Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Na początku było, a później już nie – piwny dramat w jednym akcie
Niniejszym wypuszczamy się na bezkresny ugór... prr, nie na ugór, na pole poezji, albowiem dostrzegliśmy tam potencjał urodzaju wielki. Nie idziemy na łatwiznę (nie stawiamy na pentametry, trymetry jambiczne ani żadne tam strofy safickie) – stawiamy na metra w poezji nietypowe i dziwne. Pragniemy przy tym zauważyć, iż nasza praktyka w chórku parafialnym w Szamotułach nie poszła w sherwoodzki ani żaden inny las, gdyż obcowanie z rymami częstochowskimi wielce nam się spodobało, czego wyraz dajemy w tej oto sztuce (magice). Jam jest Wasz Orfeusz, Wy zaś – Menady moje. Rozszarpcie, proszę!
https://niedobreliterki.wordpress.com/2019/03/04/na-poczatku-bylo-piwo-by-maciej-zolnowski/
***************************************************************************
Dla pana Leszka Cipki, postaci fikcyjnej (aczkolwiek nie do końca)
Motto: „To, co widziałem przez sekundę lub dwie, wystarczy mi do końca życia. To we mnie zostało. Potworna, olbrzymia fala szarej galarety, galarety, która formowała się w kształt człowieka i zostawiała za sobą pasmo śluzu” (Stephen King „Szara materia”).
Osoby:
GŁOS GAJOSA, narrator celebryta
ZENEK, mózg, ćwierćbóg pośród stałych bywalców pubu „U Mariana”
KUMPLE ZENKA, młodzież gimnazjalna do lat osiemnastu
KNIEJA, przedstawicielka flory, bezimienne drzewostany
MAŁA ŻABKA SABKA, przedstawicielka świata fauny
BOCIEK, po prostu wiejski maciek
DNO, po prostu dno (tylko dla wtajemniczonych, bo reszta i tak nie zrozumie)
PAN LESZEK CIPKA, postać fikcyjna, niestrudzony cenzor, wybitny znawca literatury starożytnych (kosmitów) oraz poezji Gumisiów (w wersji dla słyszących inaczej)
Akt I
Scena I
Kurtyna idzie w górę.
GŁOS GAJOSA
Na początku było piwo. Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. To było piwo jasne (jasne, że zimne). W nim było życie. Każdy moczymorda o tym wie. Dlatego od rana aż do wieczora moczy usta swe. Ale jeden wie lepiej, czuje i pragnie mocniej i bardziej. I to on właśnie wlewa w siebie te tak zwane piwne hektolitry, i to tak wielkie, że pewnego razu sam się nimi staje, niczym słowo, co się zmaterializowało i zamieszkało między nami. Oto wielka tajemnica Zenka: istota, istnienie i przeistoczenie. Od tej chwili wypełnia go napój alkoholowo-chmielowy od stóp aż po otwory nosowe i uszy, którymi się ów trunek wylewa, przelewa. Zenek śmierdzi piwskiem i piwskiem jest cały od dolnych swych partii aż po same – można by powiedzieć – pieniste brzegi. Można by, gdyby też ciało Zenkowe miało brzegi, a on sam – jakieś limity. Ów człek nie ma w sobie krwi (osocza, krwinek) ani żadnych narządów wewnętrznych. Jak w takim razie żyje? Jak funkcjonuje? Nie wiadomo. Mówimy tutaj o fenomenie, w którym wszystko zostało zastąpione przez ciecz kuflowo-barową w kolorze moczu oraz piwnych oczu.
Podobno parę tygodni temu Zenka zaatakowali kosmici, ale: ci, ci, ci! Ło, ło! To by wiele wyjaśniało. Ten, którego imienia nie będę w tej chwili wypowiadał nadaremno (dla uniknięcia zbędnych powtórzeń, tak przez purystów językowych nielubianych) mógł sam stać się kosmitą w ludzkiej skórze. Nie łżę, prawdę mówię! A następnie przybrać postać chodzącego browca dla – jak to mówią – fachowca. Innego wyjaśnienia tego cudownego przeistoczenia nie ma! Nie wyobrażam sobie natomiast, ażeby człek (choćby i tym człekiem był nasz Zenek) mógł stać się nagle mobilnym kuflem z pieniącą się radośnie zawartością. Oj, nie, nie, nie! Oj, nie, nie nie! Powiedzmy sobie szczerze, że bez kosmicznej, higienicznej obcych interwencji ani, ani! Ani rusz!
Scena II
GŁOS GAJOSA
Pewnej niedzieli homo browarnikus umawia się z kumplami na piweczko. Słoneczko świeci, deszcz nie pada, a dzień zapowiada się radosny. Będzie z nimi hasał po lasach, przednio się przy tym bawiąc. Będą tańce i swawole i muzyka w kole (a przynajmniej tak długo, jak długo będzie alkohol).
Lecz oto, w pewnym momencie, zrywa się srogi wicher, co zwiastuje nieszczęść moc. I grom z jasnego nieba gwałci dziewiczą ciszę, a knieja rzecze: „nie ma”.
ZENEK
Jak to nie ma?
KUMPLE ZENKA
A tak to. Skończyło się. Wszystko wypite.
KNIEJA (chóralnie)
W tobie, Zenku, jedyna nadzieja, bo „Żabki” w pobliżu, oświetlonego blaskiem słonecznym, ruczaju nie ma.
MAŁA ŻABKA SABKA
Kum, kum, kum! Chlap, chlap, chlap! Kum, kum, kum! Chlip, chlip, chlip!
Bociek, maciek nadlatuje.
Kle, kle, kle! O kurwa!
GAJOS-GŁOS
Chwyta się Zenek za swój łebek, wykręca go i odrywa, tak, jak odrywa się zawleczkę w puszeczce. Teraz z gwinta się wypija piweczko z trzewi Zeneczka za zdrowie tych, co przeżyli i nadal pląsają niczym kica zając, żywot bohatera tego szorciaka za nic mając.
Bo na początku było piwo, a na końcu jest zawsze dno oraz ów brzydki rym do gówno.
DNO (chóralnie z KNIEJĄ albo solo – w zależności od budżetu spektaklu)
Być albo nie być dnem? Oto jest pytanie.
PAN LESZEK CIPKA
Nie, nie, nie, panie. Ta niesmaczna sztuka psuje mi moje śniadanie oraz piórem nadobne z rana ruchanie. Patrzajcie mi prosto w oczy, za miliony katusze cierpiąc, a jak nie, to Arcywysoki Cenzor, z arcywysokości swej immanentnej, okrakiem i z wycelowaną celnie dupą na was jak grom z jasnego nieba wyskoczy. Bu, ha, ha, ha!
Kurtyna opada. Reżyser i aktorzy czekają na owacje na stojąco oraz kwiaty (mogą być nawet sztuczne goździki).
Komentarze (9)
Kurcze, fajne to :) Z polotem. Sporo nawiązań, od "Pisma Św...", i dalej do "mądrości" w literatury :)
Ciekawa budowa zdań, fajny humor, pomysł i nawet na końcu mamy przestrogę ;)
Podoba mi się :)
Pozdrawiam
PS. Można by jedynie te wielkie przerwy między wersami pokasować nieco, bo tekst się rozstrzelił nieco.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania