Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nello z puszczy #1

PROLOG

Zwykle delikatny deszcz i lekka mgła nie przeszkadzały mi ani Wahtosowi. Nie inaczej jest tym razem. Deszcz jest wciąż tak delikatny, że Wahtos nie gubi tropu. Wędrując za moim przyjacielem spokojnie zastanawiałem się dlaczego. Dlaczego te zlecenie. Nigdy nie brałem tak tanio żadnych zleceń. Ale ci Łowcy… Rozpanoszyły się tak nagle na północy, że niedługo będę musiał wywędrować na południe. Może do Strasu ? Tam podobno ludzie męczą się z wieloma stworami nie dającymi spokoju. I w dodatku jest wiele wędrownych kupców. Czasami aż do przesady.

Nagle Wahtos szarpnął się do szybkiego biegu. Najwyraźniej jesteśmy już blisko. Przebiegliśmy może ze 100 metrów i na drodze stanął nam szeroki wąwóz. Szeroki na 40 metrów, głęboki na noże 12 a jego końca po lewej ani prawej stronie nie było widać. Wahtos zaczął warczeć, a jego oczy zrobiły się jakby bardziej czerwone niż zwykle. Wskazałem mu dłonią, żeby przestał warczeć i przykucnąłem.

Z góry wszystko było widać bardzo dobrze, a sami byliśmy praktycznie nie widoczni. Mimo, iż nie lubię działać według planów, a tym bardziej ich wymyślać tym razem musiałem spróbować. Ten pieprzony wieśniak mówił, że nie wszyscy bandyci są uzbrojeni, a ci co już czymś machają posiadają stare tępe miecze. A ci tutaj mieli 4 namioty, wóz z dwojgiem koni zaprzężonych których pilnował uzbrojony w kuszę bandyta. Pomijając tego przy wozie widziałem jeszcze 3 innych z kuszami i jednego z łukiem. Nie mieli oni żadnej zbroi, jedynie jakieś brązowe szmaty, spodnie i kołczany w których widać było wiele strzał. 3 bandytów właśnie weszło do największego z namiotów, mieli długie miecze, kolczugi i tarcze. Penie poszli obgadać coś z hersztem. Zostało jeszcze dwóch nieuzbrojonych przy ognisku i dwóch z toporami przy 3 zakorkowanych beczkach ustawionych w trójkąt. Jedyny sposób który przyszedł mi do głowy to lew. Ta sztuczka już wcześniej działała. Ale nie na tylu na raz, ciekawe co zrobią z lwem który ma niebieski połysk. No nic można spróbować.

Odszedłem jakieś 20-30 metrów dalej, tak żeby być od tylnej strony namiotów. Na moje szczęście chyba nie wiedzieli, że powinni je ustawić w kole a nie w linii. No nic, pozwoliłem Wahtosowi zejść pierwszemu. Zaraz za nim schodziłem ja, trochę się ześlizgując, trochę schodząc po wystających kamieniach. Wahtos od razu pobiegł za najbliższy krzak i czekał na mój ruch. Dobry wilk. Podbiegłem po cichu za namiot herszta. Nie muszę przecież wyżynać ich wszystkich. Wieśniakom wystarczy głowa herszta. I zacząłem, przyzwanie lwa nie było nadmiernie męczące, było to pierwsze przyzwane zwierzę od dobrych kilku dni.

Po krótszej chwili pojawił się dorosły wielki lew, z wielką puszystą grzywą. Rozkazałem mu rzucić się na bandytę przy koniach. Lew więc pobiegł rycząc tak głośno, że usłyszeli bo go nawet ludzie z pobliskiej wioski. Gdy lew rzucił się na bandytę ten nie zdążył nawet podnieść swojej kuszy, a reszta strzelców zaczęła strzelać w lwa gdy ten już odchodził od wykrwawiającego się bandyty bez połowy szyi. Lew momentalnie zmienił swój cel na najbliższego kusznika. Pędził do niego obrywając bełtami, które wbiły mu się zaraz koło przedniej prawej nogi w bok. Kusznicy rzucili się do biegu, z resztą tak samo jak i wojacy, a herszt i trzech pozostałych co byli w namiocie wyszli z niego i widzieli jak lew goni resztę w przeciwnym do mnie kierunku. W tym momencie wyciągnąłem mój łuk i wystrzeliłem dwie szybkie strzały. Jedna trafiła prosto w oko jednego z uzbrojonych bandytów a druga w niczym nie chronioną nogę jego kolegi. Zaraz po tym dałem znak Wahtosowi, żeby rzucił się do ataku na trzeciego przydupasa, a sam podbiegłem troszkę bliżej korzystając z całego zamieszania. Herszt krzyczał coś do pozostałem przy życiu dwójki którzy zaczęli się rozbiegać. No poza tym zranionym w nogę on złamał strzałę i kulejąc odszedł w stronę beczek. Kiedy wyszedłem zza namiotu zaskoczyłem herszta ze strzałą w ręce. Ten wyją swój miecz i machnął nim w taki sposób, że gdybym się nie uchylił w tył prawdopodobnie byłbym dużo mniej rozmowny niż teraz. Co i tak jest mało prawdopodobne. Po uchyleniu się szybko odbiłem się na ugiętych nogach do przodu i w górę a strzałą z mojej ręki utkwiła przeciwnikowi w lewym oku. Herszt padł na twardą ubitą ziemię. W tym momencie zauważyłem pewien szczegół. Herszt był o włosach w kolorze płomieni. Mam nadzieję, że wieśniacy o tym wiedzieli, albo nie są zbyt przesądni, gdyż w tych stronach uważa się zabicie ogniowłosego przynosi utratę tego co najdroższe każdemu, który się do tego przyczynił w choćby najmniejszym stopniu. Po chwili kątem oka zobaczyłem, że mój kompan nie daje sobie rady w walce z bandytą w kolczudze. Z powrotem wziąłem mój łuk do ręki podszedłem bliżej i strzeliłem, teraz został tylko jeden. Jeden którego tylko jeden z 6 bogów wie co go spotka po powrocie pozostałych. Właśnie, zaraz lew się rozproszy i zaginie w gęstej niebieskiej mgle. Wziąłem się więc szybko do roboty i zabrałem miecz truchłowi herszta, położyłem go na kamieniu i zacząłem ciąć. Ciąć dopóki głowa nie znalazła się obok jego ciała.

Gdy tylko głowa odpadła usłyszałem warczenie Wahtosa. Wiedziałem co to znaczy. To znaczy, że trzeba się jak najszybciej zmywać. Zacząłem biec w stronę zbocza w jednej ręce trzymając trofeum. Dowód. Powód. Powód do zapłaty. Na ponad połowę zbocza udało mi się wejść bez konieczności wspinaczki, jednak w pewnym momencie musiałem rzucić głowę do góry, i zostawić ją na chwilę bez mojego cudownego towarzystwa i zacząć się wspinać. Wspinałem się z niecierpliwością. Nie widziałem czy znowu oberwę strzałą czy uda mi się ujść cało, co jednak zdarza się dość rzadko. Nagle usłyszałem dwa świsty bełtów które odbiły się od twardej ściany zbocza i wszedłem na górę. Podniosłem głowę z ziemi i spokojnym już krokiem ruszyłem na zachód. Tam powinna być ścieżka prowadząca do drogi, którą dojdę do Poryg’a. Nie małej wioski z której przyjąłem zlecenie na tego którego trzymam w ręce.

-Teraz już tylko z górki- Odezwałem się do głowy, nie wiem tylko czemu Wahtos się na mnie tak dziwnie spojrzał. Czyżby jednak coś tam rozumował ? Często odnosiłem takie wrażenie.

Po dwóch godzinach drogi w lesie znalazłem ścieżkę którą doszedłem do drogi. Droga była dosyć szeroka, na spokojnie mogłyby się na niej wyminąć dwie konnice. Aż dziwne, że na takiej drodze nie napotkałem żadnego wozu. Przecież pogoda nie była tak zła żeby nie przewozić towarów, a ja trochę zgłodniałem. Wahtos pewnie też, widziałem to po jego oczach. Tych oczach których światło obijało się w malutkich kałużach miedzy kamieniami na drodze. Ci handlarze robią się coraz bardziej wrażliwi. Nie podoba mi się to. Głównie dlatego, że zjem dopiero jak dojdę do wioski jeśli zaraz kogoś nie spotkam.

Po niecałej godzinie deszcz przestał padać, a mgła się rozproszyła. Zza szarawo czarnych chmur wyłoniło się jasne słońce obijające swój blask w wodzie na drodze odbierając jednocześnie cały urok oczu mojego przyjaciela i kompana. Mijając zakręt dosyć ostry, żeby drzewa przysłaniały dalszą część drogi natrafiłem w końcu na kupca. Jechał wozem z jednym zaprzężonym koniem. Kiedy podjechał bliżej machnąłem ręką, żeby się zatrzymał. Nie zauważył on jeszcze wtedy mojego „ nowego kolegi ”. Kiedy tylko stanął pięć kroków ode mnie dostrzegłem, że to dosyć niski człowiek o jaskrawej karnacji z jeszcze jaśniejszymi włosami. Po dosłownie sekundzie może dwóch zwrócił uwagę na głowę, którą trzymam w ręce.

-Pierdolony elf. Spróbuj tylko ty lub twój wilk zrobić ruch który mi się nie spodoba, to się dla ciebie źle skończy.- W jego głosie było wyraźnie słychać, że tylko udawał groźnego.

– Spotkałem się z wieloma rasistami ale ten mimo wszystko miał uzasadnione obawy. Więc nawet nie starając się bardzo okazywać urażenia jego rasizmem odpowiedziałem -Spokojnie, miałem zlecenie na herszta bandytów. Chce od ciebie tylko kupić kawałek chleba, może jeszcze kawałek dziczyzny.-

-Jeszcze czego, spierdalaj zanim się zdenerwuję i wrócę po ciebie z moimi dobrymi ludźmi- Pogonił konia i pojechał dalej.

-Dobrze, że to nie był krasnolud rasista… Co nie kolego ?- Spojrzałem na głowę. Przyznam, sam się zdziwiłem, że to zrobiłem. Przede mną jeszcze jakaś godzina drogi a słońce zajdzie za niecałe 3 godziny. Dam radę.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania