Najszczęśliwszy z kwiatów 7
– Sam?
– Nie chce mi się gadać?
– Co się stało? Gadaj!
– Mówiłem przecież... – zgasił światło i w opakowaniu położył się do łóżka.
Dłuższą chwilę siedzieli w ciszy.
– Art no gadaj coś, nie wygłupiaj się! – usłyszała, jak przewraca się na drugi bok. – Słyszę, że nie śpisz! Nie bądź miękka faja, pogadamy sobie jak dwie kumpele… znaczy, kumpel z kumpelą. Mówię ci to lepsze niż dusić to w sobie. – Z drugiej strony nastąpiło głębokie westchnięcie. – Ty mi tu nie wzdychaj tylko gadaj coś!
– Eeech…
– Aleś się nagadał! Dobra, to ja ci opowiem o sobie, tylko muszę cię ostrzec to bardzo wstrząsająca historia. – Dała mu szansę, aby się zainteresował, bez efektów. – No dobra sam chciałeś, bueee – beknęła głośno. – Sorry to przez tą gazowaną wodę, ale jak to mówią, lepiej tą stroną niż… no wiesz. No dobra, przyjaciele mówią sobie wszystko, to ci powiem. Jestem błędem genetycznym, nie powinnam była wykiełkować a jednak, pomimo wszystko dziś tu jestem z tobą i…
– Przestań! Daj spokój, nie wytrzymuję już tego twojego trajkotania!
– Noo przemówił don Romeo. Gadaj jak było na balu?!
Artur przez chwilę się zbierał, oddychał, sapał, w końcu ułożył się wygodnie i powiedział:
– Bal był doskonały.
– „Bal był doskonały”. Ludzie! A ty, co jesteś prehistoryczny zabytek? Skamielina? Żyj człowieku! Gadaj od początku! Zanim zaczniesz o balu zastanawia mnie jedno. Dlaczego tam w kwiaciarni uparłeś się na róże. Ta stara baba powiedziała; „Nie ma.” A ty tylko; „Chcę róże i koniec.” O co tu chodzi? Przecież było tyle innych pięknych kwiatów, a ty wziąłeś mnie, chociaż garbatą? Może to przeze mnie, może to przez to nie wyszło ci z Karoliną, bo nie dałeś jej porządnych kwiatów?
Zapanowała nieprzyjemna chwila ciszy.
– To musiała być róża…
– Co…? Co powiedziałeś?!
Prawie dało się słyszeć jak przez głowę Artura przelatują myśli.
– Kiedyś, z pięć, może sześć lat temu na początku znajomości z Karoliną, nasze spotkanie w realu, było czystą fantazją, oboje nie wierzyliśmy, że kiedykolwiek się spotkamy, wtedy… – Urwał w pół zdania.
– Nooo?! Słucham, słucham!
– Wtedy… Wtedy powiedziała mi… W żartach ustaliliśmy taki kod, nasz kod.
– No hej?! Kod? Można jaśniej?
– Ustaliliśmy wtedy, że jeśli kiedyś się spotkamy, to kwiatami będę mógł powiedzieć, co do niej czuję, żeby nie było nieporozumień.
– Że co? Że niby jak?
Artur westchnął lekko poirytowany.
– No, tak na przykład, że jak jej dam lilie, to by miało oznaczać, że ją szanuję. Gdybym dał jej narcyzy, że darzę ją wielkim szacunkiem. I tak dalej. Wiesz wtedy byliśmy młodzi, znaczy młodsi. Ona miała dwadzieścia parę lat… na pewno zapomniała o tamtej rozmowie. Nieważne, to było głupie i dziecinne.
Ponowna dłuższa chwila ciszy. W końcu odezwał się kwiat:
– Ale ty, po tych wszystkich latach pamiętałeś. Zrobiłeś wszystko, aby to były róże, aby zdobyć chociaż jedną. Możesz mi powiedzieć, co miały oznaczać róże?
Komentarze (15)
Pozdrawiam serdecznie!
Pozdrawiam serdecznie :)
Dzięki MarBe :)
a ja czekam i czekam i wciąż czekam wypatruję i nic
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania