Namaszczenie i chrzest

Minęło już sporo czasu odkąd pokazałem wam znalezione przeze mnie zapiski XX wiecznego nieznajomego, które następnie przekazałem policji, a po ocenzurowaniu danych osobistych i przełożeniu na dzisiejszy język opublikowałem pod nazwą "Ostatnia spowiedź." Mam do tego prawo, sprawdziłem. Gdy te zapiski ujrzały światło dzienne, postanowiłem koniecznie dowiedzieć się, co kryło się za tą makabryczną sprawą. By to odkryć, spędziłem wiele czasu szukając kolejnego fragmentu tej historii w każdym możliwym miejscu. Przeszukiwałem kroniki, zapiski, fora internetowe, a nawet dane statystyczne. Znalazłem coś dopiero po prawie dwóch latach i postąpiłem tak jak poprzednio. A moje znalezisko mówi samo za siebie. Przepraszam za brak wersji audio, dyktafon musiał jednak zostać zarekwirowany.

 

16.10.1948. Zapis audio nr.1

Nazywam się Andarew Trand, jestem emerytowanym milicjantem lokalnego posterunku, przeszedłym w stan spoczynku trzynastego października tysiąc dziewięćset czterdziestego ósmego roku. Niniejsze zapisy posłużą do prywatnej analizy sprawy morderstwa z roku tysiąc dziewięćset trzydziestego. Ofiarą jest obywatel Dabiel Michilimow, dawniej mój bliski przyjaciel. Oto aktualne dane na temat śledztwa:

Stan zwłok- Nie udało się ustalić jasnej przyczyny zgonu. Sekcja zwłok wykazała kilka wgnieceń i pęknięcie na powierzchni czaszki, nie zostały one jednak uznane za śmiertelne, ponieważ koroner orzekł, że musiały powstać przynajmniej rok przed śmiercią ofiary. Podobnie wykonane ludzkimi zębami głębokie rany na przedramionach i prawej dłoni ofiary, których kąt wykonania sugeruje samookaleczenie. Poza powyższymi obrażeniami, ofiara posiadała także kilka zadrapań, prawdopodobnie od krzewów i dzikich kotów, siniaki, prawdopodobnie od upadku i pochodzące z nieznanego źródła złamania w trzech palcach. Żadna z ran nie była opatrzona, ani zabepieczona w żaden inny sposób. Ofiara, mimo że powinna mieć dostęp do wody i żywności, była odwodniona i wygłodzona, a według koronera zmarła w stanie olbrzymiego napięcia nerwowego, po długim okresie stresu i braku snu. Oczy ofiary były lekko szczerniałe, oraz wydzielały słaby, mdlący zapach, podobny do zapachu spalenizny. Jedno z nich było w nieznany sposób częściowo wydłubane.

Miejsce zbrodni - Ofiara została znaleziona w nowozakupionym domku jednorodzinnym, jeszcze nie używanym. Dom nie posiadał mebli. Nie było też śladów włamania, a jedyna droga wtargnięcia prowadziła poprzez górne okno. Wejście tamtędy było możliwe, lecz mało prawdopodobne.

Samo miejsce zdarzenia nie przyniosło żadnych poszlak. Oprócz śladów krwi i zwłok ofiary nie znaleziono żadnych śladów jej ingerencji.

Świadkowie - Jedynymi świadkami w sprawie są nowożeńcy, którzy zakupili dom. Ci zeznali, że znaleźli zwłoki podczas przeprowadzki. Według ich słów leżały one na podłodze w pobliżu drzwi wejściowych, ukryte za ścianą. Na szyi ofiary znaleziono odcisk palca mężczyzny, ten jednak stwierdził, że sprawdzał mu puls. Zeznania zostały uznane za autentyczne. Nikt poza parą młodą nie widział, ani nie słyszał ofiary.

Przyczyna zgonu- Podejrzewa się cztery przyczyny zgonu, poszeregowane malejąco według prawdopodobieństwa: Zagłodzenie, samobójstwo, morderstwo poprzez otrucie nieznaną substancją, lub śmierć na wskutek przeciążenia nerwowego. Żadna z teorii nie jest pewna.

Dodatkowe informacje- przed odnalezieniem ofiara przez ponad rok miała status zaginionej. Ostatnim znanym miejscem pobytu ofiary był dom Andrewa Tranda, jego żony Marty Trand, oraz syna Petera Tranda, w którym ofiara przebywała w odwiedzinach przed wyjazdem w "rodzinne strony." Nie udało się nigdy ustalić, o jakie miejsce chodziło, ponieważ pierwsze sześć lat życia ofiary jest niejasne, notorycznie taiła ona fakty na ten temat.

(Po chwili ciszy)

Pragnę także dodać, że pan Dabiel był wspaniałym obywatelem, patriotą i moim wiernym towarzyszem. Dlatego też nie zamierzam poddać tej sprawy, niezależnie od ilości czasu jaką zajmie mi jej wyjaśnienie ani tego, jakie środki będą konieczne do podjęcia.

 

28.11.1948, Zapis audio nr.46 (pośrednie pliki są zagubione, zniszczone, bądź nie posiadały żadnych wartych zamieszczenia informacji, głównie było to powtarzanie znanych już informacji i snucie bezpodstawnych teorii. Należy też odnotować, że ton mówiącego jest od teraz mniej oficjalny, a w jego głosie nie ma napięcia.)

Wydaje mi się, że nareszcie udało mi się wyjść z martwego punktu, w którym przez tyle czasu tchwiło moje śledztwo. Na razie te informacje nie są jeszcze stuprocentowo pewne, jednak mam podstawy by twierdzić, że nie tylko para nowożeńców widziała mojego przyjaciela. Oprócz nich była tam także bezdomna kobieta, która twierdzi, że widziała jak Dabiel wchodzi do domu. Niedawno skontaktowała się ona ze mną i stwierdziła, że chce pomóc mi w odnalezieniu prawdy na temat mojego przyjaciela. Nie rozumiem ska u tej kobiety taki nagły gest, po prawie trzydziestu latach ukrywania się. Być może ma to coś wspólnego z jej bardzo podeszłym wiekiem, a więc chęcią zamknięcia pewnych spraw przed śmiercią. Tak czy inaczej, wierzę że jej zeznania pomogą mi rozwiązać sprawę. Jutro się z nią spotkam i wtedy dowiem więcej.

 

29.11.1948, zapis audio nr.47

Wizyta bezdomnej dała mi kilka ciekawych informacji. Spodziewałem się, że rozwiązanie jej języka będzie wymagało paru kieliszków i małej łapówki, ale ona niemal na powitanie wyznała, że tamtego dnia próbowała okraść dom, w którym znaleziono zwłoki Dabiela. Nie wiedziała, że jest nieumeblowany, po prostu wybrał pierwsze z brzegu miejsce i próbował tam wejść. Nie doszła jednak nawet do drzwi, gdyż powstrzymał ją człowiek zmierzający w tym samym kierunku. Myśląc że to właściciel, szybko ukryła się w krzakach, i stamtąd obserwowała całą sytuację.

Według jej zeznań, Dabiel poruszał się powoli, jak osoba ciężko ranna, co pokrywa się z badaniami koronera. Ponadto, świadek uważa, że Dabiel szeptał do siebie coś niezrozumiałego, ale wskazującego na wyraźne napięcie i strach. Uważa także, że uśmiechał się w jak to określiła "sposób obłąkańczy i naprawdę paskudny."

Niestety, gdy zapytałem o wejście do domu, kobieta stwierdziła, że nie widziała, jak mój przyjaciel wchodzi do domu, ponieważ krzaki zmniejszyły jego widoczność. Zacząłem wypytywać ją o szczegóły, ona jednak zdawała się nie wiedzieć nic więcej. Ponadto, gdy zapytałem o jej imię, ta jedynie się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. Nie rozumiem, co miało to oznaczać.

Po dłuższym przesłuchaniu podziękowałem jej za pomoc i odprowadziłem do wyjścia, lekko zawiedziony brakiem porządnych poszlak, jednak gdy kobieta była już w progu oświadczyła, że jej brat rzekomo znał mojego przyjaciela bliżej i mógłby mi o nim opowiedzieć. Nie zdążyłem wypytać jej o więcej, ale stwierdziła, że mogę spotkać się z nim przy ich obozowisku, którego adres dokładnie mi podała. Przed opuszczeniem mojego domu dała mi także mały prezent, a mianowicie drobną, drewnianą figurkę, przedstawiającą szczupłą, nagą kobietę stojącą w pobliżu drzewa i patrzącą się przed siebie z wyrazem dziwnej wyższości. Jest naprawdę dobrze wykonana, ale sprawiła na mnie raczej ponure wrażenie, więc nie za bardzo chciałem ją przyjąć. Kobieta jednak nalegała, żebym ją wziął, więc w końcu odpuściłem. Figurkę ustawiłem na biurku, a gdy tylko wyszła, wyrzuciłem do kosza. Potem jednak pomyślałem, że skoro tak nalegała bym ją przyjął, to może odmówić współpracy, gdy zauważy że nie mam jej na biurku. Właśnie dlatego wyjąłem ją i z powrotem umieściłem na miejscu. Właściwie, to nawet mi się ona podoba. Z początku czułem się dziwnie obserwowany gdy na nią patrzyłem, ale po dłuższym czasie nawet przyzwyczaiłem się do jej wzroku. Właściwie, to jest nawet ładna. Podoba mi się jej wykonanie.

 

01.12.1948, zapis audio nr.48

Przez ostatnie kilka dni nie poczyniłem żadnych porządnych postępów w sprawie. Mimo nowych informacji, wciąż stoję w tym samym punkcie. Z tego powodu zdecydowałem się na ponowne odwiedziny mojej anonimowej informatorki. Udałem się więc do ustalonego wcześniej obozowiska i znalazłem kobietę. Niestety, ta oświadczyła, że jej brat nie zgodzi się na rozmowę w tej chwili, bowiem, ma nie cierpiące zwłoki sprawy do załatwienia, zgodzi się jednak porozmawiać za cztery dni. Chciałem spotkać się z tym mężczyzną osobiście, ona jednak odmówiła spotkania mnie z nim. Zrezygnowany pożegnałem się i już chciałem odejść, kiedy kobieta znów zaczęła wypytywać o figurkę. Chciała wiedzieć, czy wciąż ją mam, jak wygląda, czy się nie wyszczerbiła, czy nie ma korników. Tak jak się spodziewałem, oświadczyła że nie ani ona ani jej brat będą zeznawać, jeżeli ją wyrzucę. Zapewniłem więc, że ją zatrzymam i wróciłem do domu. Tam znowu przyjrzałem się figurce. Rozumiem w sumie, dlaczego tak jej na niej zależy. Nie ma co, jest naprawdę piękna. Dokładnie wykonana, świetnie oheblowana, wykonana ze szlachetnego drewna postać naprawdę przyciąga wzrok.

 

2.12.1948, zapis audio nr.49

Miałem dziś poszukać klucza w obrażeniach zadanych Dabielowi i alternatywnego sposobu w jaki wszedł do domu, jednak nie mogłem się skupić. Cały czas patrzę na tą figurkę. Co dwie minuty zatrzymywałem się, by chwilę pokontemplować jej piękno, by po krótkiej chwili wrócić do swoich zajęć i po chwili znów wracać do figurki. W ten sposób straciłem calutki dzień, nie wykonując żadnych postępów, ani nie nasycając oczu tym widokiem. Niestety, nie mogę dalej tak pracować. Nie da się ukryć, że to wyjątkowe dzieło, ale nie mogę pozwolić, żeby cały czas mi przeszkadzało. Poza tym uznałem, że nie powinienem takiego piękna trzymać tylko dla siebie. Sztukę tworzy się dla ludzi, nie mogę jej tak trzymać pod kloszem. Dlatego zdecydowałem się przenieść figurkę do salonu. Moja żona i syn bardzo ucieszyli się na wieść, że opuszczam na moment swoją norę i spędzę chwilę z nimi, jednak nie wydawali się niestety podzielać mojego zafascynowania figurką. Stwierdzili, że jest "mroczna." Ale to pewnie kwestia czasu. Mnie też z początku niezbyt się podobała.

 

5.12.1948 Zapis audio nr.51 (poprzedni zapis nie zawierał żadnych nowych informacji)

Ostatnio nie posuwam się zbytnio w śledztwie. Nie dość, że nie mogłem znaleźć żadnej poszlaki, to sytuacji nie ułatwia także napięta domowa sytuacja. Moja żona i syn wydają się poddenerwowani, ciągle siedzą na piętrze, a gdy ja tam wchodzę patrzą się na mnie dziwacznie. Wydają się czegoś bać, ale nie mam pojęcia czego mieliby się obawiać. Nie mamy przecież żadnych wrogów i mieszkamy w spokojnej dzielnicy. Niepokoi mnie to. Koniecznie muszę z nimi porozmawiać, gdy tylko wrócę ze spotkania z moim świadkiem.

 

5.12.1948 zapis audio nr.52

Przesłuchanie poszło dość średnio. Dowiedziałem się tego i owego, ale nieznajoma nie chciała mówić zbyt wiele o sprawie Dabiela. Gdy przyszedłem do jej obozowiska, kazała mi iść za sobą, w jak to ujął "w ustronne miejsce." Zaproponowałem, żebyśmy udali się do restauracji albo kawiarni, ale ona kategorycznie odmówiła. Myślałem, że gdy z piętnastostopniowego mrozu trafi w ciepłe miejsce z gorącym posiłkiem, będzie wniebowzięta i rozwiąże jej się język, ale ku mojemu zdziwieniu nie chciała nawet słyszeć o przesiadywaniu w pobliżu jakichkolwiek ludzi. Poszliśmy więc pod most, a tam, gdy upewniła się, że w pobliżu nikogo nie ma, zapytała jak idzie mi śledztwo. Zgodnie z prawdą odpowiedział, że nie najlepiej, na co on lekko się roześmiała. Było to dość nietypowe zachowanie, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. W moim dawnym zawodzie nieraz przesłuchiwałem dziwaków. Spytałem, gdzie jest ten jej brat, na co ta beztrosko odparła, że umarł. Nie wiem czy bardziej zamurowała mnie wtedy strata świadka, czy to, że ją samą zdawało się to w ogóle nie obchodzić. Przekazałem jej moje kondolencje, ale odparła, żebym się tym nie przejmował. Już to było wystarczająco alarmujące, żebym odszedł stamtąd, by nie skończyć jak ten hipotetyczny brat, jednak nie mogłem teraz odpuścić jedynemu źródłu informacji, jeżeli chciałem gdziekolwiek dotrzeć. Zacząłem więc wypytywać, czy czegoś jej nie przekazał. Ta jednak na każde pytanie zaczęła odpowiadać "może." Po kilku takich odpowiedział zdenerwowałem się i spytałem, czego on do cholery chce. Ku mojemu zdziwieniu zapytała nagle, co zrobiłem z figurką. Odparłem, że stoi w salonie. Wtedy zdziwiona kobieta uniosła brwi i odparła, że skoro tak, to powinienem już znać odpowiedzi na większość z tych pytań. Nic z tego nie rozumiałem. Tym bardziej, gdy moja rozmówczyni zaczęła wreszcie mówić, mając na twarzy wyraz jakby nagłej rezygnacji. Zdradziła mi, że poprzednim miejscem pobytu Dabiela był motel na przedmieściach, w którym nic jednak nie znajdę, bo nie mieszkał tam, a jedynie okradł to miejsce, bo musiał jeść. Podała mi też dokładny adres pod który mój przyjaciel rzekomo pojechał dzień po naszej ostatniej rozmowie. Następnie odeszła ze spuszczoną głową. Chciałem dowiedzieć się więcej, ale znów odpowiadała wyłącznie "może". Jedyną odpowiedź będącą zdaniem złożonym otrzymałem na pytanie o to, skąd to wszystko wie. Odrzekła, że figurka którą dostałem jest znacznie ciekawsza, niż mi się wydaje. Nie wiem, co to miało znaczyć, ale nie udało mi się dowiedzieć nic więcej. Zdenerwowany wróciłem do domu. Po drodze jednak stała się jeszcze jedna dziwna rzecz. Gdy tylko doszedłem pod dom, na wycieraczce znalazłem kolejną figurkę, tym razem przedstawiającą półnagiego mężczyznę o twardych rysach. Ta też jest naprawdę wspaniała, ale nie będę tu jej opisywać. Ta kartoteka i bez tego bardziej przypomina pamiętnik.

Miałem jeszcze porozmawiać z żoną i synem, ale chyba zrobię to rano. Jest już późno, a oni idą spać, z jakiegoś powodu przenosząc się na górę. Nie wiem dlaczego, ale Peter chce nagle spać z nami. Nie robił tego odkąd skończył pięć lat, przez co naprawdę się martwię. Coś musiało go porządnie wystraszyć. Rano z nim porozmawiam, a na razie przyjrzę się jeszcze figurką przed snem. Ta kobieta ciągle o nich mówi, więc może jest w nich jakaś poszlaka. Poza tym pozwala mi się to skoncentrować. Czuję się wspaniale, gdy patrzę na ich perfekcyjne, doskonałe piękno.

 

6.12.1948, zapis audio nr.53

Nie wierzę! Nie mogę uwierzyć w to co się stało! Kurwa mać, co jest nie tak z moją rodziną?! Jak oni mogli powiedzieć coś takiego? Nie do wiary.

Rozmawiałem dziś z moją żoną i synem. Chciałem wiedzieć, co wprawia ich w taki strach, oraz czemu przesiadują na górze. Mój syn na początku nie chciał mówić, patrzył mi tylko na buty i mruczał coś, bardziej do siebie niż do mnie. Przekonywałem go do mówienia bardzo długo, tak samo jak bardzo długo starałem się uspokoić swoją żonę, a mimo to obaj milczeli. Dopiero po długiej rozmowie i wielu zapewnieniach o mojej łagodności, Peter zgodził się zdradzić, co ich tak dręczy. Mój syn, mój własny syn, powiedział mi, że powodem tego wszystkiego są figurki. Powiedział mi w twarz, że się ich boi. Mój rodzony syn, i żona, której ufałem przez tyle lat, w twarz oświadczyli mi, że nie podobają im się te figurki!! Te arcydzieła! Źródła takiego piękna ich przerażają!!! Nie wierzę w to! Po prostu nie mogę uwierzyć! Jak mogli mi to zrobić?!

Gdy usłyszałem taką wiadomość, przez moment byłem pewien, że ma miejscu zabiję ich oboje, i sam nie wiem, jak udało od tego powstrzymać. Wszystko co otrzymała ode mnie ta suka to jedno uderzenie, po którym zszedłem na dół, i wyjąłem z szafki pierwszą z brzegu butelkę z jakimś trunkiem. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio piłem cokolwiek co ma procent, ale teraz nie miałem żadnych problemów z przełknięciem niemal czystego alkoholu. Piłem dosyć długo, podczas gdy ten duet zdrajców cały czas siedział na górze, ani na moment do mnie nie schodząc. Wypiłem dobre dziesięć butelek wszelkich trunków, ale mimo to alkohol uparcie nie chciał uderzyć mi do głowy. Cały czas byłem tylko bardziej pobudzony, i wciąż ogarniała mnie coraz większa wściekłość. W końcu, po którejś z kolei butelce alkoholu, w furii zacząłem demolować mieszkanie. Zniszczyłem praktycznie każdy mebel, każdy obraz i wszystko, co tylko można było uszkodzić. Uspokoiłem się dopiero, gdy w moje ręce wpadła figurka. Dopiero gdy zobaczyłem jej blask, poczułem, że odzyskuję spokój. Ona jest taka piękna. Gdy chwyciłem ją w ręce, wnet znów poczułem się normalny. Ona mnie uspokaja. Chroni. Dzięki niej zachowuję spokój.

Siedzę teraz w swoim biurze. Siedzę i patrzę na te dwa boskie cuda, które zesłał mi Bóg. One dają mi nadzieję. One pozwalają mi to przejść. Czuję, jak na mnie patrzą. Słyszę jak do mnie mówią. Wyciągną mnie z tego. Wiem o tym. Pozwolą teraz zająć się dzieckiem i żoną, a potem wskażą, co stało się z Dabielem. Wiem o tym. To w nich tkwi moja nadzieja. Dziękuję ci Boże, że mi je zesłałeś. Dziękuję.

 

7.12.1948, zapis audio nr.54

Wiem już co zrobię. Doskonale wiem. One pokazały mi wszystko. Przez całą noc słuchałem, jak wypominają mi moje grzechy i pokazują mi wszystkie moje błędy. Teraz widzę, że byłem okropnym ojcem i mężem. Że zaniedbywałem swoją rodzinę i pozwoliłem, by w moich bliskich wkradły się pycha zepsucie. Że przyjaźniłem się z idiotami, którzy mydlili mi oczy, swoje życie podporządkowałem bezmyślnym ideą. Widzę to i żałuję. Ale teraz nadszedł czas, żebym odpokutował za te grzechy. Żebym na powrót sprawił, by moja rodzina była szczęśliwa. By potrafiła dostrzec prawdziwe piękno. Zadbam o to, obiecuję. Zabiłem już deskami wszystkie okna i drzwi prowadzące na górę więżąc ich na górze. Teraz nikt stąd nie wyjdzie, dopóki na to nie pozwolę. A teraz, czas by sprawić, że moja rodzina powróciła na dobrą drogę. Znalazłem na wycieraczce więcej figurek, i wrzucam je na górę razem z jedzeniem, żeby moja rodzinka mogła je podziwiać. Och, jak pięknie jest słuchać śpiewu wydobywające się w drewnianych gardeł tych istot. Boże, daj by moja żona i dziecko śpiewały razem z nimi. To będzie piękne.

 

7.12.1948, zapis audio nr.55

Coś jest nie tak. Oni nie chcą się poddać. Cały czas są przeciw mnie. Nie rozumiem tego. Dlaczego wciąż nienawidzą tych figurek? Czego trzeba, by je pokochali? Nie wiem co robić. Boże dopomóż!

 

8.12.1948, zapis audio nr.56

Odwiedziła mnie ta kobieta, która dała mi te wspaniałe cuda. Napotkałem ja gdy siedziała w moim salonie rozłożona w fotelu z nogą na nodze i uśmiechała się do mnie. Też się uśmiechnąłem, gdy tylko go zobaczyłem. Dała mi jeszcze więcej figurek i zaczęła gratulować nowej drogi życia. Zapewniła, że odmieni to moje życie nie gorzej niż niegdyś odmieniło jej. Wiedziała też, co zrobiłem ze swoją rodziną i była ze dumna. Obiecała przy tym, że wkrótce zrozumiem, co stało się z Dabielem. Ale oprócz pochwał, spotkała mnie także nagana, za przeciąganie tej akcji. Moja towarzyszka stwierdziła, że już dawno powinienem wejść tam i sprawdzić, co się dzieje, zamiast to przeciągać. Wiem, że ma rację. Wiem, że muszę działać.

 

8.12.1948, zapis audio nr.57

Wyjąłem z narzędzi łom i przygotowuję się do wejścia. Dam im jeszcze kilka godzin na nawrócenie się, a jeżeli to nie zadziała, wejdę tam i zmuszę ich do tego. Albo mi zaufają, albo zginą. Nie ma innej drogi.

 

9.12.1948, zapis audio nr.58

Koniec tego. Wchodzę.

(Sprzęt nie został wyłączony, słychać przytłumione dźwięki wyłamywania desek, następnie krzyki, odgłosy biegania i kilka odgłosów uderzeń. Po chwili ktoś schodzi na dół i wyłącza urządzenie)

 

9.12.1948, zapis audio nr.59

To koniec. Już po wszystkim.

Wszedłem do środka i zrobiłem co do mnie należało. Opiszę teraz, co tam zastałem.

Gdy znalazłem się w środku, moim oczom ukazał się okropny, makabryczny widok, który wypalił mi się na oczach i wypełnił przemieszaną obrzydzeniem falą strachu, która sprawiła, że niemal zwymiotowałem na podłogę.

Dziesiątki figurek, potrzaskanych i zniszczonych, leżały na podłodze, patrząc na mnie martwymi, pełnymi bólu oczami. Patrzyły na mnie z nienawiścią, za to że zesłałem je tu na śmierć, że nie próbowałem ich bronić. Gdy to zobaczyłem upadłem na kolana, i chwyciłem w ręce gładkie, lśniące drewno, a moje oczy wypełniły łzy. Gdy patrzyłem na tysiące fragmentów cudu, zniszczonego i sprofanowanego barbarzyńską ręką tych chorych, zwyrodniałych ludzi, świat wokół mnie na moment zdawał się zniknąć, pozostawiając jedynie dziurę wywierconą w moim sercu. Przez ten krótki moment czułem jedynie rozpacz.

A potem zapłonął we mnie gniew.

Chwyciłem w ręce resztki ukochanych figurek i przycisnąłem je do serca, po czym wstałem, i z całych sił chwyciłem łom, po czym zacząłem szukać tych dwóch zdrajców, których kiedyś nazywałem rodziną. Już nie zamierzałem ich nawracać. Stracili swoją szansę, gdy dopuścili się zbrodni na tych boskich narzędziach. Nie mogłem im tego wybaczyć. Teraz, została im tylko śmierć.

Przeszukiwałem szybko kolejne pokoje, ogarnięty szałem niszcząc wszystko, co znalazłem na swojej drodze. Pogrążony w istnym amoku nie zostawiałem niczego całego, przechodząc od jednego pokoju do drugiego. Po dosłownym strzaskaniu każdego pojedynczego mebla i każdej możliwej kryjówki w trzech pokojach, z tym samym zamiarem otworzyłem drzwi czwartego, gdzie powitał mnie potężny cios w twarz, wykonany, przez moją wychudzoną i zmęczoną żonę. Trzymała w rękach kij do golfa, a na jej twarzy malował się wyraz przerażenia, który jeszcze wzrósł, gdy zobaczyła, że jej cios niemal nic nie wskórał. Bo nie mógł wskórać. Nie gdy były przy mnie figurki. Przerażona popchnęła mnie i uciekła, ja jednak bez większego problemu dogoniłem ją i pochwyciłem. Czułem się wspaniale, patrząc na przerażenie w oczach tego chorego potwora, który zniszczył moje skarby. W tej chwili z pokoju wybiegł mój syn, ale nie przejąłem się jego próbami ucieczki. Drzwi od domu i tak były zamknięte, więc nim miałem zamiar zająć się trochę później. Teraz chciałem wymierzyć sprawiedliwość zatrzymanej przeze mnie kobiecie. Krzyczała do mnie, ale nie słuchałem jej okrzyków. Jedynie wzniosłem w górę łom i opuściłem go. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Po chwili było już po wszystkim. Nie ruszała się. Wstałem więc i ruszyłem po swoje dziecko. Jemu też należała się lekcja posłuszeństwa. Ruszyłem więc po schodach, i po chwili byłem już na dole, gdzie znalazłem mojego syna, leżącego w pozycji płodu na ziemi, tuż przy drzwiach. Tak, jak myślałem, tali heretyk nie mógł znieść siły figurek. Nawet nie udało mu się dotknąć drzwi. Był tam także ta kobieta. Nie mam pojęcia jak weszła, ale wcale nie dziwi mnie, że tam ludzie. Ludzie tacy jak ona po prostu są tam, gdzie być muszą, nieważne czy to łąka czy podziemny bunkier.

Moja towarzyszka i mentorka stała przede mną z wyrazem pełnym dumy i zadowolenia. Spojrzała na mnie i klaszcząc w ręce wykrzyknęła: "Brawo! Doskonała robota. Oto co powinien zrobić prawdziwy mężczyzna. Dobrze się spisałeś."

Słysząc to, poczułem jak rozpiera mnie duma. Stanąłem przez moment w miejscu, wypełniony satysfakcją, podczas gdy ona podeszła do mnie, i wciąż klaszcząc podała mi malutką figurkę, jeszcze piękniejszą niż wszystkie poprzednie, po czym skinęła głową na mojego syna.

Dopiero po chwili zrozumiałem, co chce, żebym zrobił. Podszedłem do syna i siłą otworzyłem mu oczy. Zmusiłem go do patrzenia na figurkę. Na początku miotał się i krzyczał, ale potem robił to coraz słabiej, wolniej i jakby od niechcenia. Po kilku minutach nie miotał się już wcale. Jego twarz rozjaśnił za to piękny uśmiech. Spojrzałem w jego piękne, lślniącoczerwone oczy, i zobaczyłem w nich błysk. Wiedziałem już, że jest nawrócony. Puściłem swoje dziecko, a ono chwyciło figurkę, i zaczęło przytulać do siebie. Dokonałem tego. Nawróciłem ich. To już koniec.

 

12.12.1948 zapis audio nr.60

Minęły trzy dni, odkąd ukazałem mojemu synowi nową drogę. Od tego czasu nie piję i nie jem, nie oddycham i nie śpię. Już nie muszę. Muszę tylko siedzieć i słuchać, gdy figurki przekazują mi prawdziwą wiedzę. Czyste proroctwa. Wiem już, co stanie się po śmierci. Wiem, kto rządzi tym światem. Wiem, co stanie się za sto pięćdziesiąt lat. A przede wszystkim, wiem jaki los spotkał Dabiela. On był za słaby, on opierał się mocy, jaka była mu dana, i zamiast połączyć się z wiecznym blaskiem, uciekał od niego i z nim walczył. Ale nie mógł wygrać i dlatego umarł, bo tylko to czeka heretyków. Teraz to rozumiem. Wiem, że ja i mój syn odnaleźliśmy prawdziwą wiarę, a teraz czas, byśmy dołączyli do niej nowych wyznawców. Niestety, czas mój i mojej towarzyszki dobiega końca i nie zdążymy już odnaleźć ludzi godnych nowego Boga, wierzę jednak, że mój syn nie zawiedzie. On opuścił już nasz dom, i zmierza po nowych wyznawców, zaś mnie i mojej przyjaciółce pozostaje tylko wieczny spoczynek. Oby nowi bogowie sprzyjali mojemu dziecku.

 

Ciało Andrewa, jego żony, a także niezidentykowanej kobiety znaleziono w ich domu, z kolei syn został uznany za zaginionego. Ukryte pod podłogą kasety magnetofonowe pozostały ukryte w fundamentach jeszcze przez ponad sześćdziesiąt lat. Andrew po krótkim dochodzeniu został uznany podwójnym mordercą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania