Poprzednie częściNajszczęśliwszy z kwiatów 1

Najszczęśliwszy z kwiatów 9

Dochodziła trzynasta. Artur wszedł do domu swojej mamy, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Odkąd pamiętał, panoszyły się tu zawsze boskie zapachy, rozchodzące się z kuchni, biorąc w posiadanie całe mieszkanie.

Oparł się o futrynę i podziwiał, jak najlepsza kucharka świata Barbara Kosińska, jego matka, pracuje przy akompaniamencie tańczących na parze pokrywek.

– Hej, a co tu tak pachnie?! – doleciało go spod poły, wciąż jeszcze ośnieżonego płaszcza.

Zignorował pytanie róży, lecz w tej samej chwili kobieta odwróciła się i spojrzała na syna.

– O, Arturek, jesteś już? Co tak prędko? – Kobieta podeszła do syna i nim zdążył otworzyć usta kontynuowała, uważnie taksując go wzrokiem. – Jakoś nie wyglądasz za dobrze? Coś się stało?

– Nie, no... Wszystko świetnie. – Nie był gotowy na takie pytania.

Jego zapewnienie wypadło jednak aż nazbyt entuzjastycznie.

– A nie mówiłeś, że będziesz jutro? W sumie mieliście być razem z Karolinką, chyba? – nie do końca przekonana odpowiedzią, zapytała kobieta.

– No, wiesz, mamo, mówiłem „może będziemy razem”. Ale mówiłem ci, to tylko znajoma. I ona jest lekarzem, lekarką znaczy i dostała nagłe wezwanie. Musiała jechać do szpitala i tyle. Mieliśmy wspaniały bal, wszystko udało się bardzo dobrze, pomijając to, że rano musieliśmy się pożegnać.

– No ty to ty wodę lejesz! Ja ci nie wierzę, a już na pewno twoja mama wie, że kłamiesz! - krzyczał zza pazuchy kwiat.

Chłopak odchylił połę palta i mruknął przez zaciśnięte zęby:

– Zamknij się! - po czym zwrócił się do Barbary. – No tak wyszło, mamo. Coż zrobić?

– To już nie można prawdy głośno powiedzieć?! – narzekała roślina.

Kosińska z wyrazem twarzy, jakby czytała synowi w myślach i patrząc mu w oczy zapytała:

– Ale przedstawisz mi ją? Tak jak mówiłeś?

Artur nie wytrzymywał spojrzenia matki, jego oczy zaczęły biegać po całej kuchni, byle tylko uniknąć skrzyżowania wzroku z Barbarą.

– Mamo, ale powtarzam, to tylko znajoma, więc nie wiem czemu, aż tak ci zależy. – Irytacja wkradła się w słowa Artura. – Z resztą wiesz, bo ona ma ten szpital... Tam jakieś zatrucie szaleje... A w ogóle, to ja też muszę już wracać, bo u mnie w robocie urwanie głowy.

– Ale miałeś zostać? Mówiłeś, że przyjechałeś na dwa tygodnie? – Nie zdołała ukryć zawodu.

Artur w taksówce podjął decyzję o jak najszybszym powrocie do Londynu. Nawet nie brał pod uwagę matki, kiedy decydował o wyjeździe. Trzeba było tylko coś wymyślić... A ona musiała zrozumieć. Zawsze rozumiała.

– Mówiłem ci mamo, że jestem teraz dyrektorem generalnym Tesco do spraw marketingu w dystrykcie Londyn. Dostałem mail-a, że mamy złe wyniki sprzedaży i muszę się tym zająć, albo wielu ludzi straci pracę.

W tym co mówił, było sporo prawdy, tylko że wiadomość dostał jeszcze przed świętami i planował dokonać w podległych mu oddziałach zmian dopiero po powrocie z urlopu. Jednak po dość burzliwym pożegnanie z Karoliną nie chciał już zostawać ani dnia dłużej w Polsce, ponad to, co naprawdę konieczne.

– No tak, twoja praca jest bardzo odpowiedzialna – smętnie stwierdziła zrezygnowana Kosińska. – To, kiedy planujesz wyjazd?

Po śmierci męża, Barbara spędzała samotnie czas w domu, więc przyjazd syna na święta był największym szczęściem dla niej od kilku lat. Jak się okazało czas, który będzie mogła spędzić z ukochanym synem, miał się drastycznie skurczyć.

– Mamo, nie bądź smutna, nie płacz, przecież wiesz, że cię kocham – mówił łagodnie widząc jej zachodzące łzami oczy. – Rozumiesz przecież, ja mam tam swoje życie.

– Tak, rozumiem kochanie. Ja nie płaczę, nie przejmuj się, to – Kosińska otarła łzę rąbkiem fartucha – to tylko przez cebulę.

Syn popatrzył na nią uważnie, wydało mu się, jakby w jednej chwili postarzała się o kilkanaście lat, jednak uznał, że jego osąd jest skrzywiony przez zmęczenie i przeżycia ostatniej nocy.

– Wiesz, mamo, położę się na chwilę, padam z nóg.

– Rozumiem synku. – Barbara smutno pokiwała głową. – Możesz odłożyć to na półkę? –mówiąc to podała mu książkę kucharską. – Nie będę jej już dziś potrzebowała... Może jednak jeszcze przed snem coś zjesz?

– Nie, dziękuje bardzo, nic teraz nie przełknę, naprawdę.

Aby spełnić prośbę matki, wszedł do pokoju, w którym stał regał z książkami. Zewsząd powitały go jego własne fotografie, poustawiane, bądź porozwieszane w ramkach po całym pokoju ze wszystkich wypraw wysokogórskich, które odbył. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego mama trzyma tyle tych zdjęć na widoku, zamiast zostawić jedno czy dwa.

– Ale ją potraktowałeś! – Róża wyrwała go z zadumy. – Chyba nie uwierzyłeś w tę bajkę o cebuli! Jeśli tak, to jesteś głupszy niż myślałam! Ona płakała przez ciebie.

Tym razem Arturowi było już tego za wiele.

– Tyle razy prosiłem, abyś była cicho! – Otworzył książkę, którą właśnie miał odłożyć na regał pomiędzy inne tytuły. – To koniec naszej znajomości! Tu się żegnamy!

– Nie, poczekaj! Ja już...! – tyle zdążyła błagalnie wykrzyczeć róża, nim została uwięziona pomiędzy stronicami, starego, grubego poradnika kulinarnego i odstawiona na regał.

Chłopak z ciężkim westchnieniem ruszył w kierunku swojego dawnego pokoju.

***

Najwcześniejszy lot do Londynu, ze względu na powroty ze świąt Bożego Narodzenia, udało się załatwić dopiero na trzeciego stycznia. Przez dwa dni chodził rozbity i podenerwowany. Zdawało mu się, że z regału z książkami dobiegały go odgłosy cichutkiego płaczu. Uznał to, tę całą historię z Karoliną i gadającą różą za zły sen, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć.

Młody Kosiński nie lubił pożegnań na lotnisku, jednak uległ naleganiom matki.

– Uważaj na siebie synku – Barbara ze łzami w oczach żegnała się z Arturem przed odlotem. – Zadzwoń do mnie, jak tylko wylądujesz i odzywaj się często.

– Mamo, przepraszam, że to wszystko tak wyszło, ale... – objął ją bardzo mocno – no, ja nie mogłem teraz zostać dłużej, bo wiesz...

– Rozumiem synku – przerwała mu kobieta. – Przecież jestem twoją mamą, wiem.

Kiedy szedł w stronę odprawy, za szybą oddzielającą pasażerów od osób żegnających, ujrzał, że Barbara jeszcze coś do niego krzyknęła:

– W bagażu spakowałem ci moją starą książkę kucharską! Na marginesach są notatki, jak przygotować potrawy, które najbardziej lubisz!

Artur popatrzał na nią zza szklanej bariery, wskazał gestem na uszy, a Kosińska z ruchu ust wyczytała: „Nic nie słyszę. Kocham cię.” Napierająca kolejka odlatujących, porwała go poza zasięg jej wzroku.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Margerita 16.06.2018
    nareszcie się doczekałam kolejnej części aż tu poczułam te zapachy część jak zwykle super pięć
  • Dzięki Marg :)
  • MarBe 16.06.2018
    Widocznie kwiat miał więcej ciepłego uczucia dla samotnej kobiety niż syn.
    Karolin pod różnymi imionami na całym świecie jest na pęczki, lecz matka jest tylko jedna i o tym warto pamiętać.
  • Hej, podoba mi się to zdanie o „Karolinach” chyba sobie je wykorzystam :)
    Dzięki za wizytę i komentarz.
  • Justyska 17.06.2018
    No to ładnie Arturek się zachowuje. Róże ucisza A mamę olewa. Jeszcze go pewnie spotka nauczka :)

    "Najwcześniejszy lot powrotny do Londynu, ze względu na powroty ze świat Bożego Narodzenia," te powroty sobie ogarnij.

    Super. Lubię bardzo tę historię i teraz nie możesz przerwać, bo aż się prosi o ciąg dalszy!
    Pozdrawiam - 5
  • Hej Justysia :)
    Arturek nie jest święty, musiałem go trochę „pobrudzić” :)
    Może i jest trochę banalna ta historia, ale też ją lubie z jakichś powodów:)
    Coś tam jeszcze naskrobie dla żelaznych fanów tego opowiadania :)
    Dzięki Justysia bardzo za komentarz,” powroty” ogarnięte.
    Pozdrawiam :)
  • Szudracz 18.06.2018
    Zamknięta w książce, teraz już się jej nie pozbędzie. Zacznie gotować. :)
    Zabawne jest to opowiadanie. Gdyby nie ta z płatkami, nie byłoby tak przyjemnie. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania