Poprzednie częściNarodziny smoka. Schizofrenia. I

Narodziny smoka. Schizofrenia. II - Dzieciństwo 1

Pokój jest niewielki. Ściany białe. Mam kilka lat. Może cztery. Może pięć. Bujam się na koniu na biegunach. Bujam się na nim energicznie, aż w końcu ten wyrzuca mnie w przód, a ja uderzam głową o żeliwny kaloryfer. Płatem czołowym.

Strasznie mnie boli. Od tego czasu moje myśli są niespójne. Chaotyczne. Zboczone. Obsceniczne. Uszkodziłam sobie coś wówczas. Praca neuroprzekaźników została zaburzona.

 

Gama kolorów. Świat widziany oczami osoby zdrowej znacznie różni się od świata postrzeganego przez osobę chorą.

Moje podwórko jest spore. Aktualnie stoją na nim dwa domy, jednak wówczas był tylko jeden, w którym mieszkała cała rodzina. Siedziałam na schodkach prowadzących do przybudówki. Rysowałam. Uniosłam głowę. Dojrzałam biały cień, który kroczył podwórzem. Wolno. Jakby nigdzie się nie śpieszył. Odstawiłam szkicownik i ruszyłam za nim.

Gdy podeszłam bliżej, cień zniknął. Rozproszył się .

Duch – myślę sobie. Widzę duchy. Jednak czego one ode mnie chcą? Jak im pomóc?

Mieszkałam obok basenów. Co lato, słyszałam dobiegające z nich krzyki i przekleństwa młodych osób. Każde wakacje były walką o przetrwanie mojego umysłu. Z każdym bowiem dniem myśli cudzych było coraz więcej. Uszkodzony płat czołowy sprawiał, że nie odróżniałam tego co należało do mnie, a co nie należało. Krzyki zasłyszane na basenie zostawały w mojej głowie jeszcze długo po tym jak odeszły.

Cień zniknął za siatką na basenie - poszłam więc za nim. Zawołałam swojego psa – Pikusia, który zawsze dodawał mi odwagi po czym ruszyłam wraz z nim na basen, który zważywszy na porę roku był zamknięty. Zaczęłam szukać cienia w lasku, rosnącym przy siatce. Zniknął. Rozpłynął się.

- Pikuś, szukaj! – powiedziałam, jednak pies nie wiedział, o co mi się rozchodzi.

I wtem dojrzałam grupkę chłopaków, którzy przemierzali drogę w poszukiwaniu czegoś do rozwalenia.

Wandale.

Jeden z nich przywołał mnie do siatki.

- Dziewczynko! Podejdź tutaj, coś dla ciebie mam.

Mogłam się domyśleć, że nie było to nic przyjemnego. Na wstępie warto zaznaczyć, że byłam dzieckiem równie sporym, co moje podwórko. Już w wieku sześciu lat ważyłam ponad sześćdziesiąt kilo. Nic dziwnego, że upatrzyli sobie mnie na ofiarę.

Ale byłam naiwna, więc podeszłam.

- Otwórz buzię – powiedział.

A więc otworzyłam. A on napluł mi wprost w otwór gębowy. Pikuś zaczął szczekać, a ja rzucać się po ziemi i płakać. Oni się śmiali.

- Zobaczysz, zostaniesz sam! – krzyknęłam, zapominając całkowicie o tym, że przyszłam tu tylko po to by odnaleźć cień.

- Że co? Ale jej wpierdolę.

Zaczął wspinać się po siatce, by mnie dorwać.

I wtedy poczułam strach. Strach rozbił chemiczną gospodarkę mojego mózgu na części. Był intensywny, chaotyczny, silny. Zaczęłam uciekać, wołając za sobą psa.

Na szczęście chłopak zaprzestał wspinaczki.

- Przestań, bo zaraz jej matka wyleci – powiedział zapewne boss całej paczki.

- Kosa – usłyszałam – Od dziś już nie będziesz Piętaszek, tylko Kosa.

Wróciłam do domu, zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Nigdy nie pokazywałam swoich łez nikomu. Mamie, tacie, bratu, przyjaciołom. Moje łzy były tylko dla mnie. Były spoiwem, który łączył mnie z rzeczywistością.

Jako dziecko często płakałam. Nawet z przyczyn, które nie dotyczyły mnie. I wtedy usłyszałam kroki. Podłoga skrzypnęła, przez łzy, ze strachem w sercu spojrzałam w stronę dźwięku, jednak nic nie ujrzałam. Czyżby cień powrócił?

Powstałam i podeszłam w miejsce, w którym usłyszałam poruszenie. Nic.

I wówczas poczułam nieznośny chłód, który nagle wypełnił moje ciało. Schowałam się czym prędzej za łóżko, ponownie czując strach. Ten strach był jednak mniej dotkliwszy niż ten, który odczułam przy tamtym chłopaku. Spoglądałam zza łóżka w stronę drzwi. Na tej samej ścianie wisiały święte obrazy. Wówczas jeszcze w cokolwiek wierzyłam.

Uklękłam więc i zaczęłam się modlić. Wtedy też uwierzyłam w to, że jestem pewnego rodzaju boskim wybrańcem, co później miało dla mnie katastrofalne skutki.

 

Cienie, cienie,

Cóż w was drzemie?

 

Mój umysł potrafił wytwarzać halucynację - przynajmniej tak to pojmuję. Wykorzystywał grę światłocieni do tworzenia iluzji. Podobno schizofrenik na zwykłym obrazku jest w stanie wyłapać dziesiątki twarzy niewidocznych gołym okiem.

Twarze. Mania prześladowcza. To wszystko ze sobą się łączy. Przynajmniej w moim przypadku.

Jedno sprowadza się do drugiego. W przypadku każdego smoka, występuję ciąg przyczynowo – skutkowy, który sprowadza się do tego, że akurat „ padło na mnie”.

Choroba może rozwijać się wolno, bądź szybko. U mnie rozwijała się latami. Od dziecka. Ale dziecko nie zna chorób. Dziecko wierzy. Wierzy we wszystko co widzi.

 

Moja rodzina zwykła zajmować się działką. Polem ornym. Sadem. Jak kto zwał, tak zwał. Często tam jeździliśmy, by uprawiać ziemię. Sadzić ziemniaki o i takie tam. Ja zwykle bawiłam się z psem. Pikuś był moim najlepszym kompanem do zabawy – nigdy nie narzekał.

Obok działki rósł las iglasty, dosyć gęsty, jednak niewielki. Wrzuciłam tam piszczącą zabawkę psu, a ten tam zniknął. Obeszłam las dookoła, by odszukać Pikusia i wtedy mój mózg wytworzył potężną iluzję. W cieniu drzew dojrzałam czarną, rozmytą postać z białymi oczodołami, łypiącymi wprost na mnie. Wyszczerzył białe zębiska w złowrogim uśmiechu. Zaczęłam krzyczeć.

- Tato! Tato! Tam coś jest!

Mój ojciec podszedł do mnie i potrząsnął mną.

- Co jest, gdzie?! - nie wydawał się być zachwycony.

- Tam jest potwór! Tam w lesie!

- Cicho bądź! Nic tam nie ma! Ludzie tu są.

„ Ludzie”. „ Co ludzie powiedzą.”

To był początek mojej manii prześladowczej. Zastanawianie się co inni ludzie o tobie myślą. Co mówią. Czy w ogóle mówią.

Jeśli płat czołowy jest uszkodzony, ocena sytuacji jest niejednoznaczna. Wierzysz w to, co myślisz. Wierzysz w swój wyimaginowany świat. Wierzysz, że znasz ludzkie myśli.

Także według mojego ojca nie było żadnego potwora w lasku. Chciałam zwrócić na siebie uwagę. To wszystko.

Po powrocie zamknęłam się w pokoju, który dzieliłam z bratem. Jego na szczęście nie było. Oparłam się o łóżko, zaczęłam myśleć o tym co się ze mną dzieję. Dlaczego duchy przychodzą do mnie, nie do kogoś innego. Jak im pomóc. Cóż mam uczynić, by im ulżyć.

Nie zastanawiałam się nad własnym losem. Chciałam tylko pomóc cieniom. Żeby odeszły. Żeby dały mi spokój. Żeby zniknęły.

Zaczęłam też wtedy pisać. Pisać to, co ciążyło mi na umyśle. Byłam dzieckiem obdarzonym bujną wyobraźnią, teraz po trzech przeżytych psychozach moja wyobraźnia odeszła. Zatarła się. Zniknęła. Każda psychoza uszkadza mózg – tak powiedziała mi moja lekarz psychiatra. Czy kiedykolwiek wróci do pierwotnego stanu? Nie wiem.

Tego samego wieczoru, opierałam się o parapet oglądając niebo. Często to robiłam. Patrzyłam jak świeci księżyc i gwiazdy. Uspokajało mnie to. Dawało chwilę wytchnienia w świecie iluzji i jawy pomiędzy którymi musiałam dryfować.

Drzwi uchyliły się, zaskrzypiały. Blady strach ścisnął mnie za gardło. Odwróciłam się, by dojrzeć matkę bądź ojca, jednak nikogo tam nie było. Kroki. Usłyszałam kroki. I potem coś zimnego dotknęło mojego karku.

Pisnęłam i schowałam się pod kołdrą. Dyszałam płytko, nie mogąc złapać oddechu. Czy to coś dalej tam było? Dlaczego mnie nękało?

Delikatnie uchyliłam rąbek pościeli i spojrzałam w tamtą stronę. Nic.

Ustawiłam armię z miśków wokół łóżka, jakby te miały mnie obronić przed niespodziewanym atakiem. Nie spałam całą noc.

A rano musiałam wstać do przedszkola.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Dekaos Dondi 22.06.2020
    Koala→Ten tekst jeszcze bardziej od poprzedniego mi podszedł. Z tym cieniem. Też dobry pomysł.
    Akurat lekki chaos w takich opisach, jest zaletą.
    Pasuje do treści. Do tego, co się dzieje w mózgu. Czy nasza świadomość, jest tylko... mózgiem.
    Byłby ciekawy z tego film, gdyby odpowiedni reżyser:))→Pozdrawiam:)↔5
  • Koala 24.06.2020
    Dziękuję za budujący komentarz;) Do ciebie również w wolnej chwili zajrzę.
    Pozdrawiam! ;)
  • Freya 23.06.2020
    Krótkie zadania. Pojedyncze wyrazy, niby ok, jednak brakuje mi uzasadnieniami tempa działania.
    Wiesz o co chodzi, skończ z dywizami... popatrz jak to dziwnie wygląda. Półpauzy i będzie wporzo. Pozdro ?
  • Koala 24.06.2020
    Kurczę już tyle tego napisałam... Narazie będę wrzucać. Zastosuję się do rad i będę poprawiać już w pliku doc. Tu będzie oryginalnie. Dzięki ! ;)
  • Dekaos Dondi 24.06.2020
    Koala→U mnie na kompie, by uzyskać pauzy lub półpauzy→duszę prawy alt i na klawisz na prawo od: zera.
    Raz →półpauza / dwa→pauza:)
  • Koala 24.06.2020
    Nie działa ;( Cóż mam czynić.
  • Dekaos Dondi 24.06.2020
    Od początku jadę na programie→LibreOffice.
    A gdybyś jednocześnie→shift i alt i →ów klawisz→wtedy pauza u mnie.
    Można też skopiować długie kreski, z innego tekstu. Ale to trochę niewygodne:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania