Nas-to-łątki nie obchodzą... 08<Caramelldansen>

Resztę soboty spędziłem w objęciach samotności i świętego spokoju. Znaczyło to tyle, że po powrocie do domu zadekowałem się u siebie w pokoju, by poświęcić swój cenny czas na szeroko pojęte opierdzielanie się. No cóż, każdemu czasem należy się taka chwila leniuchowania, a tym bardziej mnie, osobie popularnej i rozchwytywanej. Właśnie – to jest dobry moment na zastanowienie. Nie, nie jestem playboyem, bycie w związku zawsze pozostawało w sferze marzeń i słodko-gorzkich żartów, a tu nagle okazuje się, że są dwie dzierlatki łase na me dziewicze serce. No, może nieco się powtarzam, ale kurczę, trudno nie kryć tu ekscytacji. Bogowie fabuły – jesteście wyjątkowo łaskawi! Brakuje chyba jedynie zainteresowania ze strony rodziny, ale, ekhm, różnica wieku między mną a siostrą nie pomaga. Ona jest tylko dzieckiem, nie mam co do niej wymagań. Tymczasem – fejsbuk i jedna myśl z wcześniej.

Chyba potrzebuję rady. Zwyczajnej wskazówki, wygadania się z zagwozdki i wskazania drogi, nawet jeśli nie będzie to szczególnie błyskotliwe i pomocne. Marta Danek zdaje się idealnie pasować do moich potrzeb. Ma u mnie w gruncie rzeczy dług wdzięczności, więc to naturalne, by właśnie do niej zwrócić się o pomoc w sprawie niestabilnych uczuć. Z drugiej strony szczerze wątpię, że jej doświadczenie w romansach wykracza poza świat fikcji, lecz mogę chyba uznać, że sytuacja w którą wpakowało mnie życie jest wystarczająco nierealistyczna, by móc się opierać na radach i historiach, które nie mają rzeczywistego pokrycia. Opcją zapasową pozostaje zawsze błyskotliwa nad wyraz Krzysia, ale tak serio musiałbym być bardzo zdesperowany, by prosić ją o pomoc. Tak czy owak mam plan i potrzebuję jedynie bodźca do realizacji.

A na najpopularniejszym portalu społecznościowym nic nowego. No, jedynie Ewelina zdążyła już wstawić zdjęcia z naszej ran… wspólnego obiadu na mieście i oczywiście oznaczyła mnie pod postem. Wysyp serduszek od „koleżaneczek” ze szkoły i jedno głośne „wrrr” od Lary. Ech, nie wiem, czy będę musiał się tłumaczyć, czy jednak nasza poprzednia rozmowa już wystarczająco jasno przedstawiła moje poglądy i zamiary. Wiem tyle, że igram z ogniem i prędzej czy później się oparzę, jeśli definitywnie nie wyjaśnię wszystkich zawiłości mojego życia towarzyskiego. Czy cierpienia te, o ile do nich dojdzie, będą zasłużone lub nie raczej nie mnie oceniać. Oceni życia i krzepa Lary, a może dokładniej jej zawziętość. Naprawdę jej na mnie zależy, łatwo to wyczytać, nawet jeśli nie powiedziała tego wprost, a ja… Nadal nie jestem w stanie nawet pomyśleć, co tak naprawdę mnie z nią łączy, co do niej czuję. Gdybym tylko…

— Eryk! Chodź, pomożesz coś!

Ojciec wzywa. No nic, pora opuścić swoją ciepłą, przyjemną norę.

— No to ten, widzisz… Coś się znowu z telewizorem ścięło. Przęłączałem se programy, wiesz, tak normalnie i nagle takie brzdęk, szu-szu się zrobiło i się zacięło coś i nie mogłem już dalej…

Eeeech, jak ja nie mogę tego słuchać… Gdzieś już w połowie się wyłączyłem. Zawsze chodzi o to samo przecież. Ale jednak podziwiam nieco staruszka. Za każdym razem opowiada o tym z taką samą pasją i zaangażowaniem zupełnie tak, jakby pierwszy raz w życiu miał do czynienia ze szwankującym sprzętem. Niestety, chyba ze trzy razy już tłumaczyłem, że trzeba kabel wymienić, ale moje słowa zawsze idą w eter. Kiedyś, w latach osiemdziesiątych, ojciec miał bujną czuprynę jak rockman i mogło to nieco usprawiedliwiać, że czegoś niedosłyszy jak grube loki przysłaniały uszy, obecnie jednak łysina zdobi jego głowę, więc problemów z przekazywaniem sygnału być nie powinno. Taka już jednak natura niepoprawnego lekkoducha i obawiam się, że raczej mu się nie polepszy. Nie te lata, nie te możliwości, nie ta sylwetka… Może przy wychowywaniu dzieci takie podejście dobrze wyszło, no, przecież jestem idealnym tego przykładem, ale przy ogarnianiu elektroniki to nie pomaga. Wracając jednak do tematu głównego – i tak mu pomogę. Taka już rola syna nie marnotrawnego.

— Coś z kablem jest nie tak — Podsumowałem szybko, gdy już skończył swój barwny wywód. — Odsuniemy nieco telewizor i spróbuję poprawić.

— Kurczę synek — Chwila potem, zmiana pozycja, ojciec już przy ekranie. — Ty to łebski jesteś. Kiedyś to się w dziada waliło i sygnał wracał, a teraz… Nie do ogarnięcia dla takiego starca jak ja.

Ech, jasne „nie do ogarnięcia”. Raczej płotek jest odrobinę zbyt wysoki, by włożyć wysiłek w jego przeskoczenie. Nie oceniam tak czy siak. Do dyskusji z rodzicami potrzeba dobrego momentu, a nie tak od razu, z dupy. Wracając – kabel. Prawie przerwany przy końcówce, niezbyt dobrze się trzyma, chyba ten teges metalowy jest lekko wygięty. Ale działa – czasami bądź czasami, ale działa. „Nie ma co kupować nowego, synek” – coś w tym stylu, gdyby zwrócił ostatnio uwagę na to, co mówiłem.

— I co, działa już? — Pierwsze pytanie, gdy wyślizgnąłem się zza telewizora. Oczywista oczywistość – „dziękuję” zostaje na później.

— Na razie tak — odrzekłem trochę od niechcenia. — I tak trzeba nowy kabel kupić. Ten długo nie wytrzyma.

— Hmmm, chyba mówiłeś coś takiego kiedyś… — Zamyślił się nieco, siadając na kanapie. — Dobra, wyślemy matkę. Chyba i tak na zakupy idzie.

— Och, ojciec — Westchnąłem, przysiadłem się obok. — Jak zwykle nie chce ci się ruszyć…

— Znasz mnie przecież, Eryk — Wziął pilota w dłoń, włączył dekoder i po chwili telewizor. — Nie ma co się przemaczać, jak ma się żonę do dyspozycji.

Roześmiał się, ja też w sumie się nieco uśmiechnąłem. Mało czasu spędzamy razem, ale całkiem spoko z niego ojciec. Na pewno mamy ze sobą nieco wspólnego, jeśli chodzi o oszczędność energii.

— Ty, ojciec — wtrąciłem się nieco później, szukając czegoś ciekawego w programie. — Korona – Górnik leci. Włączaj.

— Serio? — Szybkie pstryk, znajomy głos komentatora. — Że też zapomniałem! Kurde, synek, ratujesz ty mi wieczór.

Sport. Chyba w tym jesteśmy najbardziej zgodni. U nas w mieście drużyny na poziomie nie ma, ale transmisje w miarę poważnego futbolu zdecydowanie zaspokajają kibicowski apetyt. Kielce trochę daleko, ale nie sposób nie kibicować złocisto krwistym. Ten zespół to stan umysłu i idealnie obrazuje wszystko, czego można oczekiwać od ligi tak niepoważnej jak nasza swojska ekstraklasa.

— Dobry jest ten Diaw, co nie? — zarzuciłem, gdy zbliżała się już końcówka pierwszej połowy.

— No, czyści skubaniec konkretnie.

— Dobrzy są tacy obrońcy. Szybcy, silni… Nawet nie muszą się dobrze ustawiać, bo nadrabiają fizycznością.

— Ano. Ale ja z Korony to jednak bardziej lubię Cebulę.

— Cebulę? Toć to drewno.

— No ale przebłyski ma, młody jest. Fajnie się na niego patrzy.

I w takim właśnie tonie zleciał mi cały wieczór. Po meczu wróciłem jeszcze do pokoju, ale była to tylko formalność przed snem. Piłka nożna znów wygrała z sensem. Jeden do zera dla przypadkowości.

 

*le poniedziałek*

 

No i znowu do szkoły. Uroki beztroskiego kręgu życia… Nie no, nie narzekam, ale poniedziałkowe poranki zawsze są najgorsze. Nawet dobra dieta i porządne śniadanie tego nie naprawią.

— Joł, matka

Kilka minut przed siódmą, kuchnia, ja zaspany i rozczochrany, a mama jak zwykle na nogach. Stalowa kobieta, naprawdę. Zawsze rano zmywa naczynia, tak samo i tym razem, na rogu stołu jednak ustawiła radio. Jakaś nowość. Posiłek przy tych samych dziesięciu hitach od dwóch latach – doświadczenie umiarkowanie interesujące.

— Nie wychlap za bardzo kuchenki.

Robię sobie jajka sadzone, palnik bucha ogniem, czekając na patelnię. Ogólnie szybka sprawa – przy takiej mocy białko ścina się natychmiastowo. W ogóle między ziewaniem, a odgarnianiem opadających na czoło kudłów, zauważyłem, że tym razem tylko my jesteśmy przebudzeni. No tak – siostra zaczyna zajęcia później, a ojciec to ojciec. Jak wyjdę matka zostanie sama ze swoją przytomnością przynajmniej do dziewiątej. Nic straconego pewnie. Znając ją ma już nagrany od wczoraj jakiś serial do nadrobienia.

— Smacznego — rzuciła na odchodne, odeszła od zlewu.

Myślałem, że zostanie jeszcze chwilę ze mną, powie coś pseudomądrego, ale szybko zwiała do salonu. Potrafię sobie przecież poradzić. Przynajmniej muzyka gra dalej – dialogu nie poprowadzę, ale zawsze to jakiś dodatkowy głos w pustej, kuchennej przestrzeni.

Śniadanie przygotowane, usiadłem przy oknie. Słońce opieszale wschodziło znad sąsiednich bloków. Mimo godziny rannej nadal panował półmrok. Normalka w listopadzie i jedno z przygnębiających prawideł nijakiej jesieni przechodzącej w niekonkretną zimę. Maruda ze mnie typowy polski, ale nie chcę się z tym kryć. Ze wszystkich pór roku zdecydowanie najbardziej lubię wiosnę i każdy poranek, który wiosną nie jest dla mnie powodem, by wzdychać w utęsknieniu za ciepłym wiaterkiem zmian. I w ogóle cała ta pogoda rozmywa moją decyzyjność i prostotę myśli. Jestem niezdecydowane, poetyzuję i zapomniałem, kurde, dać jarzynki do jajek.

Ech, oby w szkole wszystko poszło dobrze.

— Okej, już wychodzę! Nara! — Mama coś tam mruknęła w odpowiedzi, ale uciąłem to niechybnie drzwiami.

No nic, w drogę! Przygoda czeka.

 

***

 

Głównym zmartwieniem po przyjściu do szkoły pozostawało nadal nieuniknione spotkanie z Larą, która przecież chodzi ze mną do jednej klasy. Jakkolwiek zła i zawiedziona by nie była, nie ma możliwości byśmy mogli się obecnie unikać. Rano w szatni jeszcze na nią nie wpadłem, dopiero potem przed lekcją stanęliśmy twarzą w twarz. Obopólnie nie byliśmy w nastroju na rozmowę, więc skończyło się na szybkim i neutralnym „cześć”. Nie wiem jak z nią, ale mi serce podskoczyło do gardła. Nie że się jakoś zestresowałem czy coś, ale tak jakoś świadomość, że jest coś nie tak, że coś się popsuło przygniatała mnie. Nie miałem czasu przyjrzeć się dokładnie, ale jej wzrok był zimno, pozbawiony nawet tej jej zadziorności. Jej uczuć rozczytać zdecydowanie nie mogłem, ale po tym krótkim incydencie byłem świadom, że chyba jeszcze nie wszystko stracone. Myślę, że w jakiś sposób się z tym pogodziła i czeka na mój ruch, dystansując się, unikając przejęcia inicjatywy. Jeśli tak rzeczywiście jest, to Lara ma rację. Tym razem to ja muszę wziąć sprawy w swoje ręce i powiedzieć, co czuję.

Zanim jednak to nastąpi, potrzebuję wsparcia. Marta Danek, jak już to sobie rozplanowałem. Nie znam jej planu lekcji, ale nietrudno będzie ją znaleźć. Moje pragnienia i nieokiełznane serce doprowadzą mnie do celu.

Jako odpowiedni moment wybrałem przerwę śniadaniową – wystarczająco dużo czasu i przestrzeni, by zmarnować je na moje błahe, albo może nie, rozterki. Świeżo po chemii, równo z dzwonkiem ruszyłem – ku szczęściu przez żółtawo nijakie korytarze placówki edukacyjnej pamiętającej czasy ludowe!

— O, gdzie idziesz?

Denis. Znów on.

— A co cię to? — odrzekłem, starając się go spłoszyć.

— Jesteśmy kumplami — Niebezpiecznie się zbliżył. — Chcę być tam, gdzie ty, Eryk…

Blee…

— Odpuść se te nie śmieszne gejo-aluzje — Odepchnąłem go nieco. — Jak chcesz to łaź za mną. Tylko nie przeszkadzaj. To ważna sprawa.

— Romansowa? — zapytał, uśmiechając się złośliwie.

— Jeszcze tego nie powiedziałem — zaprzeczyłem, ale niezbyt przekonująco. Słabo mi wychodzą takie kłamstewka.

— Hehe — Przeskoczył za moje plecy. — Zazdroszczę ci nieco, Eryk. Dziewczyny się do ciebie kleją, a mnie… Zbyt bolesne, by wspominać…

No jasne, jeszcze mi się tu rozklei zaraz.

— Wiesz dobrze, że to twoja wina — uciąłem szybko. — Jakbyś nie robił z siebie pajaca to może… No, może któraś by cię potraktowała jak… eee, człowieka.

Ech, nie wierzę. Zabrakło mi słów na tragedię tego beznadziejnego człowieka.

— Taka już moja natura — Stracił jakby parę, ponownie wyszedł przede mnie. — Nie zmienię się, więc pozostaje czekać na aniołka, który mnie zaakceptuje, prawda?

— Nie — odwróciłem się na pięcie. — Chodźmy już. Nie z tobą chciałem pogadać.

— Eryk, ależ ty szorstki. To Lara, tak? Nie gniewaj się już, powiedz coś miłego…

— Jeezu, człowieku… — Złapałem się za głowę, przyśpieszyłem kroku.

Droga przez mękę na szczęście nie była długa. Wystarczyło przejść korytarz, wdrapać się na wyższe piętro, przejść w pobliże sali od muzyki. Marta siedziała rozwalona na podłodze z plecakiem przy boku. Przecierała okulary, więc nawet nie zauważyła kiedy do niej podeszliśmy.

— Dzień dobry — przywitałem się udając entuzjazm.

— Sie…

— O, Eryk! — Ach, idealne wyczucie czasu. Lubię, gdy przerywa się gadkę Denisowi. Zapewne po przywitaniu palnąłbym od razu coś głupiego. — Świetnie się składa — Wstała, uścisnęła mi dłoń, na kolegę obok zerknęła jedynie neutralnie. — Wiesz, mam tutaj coś suuuper ciekawego i myślę, że tak samo jak ja chcesz to zobaczyć…

No tak, ona jak zwykle w swoim świecie. Nie do pojęcia dla takiego zwykłego młodzieńca jak ja. Tak czy siak lepiej jej przerwać zanim…

— Ta-daa! — Wyskoczyła przede mną, wyjmując z plecaki jakiś dziwny kolorowy obiekt. Kurde, nie zdążyłem nawet wziąć oddechu, by zacząć swoje zdanie. — Wiesz co to?

Eee, no, płyta. Stara, błyszcząca i… O Boże. Ta okładka…

— „Caramelldansen”? — zapytałem, udając, że czytam tytuł z pudełka. Denis stał obok mnie, widział dokładnie, ale zdawał się być podejrzanie obojętnie nastawiony na ten widok. Czyżby nie znał tej piosenki?

— No właśnie! — potwierdziła z satysfakcją. — Wydanie z Japonii, bardzo rzadkie, w zaskakująco dobrym stanie. Ciężko było zdobyć, ale opłaciło się. Spójrz tylko — Podsunęła mi ten kawałek plastiku praktycznie pod sam nos. — Jest nawet oryginalna nalepka z ceną, czaisz?

— Tak, no, fajnie… — odrzekłem, wykonując krok w tył. — Tyle że chciałem o czymś pogadać. Słuchaj, Marta…

— Czekaj, czekaj! — Machnęła rękoma, szybko doskoczyła do leżącego na podłodze plecaka. — Musimy to odtworzyć!

— Co odtworzyć? — Denis wplątał się gdzieś tam w tle.

— Znaczy że teraz? — zapytałem szczerze zaniepokojony.

— No jasne — Wyprostowała się, w ręku trzymała przenośny odtwarzacz CD. Że też ludzie takie rzeczy targają ze sobą do szkoły… — Czekałam tu na moich towarzyszy, ale skoro ty się nagle zjawiłeś… Nie ma co czekać, niech muzyka gra!

Guzik, klik, klapka w górę, płyta włożona z prędkością światła, zamknięcie, przycisk „play” już zaraz, ale…

— Nie, nie, nie! — podniosłem głos. — Zastanów się chwilę. Przypału nam tylko narobisz i…

— Co? — zapytała głupio.

Play. Nanosekundy ciszy i zaczyna się odtwarzanie. Dobrze znany, narkotyczny bit, full wypas audio. Maszynka stara, ale nieźle daje. Jestem pewien, że słychać na całym korytarzu. Jesteśmy zgubieni.

— Łoł! Niezła nuta! — Denis dołączył do Marty w autystycznych wygibasach, ja wolałbym gdzieś się zmyć, ale nie ma już dokąd uciec.

Nostalgia udzieliła się zblazowanym licealistom. No, przynajmniej tym, którzy odpowiednio wcześnie zaczęli nabierać internet w wiadra. Tak czy siak efekt był taki, że zamurowało wszystkich. Do tańca połamańca w rytm przyśpieszonego szwedzkiego popu dołączyły kolejne osoby, niektóre, jak się skapnąłem, to byli niedoszli rywale Marty z bitwy fandomowej. Nauczycieli na horyzoncie widać nie było, ale zgorszenie malowało się na twarzach co niektórych samorządowych dziewczyn, obrończyń przyzwoitości, które miały nieszczęście obserwować tę sytuację. Byłem przyparty do ściany, i to praktycznie dosłownie. Tłum nie był duży, ale atmosfera gęstniała. Znaczy było przez ten moment luzacko fest, ale coś takiego nie przechodzi bez echa. Górowała dezorientacja, która cierpliwie czekała, aż jakiś dorosły ukróci uczniowską demonstrację pseudo wolności. W sumie nawet nie wiem, czy tak nie można, ale pewnych rzeczy w szkole się nie robi. Niepisane obyczajowe tabu, które trzyma w ryzach jednostki zbyt rozklekotane, by wpasować się w sztywne standardy społeczeństwa. Trudno się ustosunkować, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Znam swój cel, a to i tak zaraz się sypnie. O, no właśnie, już nadchodzi głos rozsądku…

— Co ty robisz, Marto? — Jakiś randomowy wąsaty nauczyciel, którego niezbyt kojarzę.

Komiczna scena. Caramelldansen tłem dla uczniowskiej reprymendy.

— Muzyki słucham — odrzekła obojętnie, przystając jednak na chwilę.

— Proszę to wyłączyć.

— Naprawdę muszę? — Marta, z tego co kojarzę, była dobrą uczennicą. Sądzę, że nieco jej zależało, by wybryk uszedł płazem.

— Marta, nie zgrywaj się. Nie wolno puszczać tak głośno muzyki. Albo na słuchawkach albo konfiskata — Uuuu, niezwykle brutalne warunki.

Nie powiedziała już nic. Schylenie się do odtwarzacza, przycisk z dwoma krechami, wyjęcie płyty, koniec zabawy. Nie wiem ile zostało do dzwonka, ale wszyscy się rozeszli, jakby zaraz miał być początek lekcji. O dziwo zniknął też Denis, ale to chyba już normalka.

Marta nie wyglądała na jakąś szczególnie zmartwioną. Chyba nawet nic nie uszło z jej sympatycznej, luzackiej aury. Zrobiła co chciała, nie miała więc powodu, by się dalej przejmować tym, co zaszło.

— I po co ta scenka? — zapytałem, siadając koło niej na podłodze. Dzielił nas tylko różowy plecak i pole przyjacielskiego niezainteresowania.

— A tak po prostu — odrzekła neutralnie. — Nie robiłam wcześniej czegoś takiego, więc… warto było spróbować.

— Hmmm, rozumiem — Nie, niezbyt. — To ten, to mogę już zacząć gadać, czy masz coś w zanadrzu?

— Zawsze mam coś w zanadrzu, niemądry Eryku — powiedziała z uśmiechem. — Dobrze, mów. Jestem ci to winna za wcześniej.

A więc wygadałem się. Ze szczegółami, barwnie, używając całego zasobu słownictwa i słów dźwiękonaśladowczych. Osoba postronna mogłaby pomyśleć, że to co najmniej ryzykowne dzielić się z kimś takimi szczegółami życia emocjonalnego, ale istnieje jeszcze coś tak pięknego jak zaufanie. Właśnie, ufność wobec szczerej przyjaciółki to coś, co daje mi moc, by prosić o pomoc w zawiłej sytuacji i mieć nadzieję, że tę pomoc otrzymam (jaka by ona nie była ostatecznie). Trochę głupio to wyglądało, szczególnie, że siedzieliśmy na podłodze, ale starałem się zmieścić w limicie czasowym. Nie patrzyłem na godzinę, ale dzwonek lubi wypalać znienacka – lepiej się mieć na baczności.

— Nieźle pokręcone — Skwitowała moją wypowiedź. — Więc myślisz, że Lara cię lubi?

— No tak — potwierdziłem.

— Ale ty nie wiesz, czy lubisz Ewelinę…

— Nie do końca — zaprzeczyłem po chwili zastanowienia. — Znaczy, obie są naprawdę miłe, tyle że Ewelina już mnie zaprosiła na… randkę, a Lara się wkurzyła, gdy na nią poszedłem… Serio, nie wiem której z nich naprawdę na mnie zależy.

— Hmmm — Złapała się za podbródek. — Wiesz, może bym miała jakiś szczegółowy scenariusz działania, jeślibym znała jakieś anime albo coś z podobnym konfliktem fabularnym, ale nic mi nie przychodzi do głowy, więc mogę ci tylko zaproponować jakąś improwizację.

— Czyli? — zapytałem z umiarkowanym zaciekawieniem.

— Nie gadałeś za bardzo z Larą od tamtego momentu? — Kiwnąłem twierdząco głową. — Sądzę, że potrzebujecie szczerej rozmowy. Ty jeszcze nie wiesz jaką decyzję podjąć, ale ona, jak mówisz, już dobrze wie czego chcę. Znam ją też trochę, więc wiem równie dobrze jak ty, że nie lubi za bardzo się obnosić ze swoimi uczuciami, ale skoro jesteście na tyle blisko, myślę, że powinieneś ją zmusić, by wyraźnie określiła co czuje i kim dla niej jesteś.

— A co dalej z Eweliną?

— To już zależy od tego, co powie Lara, prawda? — Sięgnęła po coś do plecaka. — Zastanów się jak powinny wyglądać twoje relacje. Larę znasz od dawna, w zasadzie od zawsze jest przy twoim boku, a Ewelina… Mówiłeś, że to nie był nawet jej pomysł. Friendzone to chyba domena dziewczyn, przynajmniej tak myślę, ale w takiej sytuacji ty też powinieneś wyznaczyć granicę między przyjaciółką a dziewczyną.

— Nie ma rozwiązania, które zadowoli wszystkich, prawda? — Westchnąłem.

— Tak działa życie, prawda? — Wzięła łyk wody z butelki. — Wiesz, zazdroszczę ci nieco takich rozterek. Ja mam tylko fikcję i breloczki, prawda?

— Nie ma nic do pozazdroszczenia — odrzekłem nieco ponuro. — Zawsze mi się wydawało, że już do końca będę miał spokój, a tu proszę… Kleją się do mnie bez wyraźnej przyczyny.

— No, ale powinieneś z tego korzystać. Jesteś szczęśliwy, prawda? Odpowiada ci coś takiego.

— W pewnym sensie — odpowiedziałem wymijająco. — Nic nowego nie wiem, ale pomogły mi twoje słowa. Dziękuję. Już raczej wiem, co robić dalej.

— Nie ma za co — Schowała wodę z powrotem do plecaka. — Obiecaj mi tylko jedno. Nie spaprz tego, dobrze? Żal mi będzie, jak ostatecznie skończysz bez niczego.

— Ta, jasne — odrzekłem z uśmiechem. — To ten, wracam już pod swoją klasę. Zaraz dzwonek, co nie?

No proszę, o wilku mowy. Będzie jednak drobne spóźnienie. Nic strasznego tak czy siak.

— Na razie! — Wstała, wzięła plecak, machnęła mi na pożegnanie.

Marta miała klasę obok, ja musiałem schodzić piętro niżej. Dżentelmenowi bieg jednak nie przystoi, więc… Chemia czy coś tam chwilę poczeka.

— Znowu się spóźniasz, baranie!

O, cóż za niezwykłe spotkanie. Krzysia, orędowniczka punktualności i pupilek nauczycieli nauk przyrodniczych. Durne, okrągłe okulary, spódnica jak u starej panny i ten sam, niezmienny gniewny wyraz twarzy. Naprawdę, nic a nic się nie zmienia ten ponadnaturalny ewenement.

— A ty nie w klasie? — zapytałem, podnosząc swój plecak z podłogi.

— Nauczyciel mi kazał czekać na spóźnialskich — odburknęła.

— Yhm, już to widzę… — Minąłem ją, pociągnąłem za klamkę. Lekcja, jak wskazywały drzwi, zapewne powoli się zaczynała. — Przy okazji: Magnolia kazała przekazać pozdrowienia.

— Magnolia? — Nie widziałem już jej twarzy, ale musiała być naprawdę zdziwiona. — Widzieliście się?

— Później ci powiem — odpowiedziałem, będąc już w klasie. — Lekcja jest przecież.

Wymiana uprzejmości z panem szanownym nauczycielem, zajęcie miejsca w ławce, zwyczajowe gapienie się przez okno i szepty tych kartofli, co mnie obgadują za plecami.

— Krzysia znowu za nim czekała…

— Furiatka niezła xd.

— Ale Eryk już do jakiejś innej zarywa, co nie?

Litości…

 

*cdn*

*zbliżamy się do endgame'u*

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • droga_we_mgle 25.06.2020
    ,,Oceni życia i krzepa Lary, a może dokładniej jej zawziętość."
    ,,Lubię, gdy przerywa się gadkę Denisowi. Zapewne po przywitaniu palnąłbym od razu coś głupiego." - z kontekstu odnoszę wrażenie, że chodziło mu o Denisa?
    ,,Wyskoczyła przede mną, wyjmując z plecaki jakiś dziwny kolorowy obiekt."
    ,,Ty jeszcze nie wiesz[,] jaką decyzję podjąć, ale ona, jak mówisz, już dobrze wie[,] czego chcę"
    ,,No proszę, o wilku mowy."
    ,,— Kurczę[,] synek — Chwila potem, zmiana pozycja, ojciec już przy ekranie."
    „Nie ma co kupować nowego, synek” – coś w tym stylu, gdyby zwrócił ostatnio uwagę na to, co mówiłem". - gdy?
    ,,Posiłek przy tych samych dziesięciu hitach od dwóch latach"
    ,,Jestem niezdecydowane, poetyzuję i zapomniałem, kurde, dać jarzynki do jajek". - niezdecydowany? Ale zdanie fajne, uśmiechnęłam się.
    ,,jej wzrok był zimno, pozbawiony nawet tej jej zadziorności". - Takie tam, literówki.

    ,,mogło to nieco usprawiedliwiać, że czegoś niedosłyszy[,] jak grube loki przysłaniały uszy"
    ,,Ech, jasne[,] „nie do ogarnięcia”.
    ,,Nie oceniam[,] tak czy siak".
    ,,— Joł, matka[.]"
    ,,Jak wyjdę[,] matka zostanie sama ze swoją przytomnością przynajmniej do dziewiątej".
    ,,Znając ją[,] ma już nagrany od wczoraj jakiś serial do nadrobienia".
    ,,tak jakoś świadomość, że jest coś nie tak, że coś się popsuło[,] przygniatała mnie".
    ,, Albo na słuchawkach[,] albo konfiskata"
    — A[,] tak po prostu — odrzekła neutralnie. — Nie robiłam wcześniej czegoś takiego, więc… warto było spróbować. - Coraz bardziej lubię tę postać...
    spódnica jak u starej panny i ten sam, niezmienny[,] gniewny wyraz twarzy. - Takie tam, przecinki.

    ,,Taka już rola syna nie marnotrawnego". - niemarnotrawnego, ewentualnie nie-marnotrawnego
    ,,Gdzieś już w połowie się wyłączyłem". - Trochę dziwnie brzmi, może ,,Już gdzieś w połowie"? - tylko sugestia.
    — Furiatka niezła xd. - w tej formie sprawdza się raczej w wiadomości tekstowej, w wypowiedzi brzmi niezbyt dobrze. Jak już, to zapisałabym słownie - ,,iks de" - sugestia.

    ,,Do tańca połamańca w rytm przyśpieszonego szwedzkiego popu dołączyły kolejne osoby, niektóre, jak się skapnąłem, to byli niedoszli rywale Marty z bitwy fandomowej". - Mogę sobie to wyobrazić, podobnie jak całą tę scenę i odczucia bohatera...
    ,,Wiesz, może bym miała jakiś szczegółowy scenariusz działania, jeślibym znała jakieś anime albo coś z podobnym konfliktem fabularnym" :-)

    Podoba mi się scena z ojcem Eryka - właściwie zwyczajna, ale dobrze pokazuje ich relację, no i zdecydowanie widać pewne podobieństwo ojca do syna.
    Ciekawe, że połowa tej historii dzieje się tak naprawdę w głowie bohatera, ale to nie nudzi, wręcz przeciwnie. Choć nie wiem, czy tak samo odbierają to inni, ja się po prostu utożsamiam. I plus za to, że jest kilkoro bohaterów, a każdy jest ,,jakiś" i wpływa na przebieg zdarzeń. Denis trochę schematyczny, ,,głupi kumpel głównego bohatera", ale to niewielki minus w porównaniu z resztą, no i to nie koniec, kto wie. Jestem autentycznie ciekawa zakończenia, także dla pozostałych postaci.
    Rozpisałam się, ale chyba nadrobiłam brak komentarza pod ostatnią częścią... 5, w każdym razie.
  • Pan Buczybór 25.06.2020
    eee, ile błędów... Wezmę się za poprawki, a następnym razem postaram się publikować po dogłębniejszej korekcie.
    I w ogóle dziękuję bardzo za komentarz. Bardzo mnie cieszy pozytywny odzew :)
  • Onyx 19.11.2020
    Nooooooo, fajneeee. Scena z ojcem i Erykiem wyszła bardzo naturalnie - taki zwyczajny, luźny promyk w pełnym rozterek życiu Eryka.
    Kurde, szkoda, że nauczyciel przerwał tą uczniowską "imprezę"

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania