Poprzednie częściNarodziny smoka. Schizofrenia. I

Narodziny smoka. Schizofrenia. II - Dzieciństwo 3

Śniło mi się, że wyszłam z ciała. W drzwiach wejściowych stali trzej królowie – wszyscy niebiescy z darami. Obudzili się moi rodzice. Zaczęli krzyczeć.

To był tylko sen.

Otworzyłam gwałtownie oczy rozglądając się po ciemnym pokoju. Mój brat spał. Ja jak zwykle nie. Usłyszałam kroki na strychu. Mój umysł sam wygenerował dźwięk, który wydawał mi się nad wyraz realistyczny. W przypływie odwagi wzięłam latarkę z biurka i skradając się obok łóżka brata wyszłam z pokoju.

Otworzyłam drzwi prowadzące na strych. Cisza.

- Halo? Pikuś?

Bywało również tak, że niechcący zamykano tam psa – który swoją drogą nie wiadomo czego tam szukał. Nie usłyszałam jednak uderzania poduszek o podłogę. Nie było go tam. To nie był Pikuś.

Pokonałam kilka schodów zapalając światło. Gdy byłam na górze skierowałam snop z latarki w głębie rozległego, otynkowanego pomieszczenia.

Nic.

- Jest tu kto? – zapytałam cienkim głosikiem.

I wtedy nastąpił wybuch.

Moja percepcja zmieniła się – teraz to wiem. Nagłe uderzenie adrenaliny do mózgu spotęgowało wydzielanie dopaminy. Zaczęłam po prostu inaczej widzieć - bardziej wyraziście. Moje serce przyśpieszyło, oddech stał się płytki. Coś dmuchnęło mi w twarz, tak, że niemalże rozwiało mi włosy.

Potężna halucynacja.

Jednak wówczas to były duchy.

Cisnęłam latarkę na ziemię i zbiegłam po schodach. Wpadłam do swojego pokoju i skryłam się pod kołdrą.

Cała się trzęsłam. Tak działała adrenalina.

Ze strychu dobiegł mnie huk. Coś się przewróciło.

Oczywiście, że duchy baraszkują po strychu.

Któżby inny?

 

Percepcja. Bo o niej teraz będzie mowa.

W trakcie fazy trigger postrzeganie ulega całkowitemu zniekształceniu. Świat staję się żywszy, barwniejszy i wszystko za sprawą niesamowitych myśli, które zalegają w głowie schizofrenika.

Tak samo jak jesteś tym co jesz, jesteś tym co myślisz.

Mowa tu o typie sativa. Typ sativa jest bardzo podobny do stanu euforii u dwubieguna. Typ indica, odwrotnie.

Każdy schizofrenik nosi w sobie dwa te typy – czyli de facto depresyjny i euforyczny.

Smok, często ze schizofrenii wpada w depresję. Skrajne nastroje sprawiają, że nie ma on kontroli nad swoim stanem emocjonalnym przez co z górki jest zaraz pod górkę.

Wszystko wiążę się z neuroprzekaźnikami.

W moim przypadku, gdy płat czołowy został uszkodzony neuroprzekaźniki nie współgrają tam tak jak dawniej. Następują zwarcia. Przepływ nie jest płynny. Zamiast fali przypomina bardziej kostkę Rubika.

Co jest przyczyną wystąpienia tak zwanego zwarcia?

Nadmierna produkcja neuroprzekaźników.

Adrenalina, noraadrenalina, serotonina, dopamina.

Te cztery substancję pomimo, iż niezbędne do życia w umyśle osoby z uszkodzeniem mogą powodować trwałe dewaluację.

Percepcja postrzegania świata obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczynamy widzieć naszą podświadomością, zamiast świadomością. A za rogiem czai się nieświadomość, czekając na swą kolej.

Gdy wyszłam na strych byłam zestresowana. To oczywiste. Przestraszona. Serce biło szybciej. Gdy znalazłam się sama w teoretycznie pustym pomieszczeniu( strych zawsze kojarzy się z czymś strasznym), uczucie strachu spotęgowało się. Nastąpił wybuch. Neuroprzekaźniki nie były w stanie dostarczyć prawdziwych informacji o otoczeniu, toteż wykreowały uczucie zimna. Podmuch. I jeszcze większy strach.

Percepcja. Wpłynęły one na bodźce, które odbierałam ze środowiska zewnętrznego i zniekształciły je względem moich oczekiwań – wychodząc na strych miałam pewność, że ujrzę ducha lub cokolwiek co z nim związane. Tak też było. Ujrzałam co chciałam zobaczyć.

Moja wypaczona wyobraźnia sprawiła, że wygenerowałam takie, a nie inne bodźce, które odebrałam jak realistyczne.

Nie trudno się domyśleć, że nie spałam całą noc.

A rano trzeba było wstać do przedszkola…

 

- Grubas. Brzydal. Sumo.

W podstawówce było ze mną coraz gorzej. Kontakt z rówieśnikami jak i starszymi, którzy byli moimi zaciekłymi wrogami sprawił, że szepty nasilały się. Stawały się potężniejsze. Nastąpiła wówczas moja dysocjacja osobowości. Rozdwoiłam się na dwie osoby – na tą, którą pokazywałam znajomym oraz na tą, którą stawałam się po przyjściu do domu.

Nie ma co się oszukiwać – nie radziłam sobie z prześladowaniami. Było to kolebką do rozwoju choroby.

Szkoła podstawowa w Boguchwale była łączona z gimnazjum. Temu istnym piekłem była dla mnie droga do szkoły, czy ze szkoły wiedząc, że spotkam się z wyzwiskami, które pod moim adresem kierowali starsi.

Miałam również problemy z nawiązaniem relacji. Ciężko było mi komuś zaufać. Szepty podpowiadały mi, żeby nie ufać nikomu.

Z pozoru byłam towarzyskim dzieckiem, jednak żyłam z moją drugą osobowością – tą, którą kreowały głosy latami, by w końcu wyszła na powierzchnię.

W podstawówce nabawiłam się manii prześladowczej. Za każdym razem, gdy wracałam do domu słyszałam głosy osób, które sprawiły mi przykrość feralnego dnia.

Echa. Tak je nazywałam.

Czas mijał, a głosy nasilały się. Stawały się natarczywe, nie do zniesienia. Cienie gdzieś zniknęły, gdy przyszło zmierzyć mi się z rzeczywistością – tym jak wyglądałam i tym jak reagowali na mój wygląd. Nabawiłam się wtedy sporej liczby kompleksów, które są ze mną po dziś dzień.

Jednak zamiast cieni pojawiło się coś innego – postacie.

Najbardziej utkwiła mi w pamięci sytuacja, gdy bawiłyśmy się z dziewczynami na przerwie. Była to długa przerwa. Druga klasa podstawówki.

W szybie pojawił się chłopiec. Kilkuletni z ciemnymi włosami i głęboko brązowymi oczyma. Patrzył wprost na mnie i zniknął.

Cofnęłam się o krok.

- Co jest, Agatka? – zapytała moja koleżanka, Paulina.

- Nic – odpowiedziałam jak zwykle.

Tego samego dnia naszkicowałam jego portret w starym zeszycie. Pamiętałam każdy szczegół. Każdy detal. Był niesamowicie wyraźny.

Co było przyczyną powstania tej niecodziennej halucynacji?

Nie mam pojęcia.

Schizofrenia to skomplikowana choroba. Jest jak dobra pogoda. Nie do przewidzenia. Pojawia się i znika. Jest z nami, bądź odchodzi.

Więc głosy nasilały się.

Jako dziecko nie pojmowałam ich istoty. Nikt nie pojmował. Życie na wsi jest daleko w tyle. Nikt nie ma czasu by pielęgnować czyjąś psychikę. Ludzie potrafią tylko niszczyć, jeśli coś wygląda inaczej.

 

Drażliwość. Komory mózgowe schizofreników posiadają inną strukturę. Jest to udowodnione. Przypuśćmy więc, że piętnastoletnie dziecko ze skłonnościami do schizofrenii codziennie zasypywane jest informacjami o bogu, kosmitach, problemach gospodarczych i tym podobne. Natłok informacji, których nie jest w stanie uporządkować. Trafiają nie do tych szuflad co trzeba.

„Następuję zwolnienie blokady. Rozpoczynamy losowanie sześciu liczb”.

I tak codziennie. Jeśli ktoś jest podobny do mnie, zwykł przyglądać się swemu umysłowi do tego stopnia, że poznał jego strukturę. Każdy jest indywiduą. Każdy inaczej reaguję na sytuację. Jednego coś zaboli do tego stopnia, że popadanie w depresję, po innym spłynie jak po wiadrze.

Nazywam to drażliwością umysłu.

Dużą rolę odgrywa tu środowisko, w którym dziecko się obraca. Jak reaguję na stresowe sytuację. Czy potrafi się skupić.

Ha! Za dobrze by było.

Jeszcze, gdy wierzyłam, że widzę duchy było to dla mnie naturalne. Choroba nie odbierała mi zdolności skupienia.

Świat cieni, postaci i szeptów stał na porządku dziennym. Nie mogłam go ignorować, jednak nie mogłam też w nim żyć z racji, że byłam uczennicą. Miałam już wówczas swoje obowiązki.

Jednak jeśli dziecko posiada drażliwy umysł jest narażone na działanie swojej podświadomej wyobraźni, która sieje spustoszenie w realnym świecie. Wyobraźnia bo o niej mowa, również odgrywa swą rolę w narodzeniu smoka.

Drażliwa wyobraźnia. Tak to nazywam. Gdy bardziej ufamy jej niż temu co widzimy. Gdy w nią uciekamy. Gdy staję się ona namacalna. Gdy personifikujemy ją i wtenczas wpadamy w psychozę.

Personifikacja wyobraźni.

Schizofrenik ma zdolność uwydatniania podświadomych cech swojego umysłu. Potrafi skumulować sumę przeżyć(nawet tych wyimaginowanych) i stworzyć z tego spójną historię z początkiem i końcem. Historię fabularną, którą opowie w taki sposób, iż osoba słuchająca jest w stanie w to uwierzyć, nie ważne jak absurdalna się ta opowieść wydaję.

Podczas jednej z psychoz wydawało mi się, że uciekłam z laboratorium, nie mam rodziców, jestem dzieckiem z próbówki i podmienili mnie na placu targowym. Nieźle, co?

Ale o tym później. Na razie omówmy moje dzieciństwo.

Więc jako dziecko personifikowałam swoją wyobraźnię. Chciałam zobaczyć ducha – widziałam go. Jednak co z głosami?

Głosy to początek.

Każdy z nas ma swoje myśli. Jednak jeśli myśli wydają się nam cudze, nie brzmi to chyba za dobrze, prawda?

Obecność cudzych myśli była u mnie skutkiem ciągłego wyśmiewania, oraz krzyków, które co lato słyszałam z basenu. Wszystko to pozostawiło w moim umyśle echa, które z każdym kolejnym rokiem zamiast zniknąć rosły w siłę.

- Jesteś niczym.

- Do niczego się nie nadajesz.

- Jesteś kompletnym zerem.

- Sumo.

- Grubas.

Słyszeć to dzień w dzień sprawia, że zaczynasz w to wierzyć. Zaczynasz ufać swojej drażliwej wyobraźni, która podpowiada ci te myśli. Bo czym jest wyobraźnia?

Jeśli miałabym ją wyjaśnić terminem naukowym ujęłabym to tak:

Wyobraźnia – zbiór zarówno prostych jak i skomplikowanych form myślowych towarzyszący osobnikowi w życiu codziennym. Formy myślowe skomplikowane są ukryte pod pasmem myśli prostych. Docierają do mózgu podprogowo.

Także wyobraźnia to ten element struktury mózgu, który nie do końca został poznany. Wyobraźnia schizofrenika jest potężna. Istnieję tam szereg skomplikowanych form myślowych, które latami wsiąkały w nas jak w gąbkę.

Często nie zdajemy sobie z nich sprawy. Po prostu są. Czasem się gdzieś przewiną, jednak czasem też wybuchną.

I to w najmniej spodziewanym momencie.

Zróbmy teraz autoanalizę mojej wyobraźni, jako dziecka w wieku siedmiu lat.

Jak już wcześniej podkreśliłam zawsze należała ona do bujnych. Wyobrażałam sobie, że jestem żółwiem ninja, samurajem czy archeologiem i badam stare wykopaliska( czyli de facto kanał bądź spróchniałe drzewo). Jednak dziecko jak dziecko. Może pozwolić sobie na takie ekscesy.

Jednak często bywa tak, że dorastając ta wyobraźnia nas nie opuszcza. Staję się wyobraźnią wypaczoną, taką, która nie może pogodzić się z rzeczywistością.

Jako dziecku świat fantazji nie był mi obcy. Często to, co sobie wyobrażałam przekładałam na życie realne. Jak to dziecko, gdy dla przykładu bawi się w kapitana statku. Nikt nie posądzi go o to, że jest chory.

Tyle, że nasza wyobraźnia – wyobraźnia schizofreników ona nas nie opuszcza. Nazwijmy ten element podwyobraźnią. U schizofreników wraz z biegiem lat nie wykształca się z niej zdrowe spojrzenie na dorosłość. Jest nasycone marzeniami, pragnieniami i dzieciństwem, które już nigdy nie wróci. Nawet nieświadomie dźwigamy swoją podwyobraźnię, jednak wasz mózg jest wykształcony na tyle, że jesteście w stanie ją korygować.

My tego nie potrafimy.

Gdy wyobraźnia zaczyna nami rządzić zmieniamy się nie do poznania. To ona wydaję rozkazy. Ona kreuję głosy, ona kreuję rzeczywistość, która nas otacza.

Nie ma nas co winić. Nie my to sobie wybieramy. To wina struktury naszych umysłów. Dorastamy często wolniej niż reszta społeczeństwa. Żyjemy w świecie własnych myśli i obrazów. Ciężko nam się dostosować. Nie godzimy się z aktualnym stanem rzeczy. Więc nas umysł się buntuję – każdy na inny sposób.

Bunt mózgu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania