Poprzednie częściNajwyższa cena cz.1

Najwyższa cena cz.10 ost.

Rankiem Lisa weszła do kuchni. Przetarła lekko opuchnięte, zmęczone oczy.

Paul przygotowywał śniadanie. Popatrzył na nią kątem oka.

- Wyspałaś się? - zapytał.

- Paul, ja - zawahała się, spuściła głowę. - Przepraszam - wydusiła po chwili. - To wszystko, co wczoraj mówiłam... Wcale tak nie uważam. To nieprawda, że cię nienawidzę. Wiem, że nie jesteś winny śmierci taty. Nie wiem, czemu tak powiedziałam. A to, że wzięłam ci pistolet... To było głupie - mówiła zdenerwowana, nie podnosząc głowy.

- "Głupie"? Uważasz, że to było "głupie"? - zapytał srogo. - "Głupie" to były twoje powroty do domu nad ranem. Wzięcie mojej broni było skrajnie niebezpieczne. Pomyślałaś, co by się stało, gdyby ta broń wypaliła, nawet przypadkiem? Pomyślałaś? Mogłaś zrobić krzywdę sobie i mnie. Wiesz, jakie byłyby kłopoty? Wiesz?! - uniósł głos.

- Wiem - szepnęła cichutko.

- Popatrz na mnie! - rozkazał. - Lisa, proszę - dodał widząc brak odpowiedzi z jej strony.

Pokręciła głową zamykając oczy.

Położył palec wskazujący pod jej podbródkiem i delikatnie uniósł jej twarz.

- Proszę - szepnął już spokojnie, łagodnie.

Nie patrzyła na niego. Dlaczego? Wstyd nie pozwalał jej spojrzeć mu w oczy, czy strach przed konsekwencjami? Prawie nie drgnęła. Czekała na jego dalsze reakcje, jak na ścięcie. Po jego monologu, była pewna, że będzie mieć kłopoty. Trudno było jej wyczuć, co czuje Paul: najpierw był zły, teraz nagle zrobił się delikatny.

- Lisa - westchnął kładąc dłonie na jej ramionach - popatrz na mnie, proszę - powtórzył. - Boisz się mnie? Kiedyś byłem dla ciebie lepszym powiernikiem niż Semir. A teraz? Nie gniewam się za tą broń. To było nieodpowiedzialne, ale nie mam ci tego za złe.

- Naprawdę? - popatrzyła na niego dużymi oczami.

- Tak, przecież nie wsadzę cię do więzienia za napad z bronią w ręku.

Obydwoje zaczęli śmiać się w głos.

- W końcu się uśmiechnęłaś - ucieszył się.

- Nie chciałam cię skrzywdzić w żaden sposób, ani tym pistoletem, ani tym co mówiłam.

- Wiem, w sumie sam się o to prosiłem. Chciałem, żebyś się wygadała, żebyś wszystko z siebie wyrzuciła. Widzę, że pomogło.

- Chyba tak.

- Siadaj, chciałbym ci jeszcze coś wyjaśnić - rzekł siadając na krześle. - Mówiłaś, że wszyscy zapomnieli o Semirze. To nieprawda. Śmierć twojego taty bardzo dotknęła wszystkich na komendzie. Ani ja, ani nikt z posterunku o nim nie zapomniał. Nie można zapomnieć o kimś, z kim spędziło się wiele lat. My po prostu musimy żyć dalej, bo są ludzie, którzy nas potrzebują i o których musimy dbać, by nie przechodzili tego, co ty. Do tego potrzebny mi jest partner. Feliks jest młody, roztrzepany, trochę jeszcze nieogarnięty, ale bystry i szybko się uczy.

- Dopiero skończył szkołę, a zajął miejsce taty.

- Zanim do nas trafił, codziennie patrzyłem na puste krzesło. To był widok, który bolał bardziej, niż wiercący się Feliks, który nie może wysiedzieć pięciu minut w spokoju. Poza tym, jak ja zacząłem pracę z Semirem, szybko uświadomiłem sobie, że nic nie umiem. Tak jak on uczył mnie, tak ja muszę uczyć Feliksa. Potrzebuję go. Bez niego mój Anioł Stróż nie nadążyłby mnie ratować. Nie wymagam od ciebie, żebyś się z nim zaprzyjaźniła. Nie musisz go nawet lubić.

- Tylko co?

- Tylko go zaakceptuj i pogódź się z tym, że zajął miejsce twojego taty.

- Dobra, to mogę zrobić.

- I jeszcze coś...

- Co? - zdziwiła się.

- To chyba należy do ciebie - podał jej pierścionek.

- Myślałam, że go zgubiłam na dobre - ucieszyła się.

Lisa powoli uczyła się żyć bez ojca. Nie było jej lekko, ale mając obok Paula, potrafiła sobie poradzić z samotnością.

Pierwsza połowa wakacji minęła jak z bicza strzelił. Śmierć Semira i depresja sprawiły Lisie niemało problemów, dlatego Paul postanowił odpowiednio zagospodarować nastolatce ostatnie wolne dni.

- Masz plany na najbliższe dwa tygodnie? - zapytał.

- Nie, a co?

- Chciałbym cię gdzieś zabrać.

- Brzmi ciekawie - ucieszyła się. - A gdzie?

- Zamknij oczy - poprosił.

Powoli prowadził ją do salonu mówiąc:

- Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałem ci o swojej ucieczce tuż przed egzaminami w akademii?

- No, tak.

- Zwiedziłem wiele wspaniałych miejsc, ale jedno pokochałem szczególnie. Trwało tam wieczne lato, słońce opalało ciało, a lekka bryza, którą czułem na twarzy sprawiała, że nie chciałem stamtąd wyjeżdżać. I właśnie tam cię zabiorę.

Lisa otwarła oczy. Stali przed ścianą, na której wisiały zdjęcia z podróży Paula. Dokładnie na wprost niej znajdowała się pocztówka z widoczkiem na krajobraz Portugalii.

- Jedziemy do Portugalii? - zapytała nie dowierzając.

- Owszem. Tylko ty, ja, słońce, złota plaża, błękitna woda, cisza i pełen relaks.

Nie posiadała się z radości. Rzuciła mu się na szyję i mocno uściskała.

Wynajętym, dużym samochodem ruszyli w drogę. Nastolatka nie mogła doczekać się, aż dojadą. W końcu zajechali na małą plażę. Nie było tam ani turystów, ani wielkiego natłoku ludzi. Za to kilka sklepików oraz wypożyczalnia sprzętu do nurkowania i surfingu, z których korzystali tylko tubylcy, wystarczyły, by obydwoje czuli się jak w raju. Dwa tygodnie spania pod gołym niebem, surfowania, pływania, opalania bez zmartwień i zbędnego myślenia pozwoliły im się zrelaksować, odpocząć i zapomnieć o ostatnich nieprzyjemnych wydarzeniach.

- Taki odpoczynek był mi potrzebny. Dziękuję, Paul - szepnęła leżąc obok niego pod rozgwieżdżonym niebem.

Lisa spokojnie żyła i dorastała pod czujnym okiem policjanta. Powoli mierzyła się ze "światem dorosłych", który stawał się jej coraz bliższy. Niby była szczęśliwa, ale czuła, że czegoś jej brakuje. Z każdym dniem odnosiła wrażenie, że nie jest tam, gdzie powinna być. Nie chciała tylko "być". Pragnęła czegoś więcej. Po zdanej maturze podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu.

W czerwcowy wieczór razem z Paulem oglądała nudną komedię.

- Nie ma nic lepszego? - zapytała.

- No, właśnie nie - odparł zrezygnowany.

- Paul, chcę ci coś powiedzieć - zawahała się. - Wyjeżdżam.

- Co? Kiedy?

- Jutro wieczorem. Już kupiłam bilet na pociąg.

- Gdzie jedziesz? - dopytywał zaskoczony.

- Tam, gdzie trwa wieczne lato, gdzie są złote plaże i błękitne morza - uśmiechnęła się do niego.

- Widzę, że zaraziłem cię miłością do Portugalii...

- Tak. To źle?

- Nie, skąd? Planujesz wrócić?

- Jeszcze nie wiem, może... Na razie chcę znaleźć swoje miejsce na Ziemi.

Kolejnego dnia Paul odwiózł przyjaciółkę na peron. Dziwnie się czuł, gdy widział jak wsiadała do pociągu i odjeżdżała w świat. Jego serce niespokojnie biło, a w głowie miał same czarne myśli. Czyżby nie łączyła ich tylko przyjaźń?

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • oldakowski2013 22.05.2018
    Nie mam teraz czasu, ale znalazłem kilka błędów, dość poważnych. Powrócę, ale może ty ich wyłapiesz do mojego powrotu?
  • Nysia 22.05.2018
    Znalazłam tylko 2. Znając Ciebie przygotujesz mi całą listę błędów do poprawy i może w końcu je zobaczę, bo teraz nie widzę nic więcej.
  • oldakowski2013 23.05.2018
    Poprawiłaś dwa, mam dla ciebie jeszcze trzy.
    ..."nie prawda"... - nieprawda (dwa wyrazy)
    ...."nie mało"... - niemało...
    I znów co ja mam powiedzieć i zrobić. Treść wspaniała, wciągająca, tylko te "byki", ale daję ci spokój. Wyjeżdżam do Aten, później z Aten do Warszawy, by ze stolicy dotrzeć na Mazury na moje drugie ranczo. Będziesz miała trzy miesiące laby ode mnie, ale mogę od czasu do czasu zaglądnę na twoją stronę. I prośba, pisz powoli. Na razie i do usłyszenia. Pozdrawiam.
  • Nysia 23.05.2018
    No i kto będzie mnie teraz pouczać? Miłej podróży. Do usłyszenia. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania