Na Krawędzi

"Drogi zeszycie, brudny od krwi i wspomnień, który nazywam pamiętnikiem. Nie mam siły. Chcę to skończyć."

Wstał. Łzy w oczach. Blizna na duszy. Świeżo zagojona rana. Ale czy napewno? Może właśnie dopiero co się otworzyła? Nic nie jest pewne.

Garść tabletek. Toaleta. Połknij, połknij je wszystkie. To tyle. Aż tyle. Nagle pojawiła się ona. Tak podobna do jego matki. Czarne włosy, ciemna suknia. Podeszła, pogłaskała. "Spokojnie, to nie boli. Weź tylko je do ust. Popij. Za chwilę będziemy razem. Wezmę cię za rękę." Nie dał rady. Łzy. Świeże łzy, płynące dokładnie tam, gdzie płynęły poprzednie. W nicość.

Strych. Krzesło. Stryczek. Wszystko gotowe. Jednoosobowa ceremonia powitalna niczym dla króla. Jeden krok. Jeden sznur. Jedno życie. Pora kończyć. Znowu ona. "Będzie bolało tylko przez chwilę. Przecież bolało już wcześniej prawda? I to o wiele gorzej. To tylko chwila poświęcenia " Daremny trud. Nie ma odwagi. Powolnym krokiem schodzi. Półmartwa orkiestra szczerzących do niego zęby ludzi gra w jego duszy. W głębi serca kryją się niewielkie pokłady emocji, ale zostały one zagłuszone przez bolesne ciernie. Czy zdoła to przetrwać? Czuje, jakby jego ciało było rozerwane między chęcią istnienia a chęcią zniknięcia. A może już tak jest?

Dach. Krawędź. Nogi zwisają poza nią. Dziesiąte piętro. Nie poczułby nawet bólu. Po raz ostatni ona. "Dalej, skocz. Przecież nikt nie ucierpi. Uwolnisz się. To nie zaboli". Poczuł dziwne uczucie w gardle. Ukłucie. Drapanie. Wstał. Spojrzał jej w oczy. "Pierdol się" powiedział stanowczo.

Pokój. Zasłony osłaniają go przed światłem i niechcianymi spojrzeniami. Płacz. Nierozłączny przyjaciel człowieka. Smutek. Ale jednak. Oprócz smutku coś jeszcze. Chęć życia. Udowodnienia innym, że na coś go stać. Długopis. Kartka. Parę słów nakreślonych wierszem. Muzyka. Spokój.

29. 03. 2018.

Mój drogi zeszycie (nie, nie lubię nazywać cię pamiętnikiem)

Czytałem to, o czym pisałem sześć lat temu. To śmieszne. Wspomnienia wróciły. Trochę zabolały. Ale ze zdwojoną siłą powiększyły uczucie triumfu nad tą suką, którą nazywamy Śmiercią. Patrzyłem jej w oczy. Pamiętam kolor jej tęczówek. Był zielony. Dokładnie taki sam jak mój.

Przypomniała mi się sytuacja, kiedy ktoś powiedział mi, że jego zdaniem nie zasługuję, by żyć. Sześć lat temu zapewne odpowiedziałbym mu, że ma rację i wziąłbym żyletkę w dłoń. Ale nie dziś. Odpowiedziałem mu tylko "Całe szczęście mam wyjebane w twoje zdanie". Czuję satysfakcję. Pokonałem najgorszego wroga ludzkości. Pokonałem depresję. Jestem zwycięzcą. Sześć lat temu wygrałem życie.

Dobranoc,

G

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Szudracz 30.03.2018
    Źrenice nie są zielone, tylko tęczówki, ale jak na śmierć z takimi oczami wygląda odlotowo. :)
    Nie każdy potrafi się dźwigać, tym bardziej gratuluję wygranej. :)
  • Grubas 30.03.2018
    Dziękuję bardzo, zaraz poprawiam :)
  • Szudracz 30.03.2018
    Grubas Nie poprawiaj, bo wygląda bardziej magicznie z zielonymi. :)
  • Grubas 30.03.2018
    Szudracz Poprawiłem odnośnie tęczówek i źrenic :D
  • Blanka 30.03.2018
    Początek dosyć"ciężki". Smutny, przygnębiający. I mocny, optymistyczny, pozytywny przytup na koniec- lubię! :)
  • Grubas 30.03.2018
    Ano dziękuję ;)
  • Pan Buczybór 30.03.2018
    heh, z wizji depresyjnej do wizji optymistycznej. Przejście lekkie i dosyć wiarygodne. Ładnie napisane, sprawnie i czyta się przyjemnie. Pozdro
  • Grubas 04.04.2018
    Dobrze, że jest wiarygodne, bo to sam realtalk :) Dziękuję bardzo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania