Na huśtawce 1

Nikt we wsi nie kwestionował tego, że Ala jest najładniejszą panną w okolicy. Była elokwentna, oczytana, inteligentna i przy tym bardzo miła. Oczko w głowie rodziny! Przyszły wakacje. Przed Alą był klasa maturalna; przekonała rodziców, że przed tym wielkim wysiłkiem należy jej się trochę luzu i rozrywki. Do tej pory nie wolno jej było chodzić na dyskoteki.

Nad jeziorem, co sobotę można było się zabawić w towarzystwie wypoczywających tam turystów. W połowie lipca wieś obiegła wiadomość, że przyjechała grupa sportowców. Wyjątkowo urodziwi i przystojni młodzieńcy! Z rana mieli treningi, resztę dnia spędzali na rozrywkach. Ach te lipcowe wieczory i noce! Ciepłe i pachnące, z gorącymi rytmami i gorącymi , młodymi ciałami w tańcu!

 

Na każdej dyskotece Ala miała szalone powodzenie, bo i ładna i z drygiem do tańca. Miejscowe panienki pękały z zazdrości a ona przechwalała się ilu to kawalerów chce się z nią umawiać.

Pochlebiało jej to, że oni – światowcy tak się do niej palą. Po paru tygodniach sportowcy wyjechali w siną dal a Alę zaczęły trapić dolegliwości żołądkowe. Upłynęło trochę czasu i sprawa była jasna – dziewczyna była w ciąży. Rodzice dowiedzieli się wtedy, gdy oświadczyła, ze klasę maturalną zrobi zaocznie.

Matka wpadła w taką wściekłość, że tylko interwencja ojca uchroniła Alę przed pobiciem. A najgorsze, że nie wiedziała z którym przygodnym adoratorem poczęła to dziecko; nawet nie znała ich nazwisk. Szukaj wiatru w polu!

Zamknięta w czterech ścianach, nękana wyzwiskami , wychodziła z domu tylko późnym wieczorem, by nikt jej nie widział Postanowiła, że jak tylko urodzi wyniesie się z domu na zawsze.

Urodził się piękny, zdrowy chłopczyk i z miejsca podbił serca dziadków. Matka, o dziwo chętnie się nim zajmowała, tak, ze Ala i maturę zdała i pokończyła kursy i szkolenia. W Zakładach Zbożowych, w dziale księgowości pracę znalazła. W domu nastał spokój, jakoś nikt się ani z córki ani z jej rodziców nie wyśmiewał.

Ojciec, który zawsze był dla dziewczyny wsparciem, zdołał przekonać żonę do tego, by pozwalała córce na zapraszanie kolegów do domu, na wyjścia do kawiarenki, czy na dyskotekę. Inaczej zostanie sama z dzieckiem. Chodziła więc z koleżanką na dyskoteki i dobrze się bawiła.

W karnawale, którejś soboty, spokojną, wesołą zabawę przerwali obcy młodzieńcy, najwyraźniej szukali zaczepki. Jakoż wkrótce wywiązała się bójka z miejscowymi. Sala pustoszała, w powietrzu latały butelki, powybijano szyby w oknach.

Przyjechał wezwany radiowóz policyjny; wtedy przyjezdni zamknęli się w kantorku z paroma dziewczynami, które nie zdążyły uciec.

Grozili, ze zrobią zakładniczkom krzywdę jeśli policjanci nie pozwolą im wyjść i odjechać. Było groźnie. W zamieszaniu awanturnicy z wyjątkiem jednego, wymknęli się. Dziewczyny na szczęście były tylko bardzo wystraszone.

Trwało dochodzenie, przesłuchiwano świadków, miedzy innymi wiezioną Alę. Wszystko, co wiedziała, powiedziała , a i tak ją wzywano na komisariat i wciąż ten sam śledczy spisywał zeznania.

Bardziej mu zależało na rozmowie z ładną panienką niż na śledztwie.

Odwoził ją do domu, traktował , jak damę, z wielką galanterią odnosił się do mamy. Zaczęły się spotkania z Waldkiem, było im rozkosznie miło razem, czuła się przy nim bezpiecznie; zaczęli planować wspólną przyszłość.

Rodzina była nim zachwycona, mama uważała wręcz, że to dar Opatrzności, taki mąż dla panny z dzieckiem. Nastała ciepła, wonna wiosna a oni

byli młodzi, zakochani – świat stał przed nimi otworem; tylko mały...

Dziecko od początku bało się Waldka. Ala wiele sobie obiecywała po tym, gdy zamieszkali razem. Myślała, ze Bartuś przyzwyczai się do stałego towarzysza, że się polubią, że ukochany obdarzy dziecko uczuciem.

Czas mijał a było coraz gorzej. Z radosnego, pełnego życia chłopczyka ,zrobiło się dziecko wystraszone, płaczliwe, znów były potrzebne pampersy.

Ala zwróciła teraz baczniejszą uwagę na relacje między narzeczonym i synkiem. Mały był nieustannie karcony, strofowany – istna tresura! Zaczęły się rozmowy, tłumaczenia, później sprzeczki w końcu coraz poważniejsze kłótnie. Przestawało być miło, robiło się ciężko. Rodzina zaś żyła przygotowaniami do wesela. Gdy ich odwiedziła matka, była zaskoczona, ze wnuczek tak zmizerniał

– Coś to wasze mieszkanie niezdrowe, może jakieś cieki podziemne tu są. Weź no przestaw łóżeczko w inne miejsce. Że przyszły zięć nie umie zajmować się dzieckiem – nie, tego nie chciała słuchać! Kolejną kłótnię Waldek zakończył słowami:

- O co te pretensje? I tak dostajecie ode mnie więcej, niż wam się należy!

Po nieprzespanej nocy, podjęła decyzję. Narzeczony poszedł do pracy, ona spakowała rzeczy, wezwała taksówkę i wróciła do rodziców.

Tu rozpętało się piekło. Nie wiadomo, czym by się awantura skończyła, gdyby mamie nie zaczęło brakować powietrza od tego ataku wściekłości. Ojciec wziął ją do pokoju, ugłaskał, uspokoił, podał leki i rodzicielka ochłonęła. Po jakimś czasie siadła naprzeciw córki i poczęła przemawiać w miarę spokojnie

– Normalna to rzecz, ze młodzi się pokłócą. Pojedziesz, pogadacie, pogodzicie się i będzie dobrze. Sprawy za daleko zaszły: sala zamówiona, z kucharkami umowa podpisana, orkiestra dostała zadatek, no i pierwsza zapowiedź wyszła.

W obawie przed nowymi dusznościami Ala milczała; jednakże, gdy ojciec do niej zajrzał późnym wieczorem, powiedziała mu, ze poszuka ośrodka dla samotnych matek i wyniesie się z domu. O ślubie z Waldkiem nie ma mowy. Wszelkie koszta postara się pokryć z czasem.

– Wszystkie nasze córki poszły z domu, mało kiedy zajrzą, teraz i ta najmłodsza wyprowadzi się. Co ludzie o nas pomyślą? – przemawiał ojciec łagodnie do małżonki korzystając z tego, że Ala wyszła załatwiać sprawy. Matka rozpłakała się

– Już myślałam, że nareszcie będzie, jak u innych, a tu masz! Nowy wstyd!

Od września Bartuś poszedł do przedszkola, córka znów pracowała, Waldek ożenił się z Ali przyjaciółką; w domu panował względny spokój. Tak mijały miesiące, minęła kolejna zima, nastało przedwiośnie z kapryśną pogodą. Jednego ranka była taka gołoledź, że z wielką biedą dotarła do pracy.

Wracając, z okien autobusu, zobaczyła że ogrodzenie przy ich domu jest rozbite, a brama połamana. Na podwórku stal uszkodzony samochód dostawczy. Matka miotała się po kuchni zła, jak osa; ojciec zaś pertraktował w pokoju ze sprawcami szkody.

– O czym tu gadać? Każdy w takim przypadku wzywa policję, a ten spisuje z nimi jakąś umowę. Naiwniak! Wykiwają nas i tyle!- komentowała apodyktycznie.

- Dobrze, ze nikomu nic się nie stało – skomentowała córka w chwili, gdy panowie wychodzili z pokoju. Jeden starszy, szpakowaty, drugi młody barczysty i wysoki.

Szkoda miała być naprawiona w ciągu dwóch tygodni. Mama popukała się w czoło, gdy zostali sami.

– Myślałam, ze jesteś mądrzejszy; a ty stary a głupi. Będziesz sam wszystko naprawiał, zobaczysz!

Następne częściNa huśtawce 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Aisak 13.02.2019
    Pani Mario, to chooligan, zostanie wyprowadzony w kajdankach z tego lokalu za zakłócanie porządku.

    Miłego pisania.
  • Freya 14.02.2019
    Nieźle napisane... ;) Pzdr

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania