Na Mostek

Cisza była przytłaczająca. Jakby wszelkie życie zamarło. Znacie powiedzenie „cisza przed burzą"? Takie właśnie powiedzonko przyszło Carie na myśl, gdy wtulona w lodowatą ścianę przy drzwiach, w niewielkim schowku, ściskała w dłoniach karabin szturmowy. W myślach odliczała, jakby ciszę można było oddać w cyfrach.

 

„359, 360".

 

DS Columbia 02 był jednym z najnowocześniejszych statków floty kosmicznej Ziemi, której zadaniem było badanie najdalszych części galaktyki i szukanie planet, na których możliwa była kolonizacja.

 

Carie wzięła głęboki wdech i bardzo powoli podniosła się, nie odrywając pleców od ściany. Drżącą rękę wyciągnęła w stronę terminalu będącego elektronicznym zamkiem do drzwi.

 

Delikatny szmer i kliknięcie towarzyszyły otwieraniu się drzwi. Młoda kobieta, aż wstrzymała na moment dech, jakby obawiając się, że ten nikły dźwięk, który przerwał śmiertelną ciszę, sprowadzi na nią jakieś nieszczęście. Nic się, jednak nie stało. Wyjrzała, więc ostrożnie z pomieszczenia i rozejrzała się uważnie po korytarzu. Szeroki na dwa i pół metra, a wysoki na trzy, ciągnął się w obie strony i kończył rozwidleniami. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Strażników, czy nawet członków załogi. Zupełnie jakby statek został opuszczony. Ona, jednak wiedziała, że to nie prawda.

 

Wyszła powoli i ruszyła w prawo. Każdy krok odbijał się echem wśród ścian, mimo wszelkich wysiłków, by poruszać się bezszelestnie. Jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia, ale postronny obserwator nie mógłby tego ujrzeć z powodu hełmu zasłaniającego ją. Całe ciało Carie skryte było pod szczelnym, obcisłym skafandrem. Nie dawał zbyt dużej ochrony przed ewentualnymi obrażeniami, ale nie krępował też ruchów.

 

Zdawało jej się, że pokonanie ledwo kilku zakrętów i przemaszerowanie przez niezbyt długie korytarze, zajęło jej całą wieczność. Każdy szmer, głośniejszy oddech, czy nawet łomotanie serca w piersi, brzmiało dla niej tak głośno, że rozglądała się nerwowo, czy nie zwabi to kogoś.

 

Jak dotąd wszystko wskazywało na to, że była sama. Wszędzie pustka i cisza tak przytłaczająca, że człowiekowi ciężko wyobrazić sobie miejsce bez dźwięków, czy najmniejszych oznak życia. Istniało. A ona właśnie była w samym centrum. No może nie w centrum, ale blisko, coraz bliżej.

 

W końcu trafiła do rozwidlenia, które poznawała po niewielkiej mapce, wiszącej za szkłem na ścianie. Wiedziała, że musi pokonać już tylko dwa korytarze, aby dostać się na mostek, a tam mogła aktywować kapsułę ratunkową i w końcu opuścić ten przeklęty statek.

 

Z każdym krokiem, który zbliżał ją do upragnionej wolności i bezpiecznej ciasnoty kapsuły czuła narastającą radość. Gdy oczom Carie ukazała się konsola i hologram statku w pomieszczeniu, do którego od początku próbowała dotrzeć, na jej ustach zakwitł uśmiech pełen ulgi. Nie porzuciła, jednak powolnego chodu, acz po chwili bezwiednie przyspieszyła. Weszła po schodkach na pomost nad stacjami obsługi statku, które obecnie świeciły pustkami, jakby nikt nigdy tam nie siedział. Dopadła do konsoli i wystukała na holo-klawiaturze kilka komend. Delikatny szelest był jedynym dźwiękiem, jaki towarzyszył otwieraniu się drzwi kapsuły ratunkowej. To było jak słodka melodia wolności, która echem odbijała się w jej głowie.

 

Carie zbiegła po schodkach przeskakując po jeden, czy dwa i dopadła do kapsuły. Gdzieś po drodze porzuciła karabin i swój strach. Weszła do środka i szybko wcisnęła przycisk zamykający drzwi i uszczelniający kapsułę, przed wysłaniem jej w stronę najbliższej, zamieszkałej planety.

 

Na mostku panowała cisza - wcześniej tak trwożąca, a teraz błoga, jakby dotychczasowe hałasy, które mogła powodować jej nie zakłóciły. Jedynym dźwiękiem był odgłos odliczania do wystrzelenia kapsuły.

 

„10, 9, 8, 7..."

 

Migoczące światełko z kapsuły widoczne były przez niewielkie okienko, które wyglądało na mostek, jakby zachęcało do zajrzenia po raz ostatni, nim kapsuła zostanie wystrzelona i za okienkiem pozostanie pusta ciemność.

 

Zajęta wciskaniem klawiszy do ustalenia miejsca docelowego i radosnym świętowaniem wolności, Carie nie usłyszała szelestu... Jedynego "innego" dźwięku, jaki być może mogła usłyszeć podczas pobytu na tym cholernym statku i jedynego, jaki nie pasował do otoczenia. Tego samego szelestu, który zamaskował dźwięk zamykanych wrót prowadzących do kapsuły.

 

„6, 5, 4,..."

 

DS Columbia 02, perła Ziemskiej floty kosmicznej. Statek obecnie opustoszały i pogrążony w martwej ciszy, której nie przerywa nic, prócz cichego odliczania komputera na mostku. Tak samo, jak jedyne źródło życia i ruchu widnieje za okienkiem kapsuły. Cień Carie przezeń widoczny porusza się, co jakiś czas radośnie i żwawo. Nie wiadomo tylko dlaczego, na ów cień nakłada się jakby inny... węższy... giętki... drgający na boki miarowo, jak ogon kota, który obserwuje swoją ulubioną zabawkę w rękach właścicielki. Jednak nie było w nim nic z kociej gracji i gibkości, o futrze nie wspominając.

 

„3, 2..."

 

Ciszy, nie przerywa najmniejszy nawet dźwięk. Jedynie cichy stukot kropli uderzających o grubą szybę, który trwał przez ułamek sekundy.

 

„1... Miłego lotu"

 

Silnik odpalony i jego warkot zakłócał ciszę, spokojnego dryfowania Ziemskiego statku, przez kosmiczne przestworza. Można próbować ponownie zajrzeć przez okienko, nim wraz z Carie zniknie na zawsze i na mostku zapanuje całkowita cisza. Jednak wcześniej w miarę dobrą widoczność, teraz zakłóca czerwony rozbryzg na szybce wewnętrznych drzwi. Pojedyncze krople ściekają po szkle w dół, a cienie już nie tańczą na nim wesoło... no może oprócz jednego... poruszającego się miarowo w obie strony, niczym wahadło.

 

Kapsuła zostaje wystrzelona. Tak, jak było powiedziane... w miejscu po niej widnieje mroczna pustka. Ona sama kieruje się z kolei w stronę najbliższej zamieszkałej planety. I na mostku już nie panuje cisza. Cały statek odżywa... wszelkie życie w postaci różnego robactwa, myszy, czy nawet roślin wydaje się „odetchnąć" z ulgą. Cisza panuje już tylko w kapsule. Przerywana może cichym mlaskaniem, ale kto to usłyszy przy buczącym głośno silniku?

 

No i kapsuła wylądowała. Teraz wystarczy ją otworzyć...

 

Koniec?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Agnieszka Gu 23.10.2018
    Witam,
    Później podlecę obadać tekst. Teraz tylko zaznaczam, aby mi nie umknął...
    Pozdrawiam
  • Drzumatella 23.10.2018
    Hah... przepraszam :D Ale widzę, że mamy te same inicjały (też jestem A.G., a dokładniej Agnieszka) :D
    ... Tak jakoś czułam usilną potrzebę napisania... tym bardziej mam nadzieję, że się spodoba :)
    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 25.10.2018
    Zatem jestem :)
    Wpierw drobiazgi — Rażących błędów nie znalazłam, no może kilka przecinków tu i tam. Na opowi.pl można edytować teksty (wchodzisz z publikacje/edycja tekstu i poprawiasz :).
    Trza by może kilka przecinków wywalić np. tu: "Nic się, jednak nie stało."

    Czyta się przyjemnie, lekko. Tekst napisany prostym językiem, chwilami nawet zbyt prostym, jak na ciężkie klimaty. Sporo niepotrzebnych dopowiedzeń, ale... to chyba dlatego, że jak piszesz o sobie - pracujesz z dziećmi, gdzie konieczne jest dopowiadanie wszystkiego ;))
    Generalnie jest ciekawie, choć na razie nie za wiele wiadomo. Fajnie, gdybyś pociągła to dalej.
    Pozdrawiam :)
  • Drzumatella 10.11.2018
    Agnieszka Gu Dziękuję. Dobrze wiedzieć, że można edytować - uf :)
    Nie ciągnęłam tego dalej bo było to moje zadanie na stworzenie czegoś bardzo krótkiego. Bo mam problem z pisaniem krótkich tekstów... xD Więc sobie ćwiczyłam. Dopowiadanie może faktycznie jest wynikiem tego, o czym mówisz... a może to mój styl bycia - wszystko dopiąć by było jasne itp. Faktycznie czasem jest to niewskazane - będę musiała nad tym popracować, dzięki raz jeszcze :)
  • Dekaos Dondi 23.10.2018
    Drzumatella→Bardzo dobrze napisane, w moim odczuciu. Takie krótkie fragmenty...liczby...chce się czytać dalej. I tak opisowo, że można sobie wyobrazić. Pozdrawiam→*****
  • Drzumatella 23.10.2018
    Dziękuję pięknie :) Bardzo się starałam by było krótko i w miarę przejrzyście. Co do opisów - jestem ich fanką od czasu, gdy jako młody krasnal, dorwałam Tolkiena :D
  • Freya 23.10.2018
    "Ona, jednak wiedziała, że to nie prawda." - nieprawda
    "Migoczące światełko z kapsuły widoczne były przez niewielkie" - było - l.poj.
    Parę przecinków bym usunął - tylko sygnalizuję - bez awantury, ponieważ tak teges... :)

    Dla mnie wporzo, widać iż wiesz o czym chcesz napisać i w sumie - nie ma co się czepiać.
    Przekorny ten napis "Koniec?"... tak se myślę, że decyzję już wcześniej podjęłaś. Szkoda by było żeby Carie (przez jedno "r", jednak Leia odeszła) miała tak krótki epizod w tym opku - stając się żarciem dla jakiegoś parchlaka, czy cuś inszego... :) Pozdrawiam serdecznie
  • Drzumatella 23.10.2018
    O! Dzięki wielkie :) Mam problem z poprawianiem błędów i wyłapywaniem ich w moich własnych pracach - brak mi dystansu i zawsze, jak coś poprawiam to pojawia się potem nowy błąd bo przekombinuję. Więc nie ma mowy o awanturze - bardzo szanuję, gdy komuś chce się poświęcić swój czas na przeczytanie czyjejś pracy i wypisanie błędów - dziękuję za to :)

    Co do decyzji to muszę powiedzieć, że akutat tu nie masz racji :) Nigdy nie podejmuję decyzji, co się stanie pod koniec jakiegoś opka, czy w kolejnym rozdziale itp... Tak jakoś samo się dzieje... Dlatego kto wie - może to koniec, a może nie. Może to koniec opka, a może to koniec tej dziewczyny :) Pozostawiam wyobraźni :D (btw. Pisałam to pod nożem bo kazał mi kolega "nauczyć się krótko pisać", bo miewałam problem z mieszczeniem się w limicie znaków na różne konkursy czy z pracami xD)
  • Canulas 23.10.2018
    Zgadzam się z Freya'em (ą). Napisane ok. Nieprzekombinowane. Mało błędó. Treść od - do. Faktycznie kilka przeciwnku w piździeć, bo: " Nic się, jednak nie stało." - np tutaj po co?
  • Drzumatella 23.10.2018
    Dzięki :D Jak normalnie ich macham za mało, to widać czasem ich kopsnę za dużo. Tu wprawdzie nie poprawię, ale u siebie zaraz zmienię, dziękuję raz jeszcze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania