Poprzednie częściNaszyjnik - 1

Naszyjnik - 6

Teofil stał już za nim z wyciągniętym sztyletem, gotowy do zadania ciosu. W tym samym momencie, odrzucając nakrycie, z łóżka doskoczyła do niego kobieta. Byli gotowi na walkę, w głowach poukładanych mieli dziesiątki scenariuszy rozwoju wypadków i tyleż samo pomysłów na ripostę. Tymczasem mężczyzna całkowicie pokrzyżował im szyki. Usłyszawszy głos Teofila, drgnął najpierw, jęknął przeraźliwie, upuścił buteleczkę, która z trzaskiem rozbiła się o podłogę, po czym jął bić się w lewą pierś i wciągać powietrze jak wyrzucona na brzeg ryba. Nie trwało to długo, w końcu zatoczył się i padł sztywny na podłogę, konsternację u obserwatorów wzbudzając nietęgą.

 

Teofil oprzytomniał pierwszy.

 

- Zapal świecę – rzucił do kobiety- Ja sprawdzę co z nim.

 

Gdy mrok skrywający trzech głównych aktorów tego dramatu rozświetlił w końcu blask świecy, widowni, której nie było, ukazał się groteskowy widok skręconego w paroksyzmie bólu łysego mężczyzny i nachylającego się nad nim byłego hutmana.

 

- Nie żyje. Nie jestem lekarzem,ale... Serce mu nie wytrzymało. Tak to jest, jak się na starość w magię i gusła bawi. Biedny, stary, obłąkany człowiek. I pomyśleć, że to wszystko z miłości...

 

Kobieta patrzyła na ciało w milczeniu. Odwróciła się nagle i jęła szukać czegoś w tobołkach. Nie znalazłszy nic zadowalającego, zerwała w posłania prześcieradło, przetargała dwa razy i w tak przygotowany całun owinęła naszyjnik, wprzódy delikatnie wyjmując go z dłoni trupa.

 

Dwa dni później stała nad brzegiem rzeki, trzymając w ręku zawiniątko.

 

- Nie skrzywdzisz już nikogo. Przeklęty czy nie, zbyt dużo zła za sobą niesiesz. - wyszeptała, biorąc szeroki zamach i wrzucając naszyjnik do wody.

 

Odwróciła się i szybko wskoczyła na konia. Popędzana myślą o konieczności zmiany, odjeżdżała, nie oglądając się za siebie, zostawiając miasto i jego tajemnice. I natrętnie wracające we wspomnieniach imię na T...

 

***

 

Białe zawiniątko zrazu zapadło się w toń, delikatnie opadając na dno leniwie płynącej rzeki, niespodziewanie jednak zahaczyło o wędrujący z nurtem konar, który poniósł go w podróż nieznaną. Po kilku dniach pakunek dobił do brzegu, by poczuć niecierpliwość delikatnych kobiecych rąk rozłupujących węzeł i posłyszeć upragnione:

 

- Jaki piękny!

 

I wracać będziesz i trwać wiecznie, jak moja miłość do niej trwała i trwać będzie...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania