Nic do stracenia cz. 1

Ciemne chmury przysłoniły kolorowe oblicze Nowego Jorku, a wiecznie ruchliwe ulice migotały w blasku reklam.

Pewna postać stała na dachu budynku. Porywisty dach szarpał jej płaszcz, lecz po chwili ustał, a wokół zapanowała nieprzenikniona cisza. Zamaskowany odchylił głowę lekko w lewo i powoli sięgnął ręką do kieszeni. Każda minuta zdawał się być wiecznością i ciągle nic się nie działo. Nagle niespokojną ciszę przerwał strzał. Wystrzelony pocisk minął głowę Zamaskowanego o kilka centymetrów, ten jednak nadal stał nieporuszony.

- Ręce do góry! Nie ruszaj się jesteś otoczony – jeden z policjantów wysunął się na przód. Mężczyzna w czerwono - czarnej masce powoli odwrócił się w stronę piątki mierzących w niego glin. Leniwie rozejrzał się dookoła dostrzegając snajperów ukrytych w oknach budynków naprzeciwko niego.

- Tym razem się postarali – pomyślał widząc pod swoimi stopami ulicę wzdłuż i wszerz obstawioną radiowozami. Uśmiechnął się kpiąco w stronę bojowo nastawionych „strażników dawno już naruszonego prawa”. Nawet, jeśli jego twarz zdobił tylko kpiący uśmieszek, to nadal niewidoczny bezpiecznie spoczywał pod maską. Tak czy inaczej, mężczyzna spokojnie czekał na ruch policji. W końcu po dłuższej chwili jeden z nich odważył się podejść, nieustannie mierząc w niego pistoletem. Jeden krok – już zaraz – drugi – jeszcze chwila – trzeci i … mężny policjant padł bez życia. Sekundę później w stronę Zamaskowanego posypały się strzały, ale jego już tam nie było. Niezadowolone oczy policjantów widziały już tylko oddalającą się na lince zaczepionej o budynek sylwetkę Karciarza Mroku.

 

- O rany! Bardzo pana przepraszam!

- Człowieku! Zwariowałeś?! Ta koszula kosztowała majątek! – wzburzony mężczyzna machał ze złością rękami w stronę przerażonego kelnera.

- Przepraszam, zaraz to zetrę – wyjąkał patrząc na czerwoną plamę, którą pozostawił barszcz.

- Nie! Dosyć tego, wychodzę – zdenerwowany klient porwał z wieszaka i mamrocąc coś o godnej pożałowania obsłudze, wyszedł z restauracji. Zrezygnowany chłopak starł resztki rozlanego barszczu zauważając, że facet nawet nie zapłacił. Westchnął w zamyśleniu spoglądając na drzwi, przez które przed chwilą wymaszerował oburzony mężczyzna.

Dobiegała 17.00 kiedy czarnowłosy opuścił budynek restauracji, w której pracował, a właściwe był tam tylko po to, żeby dowiedzieć się tam kilku ważnych dla niego informacji. Z kamiennym wyrazem twarzy skierował się w kierunku swojego mieszkania. Nagle coś przykuło jego uwagę.

- Wyskakuj z kasy mała! Szybciej! Chyba, że chcesz się trochę zabawić… - mężczyzna przygwoździł dziewczynę do muru w jakieś ślepej uliczce i wręcz rozbierał ją wzrokiem.

- Nie mam żadnych pieniędzy! – dziewczyna próbowała się wyszarpnąć jednak nic to nie dało.

- Tak? W takim razie spróbuję cię przekonać – odparł złowrogo. Całemu zajściu przyglądał się z nienaturalnym spokojem czarnowłosy. Teoretycznie powinien teraz skopać tyłek temu facetowi, ale nie jest to historia o super bohaterze w obcisłych gatkach, który obroniłby niewonną niewiastę. Nadal stał nieruchomo, obojętnie spoglądając w stronę dochodzących wrzasków. Sekundę później stało się coś niespodziewanego. Dziewczyna wyciągnęła nóż i dźgnęła nim oprawcę prosto w serce. Schowała narzędzie zbrodni do kieszeni i omijając krwawe zwłoki, wyszła z powrotem na chodnik. Z przerażeniem spojrzała na czarnowłosego chłopka wpatrującego się w nią z drugiej strony ulicy. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, chłopak odwrócił się i jakby nigdy nic, poszedł dalej czując na sobie uważne spojrzenie rudowłosej.

Robiło się już ciemno, gdy skręcił w ulicę, na której mieszkał. Szedł powoli, niespiesznie, nie oglądając się za siebie. Czuł, bowiem, że od dawna jest śledzony. Nagle poczuł silne szarpnięcie za ramię i chwilę później został przygwożdżony do ściany przez zamaskowaną postać. Przyłożyła ona do jego szyi nóż, ten jednak nadał wpatrywał się w nią beznamiętnym wzrokiem.

- Widziałeś coś? – spytała.

- Tak – odparł spokojnie.

- Co dokładnie?

- Wszystko – w jego głosie nadal nie dało się wyczuć żadnych emocji. - W takim razie pożegnaj się ze światem – dziewczyna ledwo zdążyła wypowiedzieć te słowa, a teraz to ona leżała na ziemi przygwożdżona przez czarnowłosego. Położył jej nadgarstki po obu stronach jej głowy i ściskając je spojrzał na nią kpiąco.

- Nie sądzę – odparł, a jego głos osiągnął temperaturę zera absolutnego – Ostatnie życzenie?

- Mam kilka, ale na pewno nie będą one ostatnie – teraz to ręce Zamaskowanej zaciskały się na szui leżącego pod nią chłopaka.

- Cóż, wygrałaś, ale ja mam ostatnie życzenie!

- Słucham – warknęła.

- Szybki numerek przed krwawą robotą? – czarnowłosy wyszeptał do jej ucha kilka jakże prostych słów, które wystarczyłyby kompletnie zdezorientować dziewczynę. Korzystając z jej chwilowej „zacinki” przewrócił ją szybko na plecy.

- Świnia! – warknęła.

- Owszem, ale wolałbym jednak Karciarz Mroku – w tym momencie nawet maska nie była w stanie ukryć przerażenia brunetki. Daremnie spróbowała sięgnąć po nóż, który wcześniej wytrącił jej mężczyzna. Niespodziewanie przybliżył swoją twarz do jej i szepnął złowrogo.

- Jeszcze nikt nie odważył się mnie, Karciarza Mroku obrazić. Pożałujesz tego – warknął. Nagle jednak puścił ją i odszedł.

- Zaraz! Nie zabijesz mnie? Nie boisz się, że doniosę o tobie policji?

- Oboje wiemy, że jedna mała dziura niszczy cała organizację. Nie miałoby to, więc żądnego sensu.

- Ale dlaczego mnie zabijesz? Przecież wszystko ci jedno.

- Nie zadawaj głupich pytań i ciesz się, że daruję ci twoje zachowanie. Ale, że daruję to nie znaczy, że zapominam – odparł zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 13.09.2017
    - Ręce do góry! Nie ruszaj się jesteś otoczony – jeden z policjantów wysunął się na przód. - Kropka i z wielkiej "Jeden". Tylko wtrącenia typu: powiedział, szepnął, krzyknął, wybełkotał (w skrócie, dookreślające sama wypowiedź) zapisujemy z małej.


    Uśmiechnął się kpiąco w stronę bojowo nastawionych „strażników dawno już naruszonego prawa”. - Podoba mi się to zdanie. Szanuję.

    - Nie! Dosyć tego, wychodzę – zdenerwowany klient porwał z wieszaka i mamrocąc coś o godnej pożałowania obsłudze, wyszedł z restauracji. - Co porwał z wieszaka?

    nie jest to historia o super bohaterze w obcisłych gatkach, który obroniłby niewonną niewiastę. - niewinną.

    Robiło się już ciemno, gdy skręcił w ulicę, na której mieszkał. - Teoretycznie wiadomo, o co chodzi, jednak brzmi trochę niefortunnie, chyba, że jest bezdomnym.

    Położył jej nadgarstki po obu stronach jej głowy - dwa X jej, zbytnie dookreślenia.

    - Mam kilka, ale na pewno nie będą one ostatnie – teraz to ręce Zamaskowanej zaciskały się na szui leżącego pod nią chłopaka. - szyi.

    Wszystkie te wzmianki wyżej mają charakter życzliwy i dobrze by było, gdyby zostały tak potraktowane.
    Pierwsza część tekstu podoba mi się bardziej niż druga.
    Za rozpoczęcie w stylu: In media res, należą się pochwały. Dalej jednak robi się nieco infantylnie. Czytając, miałem też nieodparte wrażenie, jakbym gdzieś już coś podobnego czytał. Nie jest to żaden zarzut o kopiowanie. Bardziej o małą oryginalność. Choć z drugiej strony, historia jest na dość wczesnym etapie, więc być może i on jest bezpodstawny.
    Czasem Ci się uda przemycić jakieś fajne porównanie. Ciekawie wpleść zdanie. Czy nietuzinkowo coś uchwycić. Te drobne rzeczy giną jednak pod nawałem sztampy i infantylności.
    Popracuj nad poprawnym zapisem wtrącń dialogowych. Na portalu jest stosowny poradnik.
    Póki co, nie oceniam. Tekst się nie broni, jako całość, ale z drugiej strony, trudno w pewnych miejscach odmówić mu zgrabności i uroku. Czekam na dalszą część, bądź inny twór.
    Pozdrawiam.
  • literatx 13.09.2017
    szczerze? nie porwało mnie
    choć fabuła jakotaka ciekawa dla mnie za szybkie wysunięcie akcji
    Poza tym masa błędów ;/ nie chce mi się ich wypisywac, ale jutro jak siądę to może skrobnę
    póki co dwa. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania