Na straganie

Leżał raz trup na straganie.

Rozmawiały nad nim panie:

- Ciałko świeże, bardzo tanie

Te paluszki, schab tłustawy

będzie z niego pyszne danie.

Ciut panierki, syp przyprawy.

Zapieczemy go w chlebowym

piecu, pozbawiwszy głowy,

ta się przyda na rosoły,

Obiad będzie dość wesoły.

 

Ale kąsek nie na co dzień,

który przyniósł tutaj zbrodzień,

nie do pieca trafił pańci,

bo zabrali policjanci...

 

(ot taka rymowanka)

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Szasa 20.04.2018
    Niby taka rymowanka ale bardzo fajna
  • Neurotyk 20.04.2018
    Bardzo mi się podobało. Ładnie napisane.
  • Ozar 20.04.2018
    Ciekawy tekst. Takie coś ala kanibale ale z klasą, nie zjedzą na surowo, tylko opieczone, przyrządzone itd. 5+
  • Neurotyk 20.04.2018
    Mnie kiedyś zainspirował Fredro, ale ja zrobiłem praktycznie kalkę:

    Inspiracja: Baśń o trzech braciach i królewnie

    Baśń o Smoczycy Piździcy

    Z nieba pada zimny deszczyk,
    Wnet Cię, czytelniku, dreszczyk
    Przy bajeczce tej ogarnie
    I w majteczkach zrobi stajnie:
    Chłopcu fiutek się rozwiąże,
    – Mój ty niewyżyty książę,
    A dziewczynie wnet jej piczka
    Się zaślini – Boś księżniczka.

    Jeszcze nad to przydać muszę,
    Bo w tej baśni z lekka kuszę
    – Czytelniku, na zaś pytam,
    Czy już swędzi twoja pyta?
    Pewny chcę być, czytelniczko,
    Czy już bawisz się swą piczką?
    Jeśli rzeknie czytelniczka:
    – „Ach, jak swędzi moja piczka”,
    A i kiedy już czytelnik
    Wkłada chuja w ciepły piernik,
    I gdy wszyscy się pierniczą,
    Baśń już mogę zacząć byczą.
    Tak więc bajka rozpoczęta,
    Ruchać, jebać się, bydlęta!

    Siedział dziadek na bujanym
    Swym fotelu rozruchanym,
    Trzymał w zębach starą fajkę
    I pierdolił wnukom bajkę:

    Za górami, za lasami,
    Za siedmioma Bałtykami,
    Tam, gdzie chuje, geografy,
    Nie zbadały jeszcze rafy,
    Tam, gdzie fiuty, historycy,
    Nie zbadali starej piczy,
    A zaś archeologowie
    Nie grzebali się w jej rowie,
    Tej krainy oczywistej –
    Landu Smoczycy Piździstej.

    Stara wyga mieszka w norze,
    Jak podejdziesz to, mój boże!
    Na sposobów sto wygrzmoci,
    Później dziecko twe wykoci.
    I wychowuj chuja potem,
    Który tylko jest kłopotem,
    Bo jak matka, ci wpierdoli
    W dupę kutas, a to boli.
    No, więc ludzie omijali
    Smoczą jamę, spierdalali,
    Kiedy Smoczyca Piździsta
    Ryczy, że jej pizda czysta,
    Iż umyła ją nad morzem
    – woda cała wyszła, boże,
    Na waginę o wielkości
    Poły landu, mój waszmości.

    Item, kiedy szła na miasto,
    Ugnieść sobie w cipie ciasto,
    Z kilometra czuli ludzie,
    Że już cieknie jej po udzie
    – budowali chyżo łódki,
    Widząc, że Smoczycy sutki
    Zaraz buchną mlekiem, Grecję,
    Zrobię z landu lub Wenecję.
    Tratwy były do pływania,
    Stroje nurka – nurkowania.
    Kąpać się nie było mowy,
    W smoka płynach ustrojowych.

    Wiosna, lato, jesień zima,
    Nikt pomysłu na to ni ma,
    Jak tu zrobić, by Smoczyca
    I jej olbrzymiasta chcica,
    Opuściła ten szalony
    Land krainy pierdolony.

    Dnia pewnego to królewicz,
    Co przydomek ma Chujewicz,
    Wpadł na pomysł całkiem z dupy:
    Zrobić ze Smoczycy zupy.
    – „Dania można jadać wiosną,
    Może chuje nam urosną,
    Można jadać je, gdy lato,
    Cipka ci urośnie za to.
    Bom Chujewicz i nie wierzę,
    Że gdy wpierdolimy zwierzę,
    Nie zrobimy się jak dzicy,
    Jedząc mięso tej Piździcy”.

    Król zaś rzeknie: – „Pojebany
    Pomysł to, synu zjebany.
    W głowie mają tylko picze
    Moje syny, Chujewicze”.
    – „Ale chuj” – pomyślał sobie.
    – „Może z rady syna zrobię
    Dla królestwa ocalenie,
    Utnę raz to pierdolenie”.

    I po landzie tej krainy
    Ogłoszono zaręczyny:
    Kto zabije tę Piździce,
    Ugotuje w zupie picze,
    Ten dostanie rękę damy,
    Córki króla, Pizdojamy.
    Ta zaś szybko przekonana,
    Karze, dawno nie ruchana,
    Namalować swoją cipkę,
    Żeby przykładową pipkę
    Zobaczyli wojownicy,
    Dzielni smoka przeciwnicy.

    Już malarze, dworskie chamy,
    Układają Pizdojamy
    Ciało, tak, by widzieć dobrze
    Ciasną pizdę, nad nią bobrze,
    To żeremie pełne włosów,
    Rudych, czarnych, albinosów.
    Wzięli nogi Pizdojamy
    W dwa imadła i do jamy
    Co nóż to wsadzają pędzle,
    Robią spermą (tfu!) farbą frędzle.

    Powieszano wnet obrazy,
    W lesie całym, bez obrazy
    – każde drzewo tutaj stało
    Zaspermione twardą pałą.
    Nie dziwota, chłopy zwykle
    Do pizd w drzewach nie nawykłe.

    W końcu chyży rycerz jedzie
    Na swym gniadym pół-ogierze.
    Patrzy, a na drzewie pizda
    Wrosła jakby żywa glizda.
    Wnet ptaszysko mu nasrało
    Na łeb i tak powiedziało:
    – „To jest szpara Pizdojamy,
    Takie dziś nagrody mamy
    Za ubicie tej Piździcy
    I zrobienie zupy z piczy.
    Tylko mój szlachetny woju,
    Nie zabieraj się do boju,
    Kiedy nie masz uzbrojenia,
    Gdy twój kutas bez odzienia.
    Oto taka ma przysługa,
    Słuchaj, tu jest ścieżka długa
    I zobaczysz tam pająka,
    Który plecie sieci z bąka.
    Ze śmierdzących bąków czyni
    Najmocniejsze pajęczyny,
    A że cuchną, odstraszają,
    Smoki wszystkie spierdalają”.

    Fruu, odleciał ptaszek mały.
    Na odchodne nasrał w gały
    Rycerzowi, co przeciera
    Oczy z gówna i zdumienia.
    Dzielny to był woj i srogi,
    Więc zapuścił swoje nogi
    We wskazane miejsce ptaszka
    – bo ze smokiem nie igraszka.
    Idzie długą ścieżką on do
    Miejsca, w którym robi kondon
    Pająk z pajęczyny, z bąków
    – broń na smoki to pająków.

    – „Masz tu, woju, dwa kondony,
    Smok ten będzie wystraszony,
    Kiedy swą gorącą pizdą
    Kutas twój by sobie liznął”.
    – „Ale czemu dwa kondony?”
    – pyta rycerz poruszony.
    Na co pająk mądrze rzecze,
    że radzili tak w aptece.

    Jedzie rycerz uzbrojony –
    W jednej ręce miecz, kondony
    W drugiej i przygotowany
    Chce dziś ręki Pizdojamy.
    Już się zbliża do pieczary,
    Tam gdzie fiut nie witał stary,
    Tylko młode dwa fleciki,
    Tam zgubiły swe buciki,
    Kiedy uciekały w dziczy,
    Na ryk straszny tej Piździcy.

    Ta akurat smacznie spała,
    Bo Smoczyca już ruchała.
    Także woj mógł miecza swego
    Łatwo wsadzić pierdolonego.
    Jak „nie” zamach wziął soczysty!
    By nie mówić, że piździsty.
    Jak „nie” chlusnął swą maczugą!
    W smoczą cipę wielką, długą.
    Jak mu żyły nabrzmiewały!
    Mięśnie grube się stawały!
    Ile on to dupy włożył,
    Żeby smok już się ukorzył.
    Ale co tu? Co za dziwy?
    Smok nie zdycha, lecz jest chciwy
    – ta Smoczyca już wypina
    Swoją dupę, by zapinać.

    Wtedy to się okazało,
    Że woj dźgał ją gołą pałą!
    Bo w tym całym podnieceniu
    Woj zapomniał o zbrojeniu.
    Dwa kondony nie nałożył
    – będzie on na dzieci łożył...

    I nie będzie wydymana
    Ta księżniczka Pizdojama.
    Zupy też nie zjedzą bycze
    Królewicze Chujewicze.
    A na landzie tej krainy
    Szukaj tylko wazeliny.

    A i drodzy, moi mili:
    Czy Smoczycę Wy piździli?
  • Zaciekawiony 21.04.2018
    Niezłe, wrzuć to osobno
  • Neurotyk 21.04.2018
    Zaciekawiony już dwa razy było na Opowi
  • Canulas 21.04.2018
    Neurotyk - to wrzuć trzeci, bym se czytnął, a tak w kiomencie - dziko ;)

    Zaciekawiony - wiersz bardzo ładny, bo w sumie z tą wieścią tu przybyłem.
    Pozdrox

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania