nadświetlną zazwyczaj zasłaniali wszystkie okna w poszyciu zewnętrznymi roletami. Szklane kompozyty owiewek kokpitu, kabiny nawigatora i paru okien, stanowiły najsłabsze elementy opancerzenia poszycia. Na czas każdej walki z reguły zamykali właśnie te szklane powierzchnie, by ujednolicić i wzmocnić ochronę statku. Najczęściej jednak rezygnowali z osłon owiewki w kokpicie, na rzecz lepszej widoczności. Jak kabina była zasłonięta, automatycznie włączał się system, który generował wszystkie wskazówki, odczyty, sztuczny horyzont oraz mapy i cyfrowe projekcje tego, co znajdowało się za owiewką, bezpośrednio na niej. Obraz na zasłoniętej owiewce był wierną imitacją rzeczywistości, wiadomym jest jednak, że nie był w stanie jej zastąpić. Była to jedynie pomoc. Co innego, reszta okien w kadłubie. Te, nie były tak bardzo potrzebne, dlatego też, na czas działań bojowych były osłaniane z zewnątrz. Drugą sprawą była podróż z prędkością nadświetlną. Wtedy wszechświat widziany z wnętrza statku zlewał się w jaskrawą i niekształtną masę. Był to nieprzyjemny widok, męczył wzrok i sprawiał, że na długo po odwróceniu oczu pod powiekami mieniły się kolorowe plamy. Taka perspektywa psuła komfort podróży, mniej odpornych przyprawiać mogła o mdłości bądź inne przypadłości, organizmowi nieprzychylne.

- Już. Trasa przeliczona, wektory przygotowane. Rozpoczynam procedurę – powiedział Hitphist, sięgnął do przełącznika i włączył mechanizmy które zasłaniały górną kabinę, owiewkę kokpitu i okna statku zewnętrzną roletą, a gdy to się stało, kontynuował – Uwaga, skaczemy za pięć, cztery, trzy, dwa... – chwycił razem kilka manetek i docisnął pedał przyspieszenia do deski.

Wszechświat przed nimi na ułamek sekundy się zatrzymał, ale zaraz potem wydłużył, rozciągnął i stał jednym. Następnie zaczął się przesuwać w coraz szybszym tempie, aż w końcu utworzył jednolitą masą, emitującą jaskrawe światło, które miało im towarzyszyć aż do końca podróży. Wszystko to, działo się już za zasłoniętą owiewką, dlatego kapitan nie miał najmniejszych problemów w śledzeniu odczytów skanerów oraz postawieniu wniosku, że lot na całości zaplanowanej trasy przebiega prawidłowo i bez zarzutu. Wszystko było w porządku.

- Co tam? – zapytała Tali.

- Wszystko gra. Nabraliśmy właściwej prędkości, mamy przed sobą kilkadziesiąt minut lotu do celu – odparł Antares i przetarł dłońmi twarz.

Usłyszał, że Tali schodzi z górnej kabiny. Przeciągnął się i wstał. Przeszedł przez kokpit, przez ramię rzuciwszy jeszcze okiem na odczyty na owiewce, udał się do głównego pomieszczenia statku. Tam, skierował się do stołu, gdzie usiadł i zajął się robieniem herbaty. Tali była już na dolnym pokładzie. Niosła w ręce datpad, najpewniej z informacjami jakie udało się jej zdobyć w czasie kiedy Hitphist wyprowadził Oriona z hangaru i przygotował go do lotu w nadświetlnej. Nie miała hełmu. Była już na tyle przyzwyczajona do warunków biologiczno - chemicznych panujących na Orionie, że umożliwiało jej to normalne funkcjonowanie bez hełmu i czasami nawet zmianę kombinezonu na swobodne ubranie.

Jej bystre, szare oczy połyskiwały w półmroku jaki panował wewnątrz statku. Usiadła obok Hitphista i położyła datpad na stole. Antares ustawił przed nią jej kubek z parującym, brązowym płynem. Początkowo Tali nie była zwolenniczką herbaty, ale pewnego razu poczęstowała się i na dobre zaprzyjaźniła z trunkiem, jakim był napar z liści. Hitphist także zamierzał uraczyć się gorącym napojem. Bywało, że na pokładzie w trakcie podróży w nadświetlnej robiło się chłodno.

- Jak tam? – spytała quarianka, spoglądając na jego twarz.

- Całkiem dobrze, ale mam obawy odnośnie zadania. Nie wiem jak znajdziemy Liarę w tym układzie. Nie wiem jak tam w ogóle będzie. To miejsce nie należy do urokliwych, nie bez powodu jest omijane przez wszystkich pilotów w tamtej części mgławicy – odparł patrząc jej w oczy – Udało ci się coś znaleźć na ten temat?

- Tak – Tali wzięła do ręki datpad, by posiłkować się informacjami na nim zawartymi – Tak jak powiedziałeś, układ Semper odwiedzają tylko poszukiwacze przygód, swego rodzaju turyści, czy amatorzy dreszczyku adrenaliny.

- Zgadza się – potwierdził Antares i wziął mały łyk ze swojego kubka.

Obserwował szare oczy quarianki, gdy poczęły wędrować od lewej do prawej strony, gdy czytała szybko dane na datpadzie. Jej tęczówki otoczone były niebiesko fosforyzującymi okręgami, co razem dawało wizualnie niesamowity efekt. Jej szare włosy, teraz związane w warkocz, opadały na plecy. Z przodu, zostawiła sobie jeden dłuższy kosmyk, który sięgał poniżej ust, więc był często przez nią odgarniany za ucho. Tali często wiązała sobie też cieniutkie, długie warkoczyki, które ładnie komponowały się z całością jej fryzury. Wiedziała, że Hitphist je lubił.

Stanowiła dla niego ideał. Na wszystkie kobiety patrzył przez pryzmat tej jedynej quarianki, każda chwila spędzona z Tali sprawiała mu przyjemność, cieszył się tym, że z nim jest. Że zmieniła Normandię na Oriona po skończonej wojnie. Po zakończeniu tejże, nieco odsunęli się od Przymierza, latali we własnym zakresie i sami wydawali sobie rozkazy. Chcieli niezależności. Osiągnęli to, wypełniając zadania za pieniądze, wiodąc życie najemników, jednakże starannie wybierając pracodawców, żyjąc według najwyższych wartości. Aż do czasu, gdy znowu stali się potrzebni Sojuszowi. Ponownie stanęli w jego szeregach, czując dumę i zaszczyt, mogąc nadal walczyć o dobro ludzkości i bronić jej.

Antares przyglądał się jej ślicznej twarzy, patrzył i zarazem podziwiał, zdając sobie sprawę, że jest wybrańcem, że naprawdę niewielu dane było zobaczyć te delikatne rysy, ładnie zaokrąglone kości policzkowe, bezkonkurencyjnie wyprofilowany nos, oraz ciemniejsze, poziome kreski na środkach policzków, co nadawało nieco drapieżności i temperamentu całej jej buzi.

- Układ Semper jest najdalszym krańcem i zarazem granicą znanej nam mgławicy – zaczęła Tali, zerkając w dane na datpadzie – W jego centrum wiele lat temu doszło do wybuchu supernowej. W jądrze masywnej gwiazdy, Ispas Rho, przestały zachodzić reakcje termojądrowe i pozbawiona ciśnienia promieniowania gwiazda, zaczęła zapadać się pod własnym ciężarem, lub tak długo pobierała masę z sąsiedniej gwiazdy, aż przekroczyła masę Chandrasekhara, co spowodowało eksplozję termojądrową. W obydwu przypadkach, następująca eksplozja z ogromną siłą wyrzuciła w przestrzeń większość lub całą materię gwiazdy. Utworzona w ten sposób mgławica jest bardzo nietrwała i uległa całkowitemu zniszczeniu już po okresie kilkudziesięciu tysięcy lat, znikając zupełnie bez śladu. Zniszczeniu uległo wszystko, gwiazdy, planety. W promieniu wielu parseków nie zostało nic. Ale im dalej od epicentrum, ostawało się coraz częściej i coraz więcej szczątków tamtego świata. Eksplozja miała ograniczony zasięg. Na całym obszarze nie przetrwała żadna funkcjonująca gwiazda. To znaczy, żadna nie działa tak jak powinna zwykła gwiazda, czyli nie oświetla i nie ogrzewa swojego układu. Cały Semper zatem, jest ciemny i zimny. Tam nie ma życia. Pustka działa przytłaczająco na odczuwanie. Dlatego panujące tam warunki nie odbijają się na psychice zbyt pozytywnie. Będziemy musieli bardzo tam na siebie uważać. Odnotowano wiele przypadków, gdzie okręty leciały pod kontrolą pilota w czarną dziurę, czy na spotkanie z asteroidą. Niektórzy słyszeli głosy, inni widzieli zjawy, mieli przywidzenia i wizje różnego rodzaju. Wzmaga się klaustrofobia. Zdecydowana większość takich wypadków kończyła się śmiercią. Panuje tam bardzo specyficzny klimat. Poprzez wybuch, została również zachwiana równowaga magnetyczna. Dlatego wiele przyrządów wariuje, bądź podaje sprzeczne dane i urywa się łączność.

- Masz coś o bezpieczeństwie? Kiedy występuje zagrożenie?

- Tak, posłuchaj - Tali pociągnęła łyk herbaty i opowiadała dalej - W centrum, po wybuchu, z Ispas Rho pozostał pulsar, który już zaczął przekształcać się w czarną dziurę. Będziemy mieli do czynienia z ewenementem. Światło już jest wchłaniane przez czarną dziurę, choć nie z taką siłą, jak to jest w przypadku z rozwiniętym zjawiskiem tego typu, a gwiazda neutronowa wciąż emituje impulsy promieniowania elektromagnetycznego. To jest niebezpieczne, bo impulsy już zdecydowanie rzadsze, są za to o wiele bardziej intensywne. Na stacji Svijet muszą mieć zegar pulsarowy i wiedzieć kiedy można tam wlecieć, a kiedy impuls jest blisko. A takowy powoduje duże szkody, pali całą elektronikę układów statków. Każdy, kto natknie się na taki impuls, pozostaje tym układzie właściwie na zawsze. Nie sposób go już odnaleźć, układ Semper stał się cmentarzyskiem wielu takich jednostek. Więc jest omijany przez zwykłych śmiertelników, ze względu zarówno na warunki tam panujące jak i na doraźne niebezpieczeństwo. Wybierają się tam tacy, którzy chcą ze sobą skończyć, poszukiwacze adrenaliny, czy ścigani przestępcy – quarianka ponownie napiła się naparu.

- Słowem, parszywe miejsce. A my musimy lecieć w jego sam środek. Śladem Liary. Będziemy regularnie wracać na granicę, by mieć łączność i nie stracić tam zmysłów – podsumował Hitphist, rzucając okiem na notatki - Naszą jedyną szansą jest to, że zobaczymy Anioła Śmierci ot tak, przez owiewkę, bo nijak go nie namierzymy.

- Właśnie, musimy liczyć na niesamowity zbieg okoliczności. Ostatnim punktem podróży przed wlotem w układ Semper będzie stacja, orbitująca wokół ostatniej planety, Svijet. To stacja skupiająca w sobie różnej maści najemników, z których większość, to odrzuty z wielu formacji wojskowych Przymierza. Oni ratują tych, którzy nie odlecieli zbyt daleko w głąb układu, aby można było ich przechwycić. Dysponują najświeższymi informacjami na temat aktywności Ispas Rho.

- I zegarem pulsarowym – dodał Antares.

- Tak, to też – ciągnęła Tali - Wokół stacji dryfują boje radiolokacyjne, służące poprawieniu nawigacji i podparciu jakości i zasięgu sygnałów, ale i tak niewiele to daje. Chmura wytworzona przez boje wnika jedynie na niewielką odległość do Semper. Mimo to, w pewnym stopniu jest użyteczna i relatywnie skuteczna. Na Svijet stacjonują najlepsi i najbardziej odporni na jego oddziaływanie. Łącznościowcy, nawigatorzy, mechanicy i ratownicy zespołów szybkiego reagowania. Na pewno nas wywołają kiedy wyjdziemy z nadprzestrzeni. Wtedy też, spróbujmy znowu skontaktować się z Liarą.

- Dobry pomysł – Hitphist skinał głową.

- To by było właściwie wszystko. Reszta informacji się powtarza, ale może na stacji powiedzą nam coś więcej. Ile jeszcze mamy czasu?

- Jesteśmy w połowie drogi.

W połowie drogi lotem nadświetlnym zazwyczaj temperatura na pokładzie spadała o parę stopni. Tali odłożyła datpad na stół i sięgnęła po drugi, który zostawiła na półce obok akwarium. Uruchomiła go, podkurczyła nogi, kładąc je na siedzeniu. Ułożyła wygodnie i oparła o Antaresa, przytulając się. Quarianka wznowiła lekturę, Hitphist zdążył już zapomnieć, jaki tytuł nosiła książka, którą czytała. Nie chciał po raz wtóry się dopytywać. Twierdził, że on sam czyta zbyt mało i zbyt rzadko. Otoczył jej ramiona swoim i pogrążył się w rozmyślaniach.

Szansa powodzenia była nikła, ale jednak istniała. Musieli stawić czoło temu, co na nich czekało w mrocznej głębinie, w rozpadlinie świata. I samym sobie. Liara miała nad nimi kilkadziesiąt godzin przewagi. Plan zakładał poszukiwania w układzie Semper oraz regularne powroty do strefy, gdzie byli w stanie nawiązać łączność, by sprawdzać wiadomości, gdyż na tyle pozwalał zasięg, wzmacniany jeszcze przez boje radiolokacyjne, rozmieszczone w pobliżu stacji Svijet. Druga połowa drogi zleciała im szybciej niż pierwsza. Siedzieli przytuleni rozgrzewając się łykami herbaty, która coraz mocniej stygła. Gdy opróżnili kubki, Tali odkleiła się od Hitphista i wstała. Pozbierała naczynia, a po następnej chwili odezwał się sygnał z konsolety, który informował o osiągnięciu dziewięćdziesięciu sześciu procent trasy. Należało zająć stanowiska i przygotować się do wyprowadzenia statku z prędkości nadświetlnej i wytraceniu energii nagromadzonej w czasie lotu.

Antares także wstał i udał się do kabiny. Przesuwane drzwi otwarły się przed nim, przeszedł między dwoma fotelami i usiadł na pozycji kapitana. Przebiegł palcami po przyrządach. Spojrzał na skaner, czas lotu dobiegał końca. Układ Semper czekał. Ustawił swój mikrofon na częstotliwości interkomu statku.

- Tali jestem na stanowisku, gotów do wyjścia z nadprzestrzeni.

- W porządku, ja też. Za chwilę koniec trasy. Wychodzimy za niecałą minutę. Otwieram zasłony.

Kapitan zmrużył oczy. Po słowach quarianki otwarła się osłona owiewki. Jaskrawe, jasnoniebieskie światło momentalnie wlało się do kabiny. Widok był nieprzyjemny. Antares ponownie chwycił razem parę przełączników i wszechświat przed nimi jeszcze raz zlał się w bezkształtną masę, niebieskawe zabarwienie zaczęło mieszać się z czernią otchłani. Stopniowo rozmywać i następnie powoli zanikać. Widoczność wzrastała. Ryk silników nieco zelżał, gdy Hitphist wyłączył te, które zapewniały napęd nadświetlny, następnie uruchomił kondensatory, które pracując, także wydawały pomruk. Kondensatory, miały za zadanie rozładować energię natarcia lotu z prędkością nadświetlną. Odbywało dzięki płatom wysuwanym z kadłuba w strategicznych miejscach, a sama reakcja poprzez oddziaływanie z polem geomagnetycznym najbliższego ciała niebieskiego, jakim była akurat planeta Svijet, otoczona wieloma kawałkami kosmicznych skał, pozostałości po zniszczonej w wybuchu części mgławicy. Asteroidy były coraz lepiej widoczne przez owiewkę. Pokładem zatrzęsło, gdy proces wytracania energii osiągnął apogeum. Niebieska poświata prawie całkowicie zniknęła. Lecieli pomiędzy większymi i mniejszymi asteroidami. Niektóre były większe od całego Oriona, a najmniejsze, rozmiarów człowieka. Widok przypominał nieco rodzinę Hildy. Mijali także, kilkumetrowe anteny, postawione na statywach kształtu beczki, które unosiły się w próżni. Końcówki anten błyskały zielonymi znacznikami, czasami wymijali i takie, których diody świeciły jednostajnie na czerwono. Całość tych urządzeń była zużyta w najróżniejszym stopniu, od dryfujących, przywęglonych kawałków, do urządzeń nowych, ewidentnie niedawno umieszczonych na swoim miejscu.

Były to boje radiolokacyjne. Pierwsze efekty interakcji z bliskością układu Semper już były. Objawiły się głównie za pośrednictwem spadku zasięgu łączności i obniżeniu wartości innych wskaźników. Działających boi nie było wiele, więc poprawa zasięgu mogła być zauważalna jedynie w okolicy stacji Svijet, gdzie zgromadzone były najgęściej. Antares, manewrując wolantem, co rusz zmieniał kurs, omijając skały i boje. Im byli bliżej stacji, tym obiektów było więcej. Więcej i ich zachowanie było bardziej nieprzewidywalne. Coraz bliżej widniała gazowa planeta, szaro - burej barwy, wokół której orbitowała stacja Svijet. Planeta wyglądała niepozornie, rozmiarami odpowiadająca Marsowi. Sama stacja była na razie zarysem. Za nią, oraz za planetą rozciągała się mało przyjemna sceneria. Hitphistowi w kokpicie i Tali w kabinie nawigatora ukazał się widok oszałamiający, jeśli nie zatrważający. Na obszarze tak wielkim, że nie obejmowała go w całości owiewka kabiny Oriona, kosmos był zupełnie czarny. Powodował nieprzyjemne skojarzenia, przerażał.

Ciemność, pustka, śmierć. Anomalia, gdy w jakimkolwiek innym miejscu w mgławicy, czerń wszechświata jest usiana kropkami gwiazd, komet, satelitów i planet. Tam nie było nic. Absolutnie nic. Bezgwiezdna, mroczna otchłań.

Zbliżali się do stacji. Prowadziła do niej trasa, składająca się boi radiolokacyjnych ułożonych w jako taki szpaler. W miarę lotu, coraz bardziej regularny. Po chwili boje były ułożone już całkiem systematycznie, jedna naprzeciwko drugiej w odległości około czterdziestu metrów. Odstęp wahał się czasami od trzydziestu kilku metrów do nawet około sześćdziesięciu.

Tak więc, boje szybko migały po obu stronach statku. Rosła także sama stacja. Już można było rozpoznać jej dokładny kształt. Svijet wyglądała jak trójramienny shuriken. Na środku znajdowała się stożkowa konstrukcja, a każde z ramion liczyło sobie trzysta metrów długości i niemal dwieście szerokości w najszerszym punkcie.

Kiedy podlecieli bliżej, dostrzegli, że na stacji w naprawdę niewielu oknach paliło się światło. Służba tam, należała do chyba najtrudniejszych. Najemnicy stacjonujący na Svijet musieli stanowić niezwykle zgrany zespół. Można zaryzykować stwierdzenie, że Svijet była ostatnim źródłem światła przed wlotem w układ Semper. W bliskości stacji, poprawiła się nieco jakość łączności, co zostało zasygnalizowane przez odpowiedni znacznik w kokpicie.

- Wszystko jest w porządku – głos Tali rozbrzmiał w głośnikach kokpitu – Pozycja się zgadza, jesteśmy dokładnie tam, gdzie powinniśmy być. Idę do ciebie.

Po chwili otwarły się małe drzwi oddzielające kokpit od reszty statku i quarianka wślizgnęła się do środka. Zajęła miejsce obok Hitphista na fotelu drugiego pilota.

- Nie wygląda to zbyt obiecująco – powiedział Antares krzywiąc się.

- Nie mamy wyboru – Tali rzuciła okiem na wskazówki zegarów na konsolecie przed sobą – Zaraz będziemy w zasięgu łączności. Rozstawili wiele boi radiolokacyjnych. Spójrz, jakość rozmowy jest trochę lepsza – zauważyła quarianka, patrząc na miernik.

- Widziałem, ale bardzo dużo z tych boi w ogóle nie działa – odparł Antares, wnioskując po czerwonych światełkach na końcach anten, niektórych urządzeń, bądź tych w ogóle nie świecących.

- Tak, ale dzięki tym sprawnym nie ma potrzeby, by podchodzić naprawdę blisko stacji tylko po to, żeby nawiązać kontakt. Pole magnetyczne Semper już zdążyło nas ograniczyć i to bardzo.

- Wiem, mam bardzo złe przeczucia – rzekł Hitphist i ścisnął mocniej wolant.

To był dopiero początek, zaledwie preludium. A oni już byli na przegranej pozycji. Zmierzali na poszukiwania po omacku, w miejsce nieznane, w dodatku niezwykle niebezpieczne. Sytuacja w żaden sposób nie napawała optymizmem. Układ Semper zdążył już wpłynąć nie tylko na podzespoły Oriona. Zarówno Antares, jak i Tali poczuli się przygnębieni i zmęczeni.

- Trzeba jeszcze nawiązać kontakt z Liarą – powiedział Hitphist.

Tym razem Tali próbowała wywołać okręt doktor T’Soni. Jednakże bez skutku. Po kilku próbach nie było odpowiedzi. Tymczasem Svijet była coraz bliżej. Shuriken stacji urósł już do pokaźnych rozmiarów. Jego poszycie było w wielu miejscach naderwane, pogięte, lub uszkodzone w inny sposób. Sporego kawałka jednego z ramion w ogóle brakowało. Skanery bliskiego i dalekiego zasięgu nie wykrywały żadnych innych maszyn w otoczeniu. Z pogłębiającego się zamyślenia wyrwał ich ostry głos wydobywający się z głośników.

- Stacja Svijet do niezidentyfikowanego statku, wlatujecie w zamkniętą strefę! Tu Ikar, jeśli słyszysz, podaj swoje dane.

Głos był nieprzyjemny, solidnie zresztą zachrypnięty. Antares zamrugał, przełączył mikrofon i udzielił odpowiedzi:

- Tu SLR Orion, mówi kapitan Antares Hitphist. Jak zrozumiałeś?

- Na cztery. Dokąd lecisz i skąd się tu wziąłeś? Odbij w lewo, przechwycimy twój statek, coraz mocniej cię znosi w stronę Semper.

- Zrozumiałem, Ikar – odparł kapitan – Nie podejmuj żadnych działań, zmierzam do Semper z misją poszukiwawczą.

- Chybaś rozum stracił, kapitanie! Stamtąd nikt nie wraca! Odbij w lewo, powtarzam!

- Nie mogę, mam zadanie do wykonania. Ikar, musicie mieć na stacji zegar pulsarowy. Proszę o informacje na temat Ispas Rho – Antares silił się, by brzmieć równie pewnie co Ikar.

- Cóż, ja cię zatrzymać, Hitphist, nie mogę. Twoja wola, widzę jednak, że to zadanie musi być niesamowicie ważne. Dobra. Zaraz ci tu powiem, czym dysponuję. Czekaj – Ikar ucichł na chwilę.

Ani Tali, ani Antares nie przerywali milczenia. Stacja była już na wyciągnięcie ręki. Czarna czeluść także. Wyglądało to tak, jakby mały stateczek na morzu, próbował umknąć przed gigantyczną falą tsunami. Tak przedstawiał się stosunek wielkości stacji do otchłani która otwierała się za nią. Tylko patrzeć, aż Svijet zostanie przez nią wchłonięta.

- Orion, jesteś? – Ikar wznowił po krótkiej chwili połączenie, które nieco zyskało na jakości, co dało się już dostrzec.

- Jestem – potwierdził Antares – Co masz dla mnie?

- Słuchaj kapitanie, w tej chwili realnego zagrożenia ze strony pulsara nie ma. Ostatni błysk został odnotowany relatywnie niedawno, więc przez kilka najbliższych dni, jeśli nie tygodni będzie spokój. Takie są prognozy.

- Przyjąłem. Niedawno, to znaczy kiedy?

- Dziewięć dni i cztery godziny temu.

Dziewięć dni. Od dziewięciu dni można bez większego ryzyka wlecieć do układu Semper. Więc Liara tam jest, bądź była. Albo jej nie było. Taką opcję też należało przecież brać pod uwagę, ale tej do siebie nie dopuszczali, mając nadzieję na znalezienie asari w tym układzie. Tak czy inaczej, musieli tam wleceć, by wciąż iść po śladach. Po nitce do kłębka. Tymczasem w głośnikach dało się słyszeć głośnie kichnięcie, a potem następne.

- Gdzie żeście się tak, Ikar, załatwili? – zażartował Antares.

- Ech – usłyszeli jak Ikar pociąga nosem – Daj spokój.

- Lecę śladem dużego okrętu, wielkości frachtowca – podjął Hitphist – Mógł się tutaj pojawić w ciągu ostatnich trzech dni. Wiesz coś o nim?

- Prowadzimy tutaj taki rejestr - odparł Ikar - Każda jednostka, która wlatuje do Semper i z niego wylatuje jest przez nas odnotowywana. Aczkolwiek, tych drugich jest zdecydowanie mniej. Ale odpowiadając na twoje pytanie, to nie. Nie mieliśmy tu okrętu większego od fregaty przez kilka, chyba nawet miesięcy.

- Zrozumiałem – odpowiedział Antares, oboje z Tali spodziewali się takiej odpowiedzi, to było do przewidzenia – Zamierzam wracać w zasięg łączności co jakiś czas, by odczytywać wiadomości.

- Przyjąłem. Hitphist, szukaj tego statku, ale uważaj, żebyś nie zgubił po drodze siebie.

- Przyjąłem. Zrozumiałem.

- Jeszcze jedno, jak go znajdziesz, to w miarę możliwości zamelduj się. Wpiszę ciebie i jego w kartotekę. Moim zadaniem jest notować przyloty i odloty. Taka procedura.

- W porządku, zrozumiałem.

- Powodzenia, bywaj w zdrowiu.

- Orion.

- Svijet.

Odczekali jeszcze chwilę, a po jej upływie, Tali wyłączyła interkom. Przepływali obok Svijet. Planetę mieli po swojej lewej stronie. Tak samo przesuwała się stacja. Shuriken przemieszczał się w stronę rufy statku. Mroczna czeluść otwierała swą paszczę, by połknąć kolejnych śmiałków, którzy odważyli się zakłócić jej spokój.

Antares przyspieszył, Tali korygowała kurs i obserwowała wskaźniki. Strzałka licznika, który pokazywał zasięgu połączeń, leciała coraz szybciej w kierunku zera. Quarianka zapobiegliwie uruchomiła systemy maskujące. W tym czasie doszło do tego, że niezmącona niczym czerń, była już nie tylko przed nimi, ale także rozciągała się po bokach. Byli na podwórku. Na przedpolu.

Na pokładzie słychać było tylko miarowy odgłos działających silników. Nie rozmawiali. Patrzyli przed siebie. Oddalali się coraz bardziej od względnie jasnej i bezpiecznej części mgławicy. Niedługo potem, czerń zamknęła się za nimi. Patrząc w tył, coraz więcej i więcej świetlistych kropek znikało, inne traciły swój blask. Wlecieli do ciemnego i zimnego grobu wielu istnień, planet i gwiazd.

Tali włączyła wszystkie cztery przednie szperacze, jakimi dysponował Orion. Ich światło rozpraszało nieco mrok, ale widać było, że ciemność ta, łatwo nie odda tego, co skrywa. Zdawało się, że reflektory nie świecą całą mocą. Jakby ich energia została uszczuplona i ograniczona.

Hitphist spojrzał na tabelę na wyświetlaczu. Ta, przedstawiała następujące wartości: paliwo: 97%, akumulatory: 95%, amunicja: 100%. Warunki dogodne do prowadzenia działań. Lecieli wciąż przed siebie. W całkowitym milczeniu. Cisza stawała się namacalna. Coraz bardziej intensywna. Coraz bardziej irytująca, ale żadne z nich nie śmiało przerywać jej śpiewu. Nie słyszeli nic. Tylko śpiew ciszy. Czuli się jak wyrzutki. Stopniowo dochodzili do wniosku, że nie powinni się tam znajdować. Że to był błąd. Narastał niepokój. Obawa poczęła przeradzać się w strach. Czuli się tak, jakby byli na dnie gigantycznie wielkiego zbiornika wodnego. Straszliwie głębokiego oceanu. Tam, gdzie nie ma światła, nie ma życia. Nie ma nic. Mrok obłapiał ich z każdej strony. Ruchy stały się gwałtowniejsze. Mniej skoordynowane. Tak oddziaływał układ Semper.

Śpiew ciszy.

Nic nie rozpraszało nieskazitelnego mroku przed nimi. Co jakiś czas mijali jakieś skrawki, kawałki niegdysiejszych ciał niebieskich. Wysuszonych, ciemnych, obranych z jakiejkolwiek żywej materii. Surowych obelisków przeklętego miejsca. Znaczników przeszłości.

Nagle kilkadziesiąt metrów przed nimi z ciemności wychynęła ściana. Antares szarpnął nagle sterami i skręcił, by wyminąć przeszkodę. Ściana okazała się owalem, a bardzo dawno temu mogła być planetą. Tyle tylko, że od strony, od której nadlatywali ziała w skalnej kuli wielka dziura, wielkości całego Oriona. A całość, po dokładniejszych oględzinach, okazała się mieć tylko w niewielkim stopniu kształt kuli. Cała bowiem, dla nich, górna część sfery była odcięta, jakby monstrualnym nożem. Idealnie równo. Gładziuteńkio na całej długości skazy. To dowodziło jak ogromne siły musiały tutaj działać, by dokonać takich zniszczeń. Przygoda ta, tylko na moment wyrwała ich z matni nieprzyjemnego odurzenia, jakie wywoływał klimat Semper. Znowu pogrążyli się zamyśleniu. Znowu nie widzieli nic przed sobą. Kilkanaście minut później zauważyli kolejną ciekawostkę. Po ich prawej stronie, światło refletkrów ukazało szczątki jakiegoś statku. Stał on nieruchomy, ciemny. Trumna pośród czarnej otchłani.

Jak cień.

Cień wieczności. Jej pomnik, który pozostanie tu na zawsze, póki nie zostanie pochłonięty przez żarłoczną siłę gwiazdy neutronowej, która wchłania nawet światło. Stamtąd nie uwolniło się jeszcze nic.

Była to jednostka dłuższa od Oriona. Jej dziób był w kawałkach. Większych i mniejszych. Ułożonych obok siebie, jakby przez wiele, wiele lat, najmniejszy powiew nie ruszył ich z miejsca. Tkwiły tutaj symbolizując wieczność. Będą tutaj dalej, przez kolejne lata, zakonserwowane, w miejscu, gdzie nie istniało pojęcie czasu. Rufa wyglądała na nieuszkodzoną. Przez dziurę w kadłubie widać było zamkniętą gródź. Antares i Tali woleli się nawet nie domyślać, co mogliby zastać na tym pokładzie. Mieli przed oczyma różne sceny. Wrak jednak przyciągał i zwodził.

Gdy minęli okręt – widmo, strach i poczucie zagubienia jeszcze się spotęgowało. Potem było tylko gorzej. Zaczęli tracić orientację. Przestali kontrolować skąd lecą i dokąd, coraz mniej rejestrowali co się z nimi dzieje. Ciemność. Wszędzie ciemność. Nic więcej. Zupełnie nic.

A po upływie małej chwili… usłyszeli coś, czego nigdy by się nie spodziewali usłyszeć. Kroki. Czyjeś kroki, za sobą. Na pokładzie pasażerskim. Spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli, czy odgłos pochodzi z ich własnych głów, czy faktycznie, ktoś jeszcze na Orionie był. Jeśli tak, spacerował powoli, ale ciężko stawiając stopy. I Antares i Tali wyjęli pistolety i położyli obok siebie, by były w pogotowiu, starając się robić jak najmniej hałasu. Nie mieli pojęcia, czego mogą się spodziewać za zasuniętymi drzwiami kokpitu. Bali się to sprawdzić. Serca podchodziły do gardeł, ilekroć kroki dało się słyszeć niebezpiecznie blisko drzwi. Trwało to jakiś czas. Wciąż lecieli przez mrok, wsłuchując się w śpiew ciszy, okazjonalnie doznając sensacji żołądkowych i gwałtownych skoków tętna, spowodowanych rzekomą obecnością trzeciego pasażera ich statku. Zorientowali się, że cokolwiek tam jest, na razie nie próbuje forsować przejścia do ich twierdzy, jaką stała się kabina. Pierwsze poczucie strachu, mogące z łatwością przyprawić o zawał, nieco zelżało, pozostała jedynie świadomość, że nie są sami. Lecieli dalej, nie mogąc pozbyć się natręta, który mógł się tam z nimi znajdować, jednak żadne z nich, nie zdobyło się na to, by sprawdzić, czy tak faktycznie jest.

W kokpicie prawie żaden wskaźnik nie podawał właściwej wartości. Zwłaszcza te, odpowiadające za lokalizację, aktualnie zbyt szybko zmieniały stawkę, bądź wykazywały sprzeczne wyniki. Nic nie wydawało się takie, jakie być powinno.

Czerń, strach. Śpiew ciszy.

Znowu zauważyli w oddali, przed sobą jakiś kształt. Także wyglądał na kulisty. Hitphist, jak we śnie, przez mgłę, powoli pchnął wolant, a Tali przesunęła przepustnicę, Orion obniżył lot. Coś, co już wypełniło całą owiewkę było ogromne. Po chwili zaczęło przesuwać się nad nimi. Nie widzieli krawędzi obiektu. Lecieli już dobrą chwilę, a czysta skała się nie kończyła.

Nareszcie, widać już było granicę, zaraz będzie można wyrównać…

W następnej chwili wydarzyło się wiele rzeczy na raz. Chwilowo ocknęli się z objęć Morfeusza. To wszystko zajęło mniej niż sekundę. Jeszcze w niej, dostrzegli kolejny kształt przed sobą. Inny niż napotkane dotąd. Ten był podłużny. W kilku miejscach oświetlony, jednak w tak przejmującej ciemności nie sposób było go dostrzec wcześniej, gdyż był jeszcze zasłaniany przez trupa planety pod którym właśnie przelatywali. Kształt ów, do złudzenia przypominał kadłub. W kolejnej sekundzie okazało się, że jest bliżej niż można było przypuszczać. W następnej, Antares już wiedział, że nie unikną zderzenia. W kolejnej, robił wszystko, co mógł, by do niego nie dopuścić, w czym wspierała go Tali. Sekundę przed kontaktem, Hitphist zaklął.

Dźwięk jaki wydało zetknięcie się dwóch korpusów statków w ciszy, jaka panowała w układzie Semper zabrzmiała jak straszliwa pobudka. Odgłos o takim natężeniu w tak cichym miejscu, wwiercił się w uszy niemal rozsadzając bębenki. To samo zresztą tyczyło się kwestii wykrywania. Zdradzili się, systemy maskujące były dalej bezużyteczne. Zostali zauważeni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania