Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XIX

Obudziłam się słysząc, że Gerard czegoś szuka, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. 5.45, fantastycznie, to by było na tyle mojego spania, ponieważ Radek budzi się punkt o szóstej.

- Czego szukasz?

Gerard aż podskoczył i schował coś za plecami.

- Nie, niczego – ruszył ku drzwiom – śpij dalej.

Akurat bym teraz zasnęła!

- Dokąd idziesz? – nie dawałam się zbyć.

Mężczyzna podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.

- Nie denerwuj się – uśmiechnął się lekko. – Chciałem tylko coś sprawdzić, napij się wody.

Sięgnęłam po szklankę wody i opróżniłam ją duszkiem. Ogarnęła mnie senność, której nie byłam w stanie pohamować. Głowa opadła mi na poduszki.

***

Pędziliśmy gdzieś samochodem, słyszałam szum wiatru. Z trudem otworzyłam powieki, Radek siedział obok mnie w foteliku. Na zewnątrz biegało mnóstwo białych kulek, które były ganiane przez wilki. Wilki!

Gerard siedział za kierownicą, widziałam, że to wszystko to jego sprawka. Kiedy mur uchylił się odrobinę mężczyzna roześmiał się zwycięsko i ruszył z piskiem opon.

- Gerard – mówienie przychodziło mi z trudem – co ty robisz?

Mąż spojrzał na mnie w lusterku wstecznym i uśmiechnął się lekko.

- Jesteśmy bezpieczni! Udało nam się, Aniu!

Rozejrzałam się nie dowierzając własnym oczom, rzeczywiście wyjechaliśmy z miasteczka. Ale gdzie była reszta? Dlaczego na drodze nie było żadnych innych samochodów?

- A gdzie wujek i ciocia, i cała reszta? – głos mi zadrżał. – Zostawiłeś ich?! Mają sobie sami poradzić?!

Mężczyzna wziął głębszy wdech, nie był przygotowany na taką reakcję z mojej strony.

- Zawracaj! – poleciłam ostro.

Nie zareagował.

- Mówię, że masz zawrócić!

Znowu brak reakcji z jego strony.

- Co ty wyrabiasz?!

Serce przyspieszyło mi gwałtownie, nie wiedziałam jak mam się zachować.

Co najlepszego wyrabiał Gerard? Co strzeliło mu do głowy?!

- Możesz mi wytłumaczyć co robisz?! – siliłam się na spokojny ton.

Gerard zjechał na pobocze i odwrócił się w moją stronę. Miał zatroskany wyraz twarzy, patrzył na mnie jak zbity szczeniak.

- To jedyne wyjście żebyśmy byli bezpieczni. Żeby nasza córeczka była bezpieczna, musimy stąd wyjechać, jak najdalej. Musimy zerwać wszystkie kontakty z rodziną, ze znajomymi. Ze wzystkimi.

Patrzyłam na niego nie wierząc, że on naprawdę to mówi. To nie był mój Gerard, mój Gerard był ciepły, troskliwy, nigdy nie wpadł by na tak durny pomysł.

Serce ścisnęło mi się z żalu.

- Otwórz drzwi – poprosiłam cicho.

Gerard zamrugał zaskoczony i wyprostował się.

- Słucham?

- To co słyszałeś – uniosłam dumnie podbródek – wracam do domu, nie zamierzam bawić się w tą chorą grę. Ty rób sobie co chcesz.

- Chyba nie myślisz, że cię wypuszczę – uśmiechnął się lekko. – Nie pytam, czy chcesz ze mną jechać, ty po prostu ze mną jedziesz.

Tym razem to ja otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Co on sobie wyobrażał?!

- Chyba żartujesz– parsknęłam. Nie jestem twoją własnością, byś zabierał mnie sobie, gdzie chcesz.

W odpowiedzi mężczyzna wcisnął pedał gazu, silnik zawył dziko.

Nie wyobrażałam sobie, by mój mąż był zdolny do czegoś takiego. Nie znałam go takim i przerażał mnie. Radek siedział cicho w foteliku i wyglądał przez szybę. Nie wiedziałam co robić miałam pustkę w głowie, przecież nie mógł się tak zmienić w przeciągu jednego dnia.

A jeżeli przede mną nie był szczery, jeżeli to wszystko to była tylko jedna, wielka gra?

Nie chciałam o tym nawet myśleć, bałam się. To słowo najczęściej powracało do mojej głowy. Jechaliśmy autostradą na północ, Gerardowi się spieszyło, jakby się bał, że ktoś może nas gonić. Modliłam się, by wydarzyło się coś co mogłoby pokrzyżować jego plany. Zagryzłam wargę, musiałam opracować sobie strategię, plan działania, tak by móc wrócić do domu. To było dla mnie najważniejsze i to by moja córeczka była bezpieczna.

- Powiesz mi dokąd jedziemy? – odezwałam się jakiś czas później.

Gerard drgnął lekko i zacisnął mocniej pięści na kierownicy. Serce ścisnęło mi się z żalu, między nami wiała pustka.

- Myślisz, że się teleportuje z powrotem do domu? – parsknęłam gorzkim śmiechem.

Radek przytulił się do mojej ręki, był zmęczony i smutny. Nie powinien być świadkiem takiej sytuacji. Pogłaskałam się po brzuchu, musiałam być silna za ich dwójkę.

Wiedziałam, że Gerard zabrał mi komórkę, nie musiałam nawet zaglądać do torebki. Nie było w niej nawet portfela.

Koło południa zjechaliśmy na parking przy hotelu.

- Zapytam, czy mają wolny pokój – mąż odwrócił się do mnie.

Nie odpowiedziałam mu, odwróciłam głowę do szyby. Mężczyzna westchnął ciężko i wysiadając zabrał kluczyki. Ukradkiem otarłam łzę, nie wiedziałam co robić, znowu.

Pogłaskałam Radka po włosach, chłopiec nie był niczemu winien.

Mąż wrócił parę minut później, był wolny jeden pokój. Może to była moja szansa?

Chłopiec przylgnął do mojej ręki, nie dał się dotknąć ojcu. Gerard nie był z tego zadowolony, zacisnął tylko usta i wziął podróżną torbę. Musieliśmy wejść na trzecie piętro, po wąskich o stromych schodach, skończyło się na tym, że musiałam nieść Radka. Choć było to dla mnie dużym utrudnieniem, nie zamierzałam przyjmować pomocy Gerarda.

Pokój był malutki, w kolorach zieleni, był tutaj stolik i duże łóżko. W łazience była stara zardzewiała wanna i woda ogrzewana na piec.

- Po co się tutaj zatrzymaliśmy? – zapytałam uchylając okno.

- Odpoczniemy przed dalszą drogą – rozłożył się wygodnie na kanapie.

Usiadłam na podłodze i wzięłam na kolana Radka.

- Jesteś głodny? – zapytałam ciepło.

- Mhm… - zagryzł wargę.

Chciałam powiedzieć Gerardowi by zamówił coś chłopcu, ale on już smacznie chrapał.

Zastanowiłam się chwilę po czym po cichu zeszłam do recepcji. Gerard nie wiedział, że mam więcej schowków na pieniądze, z wewnętrznej kieszonki wyciągnęłam sto złotych i zeszłam na dół.

Recepcjonistka, która pełniła wszystkie możliwe funkcje w hotelu, obiecała, że zaraz przyniesie kanapki. Pozwoliła mi nawet skorzystać z telefonu, drżącym palcem wybrałam numer do cioci.

- To ja, Ania – wyszeptałam – jesteśmy w hostelu Jabłuszko, nie wiem gdzie jedziemy. Gerard jest jakiś dziwny.

- Gdzie on teraz jest? – zapytała.

- Śpi na górze.

- Musisz dowiedzieć się, gdzie jedziecie – poleciła drżącym tonem. – Masz swój telefon.

- Nie – spojrzałam nerwowo na schody – wszystko mi zabrał – usłyszałam kroki na schodach. – Muszę kończyć.

Cicho odłożyłam słuchawkę i zaczęłam wchodzić po schodach. Z Gerardem spotkałam się w połowie drogi na górę.

- Gdzie byłaś? – zapytał mnie wrogo.

Minęłam go obojętnie.

- Radek jest głodny - warknęłam – powiedziałabym ci, gdybyś tak strasznie nie chrapał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Katrina 26.10.2017
    Mam nadzieję, że chociaż trochę zaskoczyłam Was tą zmianą. Liczę, że choć jedna osoba podzieli się ze mną swoją teorią, dlaczego Gerard się tak nagle odmienił.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania