Na ryzyko- Rozdział Drugi
W progu stał Mariusz. Jak zawsze niedoprasowana koszulka z bazgrołami, przetarte dżinsy na kolanach, rozwiane blond włosy i uśmiech, który powalał na kolana wszystkie jej koleżanki.
- Przyszedłem z odsieczą, wpuścisz mnie?- Zapytał, gdy Melania nie odezwała się nawet słowem.
- Kawy? Herbaty? Wina?
Pokręcił głową samodzielnie nalewając sobie kranówki do szklanki.
- Aśka dzwoniła zaraz po twoim wyjściu z redakcji... straszne świnie.- Rozsiadł się na stołku barowym i stukał powoli palcami o blat.
- Życie. Chyba nie przyszedłeś mnie pocieszać. Nie pierwszy, nie ostatni raz straciłam robotę... no dobra- pierwszy raz. W sumie to nawet nie, mam im wysłać wypowiedzenie. Nie chcą mi psuć kariery.
Ostatnie słowa wręcz wypluła. Mariusz w ciszy wysłuchiwał wszystkich obelg rzucanych przez przyjaciółkę. Nerwowo pokonywała całą długość i szerokość kuchni.
- Melka, mogłabyś się do cholery ubrać, mimo że znamy się od podstawówki i w ogóle to nadal jestem facetem!- Wtrącił swoją uwagę korzystając z pauzy dziewczyny.
Zupełnie zapomniała o swoim ubiorze. Mruknęła jakieś „sorry” i zniknęła za drzwiami sypialni. Czuła się kompletnie swobodnie w obecności Mariusza, ale jednak miał rację. Skąpy szlafrok- chyba prezent od jednej z koleżanek, więcej odkrywał aniżeli przykrywał.
Wróciła po chwili w krótkich szortach i obszernej bluzie.
Przez otwarte drzwi balkonowe wpadało chłodne powietrze. Nim się spostrzegli nad Warszawą zaświecił księżyc. Po małych namowach i Mariusz uraczył się kiepskiej jakości trunkiem. Melanii już kręciło się w głowie- dziękowała sobie w duchu, że wybrała mieszkanie z przejściem bez progów i drzwi z kuchni do salonu. Pokonywanie stopni itp. byłoby teraz niebezpieczne.
- Powinnaś wyjechać. Zresetować się. Ten cholerny wypadek, (tak nadal widzę jak krzywisz się z bólu), później skretyniały Fabian, nigdy go nie lubiłem, a teraz jeszcze ta robota.
- Nie stać mnie na wczasy na Bahamach.
- Kto mówi od razu o Bahamach? Moja rodzinna miejscowość jest całkowicie przyzwoita. Świeże powietrze, mili ludzie, kontakt z naturą. Opaliłabyś się trochę, bo chodzisz blada jak trup. - Zresztą w ogóle zmizerniałaś po tym ostatnim...
Westchnęła ciężko. Ułożyła zmęczone nogi wzdłuż kanapy i spoglądała na przyjaciela. Wtopił się w obszerny fotel, pomimo kolejnego kieliszka nadal się nieźle trzymał. Zapomniała już jak mocną miał głowę.
- Ale nie mam ochoty na jakieś odludzie. Chciałabym mimo wszystko utrzymać jakiś kontakt zresztą populacji.
Parsknął śmiechem wyobrażając sobie Melanię w dziczy. Nie wątpił co do tego, że świetnie by sobie poradziła. Od zawsze była typem wojowniczki- tyle, że wolała to ukrywać pod fasadą singielki z miasta
- Jest tam taka staruszka, pani Honorata. Ma mały domek i mieszka samotnie. Wynajmuje czasami pokoje letnikom. To świetna kobieta i super okolica. Mówię poważnie, tam mogłabyś odpocząć. I uprzedzam twoje marudzenie, jest dostęp do internetu, telewizji i w ogóle wszystkich wygód. To nie jakieś zadupie zabite dechami.
- Mówisz o tej kobiecie... jakbyś ją doskonale znał.
Odchylił się do tyłu i przymrużył oczy. Na jego ustach igrał uśmiech totalnego luzu, tak jakby zamykając oczy przeniósł się do raju.
- Moi dziadkowie mieszkali naprzeciwko. Podczas wakacji, weekendów itd. jeździłem tam. Pani Honorata była częstym gościem. Gdy babcia zachorowała bardzo pomagała, w sumie wiedziała o moich dziadkach więcej niż ich rodzona córka- moja matka. Ciepła, energiczna kobitka z charakterem. Sporo w życiu przeszła. Jak miałem kłopoty jej dom zawsze stał dla mnie otworem, a zwłaszcza po śmierci dziadków.
Melanii udzielił się nastrój melancholii. Zazdrościła przyjacielowi takich wspomnień. Też miała dziadków na wsi itd., tyle że oni byli... zrzędliwą parą staruszków, wiecznie niezadowolonych z dzieci, wnuków i w ogóle całego świata. Taki sam stał się jej ojciec, a i wreszcie udzieliło się matce. Czy ona też taka będzie?
- Pościelę ci tutaj, chyba że wolisz moją sypialnię? Ja mogę spać nawet na balkonie.- Z trudem podniosła się z kanapy. Przypomniała sobie, że lekarz zabronił jej spożywać alkohol i że nie wzięła przepisanych tabletek.
- Przekimam się tutaj.- Wskazał wygniecioną kanapę.- I wystarczy mi tylko koc.
Wzruszyła ramionami i rzuciła w niego miękkim kocem spod poduszki. Przeciągnęła się i zabierając swój kieliszek, jeszcze nie opróżniony zamknęła się w sypialni. Nim zasnęła przez ścianę usłyszała miarowe chrapanie przyjaciela. Warknęła w duchu i nakryła głowę poduszką.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania