Na gwiezdnym szlaku - Rozdział 4: Sezon burz

Rozdział 4

Sezon burz

 

Burta Oriona ześlizgnęła się po korpusie obcego okrętu, zdecydowanie większego. Obcy również się ożywił. Naraz mocniej zawarczały jego ogromne silniki. Antares wdusił pedał zawiadujący przyspieszeniem i zanurkował jednocześnie skręcając w lewo, co w efekcie dało przelot pod napotkaną jednostką. Manewr został przewidziany. Fregata zmieniła kurs i zrobiła zwrot. Dokładnie w kierunku, w którym odlatywał Orion. W połowie operacji, na swoje nieszczęście, znalazł się dokładnie na linii celowania wroga. Leciał prostopadle do burty okrętu. W jednej chwili skupiły się na nich wszystkie reflektory fregaty. To, że był to wróg, zostało przypieczętowane niedługo potem. Ściślej, gdy otworzył ogień.

- Tali, cała moc na osłonę rufy! – krzyknął Hitphist, próbując uniknąć trafienia. Z góry, z dołu i po bokach zaczęły ich mijać pociski smugowe rozświetlając mrok i świszcząc za iluminatorem owiewki wprawiając ją w okazjonalnie drgania. Odgłos wystrzałów zagłuszył wycie alarmów w kokpicie.

- Gotowe, ale przy takim natężeniu ostrzału nie wytrzymamy długo, nie ma dokąd uciekać! – odparła Tali niemniej podniesionym głosem, walcząc ze sterami – Co teraz?

- Musimy się gdzieś ukryć, szukać schronienia wśród tych obiektów, które mijaliśmy!

- Jak zaczniemy manewrować, zgubimy się!

- Nie mamy wyboru!

Hitphist kręcił, robił uniki, ale niewiele to dawało. Obrywali raz za razem. Raz za razem kadłubem gwałtownie wstrząsał wybuch, kiedy ładunek pocisku eksplodował po zetknięciu się z barierą ochronną. Energia osłon sukcesywnie spadała. Istotnie, nie mieli dokąd uciec. Nie mieli żadnych szans w walce z jednostką dysponującą taką siłą ognia, która zresztą w ogóle nie przypominała okrętu Liary T’Soni. Byli pod ostrzałem i ścigani. Przygody miały skończyć się tutaj. Mieli stać się najnowszym eksponatem upiornej wystawy. Kapitan rzucił okiem na wskaźnik osłon. Ten niebezpiecznie zbliżał się ku czerwonemu polu, którego wartością było zero.

- Chyba nas mają – powiedział w przestrzeń, pogodziwszy się już z tą myślą.

Lecieli dalej, na oślep, nie dbając o kierunek. W nikłej już nadziei na ucieczkę, na odwleczenie końca. Pociski smugowe wyprzedzały ich, przelatywały nad nimi, pod nimi i po bokach.

Nagle przed Orionem w ciemności ukazał się kolejny kształt. Jeszcze większy od któregokolwiek obiektu, jakie widzieli w tej mrocznej otchłani. Im bardziej się zbliżali, kształt zyskiwał coraz więcej szczegółów. Był to kolejny okręt. Ogromny. Jak się okazało wiele dłuższy i szerszy od tego, który ich ścigał. Kiedy wyłączył swoje systemy maskujące, momentalnie wypełnił widnokrąg. Jego poszycie było usiane prostokątnymi płatami, różnej wielkości, w których rozpoznali piorunochrony. Udało się! Anioł Śmierci stał przed nimi w całej swojej potężnej okazałości. Światła rozbłysły na całej długości jego kadłuba, przypominającego literę „T”.

Wrogi okręt, który wciąż deptał im po piętach zrobił zwrot. Orion był teraz dokładnie pomiędzy nimi. Hitphist ponownie targnął sterami i obniżył raptownie wysokość schodząc jednemu i drugiemu z linii strzału. Okazało się to właściwym rozwiązaniem. Główne działa Anioła Śmierci również bluznęły ogniem, wypluwając pociski. Pociski wielkości całych dział, w jakie wyposażony był Orion. Ciągnąc za sobą warkocze dymu i ognia przeleciały nad Orionem, niektóre zderzając się z hukiem z tymi, które wystrzelił ten drugi, a niektóre z stłumionym hukiem trafiły okręt, za nimi. Anioł Śmierci także dostał paroma głowicami, które zniknęły w kuli ognia, stykając się z jego tarczami energetycznymi.

Antares poprowadził statek pod Aniołem, znalazł się za nim, minąwszy mostek, skierował w górę. Wielki okręt wystrzelił drugą salwę. Orion zawrócił i zatrzymał się nad okrętem Liary. Teraz widzieli to, co ona. Ich protektor. Tymczasem wróg był już w trakcie odwrotu. Uszkodzenia były spore, ale nie całkowite. Wykluczające go jednak z dalszej walki. Jednostka zakończyła manewr i zrejterowała przed siebie, skąd ewakuowała, ryzykownie wchodząc w nadprzestrzeń.

Cały ten ciężki klimat układu Semper nieco zelżał. Czuli się pewniej przy tym wielkim okręcie. Zapomnieli o tajemniczym towarzyszu, który spacerował po pokładzie za zamkniętymi drzwiami. Mimo to jednak, pewne obawy wróciły. Ale o zmienionym charakterze.

- Jak stoimy, Tali? – zapytał Hitphist.

- Nie doszło do rozszczelnienia kadłuba. W żadnym miejscu. Większość energii została zużyta na osłony, zostało nam trzydzieści cztery procent mocy w akumulatorach. Niedługo trzeba będzie pomyśleć o ładowaniu.

- Dobrze – odparł Antares głośno wypuszczając powietrze i ocierając wierzchem dłoni zwilżoną potem twarz – Udało się – powiedział, samemu jeszcze w to nie wierząc – Znaleźliśmy ją.

- Wyczerpaliśmy tym limit szczęścia na jakieś pięćset lat – skomentowała quarianka, badając resztę wskaźników sygnalizacyjnych podzespołów Oriona – Wygląda na to, że prócz znacznego spadku energii i pewnie wielkiej rysy na poszyciu wszystko jest w porządku.

- Trzeba porozumieć się z Liarą – Antares zaczął wybierać odpowiedni kanał na komunikatorze przy sterach.

- Czekaj. Spójrz, przemieszcza się.

Antares podniósł głowę i popatrzył przez owiewkę. Okręt Liary, znajdujący się dotąd pod nimi, faktycznie ruszył z miejsca. Zaczął przesuwać się pod Orionem najpierw bardzo powoli, tak, że na czarnym tle praktycznie nie można było dostrzec że się porusza, ale z każdym metrem przyspieszał. Leciał coraz szybciej. Pancerne płyty piorunochronów przepływały teraz już i przed nimi. Poszycie zaczynało się kończyć, po chwili kadłub był przed owiewką, zwieńczony dyszami silników buchających ogniem.

Nie namyślając się długo, Hitphist i Tali podążyli za nim. Także przyspieszyli, by zrównać się z Aniołem. Lecieli tak jakiś czas, burta w burtę. Ponownie straciwszy zupełnie orientację, nie wiedzieli, czy lecą tam skąd przybyli, czy jeszcze głębiej w mrok układu. Czuli jedynie obecność wielkiej paszczy, gdzieś w sercu ciemnego grobu, która już poczęła wsysać wszystko co tam się znajdowało, nawet światło gwiazd, samemu też będąc kiedyś gwiazdą. Nie wiedzieli, czy lecą wprost w jej szczęki, czy też nie, czy oddalają się od tego przeklętego miejsca. Monotonia „krajobrazu” ponownie zaczęła działać przygnębiająco. Znowu wydawało się, że lecą przez bezkresny, czarny ocean, okazjonalnie tylko mijając ponure pominki funkcjonującego tu dawniej życia. Pasażer na gapę ponownie się ożywił. Jednak w jego zachowaniu nie odnotowali niczego nowego. Jakoś wewnętrznie zaufali Liarze. Doszli do wniosku, że wie co robi, co więcej, że chce by się udali jej śladem. W miarę lotu, stracili także poczucie czasu. Wskaźniki i zegary w kokpicie nadal nie pokazywały właściwych wartości. Lecieli dalej. Później nawet, kiedy przyzwyczaili się do obecności Anioła Śmierci, który przestał już stanowić rewelację, poprzez znajome już, poczucie zagubienia, przeradzające się w coraz szerzej pojmowaną panikę solidnie ubogaconą strachem, nie przeszło im przez myśl, by nawiązać kontakt. Nie zrobili tego na początku, zaraz po spotkaniu, zresztą, pewnie i tak nie pozwoliłyby na to warunki. Obyło się też bez mglistych majaków, przywidzeń. Uznali, że ten efekt wywołuje drugi ze statków.

Tali bezwiednie przyglądała się konsolecie i elektronicznym zegarom, które bez żadnej synchronizacji wyświetlały informacje. Od dłuższej chwili, opierając brodę na złączonych dłoniach, wpatrywała się tępo w radar, który wskazywał zasięg skutecznej łączności i stan danych radiowych.

Fakt, że wskazówka zasięgu skutecznej łączności znajduje się już na skraju zielonego pola i sunie coraz dalej w zieleń, zarejestrowała spory odstęp czasu od momentu, w którym to rzeczywiście nastąpiło. Ożywiona poderwała głowę znad pulpitu sterowni, chcąc poinformować o tym, nadal przymulonego Hitphista. Kiedy jednak podniosła wzrok, jej oczom ukazał się widok o jakim zdążyła już zapomnieć. Z wrażenia otwarły się jej lekko usta. Antares dostrzegł jej poruszenie i podążył za jej spojrzeniem. Przed nimi czerń była już rozproszona wieloma jasnymi punkcikami. Daleko przed nimi widniała też szara tarcza planety Svijet. Wracali. Pytanie tylko w jakim dokładnie punkcie się znajdowali. Odpowiedź przyszła po kolejnych kilkudziesięciu metrach w postaci szarawej beczki, z której wychodziły po obu stronach anteny, których końcówki migały na zielono.

- Boje radiolokacyjne! – głośno stwierdził kapitan.

- Już niedaleko! – zawtórowała uradowana quarianka – Za chwilę będziemy przy stacji.

Nagle oboje zdali sobie sprawę, że dochodzą do siebie. Radość, życie stopniowo wypełniało im dusze. Czuli się znowu potrzebni, wzrastała samoocena. Orientacja w czasie i przestrzeni. To samo działo się również w kokpice Oriona. Wskazówki zegarów wracały na swoje miejsca. Sam statek też wracał do życia. Słowem, wszystko powracało do normy.

Po kolejnej chwili, po raz kolejny wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Anioł Śmierci raptownie zwolnił, tak raptownie, że Orion znalazł się przed nim. Kiedy Hitphist spostrzegł to, zaaferowany bliskością granicy układów Semper i Rijada, także zwolnił i rozpoczął zwrot przez prawą burtę. Tali włączyła lewe siniki manewrowe by wesprzeć ster kierunku. Kiedy okręt Liary ponownie wypełnił owiewkę, także był w trakcie zwrotu, więc widzieli teraz jego lewą burtę. Kiedy manewr ten się zakończył, a pilot wyrównał, zniknął. Odleciał. Skoczył w nadprzestrzeń. Bez nawiązania kontaktu, bez podania pozycji końcowej, bez niczego. Był i nie ma. Zanim Antares i Tali zrozumieli co się właśnie stało, upłynęło okrągłe pięć sekund. Oboje nie dowierzali i nie docierało do nich, że Liara uratowała ich, odprowadziła do początku układu i po prostu odleciała. Nie wiadomo gdzie. Ich roztargnienie przerwał dopiero dźwięk komunikatora, który zasygnalizował otrzymanie wiadomości.

- To coś od Liary? – zapytała Tali, kiedy Hitphist zaczął dłubać przy urządzeniu.

- Tak, ale nie rozumiem jej, nawet nie umiem tego przeczytać.

- A w jakim języku napisała?

- Nie mam pojęcia, sama zobacz – po tych słowach wyświetlił treść wiadomości na ekranie puplitu pilotów.

- „Zrubnozes” – przeczytała z trudem quarianka – Co to znaczy? Co mamy zrobić? „Zrub” jest z błędem… - spojrzała na Antaresa z niedowierzaniem.

- Wróćmy do Rijada, zameldujmy się – zarządził trzeźwo - Potem spróbujemy coś wymyślić.

Jak pomyśleli, tak zrobili. Po kilkudziesięciu minutach shuriken stacji Svijet po raz drugi zaświecił na widnokręgu usianym gwiazdami. Boje radiolokacyjne były rozstawione już w jako takim porządku. Wskaźnik zasięgu skutecznej łączności wciąż się podnosił. Kiedy stacja była już blisko, nawiązali łączność.

- Svijet, zgłoś się dla SLR Orion – powiedział Antares.

- Witaj, zgłasza się Svijet. Wszystko w porządku? – odparł wciąż zakatarzony Ikar.

- Tak, wszystko gra, jak zrozumiałeś?

- Ponownie na cztery, jak tam? Widzę, że się nabawiłeś całkiem pokaźniej szczerby w poszyciu, potrzebujesz pomocy? Wymiany powietrza?

- Nic. Nie trzeba, dziękuję. Ciągłość pancerza nienaruszona.

- Przyjąłem.

- Ikar, odnotuj powrót dwóch jednostek, mojej i okrętu, o który pytałem przy wlocie w Semper. Powtarzam: zapisz powrót dwóch jednostek.

- Zrozumiałem, znalazłeś to, czego szukałeś? – zapytał Ikar, tłumiąc kichnięcie.

- Tak, znalazłem. Wracam do centrum mgławicy, bywaj w zdrowiu. Dziękuję.

- Za zdrowie nie ręczę, kapitanie. Trzymaj się, powodzenia.

- Zrozumiałem. Orion.

- Svijet.

Tali zerwała połączenie ze stacją na komunikatorze. Gdy oddalili się od stacji, włączyła systemy maskujące. Wyłączyła je w trakcie walki, by przekazać więcej energii na osłony podczas ucieczki przed wrogą fregatą. Antares nadal pilotował. Quarianka skorygowała kurs, zastanawiając się co dalej robić. Zerknęła na Hitphista, może on miał jakiś plan? Zastanawiała się. Wyglądał na skupionego, patrzył przed siebie za owiewkę. Blizna na jego prawym policzku, wydała jej się ciemniejsza niż normalnie. Po chwili kapitan zdjął stopę z pedału przyspieszenia i zaczął hamować.

- Co się dzieje? – zapytała.

- Nic. I tak nie wiemy dokąd lecieć. Pomyślmy co może znaczyć wiadomość od Liary.

Quarianka przytaknęła skinieniem głowy. Hitphist wytracił całkowicie prędkość, a gdy Orion się zatrzymał, przeszedł na bieg jałowy, zostawiając silniki na niskich obrotach. Wstał i wziął do ręki pistolet, który wyciągnął z kabury jeszcze w mrocznej czeluści. Tali zrobiła to samo. Zbliżyli się do drzwi, otwarli je na komendę. Wpadli do pomieszczenia, badając każdy kąt i rozglądając się bystro w poszukiwaniu zagrożeń. Pokój jednak wydawał się być dokładnie w takim stanie, w jakim go zostawili. Nikogo w nim nie było. Ostrożnie przeszli przezeń, do luku garażowego. Tam powtórzyli całą procedurę. Z identycznym rezultatem. Także nic. Dalej została tylko ładownia. Znów nic. Schowawszy broń. Wrócili do pierwszego pomieszczenia, uspokojeni. Tam Tali opadła na fotel przy terminalu osobistym. Krzesło zaczęło się powoli obracać razem z nią. Quarianka nie powstrzymywała go. Podparła przedramiona na udach, garbiąc się lekko. Patrzyła na Hitphista, który, tak jak wcześniej Aeona, zaczął spacerować w tę i z powrotem po pokładzie. Oboje mieli przed oczami dziwne słowo, które posłała im Liara.

Tali obróciła się w fotelu w stronę wyświetlacza terminala i przepisała tę krótką wiadomość na pusty datpad. Z płytką z wyświetlonym na niej tekstem ponownie odwróciła się w stronę Hitphista, wracając do poprzedniej pozycji. Antares dalej łaził po pokładzie.

- To musi być zagadka. Rozwiązanie na pewno jest proste, tylko trzeba na nie wpaść – powiedział, nie zatrzymując się.

- Jaka zagadka? Przecież to nawet nie jest pytanie, ani sugestia – stwierdziła sucho Tali, odgarnąwszy nieposłuszny kosmyk za ucho – To musi być anagram, albo coś w rodzaju mapy. Litery mogą odpowiadać liczbom albo symbolom w jakimś innym tekście. Tyle tylko, że…

- … jeśli to mapa, nie mamy legendy. Albo mamy, tylko o tym nie wiemy.

- To może być cokolwiek – powiedziała quarianka wygodniej usadawiając się w fotelu i podpierając podbródek ręką na podłokietniku, wpatrując się w datpad.

- Skupmy się na tym co mamy - Antares przestał spacerować.

- A co mamy? Jedno słowo.

- Właśnie. Trzeba się mu przyjrzeć. Poszukać analogii, związków.

- Z czym?

- Z czymkolwiek, rozłożyć je na czynniki pierwsze. Przypomnij mi Tali, jak to było?

- „Zrubnozes”.

Hitphist podszedł do quarianki i pochylił się, by spojrzeć w wiadomość na datpadzie, który trzymała w ręce.

- Jakby to… - zaczęła quarianka – Może to jest szyfr? Może trzeba czytać od połowy, patrząc w lusterko, albo coś?

- Lusterko odpada, ułożenie liter jest właściwe, od połowy, też nic nie daje.

- A od końca? Patrz! Jest! Wychodzi „sezon burz” – zawołała Tali.

- Sezon burz?

- Co nam to daje? Co się kojarzy z Liarą i burzami?

- Aniołek, Hagalaz – powiedział po chwili Antares i wyprostował się.

Tali uśmiechnęła się ładnie. Uwielbiała kiedy tak do niej mówił, kiedy nazywał ją Aniołkiem. Przypomniała sobie to, co wiedziała na temat tego układu. Jej samej jeszcze nigdy w Hagalaz nie było.

Był to drugorzędny świat, któremu społeczność galaktyczna poświęca niewiele uwagi. Salariańska ekspedycja górnicza odkryła planetę, która wkrótce została im odebrana siłą przez grupy przestępcze. Prawa wydobywcze zostały odsprzedane na licytacji, co w efekcie doprowadziło do gwałtownego rozwoju placówek górniczych około roku dwutysięcznego, jednak większość z nich porzucono po odkryciu łatwiej dostępnych surowców na sąsiednich planetach. Chociaż Hagalaz ma atmosferę tlenowo – azotową, umożliwiającą oddychanie, jego okres obrotowy jest znacznie wolniejszy od ziemskiego, przez co doba trwa tu dziewięćdziesiąt osiem ziemskich dni. Intensywne nagrzanie jednej strony planety i ekstremalne zmrożenie drugiej, tworzy gwałtowne burze i tornada podczas wschodu i zachodu słońca. W rezultacie flora i fauna przystosowała się do życia w cyklach zlodowacenie - powódź - upał oraz do drastycznych zmian ciśnienia. Biosfera tej planety leży poza strefą zainteresowań handlarzy egzotycznymi stworzeniami, ponieważ przeciętnemu odbiorcy niezwykle trudno jest zapewnić odpowiednie warunki życia lokalnym gatunkom. Gwałtowna atmosfera układu Hagalaz stanowi idealną kryjówkę, zbyt niebezpieczną dla jednostek nieprzystosowanych do lotu w tak ekstremalnych warunkach. Za wyjątkiem okrętu Handlarza Cieni.

- W Semper Liara musiała się ujawnić, by nam pomóc. Pamiętasz? – powiedziała Tali – Chce się z nami rozmówić, ale wie, że może być śledzona, dlatego zaciera ślady. Wysłała nam to.

- Wiedząc, że rozszyfrujemy wskazówkę i uznamy to za drogowskaz?

- A nie?

- Sam nie wiem.

- Antaresie, nie mamy nic innego, a to, co mamy, pasuje do siebie i układa w logiczną całość.

- Wydaje mi się to zbyt proste, ale pewnie jak zwykle masz rację. Nie dysponujemy niczym innym. Polecimy do układu Hagalaz – zarządził Hitphist.

Kapitan znowu zaczął spacerować po pokładzie. Tali obserwowała go. Chodził teraz dużo wolniej i spokojniej.

- Pojawiliśmy się w złym miejscu i w złym czasie. Tak sobie myślę – powiedział, stojąc do niej plecami.

- O czym ty mówisz?

- O Semper, Tali. Tam miała się odbyć jakaś transakcja. Między Handlarzem Cieni i klientem – wyjaśnił i odwrócił się – Ona tam na kogoś czekała. Uważam, że na ten okręt, na który wpadliśmy. Przerwaliśmy jej misję w kluczowym momencie.

- Tak jeszcze na to nie patrzyłam, ale możesz mieć rację – powiedziała quarianka patrząc na niego badawczo.

- Nie wiem czy po tym Liara będzie skora do pomocy. Trochę się martwię.

- Nie mieliśmy innego wyjścia, jeżeli naprawdę tak było, to nie pokrzyżowaliśmy jej planów umyślnie.

- Tak, ale mimo wszystko. Skoro to było w układzie Semper, a po fakcie od razu uciekła do Hagalaz, to nie były przelewki.

- Jest tylko jeden sposób, żeby to ustalić. Musimy się z nią spotkać, bez względu na to, czy będzie chciała z nami rozmawiać, czy też nie. Zresztą nie mamy innego wyjścia. Jest nam potrzebna.

- Tak. Dowiemy się tego wszystkiego, jak się z nią spotkamy. W drogę.

Tali przytaknęła i wstała. Hitphist udał się do kokpitu, a quarianka do górnej kabiny, by wprowadzić dane nowego celu. Gdy kapitan zajął już miejsce pilota, usłyszał głos quarianki w interkomie.

- Przesyłam dane, łap.

Po tych słowach, system zaczął przyjmować to, co podała quarianka z głównego serwera i map, a wyświetlacz i wskaźniki na konsolecie w sterowni zaczął zapełniać się informacjami.

- Droga Mleczna, mgławica Klepsydra. Trzecia planeta układu Sowilo. Interesuje nas jej atmosfera – dodała Tali.

- Zrozumiałem. Wprowadzam dane – odparł Hitphist i przeszedł z biegu jałowego na główny napęd Oriona.

Statek ruszył przed siebie, coraz bardziej przyspieszając. Chwilę później szedł już na pełnej prędkości przelotowej przez układ Rijada, oddalając się od granic Semper. Hitphist ponownie przygotował kąt odchylenia i namiary celu. Gdy zostało to wprowadzone, zaczęło się przeliczanie trasy. Z pogranicza Rijada i Semper do Sowilo było o wiele dalej niż z Tasale, gdzie mieściło się Illium, dlatego też, podróż miała trwać zdecydowanie dłużej. Proces przeliczania nie trwał długo, więc zanim Tali zdążyła zejść do części pasażerskiej, byli już w nadświetlnej. Antares zamknął osłonę owiewki, zdając się na parametry wyświetlane na iluminatorze i także wyszedł z kokpitu. Gdy usiadł obok quarianki przy stole, kontynuowali wcześniejszą rozmowę.

- Miejmy nadzieję, że zgodzi się na współpracę – powiedział Antares.

- Myślę, że nie powinno być z tym problemu.

- No nie wiem - Hitphist wciąż był sceptyczny.

- Przecież zdołamy jej to wytłumaczyć, dowie się, że nasze zadanie też jest bardzo ważne. Nie tylko dla nas.

- Rozumiem, ale wydaje mi się, że to nie będzie takie proste. Będziemy musieli się naprawdę ładnie do niej uśmiechnąć, by przystała.

- Już ja się tym zajmę – odparła quarianka uśmiechając się ślicznie i puszczając mu oko.

- Nie wątpię – odpowiedział zerkając na nią.

Tali przysunęła się do niego, a Hitphist poczuł jej mięciutkie wargi na swoim policzku. Kiedy odwrócił głowę, by na nią spojrzeć, wciąż się uśmiechała. Uwielbiał jej uśmiech. Wyglądał godnie rzeźbienia na marmurowych reliefach. Takie przynajmniej było jego zdanie. Dłonią chwycił leciutko jej policzek i przyciągnął do siebie. Nie opierała się, dała się prowadzić. On też się pochylił. Ich twarze były już na tym samym poziome. Pocałowali się. Długo i namiętnie. Tali zamknęła oczy.

Była słodka. Słodziutka.

Po chwili quarianka uniosła powieki i delikatnie oderwali się od siebie. Niszcząc nastrój, wrócili do tematu poprzedniej rozmowy.

- Hipotetycznie, jeśli się zgodzi, zostawimy jej materiał do badań i co dalej? - zapytała.

- To zależy od tego, co nam powie. Myślę, że trzeba będzie także odwiedzić kilka fabryk maszyn bezzałogowych. Ale to później. Teraz najważniejszym jest wyciągnąć jak najwięcej informacji z tego zielonego złomu, który mamy w ładowni. Potem się okaże.

- A jeśli nic z tego się nie dowiemy?

- To będziemy mieli problem. Nie martwmy się na zapas. Ile zostało energii w akumulatorach?

- Mamy jeszcze trzydzieści cztery procent.

- Mało. Jaka jest teraz pogoda w Hagalaz?

- Zła. Wlecimy w środek huraganu i burz z piorunami, niestety.

- Więc liczę, że Liara znajdzie nas tam szybko. Jak wejdziemy w atmosferę, cała moc pójdzie na osłony. Przy najbliższej okazji musimy napełnić akumulatory – stwierdził Hitphist.

Tali kiwnęła głową. Narzuciła na siebie koc, jaki mieli na siedzeniu wokół stołu i powróciła do lektury swojej książki. Hitphist wstał i przyniósł sobie z terminala osobistego wiadomości kanału informacyjnego, szybko zrzucone na pusty datpad. Próbował je czytać, ale nie znalazł tam niczego ciekawego. Wszystkie stacje mówiły o tym samym. Nie dowiedział się nic nowego. Znudzony odłożył urządzenie i oparł się o stół układając głowę na rękach. W takiej pozycji wkrótce zasnął. Obudził się sam, kiedy zbliżali się do celu. Po chwili znowu siedzieli razem w kokpicie.

Po wyjściu z nadprzestrzeni rozpoczęło się rozładowywanie energii natarcia a po otwarciu zasłony przed owiewką dało się już dostrzec Hagalaz, otoczoną szczelną zasłoną szarych, ciężkich, deszczowych chmur. Bardzo gęsto błyskały w nich pioruny.

- Idę po hełm i poprowadzę cię – zakomunikowała Tali.

Hitphist leciał w sam środek huraganu, sam nie bardzo wiedząc, dokąd właściwie powinien się udać. Nie pamiętał, w którym miejscu atmosfery ostatnio stacjonował Anioł Śmierci. Po chwili, już pierwsze kłęby chmur zaczęły przesuwać za iluminatorem owiewki.

- Antaresie, włączyłam wszystkie skanery i ustawiłam na wykrywanie metalu. Gdy coś wykażą, powiem ci gdzie – mówiła Tali przez interkom.

- Dobrze - kapitan zdał sobie sprawę z faktu, jak bardzo lubi swoje imię wypowiadane przez quariankę, nawet po zniekształceniu przez elektronikę - Jesteśmy już na podwórku. Cała moc na osłony.

- Jest cała moc.

- Dobra, oby wytrzymał.

Chmury wypełniły już cały widnokrąg. Grzmoty było słychać bardzo wyraźnie. Błyskawice przeskakiwały pomiędzy obłokami. Kokpit stopniowo ciemniał, słońce było całkowicie zakryte. Gdy znaleźli się głębiej w kłębowisku gwałtownych wyładowań atmosferycznych, coraz częściej stawali się celem piorunów. Gromy co rusz uderzały w statek, ześlizgując się po energetycznych tarczach, zasilanych energią z akumulatorów, których zasoby powoli, ale nadal malały. Orion płynął przez morze szarych, ciężkich, pełnych deszczu obłoków. Po chwili zaczęło padać, nie tyle padać, co lać. Ostro lać. Owiewka momentalnie została zalana wodą. Ulewa rozszalała się na dobre i ani myślała przestać.

Sytuacja miała się zupełnie odwrotnie, niż w układzie Semper. Tam, musieli kierować tym, co widzieli przez iluminator owiewki. Tutaj, należało skupić się przyrządach i wskaźnikach, gdyż w tym momencie, przez owiewkę nie było widać generalnie nic. Podgrzewanie szyb nie nadążało z usuwaniem wody z ich powierzchni.

- Tali, mamy coś? – zapytał Antares, zaniepokojony obserwując wskaźnik poziomu naładowania akumulatorów.

- Na razie nic, lećmy przed siebie – odparła quarianka przez interkom.

Lecieli tak jeszcze dobrych kilka minut, zdając się niemal całkowicie na wskazania przyrządów. Coś zaczęło się dziać, dopiero po upływie tego czasu.

- Kotek? – ciszę przerwała Tali – Skaner coś wykrył. Jest metalowe. Bądź czujny.

- Dobra, zrozumiałem – Hitphist uśmiechnął się, jak zawsze, kiedy go tak określała.

Na weryfikację wyników podanych przez skaner, o których mówiła Tali nie trzeba było zbyt długo czekać.

- Znalazła nas – zakomunikowała quarianka.

Antares zauważył, że wnętrze kokpitu pociemniało jeszcze bardziej. Ciemniejsze było także poszycie na przednich płatach Oriona. Coś większego musiało rzucać na nich cień, coś dużo większego znalazło się nad nimi. Hitphist zwolnił. Anioł Śmierci wyprzedził ich, jego ogromny kadłub począł przesuwać się nad owiewką, co robiło niesamowite wrażenie. Hitphist zwolnił prawie całkowicie. Anioł Śmierci leciał jeszcze kilkadziesiąt metrów i także niemal się zatrzymał, a w podłożu rozsunęły wielkie pokrywy, ukazując wnętrze. Wnętrzem był oświetlony hangar. Otwarcie pokrywy Anatres odczytał jako zaproszenie. Siła rozpędu poniosła Oriona jeszcze do przodu, a gdy znalazł się pod otwartymi wrotami, zredukował prędkość do zera.

- Namiar właściwie idealny, musisz skorygować prawym silnikiem manewrowym… tak dobrze, dość. Teraz do góry – komenderowała Tali.

Hitphist pchnął dźwignię przepustnicy i Orion uniósł się w górę. Po chwili znajdował się już we wnętrzu Anioła. W następnej, klapa zamknęła się, tworząc na powrót podłoże hangaru. Kapitan wysunął podesty i odpuścił nieco przepustnicę, aż osiedli na płycie lądowiska. Zakotwiczył okręt w pokładzie i wyłączył silniki.

- Oby doktor T’Soni była w dobrym humorze - powiedział w interkom

Kapitan nie zwlekając, podniósł się z fotela i poszedł do głównego pomieszczenia statku. Gdy wchodził, Tali była na pokładzie, już w hełmie. Hitphist podszedł do konsolety zawiadującej otwieraniem i zamykaniem rampy wejściowej Oriona. Spojrzał na quariankę, a gdy ta skinęła głową, otworzył rampę.

Gdy rampa oparła się o pokład Anioła Śmierci, Antares zrobił miejsce, przepuszczając przed sobą Tali. Ta, przeszła przed nim i oboje znaleźli się na pokładzie okrętu Handlarza Cieni. Obeszli Oriona dookoła, ponieważ z drugiej strony lądowiska znajdowało się przejście do pasażerskiej części maszyny Liary. Wnętrze Anioła Śmierci było urządzone bardzo surowo. W hangarze znajdowało się tylko to, co było niezbędne, w dodatku utrzymane w niezbyt należytym porządku. Oświetlenie było uruchomione w jednej trzeciej. Zapewne z oszczędności.

Kiedy Antares i Tali przeszli na drugą stronę, ich oczom ukazał się ślad na pancerzu Oriona, będący efektem zderzenia w układzie Semper. Poszycie zostało naznaczone długą na dobre trzy metry szramą, dosyć regularną, jakby wyrytą wielkim rylcem przez rzeźbiarza – giganta. Hitphist podszedł bliżej i dotknął krawędzi wyrwy. Była o wiele bardziej chropowata i miejscami ostra, w przeciwieństwie do zdrowej części pancerza. Po chwili usłyszeli otwieranie hermetycznych drzwi, kapitan odwrócił się i stanął u boku quarianki.

Przez drzwi, korytarzem szła ku nim Liara. Antares doszedł do wniosku, że nie zmieniła się wcale, odkąd widział ją po raz ostatni. Liara także wyglądała jak zdecydowana większość asari. Szczupła i smukła, jak u wszystkich asari jej skóra była niebieska, podobnie jak tęczówki oczu. Była ubrana w lekki pancerz, w białym kolorze, z odpowiadającymi barwie jej skóry i oczu niebieskimi wstawkami. Góra jej ubrania była przedłużona na pośladkach i po bokach, na udach, co przywodziło na myśl, że asari ubrana jest w krótki płaszcz. Doktor T’Soni niesamowicie dobrze znała się na różnego rodzaju minerałach i skałach. Była badaczką, która spędziła pięćdziesiąt lat swojego życia na badaniu technologii i kultury protean, a w trakcie służby pod Shepardem tylko pogłębiła swoje umiejętności. Posiadała bardzo wysoko rozwinięte moce biotyczne, przez co, nieprzypadkowo znalazła się na pokładzie Normandii w trakcie pościgu za Sarenem.

Teraz była najważniejszą osobą w mgławicy. Po przejęciu stanowiska Handlarza Cieni, widzi i wie wszystko, dzięki niezwykle szerokiej siatce agentów, sama pozostaje anonimową. Zwłaszcza jej aktualna pozycja, oraz stonowany wygląd i spokojny, niski głos sprawiały, że biła od niej władczość. Jakiś rodzaj majestatu. Dzięki temu, wrogowie odczuwali strach, a sprzymierzeńcy szacunek.

- Witajcie – zaczęła, stojąc naprzeciwko nich.

Uśmiechnęła się i uścisnęła z Tali, a kiedy się rozłączyły spojrzała na Hitphista, ten skłonił głowę.

- Witaj Liaro – powiedział.

- Chodźcie, zapraszam – odparła asari, wciąż się uśmiechając.

Antares i Tali wymienili spojrzenia i ruszyli za Liarą, która już zaczęła znikać w korytarzu. Czyżby Liara w ogóle nie miała im za złe przerwanej misji? Żadnych pretensji? Przynajmniej na razie tak było. Wszystko okaże się przy okazji rozmowy, do której miało dojść niebawem. Hitphist był ciekaw jej przebiegu. Zerknął na Tali, która rozglądała się z zainteresowaniem, gdyż była na pokładzie Anioła Śmierci po raz pierwszy. Kapitan już tu był, razem z Liarą i Shepardem. Sądził, że tak samo jak sama asari, wnętrze okrętu wcale się nie zmieniło. Na każdym kroku rzucał się w oczy fakt, że jest tu wszystko, co może być potrzebne, nic więcej. Wystrój był prosty i oszczędny, a miejscami wręcz ascetyczny.

Liara prowadziła ich do samego końca korytarza, u zwieńczenia którego, minąwszy skrzyżowanie z podobnym, weszli do wielkiej sali. Jej centrum, nieco niższe, zajęte było przez wielki stół, w kształcie owalu. Podwyższone obramowanie zabezpieczone było srebrną barierką, przy której stali. U jednego końca stołu czekało parę stopni, po których można się było dostać na podwyższenie, które z tamtej strony prowadziło do ściany w całości pokrytej monitorami i wyświetlaczami. Wiele z nich ilustrowało przeróżne wiadomości. Zdjęcia, widy, informacje, tabele i wykresy oraz mapy. Zaledwie kilka z monitorów ziało czernią, bądź mieszaniną kolorów, jak gdyby odcięto im przekaz. Po przeciwnej stronie widać było kilka stanowisk, przy których w skupieniu pracowali ludzie Liary. Gdy asari, Hitphist i Tali weszli do pomieszczenia, nieliczni odwrócili tylko wzrok, po czym zaraz wrócili do pracy, wpatrując się w monitory, przed którymi siedzieli. W całym wnętrzu panował lekki półmrok, podobnie jak na pokładach Normandii i Oriona.

Poszli wzdłuż barierki, by ją ominąć i zejść po schodkach do stołu. Liara odsunęła jeden z foteli i usiadła na nim. Zgarbiła się i oparła przedramionami na blacie. Teraz Anatres zauważył, że się jednak zmieniła. To nie była ta asari, którą znał. Dostrzegł to dopiero gdy zobaczył ją w tej pozycji, najpewniej zmieniła ją jej nowa praca. Z delikatnej i wrażliwej osoby przeobraziła się w srogą i jeszcze bardziej bezwzględną dla swoich wrogów wojowniczkę. Trochę się bał, o to, co powie na temat tego, co wydarzyło się w Semper.

- Dobrze was znowu widzieć – powiedziała, już uśmiechając się już nieco mniej – Siadajcie.

- Ciebie też, Liaro - Antares i Tali usiedli naprzeciwko niej.

- Musieliście mieć niesamowicie ważny powód, by podążyć za mną do układu Semper.

Hitphist był niezwykle rad, że od razu przeszła do rzeczy. Obawiał się, że początkowo będą rozmawiać o bzdurach, chcąc tylko ominąć drażliwy temat. Zawsze uważał, że ucieczka przed problemem, nie jest jego rozwiązaniem.

- Owszem – potwierdził – Szukaliśmy cię. Nie mieliśmy wyjścia.

- Domyśliłam się tego – odparła Liara prostując się – Mogliście się tam zabić! – asari wstała gwałtownie – Co było aż tak ważne, by ryzykować lecąc tam za mną? Mój okręt jest dobrze przygotowany na takie warunki, ja także poświęciłam sporo czasu na przygotowania do tej wyprawy.

- Liaro – przerwał jej spokojnie Hitphist – O co ty właściwie masz pretensję? O to, że polecieliśmy twoim śladem do Semper bez przygotowania, czy o to, że pokrzyżowaliśmy ci plany?

Tali spojrzała na Hitphista, nie spodziewała się, że tak szybko ta rozmowa przybierze ten charakter. Liara tymczasem stanęła jak wryta, jeszcze bardziej zaskoczona pytaniem Hitphista niż quarianka. W jej oczach pojawił się gniewny błysk.

- Skąd to pytanie? – zapytała ostro w końcu doktor T’Soni – Przestraszyłam się, jak zobaczyłam was na celowniku tego okrętu.

- Dziękujemy za tą interwencję Liaro – powiedziała Tali, chcąc złagodzić sytuację – Uratowałaś nas tam.

- Nie ma za co, Tali, przecież wy zrobilibyście na moim miejscu to samo.

- Oczywiście. Jednak wciąż nie odpowiedziałaś – powiedział nadal spokojnym tonem Hitphist.

- Odpowiedziałam. Układ Semper jest bardzo niebezpieczny. Nie pozwoliłabym wam na to, gdybym wiedziała i spotkalibyśmy się gdzie indziej.

- Tak mówisz, pomyślałaś zapewnie inaczej - indagował dalej Antares.

Liara wyglądała na nieco zbitą z tropu. Chciała coś powiedzieć, otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Przestąpiła z nogi na nogę i usiadła na swoim miejscu przy stole. Podniosła głowę i spojrzała Hitphistowi w oczy.

- Nic nie ujdzie twojej uwadze – stwierdziła już z opanowaniem – Byłam zawiedziona, owszem, ale są jakieś priorytety, prawda? Żadna misja nie jest ważniejsza od życia moich przyjaciół. To jest już za nami. Nie cofniemy czasu. Powiedzcie proszę, co was do mnie sprowadza? Co mogę dla was zrobić?

- Co wiesz na temat sytuacji panującej w rodzinie Hildy? – zapytała Tali.

- Wiem wszystko, ale byłam przyczajona w Semper przez kilkadziesiąt godzin, mogę mieć braki, dajcie mi chwilkę – Liara włączyła swój omniklucz, ten rozjarzył się na pomarańczowo i wycelowała nim w bliżej nieokreślony monitor na ścianie, po czym wszystkie nagle zgasły i wszystkie naraz zaczęły wyświetlać jeden, wielki obraz. Były to wiadomości nadawane na kanale informacyjnym. Trwało to parę minut. Reporter, którą była brunetka, opowiedział wszystko o ataku na gromadę. Hitphist rozpoznał w niej Dianę Allers, korespondentkę, która w czasie wojny podróżowała z Shepardem na pokładzie Normandii. Szepnął coś do Tali i wstał ukradkiem. Cichutko wymknął się z pomieszczenia, jednakże szybko wrócił niosąc kawałek substancji zebranej po ataku ze zniszczonych maszyn wroga. Gdy program się skończył, Liara wyłączyła go, a stan wyświetlaczy wrócił do poprzedniego stanu. Asari ponownie odwróciła się do nich. Spojrzała na metalowy fragment leżący na blacie, przyniesiony przez Hithpista. Wzięła go do ręki i zaczęła obracać w palcach, oglądając dokładnie. Antares obserwował ją.

- Potrzebujemy informacji, Liaro – powiedziała Tali - Zrobione z tego maszyny dokonały ataku, o którym słuchałaś przed chwilą. Nie wiemy nic o napastniku, uciekł dokładnie tak szybko jak się pojawił. Mamy tylko to. Wiesz co to jest?

- Nie widziałam tego od dawna - asari przyglądając się przedmiotowi wnikliwie - Metal. Minerał wydobywany w kopalniach poza rubieżami. Widzicie ten połysk? Surowiec niezwykle lekki i wytrzymały. Ma lekko zielonkawe zabarwienie. Stąd nazwa. To jest nefrytostal. Co jeszcze chcecie wiedzieć?

- Wszystko – zakomunikował Hitphist.

- Materiał bardzo lekki, a przy tym trwały i odporny na warunki zewnętrzne. Rzadko spotykany, bo jest niesamowicie drogi. Na nefrytostal nie ma szczególnie dużego popytu – podjęła, odłożywszy kawałek metalu i opierając ręce na stole - Zamawiają ją osoby, które posiadają bardzo zasobne kieszenie. Tylko ci, którzy wiedzą, czego chcą i są w stanie sobie to zapewnić. W armiach jedynie najważniejsze części okrętów budowane są na bazie nefrytostali.

- Skoro to tak rzadki materiał, łatwo będzie namierzyć napastnika, podejrzanych nie może być wielu – stwierdził Antares – To jest nasze zadanie. Zdobyć jego tożsamość, od tego zależy los rodziny Hildy.

- Rynek nefrytostali jest właściwie zmonopolizowany. Pod przewodnictwem najprężniej działającej kopalni ze stałym wydobyciem. Eksportuje metal z największą częstotliwością - rzekła Liara.

- Gdzie to jest? – spytała Tali.

- Mówię o kopalni na planecie Antibaar. Pierwszej planecie układu Tierieszkowa, w mgławicy Armstronga. Dawno nie odwiedzałam tego miejsca, ale mam potwierdzone informacje, że nadal funkcjonuje i ma się dobrze. Jeżeli ktoś zamówił tyle nefrytostali, aby stworzyć nieduży dywizjon myśliwców, uważam, że powinien udać się właśnie tam. A przy tym, to nie jest byle kto, w takim razie. Z całą pewnością jest kimś niesamowicie potężnym i bogatym. To nie ulega wątpliwości. Albo ma bardzo wpływowych przyjaciół lub wspólników.

Tali spojrzała wymownie na Hitphista.

- Wyprodukowanie nefrytostali jest bardzo kosztowne - ciągnęła Liara - Istnieje szereg zabiegów. Procesów chemicznych i fizycznych, by sprawić, żeby nefrytostal zyskała swoje właściwości. Te działania sprawiają iż molekuły i większe części wewnętrznej struktury fragmentów są silniej ze sobą związane. Jest w nich mniej miejsca na powietrze, próżnię czy inne lotne substancje, co sprawia, że całość jest wytrzymalsza i lżejsza. Aby jednak spełniła swoje zadanie, wymagane jest przeprowadzenie procesów o których mówiłam. Każda kopalnia ma inny, unikalny, pilnie strzeżony zresztą, patent na dokonanie tego.

- Ale mówisz, że teraz działa tylko ta na Antibaarze – dopytywał się Antares.

- Właściwie tak – odparła Liara – To jest największy ośrodek produkcji. Mniejsze też są, ale nie eksportują metalu na tak wielką skalę. Inne po prostu poupadały. Koszty produkcji zaczęły zwyczajnie przewyższać zyski, więc poskutkowało to zamknięciem wielu placówek.

- Będziemy musieli się tam udać – podsumowała Tali.

- Racja – kiwnął głową Antares - Odwiedzimy tamtejszą kopalnię i dowiemy się kto złożył zamówienie. W ten sposób, krok po kroku, uda nam się dotrzeć do zleceniodawcy, a co za tym idzie do agresora.

- Zamówienie mogło zostać złożone dużo wcześniej przed atakiem – zauważyła Liara.

- Fakt – przyznał Hitphist – Musimy mieć dowód, że ta nefrytostal – wskazał na kawałek leżący między nimi na stole – pochodzi właśnie stamtąd. Będzie trzeba potwierdzić, że te części są zrobione z nefrytostali wydobytej i kupionej w mgławicy Armstronga.

- Jeżeli jest na to unikalna metoda, by uzdatnić metal, można dociec jak zostało to przeprowadzone, wystarczy dokładne badanie. Mogłabyś to zrobić, Liaro? Albo dać nam namiar, na kogoś, kto podjąłby się takiego zadania? – zapytała quarianka.

- Cóż, nudzić się z wami nie sposób – Liara jakby się ożywiła – Mogłabym to zbadać. Ale tutaj nie dysponuję takimi narzędziami, by eksperyment był wiarygodny. Do tego muszę mieć dobrze zaopatrzoną i wyposażoną pracownię. Zgaduję, że domysły i supozycje was nie interesują.

- Dokładnie – potwierdził Antares – Znajdziemy odpowiednie miejsce. Myślisz, że laboratoria techniczne w szpitalu Huerty będą odpowiednie?

- Myślę, że tak, nie wiem tylko, które będzie najlepsze. Polecę tam i sprawdzę. Dowiem się. Możemy ustalić, że tam się spotkamy.

- Jesteśmy ci wdzięczni Liaro, z pewnością jest coś, co możemy dla ciebie zrobić. Co to była za misja? Możesz opowiedzieć?

- Długa historia – asari wstała i odwróciła się do nich plecami.

- Mamy czas – wtrąciła Tali.

Liara wahała się, ale po chwili zaczęła opowiadać.

- Chodziło o mojego głównego pilota. W układzie Semper miało dojść do wymiany. Finalizacja transakcji, między Handlarzem, a klientem. Zapłatę miałam odebrać w formie transportu rafinowanego pierwiastka zero. W układzie Semper, miałam otrzymać namiary na ukryty zapas. Informacje miał podać mi ten okręt, na który wpadliście. Czekałam na niego - tłumaczyła asari - Oni byli tylko pośrednikami. Także dostali wieści od kogoś wyżej na temat kryjówki pierwiastka, czyli zapłaty za informacje ode mnie. Podali dwa namiary. Miałam dostać potwierdzenie, który jest właściwy. Nie doczekałam się, pojawiliście się wy - skończywszy, odwróciła się - Resztę znacie.

Tali popatrzyła w blat, ale Hitphist patrzył na Liarę.

- Co się stało z pilotem? – zapytał.

- Oba namiary oznaczały planetę Terra Nova, pierwszą planetę układu Asgard, w gromadzie Exodus.

- Chwileczkę – przerwała jej Tali, podniósłszy oczy na asari – Masz na myśli jeden z pierwszych prospektów kolonizacyjnych ludzkości?

- Dokładnie tak, teraz po kolonizatorach nie ma śladu. Ta planeta się zmieniła, zmieniło się jej przeznaczenie. Aktualnie to hub dla osób ściganych przez prawo i prowadzących nie do końca legalną działalność. Zwłaszcza przemyt przypraw i pokątnej broni. Coś jak Omega, ale z pewnością nie na taką skalę. Glob nigdy nie dysponował wystarczającą ilością celników, by na bieżąco nadążać za coraz to nowymi przestępstwami, a nawet wtedy, gdy przestępcy zostali złapani, często z powodzeniem byli w stanie przekupić funkcjonariuszy. W tym momencie panuje tam prawo silniejszego. Władza coraz częściej przechodzi z rąk do rąk, głównie lokalnych gangsterów. Sytuacja jest bardzo niestabilna. Ludności cywilnej mieszka na tam dosyć trochę, ale relatywnie mało. Mimo to, Rada nie podjęła żadnych kroków by to zmienić.

- Terra Nova to planeta pustynna? – spytał Antares.

- Niezupełnie – wyjaśniła Tali – Jedynie miejscami charakteryzuje się klimatem umiarkowanym, tam jest możliwe osiedlanie się.

- Tali dobrze mówi – skomentowała Liara – Mój pilot, Jarg Montes, jako najbardziej zaufany człowiek, udał się tam zaraz, incognito, sprawdzić te dwa namiary.

- Co było dalej?

- Klient uznał, że całe zajście Semper, jest niewywiązaniem się z z mojej strony z umowy dyskrecji. Zdajecie sobie sprawę, z wagi dyskrecji w tym zawodzie, prawda? Właśnie – mówiła dalej Liara, widząc przytakujące miny quarianki i Hitphista – No i po tym fakcie musiał podsunąć aktualnemu rządcy Terra Novej, że ktoś się pojawi i będzie szukał. Musieli powiedzieć też czego, bo wiem, że zostały wysłane ekipy w różne części planety. Zapewne wiedzą o piezo, ale Montes nie powiedział im jeszcze, gdzie może być ukryty. Sądzę, że to kwestia czasu, dlatego chcę się spieszyć i go stamtąd wyciągnąć, a jeśli się uda, odzyskać też pierwiastek.

- Rozumiem – stwierdził kapitan – Polecimy po niego. Jeśli wróci cały i zdrowy, oraz dowiemy się gdzie jest piezo, nie ujawniając tego nikomu więcej, pomożesz w sprawie nefrystostali?

- Pomogę i bez tego. Ale jeśli to zrobicie, pomogę wcześniej.

- Gra – przerwał Hitphist – Powiedz coś więcej o pilocie.

- Nazywa się Jarg Montes, ma brązowe oczy, ciemne włosy średniej długości, ale nosi czuba i brodę. Ma trzydzieści siedem lat. W umiejętnościach pilotażu niemal dorównuje Jokerowi.

- Zatem wybierzemy się najpierw na Terra Novę, a później na Cytadelę. Prawie zacznie się audiencja w sprawie rodziny Hildy. Pogadam z Baileyem. Załatwię ci laboratorium do badań nefryt ostali, które wybierzesz – powiedział Antares.

- Liaro, powiedz nam jeszcze coś, dzięki czemu rozpozna, że przychodzimy od ciebie i będzie mógł nam zaufać – poprosiła Tali.

- Cóż – asari zamyśliła się – Powiedzcie, że… że ostatni poziom w Call of Honor Medal of Duty zdobył na cheatach.

- W porządku – odparła quarianka z uśmiechem.

- Dziękuję, ja tymczasem pozałatwiam swoje sprawy, przygotuję się. Zacznę wstępne testy już teraz. Dokończę przy użyciu specjalistycznego sprzętu – oznajmiła Liara.

- Dobrze - podsumował kapitan - Dostaniesz odpowiednie miejsce. Widzimy się na Cytadeli.

- Następnie udamy się na Antibaara i przywieziemy dane o tamtejszych sposobach uzdatniania nefrytsotali – dodała Tali – Porównasz to, co uda się wykazać z naszych kawałków z tym, co zdobędziemy.

Liara skinęła głową na potwierdzenie. Jak na komendę, wszyscy troje wstali. Asari odprowadziła ich do hangaru i pożegnała, życząc powodzenia. Antares i Tali zostawili jej całość ładunku nefrytostali jaki mieli w ładowni. Opuścili wewnętrzny hangar Anioła Śmierci, przebili się przez kłębowisko burzowych chmur zmierzając do gromady Exodus. Hitphist pilotował, Tali krążyła po pokładzie. W międzyczasie ponownie pozbyła się hełmu. Następnie, najpierw przygotowała trasę na Terra Novę, a później rozpoczęła konwersację.

- Antaresie – Hitphist słyszał jej miękki głos w interkomie – Sprawdziłam namiary. Jeden jest bardzo blisko głównej osady na planecie, a drugi w zasadzie po jej drugiej stronie.

- Osady, czy planety?

- Planety, dlatego uważam, że powinniśmy wezwać Malawi. Trzeba sprawdzić te dwa miejsca jak najszybciej, a w pojedynkę zajmie to zbyt dużo czasu. My dowiemy się co z Montesem i sprawdzimy to miejsce, które jest bliżej portu, w mieście Scott.

- Jak? Scott?

- Tak się nazywa stolica. A co?

- Wydaje mi się, jakbym skądś znał tą nazwę. Ale nic konkretnego nie przychodzi mi na myśl.

- Aha. No, więc sprawdzimy namiar niedaleko portu, a Malawi zostawimy drugi, na pewno już wystartowali, będą mieli bliżej i wystarczająco dużo czasu. Zdążą dotrzeć tam przed nami.

- Rozumiem – odpowiedział Hitphist po zastanowieniu – Przy okazji złożymy raport z dotychczasowych działań. Wywołaj Bagram.

Tali przeszła na główny pokład i usiadła przy terminalu. Wybrała odpowiedni kanał, szyfrowanie częstotliwości nadawania i sposób kodowania. Na końcu uruchomiła komunikator.

- Bagram, zgłoś się dla SLR Orion – przemówiła wyraźnie, do kokpitu dolatywały jeszcze strzępy jej głosu na żywo, łączące się z tymi, które dobiegały z głośników.

- Zgłaszam się – po chwili poznali głos Larsa Hartigana.

- Mówi Tali, mam wieści. Połącz rozmowę z Malawi.

- Zrozumiałem, połączenie ustanowione. Słucham.

- Zgłasza się Malawi – Yarilo także dołączył do rozmowy.

- Jednostki, które przypuściły atak na rodzinę Hildy zostały wyprodukowane z nefrytostali. Aktualnie produkuje go właściwie jeden zakład, usytuowany przy największej, działającej kopalni na planecie Antibaar, w układzie Tierieszkowa, w mgławicy Armstronga. Wybieramy się tam, żeby zdobyć dane, na temat sposobów i procesów uzdatniania nefrystostali. Zabiegu, który sprawia, że metal uzyskuje swoje najlepsze cechy – mówiła Tali – Gdy to się uda, porównamy go z wynikami badań naszych fragmentów, co pozwoli wykazać, czy metal, który posłużył do produkcji maszyn agresora został zamówiony i wyprodukowany na Antibaarze.

- Dobrze. Jeśli to się sprawdzi, dowiemy się kto złożył zamówienie i może stać za atakiem – powiedział Lars, Yarilo milczał.

- Tak, ale by tego dokonać, potrzebne jest dokładne zbadanie naszego kawałka. A do tego odpowiednia osoba. Na pomoc zgodziła się Liara T’Soni. Jednakże, by rozpoczęła badania musimy znaleźć i wyciągnąć z Terra Novej Jarga Montesa, oraz sprawdzić dwa namiary na planecie. Wtedy Liara zacznie pracę. To, w tym momencie, jest naszym priorytetem. Wysyłam ci te namiary, Yarilo. Antares i ja zajmiemy się tym bliżej stolicy, potrzebujemy was w tym drugim, na siebie bierzemy też Montesa.

- Co jest w tym namiarze, Tali? – zapytał Yarilo.

- Tam może być ukryty rafinowany pierwiastek zero. Albo tam, albo bliżej portu. Trzeba to sprawdzić. Kiedy się tego dowiemy, doktor T’Soni zbada dla nas nefrytostal.

- Zrozumiałem – zakomunikował Lars – Yarilo, zmień kurs i leć na Terra Novę. Sprawdź namiar przesłany z Oriona. Jak zrozumiałaś?

- Na pięć. Ruszamy, do zobaczenia na Terra Novej. Malawi bez odbioru.

- Masz jeszcze coś dla mnie, Tali? – zapytał Hartigan.

- Liarze będzie potrzebne laboratorium. Najlepiej któreś z tych, którymi dysponuje szpital na Cytadeli. Poinformuję, które dokładnie. Na razie to wszystko, my także zmierzamy na Terra Novę, ale Malawi nas wyprzedzi, dlatego powinniśmy w miarę dobrze zgrać się w czasie.

- Zrozumiałem, informujcie mnie na bieżąco. Przekażę dowódcy informacje.

- Jasne, trzymajcie się tam. Orion.

- Bagram.

Tali rozłączyła się i wstała, z zamiarem udania się do kokpitu.

- Załatwione – powiedziała, gdy weszła i usiadła obok Hitphista.

- Słyszałem, jak wygląda ta planeta?

- Proponuję wylądować nieco poza obrębem głównej osady, nie zwracając na siebie uwagi.

- Mów dalej – poprosił Antares.

- Stamtąd pójdziemy pieszo, albo weźmiemy humvee. Okaże się, co zastaniemy w tamtejszym więzieniu i sprawdzimy miejscie ukrycia piezo. Jest trochę za miastem, kawałek będziemy musieli przejść. Samochód będzie musiał przez ten czas zostać w mieście, bo zaczyna się tam mieszany las, to już strefa umiarkowana. To, czego szukamy, jest ukryte na lesistym wzgórzu.

Hitphist przytaknął.

- Liara powiedziała też, że wyprawy drużyn wysłanych z centrum, przeszukują głównie pustynię, a jeden z punktów znajduje się bardzo blisko, ironia, prawda?

- Masz rację. Tam się udamy.

- Dobrze, doprowadź nas tam, ja jeszcze sprawdzę dokładną mapę do tego miejsca i może wyszperam coś na temat aktualnej sytuacji na Terra Novej - oznajmiła quarianka wstając.

- W porządku – odparł Antares.

Gdy Tali wstała, nachyliła się i pocałowała go w usta, po czym wyszła z kokpitu. Zajęła miejsce na stanowisku nawigatora i podobnie jak przed podróżą w układ Semper, szukała informacji traktujących o aktualnym celu podróży.

Illium, Semper, teraz Terra Nova.

Do celu mieli jeszcze spory kawałek, ale oboje mieli co robić. Po dotarciu na miejsce, zamierzali wylądować w relatywnie blisko stolicy i jej głównego węzła tranzytowego, możliwie nie rzucać się w oczy i ujawnić się tak późno, jak pozwoli na to sytuacja. To znaczy, dopiero w mieście. Nie sądzili jak bardzo się przeliczą. Niespodzianki zaczęły się bowiem, wcześniej, niż można było przypuszczać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MrGonzo 02.06.2017
    Na tej stronie opowiadania pisane prozą są pomijane ;w; szkoda
    Przeczytam to opowiadanie od początku i potem napiszę komentarz co o tym myślę ok? ;w;
  • Ivor 02.06.2017
    Jasne, wielkie dzięki. Postaram się dodawać nowy rozdział co weekend, jak do tej pory. Jestem ciekaw czy się spodoba.
  • MrGonzo 02.06.2017
    Mógłbyś moje najnowsze też zobaczyć? ;w; Nikt go nie czyta ;;w;;
  • Ivor 03.06.2017
    Pewnie, jakbyś miał pytania do mojego, pisz.
  • Adam T 03.06.2017
    Z całym szacunkiem, gdybyś wstawiał krótsze fragmenty (najlepiej 1/3 tego, co tu) zyskałbyś więcej czytelników i komentarzy. Wybór należy do Ciebie. Ja, chcąc przeczytać kilka tekstów, wybieram te krótsze, nie mam nieraz czasu na posiedzenie przy jednym (myślę, że nie tylko zresztą ja).
  • Ivor 04.06.2017
    Okej, dziękuję. Tak też uczynię. Fragmenty będę dodawał krótsze, a nieco częściej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania