Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 - Rozdział I

Zajęcia z prawa rzymskiego ciągnęły się niemiłosiernie. Bezmyślnie rysowałam w notatniku, nie zauważyłam nawet, kiedy dosiadł się do mnie przystojny rudzielec.

- Jestem Rafał – przedstawił się.

- Anna – wróciłam do rysowania.

- Masz ochotę na kawę? – nie poddawał się.

Uśmiechnęłam się do siebie myśląc, że jest nie do zdarcia.

- Nie.

- Ostatnio byłem -nic nie robił sobie z mojej odmowy – na pysznej kremówce, co ty na to?

- Nie, dzięki – uśmiechnęłam się lekko – jadłam je wczoraj.

- Do kin wszedł nowy film…

Wytrwały był, trzeba mu to przyznać, ale ja miałam ochotę chodzić do kina tylko z jedną osobą.

- Nie lubię chodzić do kina – ucięłam chcąc by zaprzestał katowania mnie.

- Świetnie – rozsiadł się, prawie kładąc się na dziewczynę siedzącą obok. – A co powiesz na teatr? Grają nową sztukę o gościu co ten tego…

Uratował mnie wykładowca, który zakończył właśnie zajęcia.

- Widziałam tę sztukę – wyminęłam go – o tym gościu co ten, tego.

- Ale to premiera! – wykrzyknął za mną.

Pobiegłam wprost na parking, czekał tam na mnie Gerard. Ukochany posłał mi łobuzerski uśmiech i z ukłonem otworzył mi drzwi.

- Jak minął dzień? – zapytał ruszając.

- Do najlepszych nie należał – uśmiechnęłam się ze znużeniem. – A tobie?

- Było wspaniale – ożywił się – od poniedziałku zaczynam praktykę.

- Gdzie? – zainteresowałam się.

- W naszym miasteczku – uśmiechnął się promiennie.

Poczułam ukłucie żalu, chciał mnie tutaj zostawić. Nie miałam ochoty zostawać sama w obcym mieście z moją postrzeloną współlokatorką. Maja traktowała dzień jako noc i noc jako dzień. Praktycznie się nie widywałyśmy, było mi to na rękę, nie czułam potrzeby by się z nią integrować.

- Do kiedy potrwają? – zapytałam siląc się na beztroski ton.

- Jesteś zazdrosna – uśmiechnął się szeroko spoglądając na mnie. – Nie ładnie.

Jednak opowiem ci o Rafale, pomyślałam z niemałą satysfakcją.

- Nie – wzruszyłam ramionami. – Chłopak ze studiów zaprosił mnie do teatru, nie chcę byś czuł się odstawiony na boczny tor – zrobiłam podkówkę. –Ale jeśli cię nie będzie, będę miała dużo czasu.

Gerard raptownie wcisnął pedał hamulca, był cały czerwony na twarzy. Nie zwrócił nawet na odgłos klaksonów innych pojazdów.

- Co za chłopak? – wycedził przez zęby.

- Powinieneś ruszyć – powiedziałam niewinnie, zamykając oczy. – Przyszły funkcjonariusz nie może być karany, z tego co wiem.

- Masz złe informacje – warknął, jednak wcisnął pedał gazu. – Co to za gość?!

- Nie powiem ci – mruknęłam – pewnie coś mu zrobisz.

- Zabiję go – zacisnął pięści na kierownicy.

Oj, chyba przeholowałam. Musiałam jakoś go uspokoić, albo nie, nich się trochę pomęczy.

- Po co? – zdziwiłam się. – Nie będziesz mógł być potem policjantem. Nie jest tego wart, pójdź na strzelnicę i się wyżyj.

- Anka!

Przestałam go słuchać, żołądkował się o tym, co zrobi jak tylko dorwie skurczybyka.

Wolałam wyglądać przez okno i uczyć się ulic nowego miasta. Byłam tutaj dopiero od półtora tygodnia, wszystko było dla mnie nowe.

Gerard wysadził mnie pod blokiem na ulicy Rogowej, cały czas zaciskał szczęki.

- Nie wejdziesz? – zapytałam niezbyt miło.

- Może czeka tam na ciebie twój kochaś – prychnął. – Nie chcę wam przeszkadzać.

Zabolało. Chciałam go tylko nastraszyć tym teatrem, byłam egoistyczna, nie chciałam zostawać sama.

- Nie ma żadnego kochasia – warknęłam. – Powiedziałam tak, by zrobić ci na złość. Wykorzystałam chłopaka, który mnie dzisiaj podrywał, nigdzie z nim nie pójdę.

Nie chciałam się kłócić, chciałam spokojnie dotrwać do piątku i jechać do domu.

- Jednak jest ktoś – nie dał się udobruchać. – Rozmawiałaś z nim.

Boże, dopomóż.

- Gerard – wywróciłam oczami – codziennie rozmawiam co najmniej z kilkoma osobami, ale to ciebie kocham – chciałam go pocałować, ale się odsunął. – Kocham cię, mój zakuty łebku.

Na dworze zaczęło padać, podbiegłam do bramy by wyszukać klucz. Gerard nie ruszył się z samochodu, po chwili włączył silnik i odjechał. Super. Jeszcze upuściłam klucze w kałużę.

Gdy udało mi się już wejść do domu nie zdziwiło mnie to, że Majki nie ma. Dziewczyna wróci pewnie nad ranem. Miałam mieszkanie tylko dla siebie i to był dzisiaj wielki plus.

Wykąpałam się i weszłam pod kołderkę, tęskniłam za Tulipanem, który pocieszyłby mnie w takiej sytuacji. Zamiast tego wtuliłam się w poduszkę i zacisnęłam powieki. Udało mi się zasnąć.

Obudził mnie hałas, spojrzałam na zegarek 3.30. Maja wróciła z imprezy, zaspana przeszłam do dużego salonu. Dziewczyna chichotała próbując natrafić na włącznik światła. Wyręczyłam ją w tym zadaniu i Maja na moment spoważniała.

- Obudziłam cię?

- Nie – warknęłam – lunatykuję.

- Przepraszam Anulko – rzuciła mi się na szyję – jesteś taka dobra…

- Idź spać – odepchnęłam ja od siebie.

Dziewczyna posłuchała i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Westchnęłam ciężko i ja też wróciłam do łóżka.

***

Dzięki Bogu dotrwałam do piątku i mogłam wrócić do domu. Gerard zgrywał obrażonego, ja też nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza, pociąg miałam o 10.20. Uwielbiałam piątki dla tego, że miałam tego dnia tylko jeden wykład od 8.00 do 9.40. Kiedy wsiadałam do tramwaju ktoś mnie popchnął. Okazało się, że był to Rafał.

- Anna – uśmiechnął się – jedziesz na uczelnie?

A niby dokąd mogłabym jechać?

- Błyskotliwy jesteś – zażartowałam. – Śledzisz mnie?

- Mieszkam tutaj – sprostował.

- W tramwaju? – udałam zdziwienie.

Mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem, trząsł się trzymając za brzuch.

- Dobre – pomachał mi palcem przed nosem. – Mieszkam tutaj, Rogowa 2/12. A ty?

- Co ja? – przestałam go słuchać.

- Gdzie mieszkasz? – poklepał mnie po policzku.- Ktoś tu się jeszcze nie obudził.

- Rogowa 5/45.

Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że nie powinnam zdradzać mu swojego adresu. Jeszcze będzie mnie teraz nachodził, dopiero wtedy Gerard wpadnie w szał. Zrobi masakrę, w moim świeżo pomalowanym mieszkaniu. Rafała nie było mi bardzo szkoda, zasłużył sobie, mógł mnie nie podrywać. Choć z drugiej strony nie wiedział, że Gerard traktuje mnie jak swoją własność. W żaden sposób nie mogłam mu wytłumaczyć, że nie może zagarniać mnie jak przytulanki. Nie pomogło nawet to, że zagroziłam, że go zostawię, gdy tylko sprawa przycichła wrócił do dawnego zachowania. Nie było romantycznego zdobywania, spacerów przy księżycu, kolacji wśród świec… mężczyźni są przereklamowani. Zapomniałam, że Rafał stoi obok mnie i próbuje mi coś powiedzieć, właściwie mówił bez przerwy, ale nie wyglądał na typ potrzebujący aktywnego słuchacza. Przyjęłam to z ulgą i zupełnie odpuściłam sobie słuchanie jego wywodu. Był zbyt nudny… i monotonny. Wysiadając z autobusu mężczyźnie udało się przyciągnąć czymś moją uwagę, rozbawił mnie. Nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu, który zablokował nam przejście, kilka metrów dalej. Gerard wyskoczył na zewnątrz czerwony od gniewu.

- Rafał – zasłoniłam mężczyznę swoim ciałem – uciekaj jeśli chcesz żyć.

- To twój brat? – nie rozumiał skąd to całe napięcie.

- Gorzej – jęknęłam. – To mój chłopak.

Rafał wciągnął powietrze z sykiem.

- Nie mówiłaś…

- Przepraszam – szepnęłam. – Zatrzymam go, a ty biegnij na uczelnię.

- Nie będę uciekał jak tchórz – podwinął rękawy koszuli. – Stawię mu czoła.

Jeszcze tego mi tylko brakowało, bójki.

- Nie! – wrzasnęłam. – Chcesz być prawnikiem, uciekaj, nie warto.

Gerard właśnie do nas podchodził, widziałam jak drgają mu szczęki. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. Rafał chciał mnie wyminąć, ale nie pozwoliłam mu na to.

- Poczekaj – poprosiłam wyciągając rękę do ukochanego – wytłumaczę ci.

Chwycił mnie za rękę wykręcając ją boleśnie.

- Gerard – jęknęłam słabo. – Przestań.

Puścił moją rękę, rozmasowałam ją delikatnie. Rafał trzymał się dzielnie, nie cofnął się nawet o krok. Gdy stanęli naprzeciwko siebie byli równi, ale wiedziałam, że Gerard jest od niego silniejszy. Nie wiem kto uderzył pierwszy, później wszystko potoczyło się o wiele za szybko. Gerard uderzył Rafała, Rafał mu oddał, upadli na ziemię potoczyli się po chodniku. Próbowałam ich rozdzielić, ale nie wiedziałam jak, nie wiedziałam nawet, który jest który.

Po jakimś czasie sami od siebie odskoczyli. Rafał miał rozciętą wargę, a Gerard zadrapany policzek i podartą koszulę.

- Zwariowałeś?! – naskoczyłam na niego. – Co ty sobie wyobrażasz?!

Chciałam okładać go pięściami, ale unieruchomił moje nadgarstki.

- Wsiadaj do samochodu – prawie wepchnął mnie na tylne siedzenie i zatrzasnął drzwi.

Chciałam wysiąść, ale zablokował drzwiczki, wściekła szarpnęłam na klamkę. Ani drgnęły. Mężczyźni kłócili się przez jakiś czas, po czym Rafał pomachał mi odszedł. Gerard wsiadł do samochodu i nie patrząc na mnie odpalił.

- Co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnęłam, kopiąc go w oparcie. – Podjeżdżasz pod uczelnię i bijesz mojego kolegę, potem mnie wrzucasz do samochodu i odjeżdżasz. Zwariowałeś?

- Skończyłaś? – zapytał mnie cicho. – Nie wierzę, że mogłaś to zrobić.

- Zrobić co? – nie mogłam uwierzyć w jego głupotę. – Mnie i Rafała nic nie łączy, mieszka na tej samej ulicy co ja, to wszystko. Spotkaliśmy się w tramwaju, mało co mnie nie przewrócił.

- Tylko tyle? – ledwo zerknął we wsteczne lusterko. – Nic poza tym.

- Próbuję ci to wytłumaczyć – westchnęłam ciężko. – Powinieneś przeprosić Rafała, nie zasłużył sobie na to.

- Mogłaś…

- Powiedzieć mu – weszłam mu w zdanie – że jesteś tak zaborczy, że nie mogę prawie niczego zrobić bez twojej zgody? To podchodzi o przemoc, mądralo.

- Wiem o tym – warknął. – Nie mów do mnie mądralo.

- Panie wszechwiedzący?– cała trzęsłam się ze złości. – Odwieź mnie na uczelnię.

- Anka…

- Odwieź mnie na uczelnię! – wydarłam się na całe gardło.

***

Ledwo zdążyłam na pociąg powrotny. Ponadto musiałam stać trzy godziny na korytarzu. Kiedy wreszcie doczłapałam się do domu rzucił mi się w oczy napis na drzwiach.

OSZUSTKA

Wiedziałam, że ten ktoś jeszcze tutaj jest, czułam jego strach, podniecał mnie. Był jak woda na pustyni, pieczenie w gardle było nie do zniesienia. Tulipan wściekle ujadał za drzwiami, słyszałam hałas w głębi domu. Wzięłam kilka głębszych wdechów i nacisnęłam klamkę. Jakaś zgarbiona postać potrąciła mnie w progu i uciekła.

Schyliłam się i podniosłam z ziemi mały kryształ, był kolorowy, mienił się w słońcu.

Pobiegłam do drzwi piwnicy i wypuściłam psa, Tulipan biegał w to i z powrotem.

Wybrałam numer do wujka i powiedziałam mu o tym co się wydarzyło. Polecił mi czekać na niego przed domem, musiałam złapać psa na smycz. Zachowywał się jak szalony, szarpał smycz, prawie wyrywając mi ją z ręki. Wujek przyjechał kwadrans później, był zdenerwowany.

- Policja zaraz tu będzie – oznajmił biorąc ode mnie Tulipana.

Pies natychmiast się uspokoił i położył u jego stóp. Zdrajca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania