Poprzednie częściNiczego nie żałuję

Niczego nie załuję 1d

- Czy próbowała pani nakłonić ją choćby do kilku kroków po pokoju?

- Nie wykazywała większego zainteresowania, to…sam pan rozumie. Pani Alicjo?

Jakby zapach świeżo skoszonej trawy.

- Biedni, musieliście na mnie czekać - odpowiedziała Alicja Łubzińska. – To przez Bydgoszcz, to tam doczepiali wagon do składu.

- Pani Alicjo, przyszedł ktoś do pani.

Alicja z trudem powracała do rzeczywistości.

- A, to ty – przywitała gościa. Choć tak naprawdę to nie był ktoś, kogo się tak traktuje. To przecież jej stary znajomy, adwokat Bałuszyński.

- Dzień dobry, Alu. – Nie widziała w wyrazie jego twarzy zadowolenia z kolejnego dnia. A może po raz kolejny oczekiwał od niej cudu, że będzie siedziała przy fortepianie lub czytała powieść Tołstoja.

- Dzień dobry – starała się nie okazywać irytacji. – To miłe, że nadal przychodzisz do kogoś tak mało atrakcyjnego.

- Nie opowiadaj takich rzeczy o sobie – orzekł, przyglądając się jej twarzy. – Nie widzę niczego niestosownego w twoim wyglądzie. No może włosy są w większym nieładzie niż zwykle.

Był jedyną osobą, która nie kalkulowała, czy odwiedzać, czy raczej pytać. Po prostu wchodził i zadawał pytania o stan zdrowia. Przez te wszystkie lata pojawiał się w jej domu by z Olgierdem rozgrywać partię szachów to był taki rytuał, dopóki Pan Bóg nie zakończył pojedynku, decydując za nich o werdykcie. Lubiła jego wizyty, wnosił w ich poukładane życie taki świeży powiew, czegoś niby banalnego, a tak odróżniającego się od reszty dnia. W ogóle lubiła, gdy wychodzili, albo ktoś ich odwiedzał, opowiadał o swoim życiu, to sprawiało, że mogła na chwilę odskoczyć od swoich myśli.

Gdy patrzył tak na Alicję Łubzińską, stanęła mu przed oczyma jedna scena, gdy byli na imieninach. Alicja przyszła z Olgierdem nieco później, gdy już towarzystwo swobodnie wymieniało się swoimi myślami nie zważając na krótką znajomość z kilkoma proszonymi osobami. Zauważył, najpierw różową suknię i refleksy rzucanego światła, które pulsowało, wręcz emanowało nad jej głową. Dopiero, gdy zrobiła kilka kroków, gdy wyszła z tej pryzmy do wnętrza salonu, mógł dostrzec twarz, jej uśmiech i te iskierki w oczach. Położył jej dłoń na przedramieniu i wciąż widział tą scenę z przed tak wielu lat. Nic jej nie może zatrzeć.

Celebrował to dłuższą chwilę, póki nie usłyszał pytania.

- Jak bardzo doktor cię nastraszył?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania