Neglerioza rozdział XII.
XII. Natłuszczenia
- Mają rację z tym mameizmem - pochmurnieję wracając do domu - nawet nazwisko mam nie takie jak u ludzi... Potrzelb - co to jest do cholery? Omyłka nie do końca gramotnego skryby, co to został wybrany na swoje stanowisko, bo jako jedyny w gromadzie umiał jako-tako pisać?
Gdybym był Postrzelb - etymologia byłaby w miarę jasna: oto człowiek o powstańczym rodowodzie, którego przodkowie strzelali do zaborców. A tak, bez s? Kojarzy się ze słowem "potrzeb" - więc pewnie mam w genach roszczeniowość, antenaci i agnaci leżeli do góry pępkiem i uważali, że wszystko co najlepsze powinno im za friko spaść z nieba; albo w inną mańkę - byli po prostu dziadami, mieli ogromne potrzeby, w ich chacie brakowało dosłownie wszystkiego, włącznie ze świeżym powietrzem, jak to w lepiankach zajmowanych przez studzietną rodzinę bywa.
I jeszcze to el - pisane drobnym drukiem, wordowską czcionką, dajmy na to "9" - zlewa się z "laseczką" kolejnej litery - b, skutkiem czego większość ludzi widzi i czyta moje nazwisko właśnie jako Potrzeb - marudzę w myślach kopiąc puszkę po coli.
- Więc jest podwójnie wadliwe: oznacza ciul wie co, łatwo je błędnie przeczytać; w ogóle jakieś takie nie polskie, wynarodowione. Nazwisko, które postanowiło wyemigrować do kraju przodków - Dolnej Saksonii Morawsko-Bohemskiej, ale z przyczyn formalnych nie dostało wizy; nabzdyczyło się, wypięło na Polskę i Polaków, siadło do nich tyłem, gniewa się bez powodu i grozi, że jeszcze bardziej zmutuje, pewnego dnia obudzimy się z matką jako Płakotrzszczelfobowie - i wypadniemy z obiegu, kręgu kulturowego, poza ramy cywilizacji, bo żadna biurwa nie będzie w stanie prawidłowo zapisać naszych personaliów, a i my samo będziemy mieć z tym kłopot.
"Widzisz - idzie Potrzelb.
Przegoń dziada, weź go postrzel"
- rymuję paszkwilowato.
Z drugiej strony - ja już dawno wypadłem z obiegu, zostałem zasklepieńcem. Wróciłem do kokonu, przechodzę w ostatnie stadium rozwojowe - trupa. Wszystko mi jedno, z przekory mógłbym wykoślawić swego "last nejma" jeszcze bardziej, do oporu, do granic artykulacji, nazywać się żyletkami i drutem kolczastym, być Ggwźżhwhżnwówfpśćszmąćżeszczowiczem. Aby nie dało się tego powtórzyć bez uprzedniego nasmarowania gardła masłem. Od wewnątrz. Naoliwienia go.
Odłączam się od stada (w mojej opinii: baranów? Zbyt potulnych owieczek?) i biegnę w dzicz choć wiem, że przyjdzie mi tam niechybnie zginać - nie z głodu, braku internetu, kobiety (na moment przestaję udawać prawiczka-mizogina) i możliwości pisania.
Przestać być twórczym - autodestrukcja level master. Samostrawienie, samoprzeżucie. Autozwymiotowanie - prosto do emaliowanego wiadra na pomyje.
Albo w cylindry zardzewiałego fiata 126p, którym nikt nie jeździł od czasów komuny.
Prześlizguję się przez życie. Jestem niczym obleniec. Przeciekam między stojącymi na sztorc toporami, szpalerem elektrod.
Tomek Potrzelb, któremu zlewa się el z be. Jakie to żałosne. Korozyjne. Nie rokujące poprawy (kto mi pospawa dane w dowodzie osobistym, hę?).
Komentarze (13)
"(...) autodestrukcja level master. Samostrawienie, samoprzeżucie. Autozwymiotowanie - prosto do emaliowanego wiadra na pomyje."
A se wypraszam taki wariant:)
Ale Marg... coś nowego, wiesz jest w niej nowa jakość.
O tym gadającym nieurodzonym tez wiele dobrego można napisać.
Zobaczymy jak ich dalej uniesiesz:)
Zatem... spokojnie.
300 stron od paru dni? A Ty w ogóle śpisz, jesz, oddychasz?:)
Grafoman:)))) Dawno lepszego kawału nie słyszałam.
Ale pochwal się, że też coś dzisiaj zjadłeś, i nie, nie czekaj na kota... on Cię nie nakarmi. :)
Dla mnie dwa zdania dziennie to dużo, serio.
Perfekcjonista, i dobrze. ale jakim cudem teksty nie tracą na energii, świeżości po tych poprawkach... mogłabym Cię chwalić bez końca, należy Ci się!
Jedz! Alko nie wystarcza;) Poeto rzeczywistości.
Spadam z neta, do napisania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania