Poprzednie częściNajwyższa cena cz.1

Najwyższa cena cz.4

Odczytał go i wskoczył do samochodu.

- Hartmud, znajdź mi ten adres! - rozkazał.

- To nie daleko: dwie ulice stąd.

- Tam jest Lisa. Jedziemy!

Chwilę później policjanci dojechali na miejsce. Był to kilkupiętrowy, duży budynek o szarych ścianach i ciemniej dachówce. Weszli do środka rozdzielając się. Paul pobiegł na ostatnie piętro. Przeszukiwał po kolei każde pomieszczenie. Usłyszał męski głos dochodzący z drugiego końca korytarza.

Lisa leżała na łóżku. Miała ręce przywiązane do zagłówka, oczy zakryte opaską, a usta zaklejone taśmą. Bała się, jak nigdy wcześniej. Strach spowodował atak duszności. Z trudem łapała powietrze. Musiała walczyć o każdy kolejny oddech, a zaklejone usta dodatkowo jej to utrudniały. Dusiła się. Czuła, że ktoś na niej siedział i próbował ją rozebrać. Myślała, że to już jej koniec.

Nagle usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Zepchnął z niej mężczyznę. Zaczęli się bić. Padł strzał. Nastała chwila ciszy. Nastolatka nie wiedziała, co się dzieje. Co raz gorzej się czuła. Brakowało jej powietrza. Ktoś odkleił jej usta i odsłonił oczy. Zobaczyła Paula, który podał jej inhalator.

- Już dobrze. Oddychaj głęboko, spokojnie - mówił.

Wzięła kilka głębokich oddechów.

- Lepiej? - zapytał wyciągając z jej ust lekarstwo.

- Tak - szepnęła.

Odwiązał jej ręce. Wtuliła się w niego ze łzami w oczach. Oddychała szybko i płytko wciąż nie mogąc się uspokoić.

- Kobra 11 do wszystkich: mam ją, powtarzam, mam Lisę - podał Paul przez krótkofalówkę.

Popatrzył na nią: na bladej twarzy odznaczała się cienka stróżka zaschniętej krwi ciągnąca się od łuku brwiowego po całym policzku, przecięta warga, kilka drobnych zadrapań i zmęczone, przestraszone oczy.

Jej wzrok kierował się na zastrzelonego przez Paula mężczyznę.

- Nie patrz na niego. Już ci nic nie zrobi - pogładził ją po twarzy. - Chodźmy z stąd. Na zewnątrz czeka karetka.

Lisa chwilę broniła się przed badaniem twierdząc, że nic jej nie jest, lecz ostatecznie weszła do karetki. Obok pojazdu czekał Paul. Podeszła do niego szefowa:

- Jak ona się czuje?

- Chyba nie źle - odpowiedział trochę zamyślony.

Po kilku minutach dołączył do nich lekarz.

- Co z nią? - zapytał zaniepokojony Paul.

- Fizycznie nic poważnego jej nie jest. Ma kilka zadrapań, drobnych ran i jest lekko odwodniona. Musi tylko dużo pić, no i odpocząć przede wszystkim. Jedyny problem widzę w jej stanie psychicznym. Jest roztrzęsiona i zagubiona. Najlepiej będzie, jak najbliższy czas spędzi z kimś bliskim, a jeśli w ciągu kilku dni jej stan się nie poprawi, musi być skontaktowana z psychologiem.

Z karetki wysiadła Lisa. Rozglądnęła się szukając kogoś wzrokiem. Stanęła obok Paula, jakby tylko przy nim czuła się bezpieczna.

- Czyli mogę ją zabrać, tak? - kontynuował Paul.

- Tak, jak najbardziej.

Doktor odszedł, a policjant spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.

- Wszystko ok?

- Gdzie tata? Czemu go tu nie ma?

- Yyyy... - zawahał się. - Wsiadaj do auta. Zaraz przyjdę.

- Ale co z tatą?

- Idź do auta, proszę.

Lisa oddaliła się z niechęcią. Miała złe przeczucia. Gdyby Semirowi się nic nie stało, przyjechałby po nią. Nie zostawiłby jej tak.

- Trzeba odwieść ją do ośrodka opiekuńczego - szefowa zwróciła się do Paula patrząc na Lisę.

- A może - zastanowił się - może wezmę ją do siebie - zaproponował. - Znamy się już trzy lata, ufa mi. U mnie na pewno szybciej dojdzie do siebie niż w jakimś ośrodku.

- No, dobrze. Tylko przywieź ją na przesłuchanie, jak się uspokoi.

- Tak jest!

Paul wsiadł do samochodu. Odpalił silnik.

- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - zauważyła.

Chciał ruszyć w drogę, jednak Lisa zaciągnęła hamulec ręczny.

- Co ty robisz? - zdziwił się.

- Nigdzie nie pojedziemy, dopóki mi nie powiesz, gdzie jest tata - stwierdziła stanowczo.

- Jechaliśmy wtedy za tobą. Zostaliśmy ostrzelani i wpadliśmy do rowu. Mnie nic się nie stało, ale Semir jest w szpitalu.

- To nic poważnego, prawda? - pytała gorączkowo.

- Jego stan jest ciężki. Zapadł w śpiączkę. Lekarze nie wiedzą, co będzie dalej.

- Jedźmy do niego!

- Spokojnie, najpierw musimy dojechać do Niemiec, a potem zobaczymy.

Jechali cały wieczór. Lisa oparta o fotel i drzwi, zasnęła. Paul wykorzystując czerwone światło na skrzyżowaniu, okrył ją swoją bluzą. Dziewczyna obudziła się po niecałych trzech godzinach snu. Przetarła zmęczone oczy.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała zaspana.

- Będziemy dojeżdżać do niemieckiej granicy - poinformował. - Głodna? - zapytał usłyszawszy, jak burczy jej w brzuchu.

- Trochę - odpowiedziała okrywając się bluzą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania