Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 - Rozdział XX

Wyjechaliśmy z hotelu około siedemnastej, Gerard nie odzywał się do mnie słowem. Wiedziałam, że stało się z nim coś złego, zmienił się. Ale jak można było tak nagle się odmienić? Przez jedną noc?

Spojrzałam smutno na mężczyznę, był całkowicie skupiony na drodze. Radek zajadał się paluszkami, udało mi się mu wmówić, że wyjeżdżamy na wakacje. Gorzej będzie jak zapyta, kiedy wracamy do domu. Miałam nadzieję, że ciocia wszczęła już akcję ratunkową, dla dobra mojej córki zrobię wszystko. Nawet gdyby wiązało się to z utratą męża.

Modliłam się w duchu by wrócił mój stary Gerard, ten którego kochałam i który był dla mnie jak książę z bajki.

Dla mnie było tylko jedno wytłumaczenie: kochanka i szybko zażądałam odpowiedzi od mojego męża.

- Zwariowałaś?! – naskoczył na mnie. – O co ty mnie podejrzewasz?! Myślisz, że mógłbym cię zdradzić?!

- Nie rozumiem – pokręciłam głową – co się z tobą dzieje, wytłumacz mi, chociaż ze mną porozmawiaj. Proszę o tak dużo? – przy ostatnim pytaniu głos mi się załamał.

Gerard zatrzymał się na poboczu i załamał ręce. Widziałam łzy spływające po jego policzkach. Drżącą dłonią chwyciłam go za rękę.

- Ze wszystkim sobie poradzimy – powiedziałam cicho – tylko powiedz mi prawdę.

Mężczyzna wziął kilka głębszych oddechów i spojrzał na mnie. Wyglądał jakby przez pięć minut przybyło mu dwadzieścia lat.

- To wszystko to ja – wyszeptał ledwo słyszalnym głosem – to przez mnie ten mur i te stwory, ten wypadek.

Serce we mnie zamarło, mój Gerard? Przecież on nigdy by tego nie zrobił, nie świadomie.

- Jak to ty? Ty nigdy byś tego nie zrobił celowo, jesteś dobrym człowiekiem.

Mąż wtulił twarz w moje włosy, jego łzy moczyły moją bluzkę.

- Iluzje zaczęły wkraczać w moje sny… - mówił urywanym głosem - …nie byłem w stanie nad tym zapanować…ja…

W głowie miałam mętlik, tak bardzo żałowałam mojego ukochanego. Chciałam uchronić go od wszystkiego co złe, tak bardzo go kochałam.

- Cii… -przyłożyłam mu palec do ust – wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie ze wszystkim. Kocham cię i tylko to się liczy.

Po chwili Gerard uspokoił się i wyprostował.

- Musimy się rozstać – postanowił.

- Słucham?! – naskoczyłam na niego. – Nie ma mowy! Ja cię kocham i nie pozwolę ci odejść.

Mężczyzna roześmiał się cicho i przytulił mnie do siebie.

- Ja też cię kocham i nie pozwolę ci odejść – delikatnie pogłaskał mnie po brzuchu. – Dla dobra maluszka i Radka muszę nauczyć się to kontrolować. Wrócę do was.

Nie chciałam rozstawać się z nim nawet na minutę, serce pękało mi z żalu. Siedzieliśmy jakiś czas w milczeniu, chcieliśmy zatrzymać czas. Radek spał w foteliku, na zewnątrz zaczął zapadać zmierzch.

- Pojedziemy do domu mojego przyjaciela i tam się rozstaniemy – postanowił Gerard. – Początkowo chciałem tam was zawieźć. Myślałem, że Jurij wymyśli coś byście byli przy mnie bezpieczni, lecz to niemożliwe.

Tak bardzo pragnęłam by jego początkowy plan był możliwy do realizacji. Do tej pory nic mi przy ukochanym się nie stało, ale kto wie co będzie później. Jeżeli jego moc jeszcze bardziej się rozwinie i wtedy już nic jej nie zatrzyma?

Będę na niego czekać, chociażby i całe życie, miłość wszystko przetrzyma.

Dopiero koło północy zajechaliśmy pod mały drewniany domek pośrodku lasu. Światło paliło się na parterze, pies szczekał w środku. Drzwi uchyliły się i wyszedł przez nie wysoki mężczyzna. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat, wiatr rozwiewał mu brązowe włosy.

Mężczyźni padli sobie w objęcia, z ociąganie wysiadłam z samochodu. Musiałam jeszcze raz przytulić Gerarda. Długo nie odsuwaliśmy się od siebie, teraz obydwoje płakaliśmy, skąd mieliśmy mieć pewność, że jeszcze kiedyś się zobaczymy? Wiedziałam, że będę wyglądać męża każdego dnia.

- Kocham cię, mój Berenie - powtarzałam te słowa w kółko – codziennie będziemy na ciebie czekać.

- Moja Luthien… - mężczyzna gładził moje plecy – codziennie będę za wami tęsknił.

Gerard wziął w ramiona Radka, chłopiec obudził się przed chwilą i przybiegł do taty.

- Pilnuj mamy- polecił surowo synowi – i dbaj o swoją siostrzyczkę, ja niedługo wrócę.

Łzy płynęły mi strumieniami, kiedy wsiadałam do samochodu. Nie wyobrażałam sobie życia bez Gerarda, to on był moim życiem. Chciałam się obudzić z tego koszmaru, tylko, że to nie był sen. Radek płakał razem ze mną, było mi go tak bardzo żal, to było tylko dziecko, nie powinno przechodzić przez coś takiego.

***

Kolejnego dnia ciocia o świcie dobijała się do drzwi. Jak tylko wróciliśmy napisałam jej sms, że wróciliśmy do domu i żeby się nie martwiła. Widocznie nie to jej nie wystarczyło , musiała dowiedzieć się wszystkiego. Przez pół dnia nie mogłam się jej pozbyć choć bardzo się starałam. Skończyło się na tym, że uciekłam z Radkiem i Tulipanem na spacer po lesie.

Chłopiec porzucał psu chwilę patyk, ale nie robił tego z taką radością jak dawniej. Brakowało mu ojca i doskonale go rozumiałam. Mi też brakowało Gerarda.

***

To prawda, że czas leczy rany, a przynajmniej łagodzi ból. Po miesiącu przyzwyczaiłam się , że Gerarda nie ma z nami i nie zrywałam się biegiem do drzwi, gdy tylko usłyszałam kroki na ganku. Rodzina zaczęła myśleć, że zwariowałam i to kazało mi się zebrać do kupy. Mogę cierpieć wewnątrz siebie i nie pokazywać mojego smutku. Miałam nadzieję, że pewnego dnia Bóg przemieni moją rozpacz w bezgraniczną radość.

Moja kruszynka rosła i miałam się dobrze, co zle odbijało się na rozmiarze moich ubrań. Przybyło mi prawie pięć kilo i to zdecydowanie nie był powód do radości.

Ale wiedziałam jedno, choć cały czas zło istnieje świat wciąż jest piękny, musisz mu dać tylko szansę.

***

31 września trzymałam na rękach moją kruszynkę, moją małą Klarę. Wciąż nie było przy mnie Gerarda, wysłałam mu zdjęcie córeczki. I dostałam najpiękniejszą odpowiedz na świecie. Trzy godziny później był przy mnie z bukietem kwiatów i ogromnym misiem. Ręce mu drżały, gdy brał Klarę na ręce.

- Kocham cię – wyszeptał czule.

Spojrzałam na niego z uśmiechem i zmierzwiłam mu włosy ręką.

- Tak zapamiętałam mojego Gerarda.

W następnej sekundzie całowaliśmy się i nie przeszkodziło nam nawet wejście położnej.

- Proszę pana - skarciła ukochanego – żona jest zmęczona po porodzie, a właściwie co pan tu jeszcze robi, już po odwiedzinach.

Gerard przyjął najbardziej niewinną minę na jaką było go stać i podszedł do położnej.

- Proszę jeszcze pięć minut, nie widzieliśmy się pół roku.

Widziałam, że kobieta zmiękła i pozwoliła mu zostać.

- Co z twoją mocą? – zapytałam jakiś czas później.

- Zatrzymała się -oznajmił z dumą, - Jest tak jak dawniej.

Uśmiechnęłam się promiennie, już teraz wszystko będzie dobrze, wiedziałam to.

-Pojedź do domu – poleciłam jakiś czas później – Radek będzie wniebowzięty jak cię zobaczy.

Gerard zawahał się.

- Nie chcę zostawiać cię tutaj samej.

Pocałowałam go delikatnie i odepchnęłam lekko.

- Nic mi nie będzie, tylko wróć do mnie.

Wstał i ukłonił się nisko.

- Jak sobie życzysz.

Klara śmiała się cały czas i rozglądała się ciekawie dookoła, była moim małym skarbem.

Następne częściNiczyja 2 - Epilog

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania