Poprzednie częściNiczego nie żałuję

Niczego nie żałuję 1b

- Biedacy, przeze mnie musieliście zrezygnować z takiego pięknego popołudnia. – Szczerze mówiąc, nie wiedziała, co powiedzieć. – Pewnie na jeziorze sezon jest już w pełni?

Rafał zamknął bagażnik i podszedł do niej by objąć ją za ramiona. Był jak zwykle uśmiechnięty, nie przypominała sobie by kiedykolwiek miała z nim zatarg, zawsze mieli dobry kontakt.

- No, koleżanko, gdybyś wcześniej przyjechała, to jeszcze dziś pluskałabyś się przed snem. A tak, Rafał zawiezie cię do łóżeczka. – Bogdan wyciągnął dłonie, by pokazać, jak jest bezsilny w tej sytuacji.

- Hola, hola, jeszcze ja mam tu coś do powiedzenia. A zauważ, że nie mam najgorszej opinii wśród czterokołowców. – To mówiąc, wypuścił Alicję z objęć i ruszył za kierownicę, wskazując ręką na auto by poszli za jego przykładem.

Gdy mijała Artura, ten schylił się, najwyraźniej coś podnosił, ale nie chciała się obracać by zobaczyć, co takiego istotnego wypatrzył.

- Ryszek! Co ty pety zbierasz? – krzyknął Rafał, który zapewne już wszedł w fizjonomię Nikki Laudy.

Mężczyzna nie wydawał się przejmować takimi docinkami, bardziej zainteresował go przedmiot jaki trzymał na dłoni. Schował go do kieszeni, by po chwili umościć swe ciało obok Alicji. Nie był to może najlepszy wóz, jakim jechała, ale zawsze, kiedy przemieszczała się z Olsztyna do Kikit, czuła się w jej wnętrzu jak dygnitarz.

- Poznajesz? – powiedział, pokazując broszkę na wierzchu dłoni.

- Ojej! Ale gafa – odrzekła Alicja z pewnym wstydem. – Dzięki, musiała mi wypaść gdy wkładałam, …gdy poprawiałam spódnicę. Była tam, bo miałam wczoraj spotkanie i jak wracałam.., nie ważne. – Patrzyli na siebie, a przynajmniej ona utrzymywała kontakt. – Kim ty jesteś?

- W jakim sensie?

- Przed chwilą nazwano cię Ryszard.

- Nie zwracam już na to uwagi.

- Ale musisz mieć jak każdy to właściwe.

- Chyba Artur. Ty sobie wybierz, które ci bardziej pasuje. – Mimo, że siedział w aucie nadal ukrywał wzrok za okularami.

- Jesteś taki, inny, dziwny?

- Nadano mi podwójne imię przy chrzcie. To się zdarza. – Uśmiechnął się, jednocześnie przechylając w jej stronę. - Na ulicy gdzie się wychowałem, wołali Rysiu, w domu różnie, a w szkole nawet nauczyciele się mylili.

Tak zapamiętała początek czerwca 1978 roku. Alicja miesiąc wcześniej skończyła dwadzieścia osiem lat.

Ruszyli w kierunku jezior na północny wschód. Po tej krótkiej konwersacji poczuła się pewniej, obok jej starych znajomych, znalazł się ktoś podobny do nich, do niej, swojski Rysiu vel Artur. A może odwrotnie? Lubiła męskie towarzystwo, przywykła do niego w Poznaniu, czasami bardziej czuła się sobą będąc z facetami, niż obcując z wścibskimi spojrzeniami kobiet.

Mijali kolejne drobne osady, wioski, których domy były porozrzucane po całym płaskowyżu. Gdzieś w oddali zamajaczyło pierwsze z większych rozlewisk i już wiedziała, że tego tak naprawdę jej brakowało. Tej wszechobecnej przyrody, gdzie lasy ciągnęły się aż po horyzont i krystalicznej tafli wody Jeziora Luterskiego. Która się skrzyła, gdy zachodzące słońce zdawało się w niej topić, oddając swój blask. Tylko tu człowiek nie musiał walczyć z odgłosami fabryk, oddawać im połaci ziem. To nie zadymiony i ciężki od pyłu Śląsk, dudniąca życiem Wielkopolska, a kraina tysiąca jezior, jakkolwiek by to trywialnie nie zabrzmiało.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania