Poprzednie częściNiczego nie żałuję

Niczego nie żałuję 1

Kasjerka odprowadzała wzrokiem dziewczynę, jednocześnie starając się by jej oddech powrócił do naturalnego stanu. Zapewne rozpamiętując jeszcze wypowiadane kwestie załatwiała kolejne osoby, dlatego nie zdziwiła się, że nie została uraczona choćby chwilowym spojrzeniem. Przechodząc w tunelu na peron numer cztery, kupiła obwarzanki, które ostatnio konsumowała, gdy wybierała się do Głogowa. To już taki rytuał, oczekiwanie na wjazd pociągu, miała poprzedzić degustacja ciasta. Usiadła na ławce dość ociężale, co nie uszło uwadze młodego mężczyzny, który z taksował ją wzrokiem.

- Tak wielki bagaż powinien taszczyć pani men – oszacował.

Jak na początek czerwca było strasznie gorąco, temperatura w kulminacyjnym momencie dnia wynosiła ponad trzydzieści stopni. W Poznaniu, jak i podobnych metropoliach, powietrze było gęste, czuć było spaliny, oliwę, wszelkie tłuszcze z pobliskich sklepików i dworcowych barów. Na szczęście niebo zasnuły ciężkie chmury i nim pociąg wjechał na tor, usłyszała delikatne stukanie na zadaszonym filarze. Próbowała wciągnąć głębiej powietrze, które wyczuła gdy wiatr prześlizgiwał się po odkrytych ramionach. Jak tylko wyjechali poza granice administracji, nie było już wiele widać, deszcz atakował ich w biegu, rzucając nowe strugi w okna. Po kilku minutach osłabł na tyle by zauważyła połacie rzepaku, który kołysał się, wyginany silnymi podmuchami. Po dotarciu do Bydgoszczy świat wrócił na swoje miejsce, zgiełk, nawoływania i ten uciążliwy skwar, który jak się okazało dotarł wraz z tym kursem.

Nic się nie zmieniło - jeśli chodzi o warunki atmosferyczne - gdy zawitali do Olsztyna. Słońce już jednak nie było w zenicie, więc okalające dworzec drzewa utworzyły zacieniony szpaler, z którego skorzystała. W budynku dworca było pusto i głucho, w porównaniu z gwarnym Poznaniem, wypadł na mieścinkę. Zaniedbany, z odchodzącą boazerią, chłodnym i wilgotnym zapachem rosnących nieopodal sosen. Przyśpieszyła, nie zważając na ciężar walizki, chciała jak najszybciej znaleźć się na placu, gdzie wśród samochodów miał być i ten oczekujący na nią. Nie musiała wysilać wzroku, stało tylko kilka, ale biały mercedes zwany potocznie beczką, był jedynym, którego nie mogłaby pomylić z żadnym innym. Drzwi były pootwierane, na masce, prawie leżącego zobaczyła Bogdana Witerskiego, z tyłu za kierownicą siedział Rafał Frankowski. Tuż obok na ławce, a właściwie na jej oparciu siedział jakiś facet, odwrócony bokiem w kierunku centrum miasta, nie kojarzyła jego sylwetki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kapelusznik 27.12.2018
    Ok...?
    Nie wiem do końca co powiedzieć.
    Jest to ładny opis panoramy "świata przedstawionego"
    Ale nie widzę w tym nic nieswykłego.
    Forma też średnio mi do gustu podchodzi
    Więc bez oceny.
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • Robert. M 28.12.2018
    Tak, opisy "świata, zewnętrznego" są w stanie zachwycić.
    Ale ich rolą jest rozwijanie wyobraźni, tego nie dokona
    czysty dialog, choćby najbardziej elokwentnie dopieszczony.
    Dawniej tego nie dostrzegałem, dopiero moja koleżanka mi
    uświadomiła jak bardzo ubogi jest zapis bez otoczki barw,
    czynników atmosferycznych, bez zatrzymania w kadrze,
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania