Nie umieraj

- To, że jestem na ciebie wściekły wcale nie oznacza, że nie zrobiłem kolacji – krzyknąłem, ustawiając na stole kolejne półmiski.

Z odległego końca pokoju, co chwila dobiegało mnie potężne burczenie w brzuchu, przypominające bardziej odgłosy niesione przez burzę, niż te, które mogłaby wydawać ludzka istota.

Kiedy Zero-Jeden nie rzucił się na posiłek, a jedynie usiadł przy stole z pochyloną głową, po raz kolejny poczułem się winny. Byłem jego partnerem i nadzorcą, kimś kto powinien być odpowiedzialny za jego pracę i samopoczucie, a tymczasem niezmiernie irytowałem go swoją słabością.

Sam nie wiedziałem, dlaczego trzymam się tak kurczowo naszej współpracy i nie pozwalam na rozwiązanie zespołu. Jedyne czego byłem pewien to to, że nie odpuszczę, dopóki Zero-Jeden nie odpracuje całego wyroku i nie stanie się wolnym człowiekiem.

- Nie żałuję tego, co powiedziałem u kapitana – zacząłem by jakoś przełamać milczenie. Usiadłem naprzeciwko i skrzyżowałem nogi. - Jednak użyłem imienia kogoś, kto był dla ciebie ważny i za to przepraszam.

Nareszcie uniósł głowę, ale w jego spojrzeniu było tyle bólu, że ledwie mogłem to znieść.

- Dlaczego mówisz te wszystkie rzeczy, dlaczego się o mnie martwisz? - zapytał drżącym głosem. - Dlaczego jesteś do niego tak bardzo podobny?

Powoli zaczynałem rozumieć jego uczucia. Zero-Jeden nie uważał mnie za nieudacznika. Nie dlatego odsuwał mnie od wszystkich niebezpiecznych działań, on zwyczajnie się bał, że zginę, tak jak jego poprzedni partner. Akisato.

- To ja go zabiłem. - Tama puściła. - Nie pamiętam kim i jakim człowiekiem byłem. Nie wiem nawet jakich zbrodni się dopuściłem, pewnego dnia po prostu obudziłem się w celi. Byłem silniejszy i bardziej wytrzymały niż zwykli ludzie, a śmierć spotykała innych, nigdy mnie. Żaden nadzorca nie był w stanie ze mną wytrzymać, do momentu, kiedy kapitan nie przyprowadził do mnie Akisato. To on nauczył mnie wszystkiego, uczłowieczył. Byłem mu wdzięczny, chociaż zupełnie nie rozumiałem poco to robi. Tamtego dnia ścigaliśmy nowo powstałą grupę terrorystyczną. Myślałem, że to będzie łatwe i nie słuchając rozkazów dałem się ponieść. Kiedy stanąłem naprzeciwko bandyty, sparaliżowało mnie, nie byłem w stanie nawet drgnąć. To ja miałem zginąć, kiedy doszło do wybuchu, ale mój partner zasłonił mnie własnym ciałem.

Okrążyłem stół i usiadłem blisko niego. Wczepił się rękoma w klapy mojego munduru jak gdyby się bał, że i ja zniknę. Chciałem go przytulić i ukołysać jak dziecko, któremu przyśnił się zły sen. Zapewnić, że to wszystko się nie wydarzyło, ale rany w jego sercu były aż nazbyt realne.

- Czy wiesz jak brzmiały jego ostatnie słowa? Powiedział, że to nie boli i żebym nie płakał. Pomimo całej swojej siły, nie byłem w stanie go ochronić. Dlatego proszę cię Hajime, nie umieraj.

- Nie umrę – zapewniłem z ustami wtulonymi w jego czarne włosy. - Nie pozwolę, żebyś znów przez to przechodził.

 

 

Tak wiem, znowu fragment, troszkę z dupy wyrwany (proszę wybaczyć to wyrażenie), jednak

nie mogłam sobie odmówić opisania tej scenki. Przepraszam czytających i zdezorientowanych.

Pozdrawiam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 16.12.2018
    Witam
    Czytam, ale jakoś mam takie wrażenie, że jakby był wyrwany z jakiejś całości czegoś. Niby o umieraniu, ale nie do końca mnie porywa. Pozdrawiam serdecznie. Nie oceniam.
  • Angela 16.12.2018
    Dziękuję za komentarz.
    Pozdrawiam.
  • Angela 16.12.2018
    Nie wiem, ale tak se myślę, że gorsze gnioty zdarzyło mi się pisać i pał nie dostawały.
    Ciekawi mnie, co tu jest tak bardzo nie tak, błędy czy to, że to wyrwany fragment?
  • Angela 16.12.2018
    Dzięki dwóm życzliwym anonimkom : )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania