Poprzednie częściNefilim-PROLOG

Nefilim- ROZDZIAŁ XIII

ROZDZIAŁ XIII

-Valerie! Wiem, że mnie chcesz! Przyjdź i stań ze mną twarzą w twarz! - nie mam pojęcia ile czasu minęło. Ciągle krzyczę, mój głos, na początku donośny, teraz staje się coraz bardziej słabszy. Chociaż mam już zdarte gardło, nie przestaje wrzeszczeć. Teraz nie mogę się wycofać, jest na to za późno. Trzeba doprowadzić to do końca, nieważne jaki finał nastanie. -Vaaaaaaaleeee...! - głos nagle uwiązł mi w gardle. Czuję coś. To znajome uczucie. Nawet bardzo. Strach, niepokój, ale też ciekawość. Zamykam oczy i wciągam głęboko powietrze. "Czyli stało się, zaraz poznam swoją rodzicielkę." myślę. Kieruję wzrok w stronę, z której dochodzi źródło emocji. W tą samą stronę, co we śnie. Między drzewami coś się poruszyło, ledwo dostrzegalny ruch. Ludzkie oko nawet nie powinno tak dobrze widzieć w tej ciemności, ale ja nie jestem człowiekiem. Nie do końca. I to wszystko wina potwora, który tam się na mnie czai.

-No wyłaź.- mówię po cichu, wpatrując się w ciemność. Uczucie strachu powoli zastępuje determinacja. Czuję, że Valerie czekała na tą chwilą długo. I oto jest. Wychodzi z pomiędzy drzew i kieruje się w moją stronę. Z każdym jej krokiem widzę więcej szczegółów jej wyglądu. Czarne jak smoła włosy... Takie jak moje... Nagle czuję obrzydzenie do nich i w duchu przysięgam sobie, że coś z nimi zrobię. Przemaluję, zgolę... cokolwiek. Jeśli przeżyję, oczywiście. Porusza się z taką gracją... Prawie jak Daniel. Swobodnie i pewna siebie. Figurę też odziedziczyłam po niej. Teraz nie dziwię się, dlaczego Daniel tak mnie nie na widzi. Jestem do niej tak podobna... A ona jest potworem! "A co jeśli nie tylko pod względem wyglądu jesteśmy podobne?"- przez głowę przemyka mi ta straszna myśl. Nie chcę patrzeć na jej oczy... Boję się tego co mogę zobaczyć. Boję się, że będą tak samo puste i pozbawione uczuć, jak wtedy, gdy wkradła się do mojego domu. Stoi przede mną. Żadna z nas nic nie mówi. Patrzę w stronę jej klatki piersiowej, ale po chwili pokusa, by spojrzeć jej w oczy staje się zbyt silna. Przełykam ślinę, zaciskam pięści i kierują wzrok lekko ku górze. Moment kiedy nasze spojrzenia się stykają, to chyba najsmutniejszy moment w moim życiu. Czarna otchłań, żadnych kolorów tylko nieprzenikniona czerń. Uderza mnie nagła fala rozpaczy i strachu. Jakby cała nadzieja, cała radość tego świata właśnie została pochłonięta przez Valerie. Przez ułamek sekundy czuję nieodpartą chęć ucieczki z tego miejsca. Jak najdalej od niej. Szybko jednak powraca determinacja, otwieram usta, jednak nie jest mi dane nic powiedzieć, bo w mojej głowie rozlega się nagle czyjś głos. Jej głos.

-Córko. W końcu się odnalazłam. - dźwięczny i melodyjny głos rozchodzi po całym moim umyśle. Nie odrywam od niej wzroku ani na chwilę. Wyraz jej twarzy się nie zmienił. Nadal beznamiętny.

-Jak śmiesz nazywać mnie swoją córką. Zostawiłaś mnie i uciekłaś, ale wiesz co... cieszę się, że tak się stało. -zdaję sobie sprawę z tego, że mój głos drży, ale nie pokażę słabości, nie dam jej tej satysfakcji.

-Tak. Zostawiłam. Nie będę kłamać. To były ciężkie czasy dla nas Nefilim, stwierdziłam, że bezpieczniejsza będziesz zostając z ojcem. Ja musiałam walczyć o lepsze życie dla naszej rasy. Pomagałam...

-Oh skończ te bajki Valerie. Słyszałam o wszystkim czego się dopuściłaś. Zbrodnie... Jesteś potworem. To przez Ciebie jestem taka... brudna. To przez Ciebie Daniel mną gardzi i to przez Ciebie moje bezpieczne życie, którego tak pragnęłaś dla mnie się skończyło. - gdy kończę swój wywód, wyraz jej twarzy zmienia się. Przekrzywia głowę na bok zaciekawiona. A ja już pojęłam, że za dużo wypaplałam.

-Daniel tak? Ten młody, przystojny Anioł? On Cię zniszczy, wiesz o tym, prawda? Jesteś jego wrogiem. Wiesz dlaczego Hrabia kazał mu Cię pilnować? Kazał Cię trenować?

-Miałam odnaleźć Ciebie. Czyli moja misja ukończona. -prycham.

-Nie. - mówi stanowczo. Patrzę jej w oczy, a ona kończy zdanie. - Masz mnie zabić Nessy.

Czy ja się przesłyszałam? To jakiś żart? Stoję pośrodku polany pierwszy raz twarzą w twarz z moją matką a ona oznajmia mi, że ja mam... zabić ją? Nagle opuszcza mnie cała odwaga, pewność siebie i upór. Oni... okłamali mnie... Wiem, że istota przede mną mówi prawdę. Widzę to w jej aurze. Nie ufam Danielowi to fakt ale Hrabia? Wydawał mi się uczciwym starcem. Poza tym jest Aniołem. Czy one w ogóle mogą kłamać? Widać -tak. Jak mogli sądzić,że pomogę im zabić swoją matkę... Mimo, iż jej nie znam, mimo, że jest potworem i jej nie na widzę. Jak mogli sądzić, że mogłabym zabić kogokolwiek. Od początku mieli mnie za istotę identyczną do tych, które zabijali oni. Za takiego samego potwora. Powoli odrętwienie po tej wiadomości zastępuje gniew. Ściskam zęby, a dłonie zwijam w pięści.

-Oni gardzą takimi jak my córko. - jej słowa dochodzą do mnie jakby z oddali. Znowu zalewa mnie fala tych dobrze znanych mi emocji. Siła. Bardzo ogromna moc. -Właśnie tak Nessy. Pozwól swojej naturze uwolnić się. - Nie mam pojęcia skąd, ale wiem, że w tym momencie moje oczy są tak samo czarne jak jej. Tak samo puste... - Chodź ze mną córko. Razem ich pokonamy, już więcej Cię nie wykorzystają. - Co? Czy ona na prawdę uważa, że przyłączę się do niej? Ani Daniel, ani Hrabia,ani ona nie będą mnie mieć po swojej stronie.

-Nie. Jestem. Taka. Jak. Ty. -cedzę przez zaciśniętą szczękę, czuję nagły, potężny przypływ energii, wyrzucam ręce do przodu... A później wszystko dzieje się tak szybko... Valerie odlatuje parę dalej i mocno uderza o ziemie. Nie spodziewała się tego. Miejsce wokół mnie zaczyna płonąć, oczy zachodzą mi mgłą. Ogarnia mnie furia. To wszystko trwa niecałą minutę. Po chwili słyszę za sobą jakiś dźwięk. Odwracam się. W moją stronę biegną Daniel i Thomas. Są coraz bliżej. Unoszę jedną rękę i po raz kolejny tego dnia posyłam aniołów w powietrze. Upadają na ziemię, ale ich upór jest zbyt silny, by się poddać. Słyszę za sobą śmiech Valerie. Moi dwaj opiekunowie z powrotem są na nogach, ale tym razem nikt nie biegnie w moją stronę. Stoimy z Danielem na przeciwko siebie i mierzymy wzrokiem. Ten unosi głowę ku górze i po chwili z jego pleców zaczynają wyrastać skrzydła. Blask dochodzący od niego zaślepia mnie i tracę koncentrację.

-Thomas bierz Valerie! - słyszę głos Anioła. Thom bez wahania rzuca się biegiem do leżącej gdzieś za mną kobiety. Ze wszystkim sił próbuję utrzymać wzrok skupiony na Danielu. Ale z każdym jego krokiem w moją stronę jestem słabsza. Czuję jak siła ze mnie upływa.

-Ty draniu, jak mogłeś... J-j-jak mogliście... - tyle tylko udaje mi się powiedzieć, następnie moje oczy stają się ciężkie, skrzydła słabe a ja upadam i tracę przytomność. Jedyne co pamiętam, to to, że nie poczułam chłodu ziemi na ciele.

 

Daniel w mgnieniu oka pojawia się przy upadającej Nessy i łapie ją w ramiona. Jest cała rozpalona. Patrzy na jej twarz, którą przed chwilą wykrzywiał grymas wściekłości. Teraz jest taka spokojna... Czego ta Valerie jej nagadała? Jak w ogóle mógł dopuścić do tej sytuacji. Do ich spotkania sam na sam. Jak mógł być taki głupi... Jego myśli, przerywa powrót Thomasa.

-Uciekła. Jest bardzo szybka.- odpowiada na niewypowiedziane pytanie.

-Niech to szlag! - Daniel był wściekły i sam nie wiedział na kogo i na co bardziej.

-Nic jej nie jest? Co się z nią działo? Była taka... Silna, taka podobna do matki... - oczy Anioła zabłysnęły, ale Daniel tego nie dostrzegł, bo wciąż wpatrywał się w Nefilma bezwładnie leżącego w jego ramionach. Żyje. To się liczy.

-Zabieram ją stąd. A Ty sprawdź okolice. Valerie mogła nie być sama. - wydał polecenie Thomasowi i wzbił się w powietrze z drobną Nessy, jakby nic nie ważyła.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania