Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 -Rozdział III

Otworzyłam oczy. Świeciło słońce, wiatr wiał, słyszałam gwar rozmów. Puściłam rękaw Gerarda, który przez cały czas ściskałam.

- Gdzie my jesteśmy? – zapytałam cicho.

- Nie mam pojęcia – pokręcił głową. – Ważne, że żyjemy.

Rozejrzałam się dookoła. Bagna zniknęły, staliśmy na rozległej nizinie, w dodatku była wiosna. W dużych odległościach od siebie stały porozrzucane domostwa.

- Gerard – czepiłam się jego płaszcza – to nie wygląda jak nasz świat.

- To musi być nasz świat – odsunął mnie od siebie.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni, brak zasięgu. Czego innego mogłam się spodziewać? Byłam gdzieś na końcu świata, albo poza nim. Krzyknęłam wściekła na całe gardło, emocje we mnie buzowały. Kopnęłam jakąś gałąź, chciałam dowiedzieć się, gdzie jestem. Chciałam wrócić do domu. Co mi strzeliło do głowy? Pertraktować z krasnoludem! Kto wie, czy oni naprawdę istnieją, może to też było urojenie?

Łzy popłynęły mi po policzek, nie wiedziałam, co zrobić, byłam zagubiona.

Skuliłam się na ziemi, moim ciałem wstrząsnął szloch. Ukochany podszedł i wziął mnie w ramiona. Przylgnęłam do niego całym ciałem, potrzebowałam jego bliskości. Moje usta odnalazły jego, pocałowałam go nieśmiało, chciałam by oddał pieszczotę, ale jego usta były jak kamień. Wiedziałam, że myślami jest gdzie indziej, niepocieszona odsunęłam się od niego.

- Co teraz zrobimy? – spojrzałam na nizinę.

- Dojdziemy do którejś z chat – wziął mnie za rękę – i wypytamy o to, gdzie jesteśmy. To już jakiś początek.

Kiedy szliśmy serce drżało mi ze strachu przed tym, co usłyszę. Chata, do której przyszliśmy była stara i zaniedbana. Kundel na łańcuchy zaczął szczekać, gdy tylko uchyliliśmy furtkę.

Po chwili zza stodoły wyłonił się właściciel tego przybytku, z widłami. Był to stary chłop, który umiłowanie do używek miał wypisane na twarzy. Ubrany był w brązowe ogrodniczki, na nogach miał częściowo zniszczone buty.

- Czego tu?! – warknął na nas.

- Szukamy noclegu – powiedział Gerard. – Podróżujemy do naszej rodziny, zamarudziliśmy w drodze.

- Poszli mi stąd! – zaczął wymachiwać grabiami. – Nie chcę tu przybłęd.

- Ale…

- Won! – mówiąc to dźgnął Gerarda w ramię.

Krew zaplamiła jego czarny płaszcz.

- Co pan robi?! – krzyknęłam na niego. – Zwariował pan?!

- Wynocha! – wrzasnął tamten. – Bo poszczuję Potworem.

Gerard wsparł się na moim ramieniu. Wyszliśmy na drogę i wróciliśmy w to samo miejsce, z którego przyszliśmy. Porwałam swoją bluzkę i opatrzyłam mężczyźnie ranę, bałam się, że może wdać się zakażenie. Ukochany drżał na całym ciele, byłam załamana tym ,że w żaden sposób nie mogę mu pomóc. Zastała nas noc, nie spałam, na wypadek gdyby miało się coś wydarzyć. Gerard dostał gorączki, przez sen wypowiadał moje imię. Oddychał z coraz większym trudem. Nad ranem zostawiłam go i poszłam szukać wody, by choć trochę mu ulżyć. Przechodziłam obok ogromnej, starej lipy, gdy coś przykuło moją uwagę. Kumkanie żaby. A co jeśli? Wszystko się zgadzało…ale przecież…

Co mi szkodzi…

- Żabi król – wyszeptałam.

Ledwo wypowiedziałam te słowa, a przede mną pojawiła się ogromna księga. Chwyciłam ją łapczywie. Litery pojawiały się tak jakby ktoś cały czas pisał tę baśń.

- „W dawnych, dawnych czasach, kiedy życzenia spełniały się jeszcze, żył król, którego wszystkie córki były bardzo piękne, ale najmłodsza była tak urocza, że nawet słońce, które wiele już przecież widziało, dziwiło się, ilekroć spojrzało w jej twarzyczkę.”

Podskoczyłam, gdy przede mną jakby spod ziemi wyrosła młoda dziewczyna. Wyglądała na zagubioną, rozglądała się bezradnie po okolicy.

- „ W pobliżu zamku królewskiego rósł wielki, ciemny las , a w tym lesie pod starą lipą była studnia.”

Czułam się dziwnie, kiedy pod wpływem tego, co czytałam spełniała się jakby bajka. Niesamowite. Kiedy byłam mała zawsze chciałam by bohaterowie książek naprawdę istnieli.

Wciąż byłam w tym dziwnym świecie, czego jeszcze brakowało?

Złota kula. Przewróciłam kartkę.

- „Gdy dzień był upalny, szła królewna do lasu i siadała na skraju chłodnej studni; aby zaś nudę odegnać, wyjmowała złotą kulę, podrzucała ją wysoko w górę i chwytała: była to jej najulubieńsza zabawka.”

Świat zawirował mi przed oczami , po chwili znów byliśmy na bagnach. Gerard stał tuż obok mnie i trzymał mnie za rękę.

- Żyjesz! – rzuciłam się mu na szyję. - Udało się, udało się.

Minusem tego wszystkiego było to, że tutaj wciąż padało i byłam już przemoczona do suchej nitki. Gerard wyglądał podobnie.

- Wracajmy do domu – przytuliłam policzek do jego piersi.

- Chyba przypomniałem sobie drogę – uśmiechnął się lekko i nie puszczając mnie ruszył przed siebie.

***

Było mi tak strasznie zimno, miałam dreszcze. Szykowało się niezłe przeziębienie. Kiedy przyszłam do domu okazało się, że mam piętnaście nieodebranych połączeń. Okazało się, że jest już środa. Ala uparła się, że przyjedzie jutro z samego rana, próbowałam jej to wybić z głowy, ale nic to nie dało.

Dobrze przynajmniej, że udało mi się odwieść od przyjazdu wujka. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Maja widząc w jakim jestem stanie nie poszła na imprezę. Oglądałyśmy razem jakiś film i plotkowałyśmy. W razie potrzeby była naprawdę dobrą koleżanką.

Dziewczyna zasnęła z głową na moich kolanach koło pierwszej w nocy. Mi natomiast udało się zmrużyć oko koło trzeciej nad ranem. Kiedy się obudziłam Mai już nie było i ktoś wściekle dobijał się do drzwi. Ala wpadła do środka jak torpeda.

- Co ty robisz poza łóżkiem? – naskoczyła na mnie.

- Otwieram ci drzwi – mruknęłam wchodząc pod kołdrę. – Nie musiałaś przyjeżdżać.

- Wiesz jaki masz głos? – spytała z niedowierzaniem. – O wyglądzie nie wspominając.

- Nie jest tak…- zaniosłam się kaszlem – źle.

- Zrobię ci herbatę – poszła do kuchni. – Mierzyłaś sobie temperaturę.

Pokręciłam głową. Kiedy dziewczyna wyjęła termometr wstrzymała oddech. Niecierpliwie wyrwałam jej urządzenie. 40 stopni.

- Super – mruknęłam śpiąco – mam jeszcze dwa stopnie w zanadrzu.

Zadzwonił mój telefon. Wujek. Rzuciłam się by odebrać, ale Ala mnie uprzedziła i opowiedziała wszystko mężczyźnie. Zdrajczyni.

Odkładając komórkę musnęła moją dłoń i wszystko wiedziała. Patrzyła na mnie oczami szeroko otwartymi z przerażenia.

- Nikomu ani mru-mru – zagroziłam. – Nikt nie może się dowiedzieć.

- Zgoda – westchnęła. – Spakuję trochę twoich rzeczy.

- Po co? – obruszyłam się. – Nigdzie się nie wybieram.

- Wujek nie będzie z tobą dyskutował – wzruszyła ramionami. – Jak on i Elwira wiedzą, że cos ci jest to potrafią stanąć na rzęsach.

Zrobiło mi się cieplej na sercu, zależało im na mnie.

Koło piętnastej rozległo się pukanie do drzwi, akurat wtedy, gdy udało mi się zasnąć.

Ala mnie pakowała, dlatego sama się powlokłam by otworzyć.

- Podenerwujesz się jutro – nie dałam mu dojść do słowa – ja zaraz zasnę na stojąco.

Wujek zamrugał kilka razy, po czym zaczął się rozbierać.

- Otwórz usta – polecił, kiedy opatuliłam się już pierzyną

Spojrzałam na niego żałośnie, wuj doskonale wiedział ,że nienawidzę badań.

Kiedy skończył mnie badać, do pokoju wpadła Alicja.

- Przeżyję? – zapytałam lękliwie.

Nie chciałam by się na mnie denerwował.

- Gdyby nie to – zmrużył oczy – że jesteś chora, popamiętałabyś mnie.

- Nie jesteś zły? – upewniłam się.

- Nie – wywrócił oczami. – Gdzie masz szklanki?

- W trzeciej szafce od lewej – wychrypiałam.

Wujek dał mi jakąś tabletkę, która miała zbić mi temperaturę. Tak bardzo chciało mi się spać, godzinę później miałam 38 stopni.

- Spakowałaś ją? – zapytał wujek Alicję.

Dziewczyna skinęła głową.

- Ubieraj się – rzucił do mnie.

- Nie ja chcę spać – jęknęłam słabo.

- Będziesz spać w samochodzie – uciął ściągając ze mnie kołdrę.

Marudząc pod nosem ubierałam buty, Ala w tym czasie obwiązywała mi szyję szalem.

Prawie zsunęłam się ze schodów, przed klatką spotkałam Rafała.

- Ty żyjesz? – zdziwił się. – Myślałem, że twój…

- Jestem po prostu przeziębiona – wychrypiałam. – Zobaczymy się na uczelni.

- To znowu twój chłopak? – rzucił ironicznie, patrząc na wujka.

- Gorzej –ściszyłam głos – to mój wuj.

Wyminęłam go i wsiadłam na tylne siedzenie. Alicja pojechała już swoim samochodem. Wujek włączył ogrzewanie dzięki czemu tak strasznie nie marzłam.

***

Dojechaliśmy do domu koło dwudziestej. Ciocia ugotowała mi rosołek i umościła posłanie na kanapie. Fantastycznie. Ja chciałam się po prostu w spokoju wyspać. Czy to tak dużo?

Ciocia położyła sobie moją głowę na kolanach i zaczęła bawić się moim włosami. Byłam strasznym pieszczochem. Wujek usiadł na fotelu tuż obok nas i zajmował się jakimiś papierzyskami. Tulipan nie odstępował mnie na krok. Pod moją nieobecność jako pana upodobał sobie wujka, ale gdy wracałam, liczyłam się tylko ja.

Z tą przyjemną świadomością zasnęłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Katrina 22.07.2017
    Zapomniałam napisać skąd jest fragment, są to Baśnie braci Grimm.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania