Na swoim

Na początku grudnia Bożena i Mirek odebrali klucze do własnego mieszkania. Był to efekt wielkiej przedsiębiorczości obu mam. Młodzi byli trzy lata po ślubie, spodziewali się dziecka i mieli dość mieszkania i u rodziców i w wynajętych mieszkaniach.

Nowe mieszkanie mieściło się w dziesięciopiętrowym bloku i było w zasadzie gotowe. Trwały co prawda jakieś końcowe prace przy instalacjach elektrycznych i gazowych, ale że wszystko działało, lokatorzy powoli się wprowadzali.

Młodzi lubili po pracy pojechać do swego mieszkania – położyć się na tapczanie – jedynym, póki co meblu – i odpoczywać. Dokoła cisza, spokój i to wspaniałe uczucie, że się jest na swoim. Myśleli wprowadzić się po Nowym Roki. Na razie zwozili kartony z ubraniami i drobniejszymi sprzętami.

 

Kiedyś Bożena, wracając z pracy, przechodziła obok szkoły; tam młodzież kwestowała na jakiś szlachetny cel sprzedając stroiki świąteczne. Kupiła, postawiła na kartonie obok tapczanu i gdy przyszedł Mirek, popatrzyli na siebie i zapragnęli tego samego: spędzić Wigilię na swoim. Na próżno tak jedni, jak drudzy rodzice próbowali ich odwieźć od tego zamiaru

.- Bożenka jest w ósmym miesiącu ciąży! Nie ma siły stać przy garnkach, ani godzinami siedzieć przy stole. A już z całą pewnością nie musi znosić harmidru, jaki zawsze robią moi bratankowie. Czas najwyższy, żebyśmy zaczęli świętować na swoim. – tłumaczył Mirek swojej bardzo obrażonej mamie.

W Końcu stanęło na tym, że tato kupił zgrabny stolik, dwa krzesła i zawiózł młodym. Obie mamy naszykowały całe kosze smakowitości i dostarczyły dzieciom tuż przed Wigilią.

Dosyć wcześnie udało się Bożence wszystko przygotować i ogromnie wzruszeni zasiedli do wieczerzy. Najpierw były życzenia: Mirek objął rękoma pokaźny brzuch żony i wyszeptał : kochany syneczku życzę ci dużo zdrówka i do miłego zobaczenia

– No chyba, że okażesz się córeczką – śmiała się Bożenka. Spałaszowali większą część potraw, gdy Bożenka obejrzała się i rzekła:

– - Miruś, czyś ty czasem nie zostawił uchylonego okna w kuchni, albo łazience? Strasznie ciągnie po nogach.

Mąż sprawdził, wszystko było pozamykane, ale kaloryfery ledwo letnie. Za to na dworze wzmagał się wiatrzysko, ciął grubym śniegiem po szybach, aż dzwoniło. Robiło się coraz chłodniej.

Mąż przyniósł drugą kołdrę, otulili się, przysunęli stolik do tapczanu i ucztowali dalej. Naraz zgasło światło; został tylko nikły płomyczek świeczki ze stroika. Wyjrzeli przez okno – wszędzie okna rzęsiście oświetlone, tu i ówdzie kolorowo świecące choinki przy oknach. Tylko w dwóch nowych blokach ciemno.

– – Chyba już do rana nie będzie prądu, bo kto dziś i w taką pogodę przyjedzie tu naprawiać awarię. Pójdę i nabiorę wody, żebyśmy mieli na mycie i do picia. Okazało się jednak, że woda ledwo kapie.

– - Żałuję, żeśmy się zdecydowali na tę Wigilie na swoim – ciemno, zimno i do swoich daleko konkludował Mirek.

– No coś ty, jest cudownie – cichutko, ciemno; może tak było w Betlejem?

– - Skoro tak, to pokolędujmy. I wyśpiewali wszystkie znane sobie kolędy, najpierw głośno i wtedy głos się odbijał od pustych ścian; a później ciszej i ciszej – aż umilkli zmęczeni.

– Wiesz co, połóżmy się już, szkoda świeczki, może będzie w nocy potrzebna. Leżeli długą chwilę przytuleni, Bożenka drzemała, Mirek nie mógł zasnąć.

– Cichutko wstał i poszedł do kuchni. Otworzył okno dwa piętra niżej, czyli na piątym, było parę jasnych okien.

– – Nie daj Boże czego, można będzie prosić o pomoc. Już wcześniej próbowali zadzwonić do rodziców niestety nie było zasięgu. Usłyszał, że żona go woła.

– – Czemu nie śpisz? I po co wpuszczasz do mieszkania to zimnisko! Kładź się, nie markuj po ciemku.

– - Tak patrzyłem, że jakby było trzeba, to zejdę dwa piętra... Bożenka zatkała mu usta dłonią.

– - Nigdzie nie będziesz schodził, o czym ty myślisz?!

– – No bo jakby się zaczęło coś dziać... Żona milczała chwilę.

– – Wiesz ile samolotów teraz leci do różnych miast na świecie, ile okrętów przemierza ogromne oceany i co – myślisz, że oni wszyscy tam zakładają, że zaraz zacznie się coś niedobrego dziać? Trzeba wierzyć w dobro i opiekę bożą, a już dzisiaj to szczególnie.

– -Wiesz, jak się mówi: strzeżonego Pan Bóg strzeże.

– – No to kładź się koło mnie i strzeż mnie – roześmiała się. Ukołysany miarowym ,spokojnym oddechem małżonki zdrzemnął się, ale, że w środku tlił się niepokój – obudził się i cichutko wstał.

– Wyjrzał przez okno w kuchni – śnieg wciąż sypał, tylko wiatr przycichł. Z oddali dało się słyszeć bicie dzwonów.

– – Acha, wkrótce północ, ludzie idą na pasterkę, a tu nikogo nie widać, wszędzie ciemno, nawet w nowych blokach większość okien ciemna.

– Po omacku znalazł na kuchennych półkach podręczną latarkę; wsunął ją pod poduszkę – w razie czego... Położył się, lecz sen nie nadchodził; wtedy zaczął się modlić: Kochana, maleńka dziecinko Boża proszę cię zaopiekuj się nami, chroń od wszystkiego złego i tak szepcząc modlitwy – zasnął.

Nazajutrz wstał piękny, słoneczny dzień, prawdziwie świąteczny; tylko, że mroźny. We wszystkich pomieszczeniach świeciło się światło, naprawili awarię. Nocna zadymka przykryła świat grubą, pofałdowaną warstwą śniegu. Nikt jeszcze nie odśnieżał. Rząd samochodów stał przysypany takimi zwałami śniegu, że nie sposób było rozpoznać, który samochód ich.

Młodzi chcąc dotrzeć do przystanku autobusowego brnęli mozolnie poprzez zaspy, ale byli nie wiadomo dlaczego uśmiechnięci i zadowoleni. Gdy dotarli do rodziców, rodzinka spała jeszcze w najlepsze, tylko mama Bożenki krzątała się w kuchni. Opowiedzieli o swojej Wigilii; mama załamała ręce.

– – A nie mówiłam, nie prosiłam?! Uspokoili ją zapewnieniem, że było naprawdę pięknie i bardzo uroczyście.

Mama po cichutku przyniosła torbę z prezentami, dopiero teraz uświadomili sobie, że u nich nie było podarków. Teraz mieli dodatkową frajdę oglądając prezenty przy świątecznym śniadaniu.

Pod koniec stycznia urodził się szczęśliwie piękny, zdrowy synek. O tej nietypowej Wigilii Bożenki i Mirka opowiadano sobie później w rodzinie, i oni czasem wspominają ten jedyny tak odmienny od innych wieczór. A Mirek myśli często, że wtedy, pierwszy raz w życiu było tak, jakby go ktoś, tam z góry pytał: Wierzysz, że ja jestem?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania