Najszczęśliwszy z kwiatów 11
Dziesięć miesięcy później.
W drzwiach zazgrzytał klucz, po czym do mieszkania weszło dwóch brodatych mężczyzn.
W centrum salonu ustawiony był przyrząd do ćwiczeń, popularny Atlas. Stół zarzucony był opakowaniami po daniach zamawianych na telefon. W mieszkaniu panował zaduch i ogólny nieład.
– Coś tutaj zdechło?! – zapytał rudzielec, silnym Szkockim akcentem. – Arczi nie poznaję cię!
– To tylko moje miejsce gdzie jem, sram i ćwiczę. Nic więcej. – Artur ostro patrzył przyjacielowi w oczy. – O co ci chodzi Stephan?!
– Jesz i srasz... ? Gdzie...? – urwał w pół zdania, najprawdopodobniej ze względu na przyjaźń nie chciał kończyć myśli. – Jaki tu syf! – kręcił z niedowierzaniem głową, jakby to, co widział, nie mieściło mu się w głowie. –Tu jest gorzej niż w mojej norze! Nigdy nie sądziłem, że to możliwe.
– Nie bój się nie sram w salonie! – warknął Polak, siląc się na sarkazm. – Postanowiłem zmienić wystrój mieszkania, ok?! Możesz się nie czepiać? – wyraz Artura twarzy mówił, że to jego sprawa i nikomu nic do tego. – Mam tu wszystko czego potrzebuję, zaraz ci pokażę, aby iść na tę górę. Jestem gotowy na K2.
– Czy ty siebie słyszysz?! Nie jesteś gotowy nawet żeby pójść z dziećmi, zimą na zjeżdżalnię! – Rudy postukał się wymownie w głowę. – Ćwiczenia fizyczne to nic, ty, masz z baniakiem problem, stary! Gdzie jest Artur, którego znałem? Dlatego tylko, że jakaś dupa cię spuściła... – nie dokończył zdania, gdyż Artur bez zastanowienia wyprowadził cios, prosto na jego szczękę. Stephan zatoczył się do tyłu uderzając plecami w drzwi wejściowe.
– Ani słowa! Słyszysz?! – krzyczał Kosiński. – Ty rudy, szkocki… – Zaskoczony McRoom, otrząsnął się błyskawicznie i rzucił się na przyjaciela.
Seria ciosów, pod którymi Artur chwiejąc się, cofał niczym pod potężną nawałnicą, odrzuciła go do salonu, aż poczuł na plecach uderzenie o coś metalowego, to musiał być jego Atlas ćwiczebny. Nie miał więcej możliwości odwrotu. Szkot uderzał mocno i celnie, równocześnie wyćwiczonymi w barowych bójkach, unikami, sam uchylał się przed ciosami. Polak wiedział, że za chwilę walka dobiegnie końca, przegrywał…
Ostatkiem sił zerwał się do szaleńczego ataku, uderzając Stephana z rozbiegu głową w korpus, łapiąc w pół i powalił na posadzkę. Zaczęli się szamotać w porzuconych śmieciach. Chwilowo siły były wyrównane, jednak w tej pozycji, ostatnie pół roku intensywnych treningów Polaka, zaczęły procentować, i teraz, to Artur zaczął zdobywać przewagę.
Przygniatając Szkota, ciężarem własnego ciała, uderzył go z całych siły, a następnie zaczął dusić. Zamroczony Stephan chaotycznie wymachiwał rękoma, aby odrzucić zaciskające się na jego szyi dłonie. W pewnym momencie, charcząc i plując krwią, chwycił przegub Artura. Polak zaślepiony furią, zobaczył cztery palce, kalekiej dłoni ściskające go, i rozluźnił uścisk.
– Straciłeś palec tam… Na Lhotse… – Walka była skończona.
Obaj dyszeli ciężko.
– Bijesz jak baba! – śmiejąc się i krztusząc krwią, wychrypiał McRoom. – Złaź ze mnie!
Kiedy Artur go oswobodził, splunął na podłogę i powiedział:
– Ale ładnie ci przefasonowałem, tę twoją, głupią, polską, facjatę – Śmiejąc się mówił nerwowo. – Oj Arczi, Arczi, ja wtedy na Lhotse straciłem jeden, zbędny mi palec. – Nic nie mogło przyćmić jego szkockie poczucia humoru. – A ty? Co ty straciłeś, tam w Polsce? Co zabrała ci Karolina? – na dźwięk imienia, Artur znowu wściekle popatrzył na Szkota. – Jesteś trupem, każdy kto z tobą wejdzie na jakąkolwiek górę, też nim będzie. – McRoom wiedział jak wypowiadane przez niego słowa działały na Polaka, ale nic sobie z tego nie robił i kontynuował dalej. – Nie licz na mnie w wyprawie na K2. Ty tam idziesz nie po to aby ją zdobyć, ty idziesz tam, aby tam zostać! Arczi…
– Stephan wyjdź!
– Nikt z tobą nie pójdzie…
– Proszę…! – Zrezygnowany Szkot, popatrzył przyjacielowi w oczy i bez słowa, ruszył do wyjścia.
Mieli spotkać się u niego w domu, gdyż Stephan miał jakieś wątpliwości, czy Artur jest gotowy do kolejnej wyprawy.
– No, to teraz już nie masz wątpliwości… – szepnął Kosiński, słysząc zamykane drzwi i oddalające się kroki McRoom’a.
Podszedł do szafy, w której miał sprzęt wspinaczkowy, otworzył i zaczął wyciągać zawartość segregując wszystko, aby przygotować do spakowania i wysyłki.
– Jeśli będzie trzeba, wlezę sam na tę pieprzoną górę. Pierdol się Stephan!
Ilość sprzętu, w końcu ułożyła się w sporą pryzmę. Wyprawa miała rozpocząć się za tydzień, jednak Artur, postanowił już teraz dopiąć wszystko na ostatni guzik. Kiedy, podniósł jedną z walizek, zapomniał już skąd się ona się tam wzięła, ta okazała się zbyt ciężka aby mogła być pusta. Zajrzał do środka. Znalazł swój pognieciony garnitur. Przysunął materiał do twarzy, nie przejmując się, ociekającą z ran krwią. Poza śladami jego perfum, wyczuł delikatną nutę, kobiecych. Powróciło wspomnienie pięknej, uśmiechniętej kobiety w czerwonej suki. Tak pachniała Karolina. Zaciągnął się z całych sił jak tonący człowiek, który w panicznej walce o życie, zdołał ostatni raz wychylić głowę ponad powierzchnię topiącej go cieczy.
Teraz dopiero dotarły do niego słowa Stephana. Był trupem.
Z ciężkim sercem odłożył ubranie na bok, pod spodem znalazł, zawinięty w szary papier przedmiot. Nie miał pojęcia co to jest i nie interesowało go to. Bardziej automatycznie niż z ciekawości, rozpakował. Jego oczom ukazała się stara, wytarta książka kucharska. To był poradnik jego matki. Tylko co on tu robił? Miał już odłożyć wolumin, lecz coś go tknęło i zaczął przekładać strony.
– Łaaaa! Ratunku! – rozległ się nagle krzyk.
O mało nie upuścił książki.
– Artur?! Co się stało? Jak ty wyglądasz?! – krzyczała do niego zasuszona, między stronami, róża. – Ty…! Ty…! Ty popaprańcu jeden! – kwiat, najwyraźniej coś sobie przypomniał, gdy ochłonął z pierwszego zaskoczenie. – Jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś zamknąć mnie w śmierdzącej kotletami książce?!
– Ró…? Ró…? Róża? – Wydukał zaskoczony Kosiński.
– Tak kurwa! Ró… Ró… Róża! – złośliwie przedrzeźniał go kwiat. – Masz problem z głową?!
Komentarze (81)
Ja wszystko rozumiem, ale jak już róża przeklina to przegięcie. :)
Fajnie ukazana męska przyjaźń no i historia nabiera nowego tempa, wątki górskie bardzo w moim guście. Miłe zaskoczenie.
Pozdrawiam!
A jeśli chodzi o różę, to wiesz... :) Jakbyś Ty reagowała na jej miejscu? :)
Fajnie, że chce Ci się to czytać jeszcze. Dzięki bardzo za obecność i komentarz :)
Tu też zęrknęłam. Dwoje przyjaciół różnej narodowości i bójka. Jednak nawet atak jest niegroźny. Artur chce wziąć udział w wyprawie. Tylko powodem jest Karolina, a to nie jest dobry bodziec.
Koniec z zasuszoną różą jest mocny.
Pozdrawiam
Czasem bracia, czy przyjaciele próbują się pozabijać, lecz jeśli przetrwają ten trudny okres ich przyjaźń ma szansę wejść na inny poziom. Zobaczymy jak to się tu poukłada, bo jeszcze sam nie wiem :) (chociaż mam pomysł)
Pozdrawiam niedzielnie :)
Miło, że zajrzałaś i napisałaś co myślisz, bardzo to cenię.
To na pewno nie skończy się tak jak by się mogło wydawać, a przynajmniej, mi się tak wydaje:)
Się zgadzam z madam B.
Tu zgodzę się, choć nie w stu procentach ale jednak z Betti:
„, to gadanie kwiatków, bo to takie dla dzieci...”. I nie chodzi mi o dzieci strikte małe takie z lizakami i piekuchami, ale o takie dzieci ukrywające się w dorosłych osobach.
Jeśli ktoś to czyta, to wie że staram się pokazywać (może nie zawsze mi się to udaje), poważne sprawy w prosty sposób. Uważam, że takie rzeczy też są potrzebne.
Nie zmienię ani tytułu, ani sposobu prowadzenia tego opowiadania.
Bardzo by mi było miło, gdybyś się Canie przemógł, przeczytał i wypowiedział na temat tego opka, ale zdaję sobie, jak już mówiłem z Twoich preferencji i dlatego nigdy Cię nie ciągnąłem do tego opka za uszy.
Dzięki, że w ogóle zająłeś głos , mimo, że się z nim nie zgadzam.
Pozdro :)
Teraz jest poplątanie z pomieszaniem...
no ja tak samo to śledzę od początku i lubię twoje bajki
Jedna cześć. Pierwsza.
"MOIM ZDANIEM dzieci nie powinny tego czytać, bo żadna mądra nauka z tego nie wypływa. Ja, jako dorosła, nie widzę nic nadzwyczajnego w czytaniu o kwiatkach. Dla mnie to nuda."
Nie dziękuj :)
Dziękuję, Elorence że zwróciłaś mi uwagę na poważny problem, jakim jest kultura wypowiedzi. Fakt, czasami się zapominam i piszę na luzie jak do kumpla, a przecież jestem tu obca... Postaram się pisać, jak mnie uczono i wg oczekiwań innych użytkowników.
Panie M proszę o wybaczenie, to się nie powtórzy.
Ja Cię znam, Ty mnie, nie brałem tego do siebie. Tak wyczailem o co Ci chodzi.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam również :)
Pozdrawiam!
p..s.
a i jakby co, to mam mega wkurwa!
Niektóre moje opowiadania mają wsparcie kogoś kto poświęca mi swój prywatny czas, nie będę tej osoby zarzucał wszystkim co nabazgrolę, chyba to rozumiesz? :)
Jeśli usłyszę tu rady, sugestie, czy coś w tym stylu będę korzystał, jeśli nie, no cóż :)
Viola o co masz "mega wkurwa"?
Chyba wiem o jakim „całokształcie” myślisz.
Ale tu to inna bajka :) taka o kwiatkach :)
Jak jest w Polsce:)
Niestety, to marzenie, sam ciągle odkładam na później, na jutro, na za miesiąc...
a co to za biznes?
czytałam, jak rozmawialiście o biznesie więc zapytałam z tego, co czytałam u Ciebie na fejsie to własna działalność tylko byłam ciekawa jaka to ale chyba się domyślam agroturystyka
czytałam, jak rozmawialiście o biznesie więc zapytałam z tego, co czytałam u Ciebie na fejsie to własna działalność tylko byłam ciekawa jaka to ale chyba się domyślam agroturystyka
Betti bywa różna, ale patrząc na ile umiem obiektywnie, nie widzę by tutaj z czymś jakoś za bardzo przeholowała.
To że mówi "ogarnij coś z tym", nie dodając tej całej grzecznościowej formułki, przesyconej cukrem, to raczej dlatego, że nadają z Maurem na wspólnej linii już jakiś czas i taka sztywna etykieta jest bezsensowna.
Ja sam (kiedy z kimś już coś, ileś i w ogóle), to... jak w relacjach. Pojawiają się myślowe skróty.
Nie palmy czarownic przez pryzmat avatara czy nicka.
Z drugiej strony nikt tam tak ostro Jej raczej nie atakował, tylko każdy wyraził swoją, odmienną co do Betti, opinię.Myślę, że dyskusja nie wymknęła się z ram takich, w których powinna być prowadzona.
Tak mi się wydaje.
Każdy wyraził swoje zadanie. Jeden pije herbatę z cukrem, a drugi bez.:))
Kłaniam się zatem syćkim i sorrex za zamieszanie.
Baju-baj
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania