Na krańcach samotności - Rozdział 2 cz.1

Stoję przed szafą z ubraniami. Jest tam tego mnóstwo, ale w większości nie chodzę. Wzdycham i wyjmuję beżową sukienkę. Zakładam ją. Wolałabym spodnie, ale przecież muszę wyglądać elegancko. Matka i ojciec chcą się popisać przed chłopakiem siostry. Robię delikatny makijaż. Słyszę pukanie do drzwi. Kontrola. Najwyższa pani generał stwierdza, że nie mogę mieć rozpuszczonych włosów i czesze je w koka. W końcu wychodzimy. Do restauracji. Jak ja tego nienawidzę. Amelia już tam jest. Z tymi swoimi obciętymi na boba blond kudłami i sztucznym uśmiechem na twarzy. Obok niej jakiś facet. Patrzy zza szkieł okularów. Ważniak. Mam ochotę zacisnąć mu ten jebany krawat jeszcze mocniej. Tak, żeby nie mógł wykrztusić ani słowa. Jeszcze się nie odezwał, a już go nie lubię. Zabierzcie mnie stąd! Siadamy. Zamawiamy. Czekamy. Zaczynamy jeść. Proszę. Dziękuję. Ładne słówka latają w tę i z powrotem jak muchy wokół gówna.

- Kupiliście już mieszkanie? - pyta ojciec wygodniej rozsiadając się na kanapie.

- Tak. Z pełnym wyposażeniem. - odpowiada pan poważny – Dawid.

- No to chętnie was kiedyś odwiedzimy.

Chwila ciszy.

- A jak Inga radzi sobie w szkole? - Ami posyła mi spojrzenie pełne jadu.

Matka zaciska usta. Oho, zaraz się zacznie.

- Szkoda gadać.

- Oh. - robi pełną współczucia minkę. - Na pewno nie jest tak źle.

Mam ochotę wbić jej ten pieprzony widelec w oko.

- Ledwo zdała z matematyki.

Przygryzam wargę. Okay, moja wina. Liczby są dla mnie czarną magią. Siostra wybucha śmiechem.

- Jak można być tak żałosnym?

Zaciskam ręce w pięści. Proszę, skończ już.

- Ty byłaś o wiele lepszą córką.

Mam ochotę krzyczeć. Jesteś moją matką, do kurwy nędzy! Powinnaś... Biorę uspokajający oddech. Dłonie mi drżą. Nasze spotkania rodzinne zawsze tak wyglądają. Powinnam się przyzwyczaić. Więc czemu tak boli?

- Może chciałabyś korki z matmy? - pyta Amelia jak gdyby nigdy, nic.

- Możesz je wsadzić sobie w dupę! - wybucham.

- Inga! - ojciec rąbnął dłonią w stół.

- Nie tak cię wychowałam. - matka kręci głową z dezaprobatą.

Wcale mnie nie wychowałaś! Nic tylko pracujesz! W gardle mam wielką gulę. Mrugam, by powstrzymać łzy.

- Co za brak kultury. - dodaje okularnik.

Mam dość. Cholernie dość. Idę do toalety. Ze złością kopię drzwi od kabiny. Siadam na sedesie i masuję skronie. Nieświadomie szczypię się w rękę. Po kilku chwilach udaje mi się odepchnąć emocje na bok. Jestem jak pusta skorupa. Na zewnątrz. Wewnątrz czuję się jak porcelanowa lalka. Krucha i delikatna. Nienawidzę tej bezsilności. Braku kontroli nad sobą. Milczę do końca kolacji. Gdy rodzice żegnają się z Amelią robią coś, czego ja nigdy nie doświadczyłam. Przytulają ją. Podbródek zaczyna mi się trząść. Mówię sobie, że jeszcze tylko kilka minut i będę w domu. Jakimś cudem udaje mi się nie rozpłakać. Wsiadam do samochodu i wciskam słuchawki do uszu.

 

You make me wanna die

I'll never be good enough

You make me wanna die

 

Niemal wbiegam do domu. Zamykam się w swoim pokoju. Siadam na łóżku. Obejmuję poduszkę i mocno ją ściskam. Kiwam się. W przód i w tył...W przód i w tył... W przód i w tył... Zupełnie jak jakieś jebane dziecko z autyzmem. Wyglądam jak pusta lalka. Oczy mam szeroko otwarte. Zaciskam palce na jaśku. W przód i w tył... Dłużej już nie wytrzymam. Muszę... Potrzebuję swojego lekarstwa. Przeczesuję ręką włosy i zaciskam dłoń w pięść. Boli... i nie mam na myśli kilku wyrwanych włosów, które opadły na pościel. Miałam już tego nie robić. Obiecałam sobie. W przód i w tył... Jestem cholernym kłamcą. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wytrzymam. Gdyby nie matka... Gdyby nie siostra... To nie moja wina, prawda? PRAWDA? Moim myślom odpowiada jedynie cisza. W przód i w tył.. Wstaję. Zaczynam krążyć po pokoju jak sęp nad ofiarą. Już wiem, że to zrobię. Zawsze kończy się tak samo. Zrezygnowana podchodzę do biurka. Przykucam przed szafką. Łzy spływają mi po policzkach. Nawet nie pociągam nosem. Nie wołam o pomstę do nieba. Cierpię po cichu, samotnie. Wyjmuję strzykawkę. Jak to mówił Jacek: ‘’zupełnie nowa mieszanka’’. Podwijam rękaw. Widać siniaka w jednym miejscu. Z wprawą robię zastrzyk prosto w żyłę. Nie daję rady dojść do łóżka.Upadam mocno uderzając głową o podłogę.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • LinOleUm 13.10.2014
    Tak, już mówiłam, jeszcze przed publikacją, jak bardzo lubię to opowiadanie. Piąteczka, zdecydowanie, bardzo fajne i z sensem ;)
  • persse 13.10.2014
    Cudocudocudocudocudocudo :D
  • E.M 14.10.2014
    Zaje...fajne
  • NataliaO 15.10.2014
    5 za cudeńko :)
  • Lynthia 15.10.2014
    Dziękuję bardzo. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania