Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XVIII

Dzisiaj było zakończenie roku, Ala obudziła mnie zdecydowanie za szybko. Zakryła makijażem śladu niewyspania i zmęczenia, przez tyle lat maskowania swojego stanu, ale nigdy nie doszłam do takiej perfekcji. Wcisnęła mnie w krótką czarna sukienkę i zaplotła włosy w kłosa. Nie mogłam zrozumieć jej entuzjazmu spowodowanego ukończeniem szkoły przez Maćka ( zrobił to trzeci raz, wyglądał góra na dwudziestopięciolatka, co jakiś czas musiał zaczynać od nowa ). Uroczystości były zdecydowanie za długie i czekałam tylko na okazję by zobaczyć się z Gerardem, jako że wujek wczoraj uwolnił moją nogę z gipsu miałam ochotę poszaleć. Jednakże Alicja miała inne plany, Maciej po nas przyjechał i bynajmniej nie zmierzaliśmy do domu.

- Dokąd jedziemy? - zapytałam zniecierpliwiona.

- Wyjeżdżamy na kilka dni - zaćwierkała dziewczyna zadowolona z siebie.

Krew mnie zalała, miałam ochotę wyskoczyć przez drzwi. Maciej jakby uprzedzając mój ruch zablokował drzwi.

- Powiecie mi - zapytałam jeszcze raz - dokąd jedziemy.

- Pod namiot - krzyknęła radośnie Alicja.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę, w góry, pod namiot, szalony pomysł, na coś takiego mogłaby wpaść tylko ona.

Maciej spojrzał na mnie ze współczuciem.

- Nie patrz tak na mnie - założyłam ręce na piersi - knułeś przeciwko mnie.

Mężczyzna roześmiał się głośno.

- Wraca ci humor - zauważył.

***

W sumie nie było tak źle, pochodziłam po górach, odpoczęłam, na chwilę zapomniałam o tym co zawsze mnie męczyło.

Woda zawsze przynosiła mi spokój, opanowanie, opatulała mnie sobą. W otoczeniu lasu jesteś po prostu sobą, nie jesteś naukowcem, lekarzem, nauczycielem, policjantem, córka bogacza, ani synem sprzątaczki. Tylko sobą.

Ignorowałam ból głowy i zawroty, które były zapowiedzią niebezpieczeństw. Zwykle czuję się źle dzień przed wizją, dlatego się nie denerwowałam.

Nie zauważyłam, kiedy mnie zaatakował, próbował mnie utopić. Wyrwałam mu się i uciekłam na brzeg, podciął mi nogi. Runęłam na piach, mężczyzna uderzył mnie w twarz. Maciej wybiegł z namiotu i rzucił mi się na pomoc, napastnik odciągnął mnie od chłopaka. Alicja zakradła się od tyłu i uderzyła go garnkiem w głowę, mężczyzna w średnim wieku osunął się na kolana.

- W porządku? - zapytała mnie.

Skinęłam głową, nie wiedziałam, kiedy mężczyzna znalazł się w wodzie, nie słyszałam go. Niespodziewanie zaczął się rozpływać, dosłownie, zniknęły jego nogi, ręce, aż w końcu zniknął. Na ziemi pozostała tylko kałuża, która ściekała w stronę jeziora.

- Co to jest? - spojrzałam z przerażeniem na chłopaka.

- Nie mam pojęcie - pokręcił głową - z pewnością nic dobrego. Wracajmy.

Kiedy siedziałam w samochodzie świat wokół mnie zaczął wirować. W następnej chwili biegłam przez las, Gerard mnie gonił. Był zły, tuż obok niego była Dominika, uśmiechała się zadowolona z siebie. Ukryłam się w jakiejś stodole, było tam ciemno, prawie nic nie widziałam. Spróchniała podłoga skrzypiała pod moim ciężarem, bałam się, że zaraz może nie wytrzymać. Stodoła wyglądała tak jakby ktoś tutaj regularnie bywał, w kącie było ułożone posłanie, niedaleko stała miska z wodą. Odwróciłam się słysząc powarkiwanie, tuż za mną stał ogromny pies. Był przywiązany do łańcucha, kamień z serca, tylko, że ten łańcuch...był zerwany. Pies rzucił się na mnie...

Moje serce przyspieszyło gwałtownie, płuca napełniły się powietrzem, łzy spływały mi po policzkach.

- W porządku - Ala spojrzała na mnie zaniepokojona.

- Nie - pokręciłam głową - z pewnością nie jest w porządku.

***

- Jesteś pewna, że to byli oni? - upewnił się wujek.

- Jestem.

Wujek w zamyśleniu podrapał brodę.

- A co jeśli zabieramy się do tego nie z tej strony - spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. - Jeżeli jesteś tylko dodatkiem?

- Więc kto jest celem? - Edmund wszedł do pokoju nie wiadomo kiedy.

- Maria - wujek zaczął przechadzać się w tę i z powrotem. - Król może wszystkim sterować, nie podoba mu się ,że jesteście razem.

Widziałam jak Edmund zesztywniał, mimo, że nie byliśmy przyjaciółmi, nie chciałam by cierpiał.

- Zawieziesz mnie do Gerarda? - zapytałam Olka.

Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, ale skinął głową.

Ukucie bólu towarzyszyło mi, gdy przejeżdżaliśmy przez fosę. Napisałam sms do Gerarda byśmy spotkali się w ogrodzie, chłopak przystał na to ochoczo.

- Co chcesz zrobić? - zaczął wysiadać z samochodu.

Pociągnęłam go za rękę.

- Poczekaj tu na mnie - poprosiłam. - Zaraz wrócę.

Gerard czekał na mnie tuż przy labiryncie, był w bajecznym humorze, w przeciwieństwie do mnie. W rozpiętej koszuli i związanych włosach wyglądał jak książę z bajki, w myślach dałam sobie w twarz. Pomogło.

- To wszystko sprawka twojego brata? - zaatakowałam go. - Nasłał na mnie mordercę?!

- Słucham?

- To co słyszałeś - cofnęłam się, gdy chciał chwycić mnie za rękę. - To wszystko był jego plan? - nie zwracałam na niego uwagi. - A może Wojciech to też jego sprawka? Chce nas zastraszyć?! Nie uda mu się - łzy cisnęły mi się do oczu. - Powiedz mi, czy byłam dla ciebie zabawką? Dodatkiem?

- Luthien...

- Nie mów tak do mnie! - przerwałam mu. - Odpowiedz tak, czy nie.

- Poniekąd - uniósł ręce w obronnym geście. - Ja naprawdę cię kocham.

Wzięłam kilka głębszych oddechów, musiałam być spokojna.

- Nie wierzę, że jesteś taki podły - łzy płynęły mi po twarzy. - Jesteś fałszywy i kłamliwy.

Gerard zacisnął pięści.

- Może po prostu jesteś nudna - wytknął mi. -Mój brat miał rację, nic dobrego z ciebie nie będzie.

- Bezgranicznie wierzysz swojemu bratu? - prychnęłam. - A kim on jest by mnie oceniać, królem? Mam to gdzieś!

- Dlatego do siebie nie pasujemy - chwycił mnie za ramiona. - Bo ty nie dbasz o ludzi.

- Ja... - wybuchłam śmiechem. - A ty? Ty dbasz?

Chłopak mocniej ścisnął mnie za ramiona i potrząsnął.

- Nie mów do mnie takim tonem - warknął. - Nie masz prawa tak się do mnie zwracać!

- Bo co?! - prychnęłam.

- Bo mój brat jest królem - uśmiechnął się wrednie.

- Twój brat, nie ty.

Nie poznawałam go, przy mnie nigdy się tak nie zachowywał. Był ciepły, kochający, opiekuńczy, czasami zaborczy, ale nigdy podły i wywyższający się.

- Wiesz co - chwycił mnie za twarz - nie dziwię się Adamowi, na jego miejscu sam bym się zabił.

Zabolało. I to bardzo, uderzyłam go w twarz, pięścią, chłopak upadł. Krew popłynęła mu z nosa.

- Nie chcę cię znać - powiedziałam i odeszłam.

Olek czekał na mnie w samochodzie, wyglądał na zdenerwowanego. Gdy zobaczył wyraz mojej twarzy odpalił silnik niczego nie mówiąc.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania