Nie zadziera się z wróżkami / Opowieść z Sadzy

W mrocznej piwnicy, na dużym zawiniątku umościł się wielki, czarny kot. Obok niego stał potężny mężczyzna o posturze beczki, gdyby te występowały z ramionami jak pniaki. Na głowie miał czarny, katowski kaptur z dziurami na oczy. Mężczyzna miał w ręce piórko i usiłował grzecznie przegonić śpiącego zwierzaka, smyrając go po nosie i imponujących wąsiskach.

- Ruszże się, Melocie! - zakrzyknął ktoś z ciemnego lochu w głębi brudnego, zimnego korytarza.

Do pomieszczenia weszła anielsko wyglądająca figura o złotych kędziorach, stukając, a jakże, wysokimi obcasami. Podeszła do duetu śpiąco-miziającego Kot & Kat i bezceremonialnie złapała kota i podała go katu. Kot zamiauczał, ale nic nie powiedział. Kat westchnął, ale z rękami pełnymi kota nie wykonuje się gwałtownych ruchów.

Blondynka kucnęła przy zawiniątku, wyciągnęła z niego klucz i nim otwarła stojącą w kącie pomieszczenia skrzynię. Ze skrzyni wyciągnęła mini-lodówkę, a z niej puszkę Pupsi Max.

- Chcesz, Melot? - spytała zdezorientowanego oprawcę, któremu kot usiłował wejść pod fartuch.

- Yhy.

- To masz! - rzuciła.

Kat wyciągnął rękę, by złapać lecącą puszkę. Kot wyciągnął łapki, by zamortyzować uderzenie o ziemię. Nie pomogło, i rozprysnął się na milion mieniących się na różowo odprysków.

Stali tak, kat w czerni i anioł w bieli. Ona piła małymi łyczkami, on wsunął sobie słomkę pod kaptur i siorbał głośno.

- Co dziś jest do roboty? - spytała, patrząc w wiszący na ścianie grafik.

- Kornelowi trzeba wyrwać paznokieć. Poza tym dwa palce temu typowi z dwójki, flet hańby jednemu muzykowi i dwa biczowania - przeczytała. - Co już masz gotowe? - Spojrzała na niego.

Kat lampił się na jej białe pończochy, po których szło długie oczko. Wskazywał grubym jak serdel paluchem, że zauważył. Sapał w kaptur. Pstryknęła mu palcami przed oczami.

- Ej! Tu patrz! - wskazała swoje oczy, wielkie, niebieskie oczy wróżki. - Co masz gotowe? - spytała ponownie.

Kat sapał cicho.

Wróżka westchnęła, wskoczyła za parawanik w rogu pomieszczenia i zamieniła tam swoje świecące platformy na obcasie na czarne buty z miękkiej skóry z wysoką cholewką. Gdy stamtąd wyszła, kat kucał nad zawiniątkiem.

- Klucz do palców czy obcęgi? - spytał.

Okularnik stał w lochu i patrzył na kupkę szmat. Stojąca obok wróżka po raz kolejny spojrzała na ogromną dziurę w ścianie. Kopnęła zalegające na ziemi szmaty, ze środka wybiegło kilka szczurów. Największy pokazał jej gest z łokciem i niespiesznie odszedł do norki w rogu pomieszczenia.

- Nie mogę uwierzyć, że pozwalamy na takie zachowanie, Antykwariuszu Dariuszu. - Rzuciła fletem hańby o ścianę. Zastarzały, miedziany przyrząd rozleciał się na kilka kawałków. - Patrz, z czym ja muszę pracować! Patrz! Nawet szczury nas nie szanują!

Okularnik wzruszył ramionami i odpłynął przez ścianę do pomieszczenia obok.

- Ej, jeszcze z tobą nie skończyłam! Grr! - zawarczała z frustracji wróżka.

Jebany duch, pomyślała. Myśli, że jak jest martwy, to mu wszystko wolno. Przynajmniej nie mi pokazał ten szczur, pocieszyła się w myśli.

- Pst - usłyszała syknięcie z rogu pomieszczenia. Zerknęła tam.

Kościotrup Antykwariusza pokazywał jej środkowy palec. Wyszła, wywracając oczami. Sterujące kośćmi szczury chichotały złowieszczo.

Król Zła herbatkował akurat z porwanymi córkami wielmożów, gdy rozwścieczona wróżka wtargnęła do pańskich ogrodów. Zła, w brudnym od zastarzałej krwi skórzanym fartuchu i wciąż w butach roboczych, weszła w sam środek herbatki i zajęła puste miejsce. Siedzące przy stoliku przerażone dziewczynki popatrzyły na nią z mieszanką lęku i nadziei.

- Mam już dosyć Dariusza Antykwariusza - powiedziała, wzdychając ciężko. Sięgnęła po filiżankę, ale odrzuciła ją z obrzydzeniem, gdy okazało się, że wewnątrz zamiast herbaty są wijące się robaki. Spojrzała krzywo na władcę, który w czarno-czerwonym płaszczu z cekinami i pomalowaną na biało twarzą, wyglądał jak uciekinier z jednej ze słynnych w okolicy imprez gej-satów.

Zwrócił na nią ciężko pomalowane oczy, zamrugał, jakby dopiero zdał sobie sprawę z jej obecności. Wyciągnął z rękawa wachlarz i trzepnął w jej stronę.

- Idź sobie! - powiedział, a z ust poleciały mu robaki. Schował twarz za wachlarzem i zaczął wpychać je z powrotem do ust.

- Dariusz Antykwariusz ma zniknąć z lochów, albo ja się zwalniam! - tupnęła nogą. - W takich warunkach nie można pracować!

Zabrzmiał gong. Wszystkie dziewczynki wraz z Królem Zła, zerwały się z krzeseł, odrzuciły filiżanki pełne różnego ohydztwa i pobiegły w stronę fontanny w rogu ogrodu. Wróżka podążyła za nimi, trzymając się blisko króla.

- Królu! - Podeszła do niego i złapała go w ramiona. - Co tu się dzieje, do diaska?

Podbiegł do niej tańczący szambelan, wyszeptał kilka słów na ucho i odtańczył z powrotem w stronę żywopłotów, za którymi służba bujała się z gwardzistami i damami negocjowalnego afektu. Rozejrzała się. Dziewczynki tańczyły z szablami, król taplał się w fontannie, a przypadkowi ludzie ze służby, dworu i zwykli przechodnie, którzy przeskoczyli przez plot żeby tu być, tańczyli do dźwięków starych przebojów z magnetofonu.

- Wrr! - dała upust frustracji wróżka. - Zwalniam się! Wracam usuwać niechciane ciąże i sypać pyłek na głowy noworodkom! Kurwa mać! - krzyknęła jeszcze, oddalając się na skrzydełkach.

Z głośników magnetofonu zaczął lecieć zeszłoroczny szlagier.

Wróżka weszła do lochu. Kata, oczywiście, nie było.

Pewnie, po co pracować?, pomyślała, przebierając kozaki z miękkiej skóry na białe szpilki wróżki.

Najlepiej leżeć wielkim brzuszyskiem do góry albo molestować szklane koty.

- I jak ci tam było, Kelly? - pytała wróżkę Babcia Chrzestna.

Blondwłosa nimfa westchnęła, znudzona mieszaniem brokatu z gwiezdnym pyłem. Postanowiła wreszcie odpowiedzieć, wszak minęło już dobrych kilka miesięcy.

- Torturowałam ludzi, babciu. Zawód z przyszłością... Ale irytował mnie taki jeden i to olałam.

- I nie chcesz tam wrócić? - Staruszka zrobiła zatroskaną minę.

Wróżka pokręciła głową, zapatrzona w pustkę.

Późną nocą zakapturzona postać unosiła się w podziemiach zamku. Obok niej unosił się półprzezroczysty okularnik.

- Tak jak się umówiliśmy. - Zebrała kości i szczury do worka, zawiązała na supeł i odleciała w stronę młyna. Gdy odwiązała wór i wysypała zawartość do dziupli w drzewie nieopodal, okularnik promieniał ze szczęścia.

- Mogę o coś spytać, Dariuszu?

Pokiwał głową.

- Dlaczego akurat młynareczki?

Duch płakał ze szczęścia widmowymi łzami.

- Bo są biaaałe!

Smok pradawny patrzył wraz z wróżką przez szklaną kulę na poczynania Babci Chrzestnej.

- Jesteś pewna? - spytał.

Wróżka pokiwała głową. Znała warunki umowy. Babcia, pomyślała, powinna wiedzieć, że nie zadziera się z wróżkami.

Z lasu wyszło kilka zakapturzonych postaci i naklepało Babci srodze. Kości Dariusza zostały starannie wybrane z dziupli.

- To za wróżkę - powiedział jeden z silnorękich, wybijając babci ząb. Drugi odnalazł go na ziemi, schował do woreczka na piersi i oddalił się niespiesznie.

- Usatysfakcjonowana? - spytał Pradawny.

- Oczywiście. Dlaczego jako zapłatę chcesz tylko ten ząb?

Smok wystawił długi, rozwidlony na końcu jęzor, co miało chyba posłużyć za uśmiech.

- Ząb jest dla ciebie, słonko. Na pamiątkę, że nie zadziera się z wróżkami. - Na widok jej miny pochylił się i dodał. - A gdzie, myślisz, przyjdzie wstawić sobie nowy?

Szklana kula wypełniła się szyldami gabinetów i przychodni stomatologicznych i protetycznych.

- Ty cwana... - zaczęła z uśmiechem wróżka.

Smok podniósł szpon. Z ciemności wyłonił się wampir z tacą. Stały na niej dwie szklanki i butelka.

- Masz ochotę na szklaneczkę żura?

Wróżka sięgnęła do głęboko wyciętego stanika, skąd wyciągnęła woreczek najprzedniejszego wróżkowego proszku numer 2.

- Tylko, jeśli pykniesz ze mną kreseczkę albo dwie.

Smok pradawny rozpromienił się w uśmiechu bielutkich zębów. Wróżka zachichotała, gdy na odwróconej tacy układała ścieżki, ziarenko po ziarenku.

Rocznik bieżący smoczego żura udał się wyśmienicie, oceniła.

Dariusz Antykwariusz obudził się w kilkunastu oborach, chlewach i gnojówkach jednocześnie. Seksowne młynareczki musiały jeszcze trochę poczekać, zanim wytresuje dość szczurów, żeby przenieść choć część jego gnatów w pobliże jakiegokolwiek młyna.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Felicjanna 21.03.2018
    Jebany duch, pomyślała. Myśli, że jak jest martwy, to mu wszystko wolno. Przynajmniej nie mi pokazał ten szczur, pocieszyła się w myśli.- z ostatnim zdaniem coś nie tak.
    Tutaj czytelnie i dowcipnie, chociaż piszesz momentami niedbale i trzeba się domyślać, czy to słowa, myśli, czy narrator.
    Pozdrówka
  • Szudracz 21.03.2018
    Technicznie nie wnikam. :) Poczucie humoru na wysokim poziomie. :)
  • Okropny 21.03.2018
    Dzięki, Szu. Znaczy, się udało :)
  • Canulas 21.03.2018
    " Kat westchnął, ale z rękami pełnymi kota nie wykonuje się gwałtownych ruchów. " - kurwa, niezłe.

    "Kopnęła zalegające na ziemi szmaty, ze środka wybiegło kilka szczurów. Największy pokazał jej gest z łokciem i niespiesznie odszedł do norki w rogu pomieszczenia." - już mi się to naprawdę podoba.
    To nie tylko miszmasz. Naprawdę urocze.

    "- Dariusz Antykwariusz ma zniknąć z lochów, albo ja się zwalniam! - tupnęła nogą. - W takich warunkach nie można pracować! " - tupnęła chyba z wielkiej.

    Noo. Tu jest spoczi. Taki Shrek po 22. Albo po północy.
  • Pan Buczybór 22.03.2018
    heh, naprawdę bardzo spoko tekst. Fajne to i pośmiać się można, i fajnie to wszystko szalone. Pozdro
  • Okropny 22.03.2018
    Yo, siema! Poprzednią czytałeś? :)
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Cześć, Okropny :)

    "Kat westchnął, ale z rękami pełnymi kota nie wykonuje się gwałtownych ruchów."

    To tak bardzo <3

    "Kat wyciągnął rękę, by złapać lecącą puszkę. Kot wyciągnął łapki, by zamortyzować uderzenie o ziemię. Nie pomogło, i rozprysnął się na milion mieniących się na różowo odprysków"

    Zabawny opis przeradza się w absurd. Lubię.

    Ech, dialogi dywizami. Nie powiem, nieco mi to przeszkadza.
    Fajnie by było, jakbyś zmienił na półpauzy, w ostateczności pauzy, to już byłoby hiperpoprawnie.

    Ok. Przeczytane.
    Pierwsze, co mi się nasuwa, to wszędobylski absurd. Tworzy to ciekawą atmosferę nierealności, przez co nie wchodzimy w historię zbyt głęboko. Mimo to do samego końca jest przyjemnie i w żadnym razie nudno.
    Drugą rzeczą jest inwencja twórcza Autora - wróżkowy pyłek służący jako narkotyk czy smoczy żur.
    Trzecie - na plan na moment wchodzi Król Zła. Mam wrażenie, że jego władza jest raczej nominalna niż faktyczna - i nie wiem, na ile to wynika z konwencji, jaką przyjąłeś, a na ile z samej tej postaci. Tak czy siak, w ten sposób mimowolnie nawiązujesz do naszych czasów - gdzie owszem, można sie zwolnić z własnej woli, choć nie zawsze to bywa wskazane. Wróżka akurat jest na tyle silną osobowością, że może sobie na coś takiego pozwolić.
    No i jest jeszcze czwarta rzecz - od razu wprowadzasz czytelnika w środek sceny - łagodnie, ale bez zbędnego zarzucania go opisami. I ta akcja cały czas się kręci - jak filmie: cięcie, ujęcie.

    To chyba na tyle. Dzięki, fajnie się czytało.

    Pozdrawiajki :)
  • Okropny 04.09.2018
    Dzięki za wizytę, Ąsz. Dialogi dywizami to mój problem - piszę na telefonie, a potem, jak siedzę przy kompie, nie pamiętam, żeby to zmienić.

    Wróżkowy pyłek wyszedł sam, chyba, a kwestia żura została, zdaje się, zaczerpnięta ze slangu, gdy na jabcoki mówiło się, właśnie, żur.

    Jakbyś poczytała inne opowieści z Sadzy, jest tam mnóstwo różnych króli, nominalnych i innych, Król Zła wyszedł taki ;-)

    Kwestia wprowadzania czytelnika w sam środek... Nie lubię wstępów, mi się w życiu wstępy nie przytrafiają ;-)

    Dzięki za odczyt, komentarz, ogólnie odwiedziny. Powiew świeżości :-)
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Okropny podziwiam, ja nie wyobrażam sobie pisać na telefonie, szczególnie że u mnie części maja srednio po 3-4 strony.
    Musi być ciężko, i tu już nawet nie chodzi o flow, bo medium w tym sensie nigdy nie było ważne.

    Spoko, i tak się przymierzałam od jakiegoś czasu :)
  • Okropny 04.09.2018
    Enchanteuse ja prawie wszystko, nawet pulpy po 28 stron, piszę na telefonie. Jak dotąd nie znalazłem lepszego medium.
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Okropny wow. Niesamowite, jak ty to znosisz :)
  • Okropny 04.09.2018
    Enchanteuse kwestia przyzwyczajenia... Kiedyś czytałem na telefonach, gdy ekrany miały niecałe dwa cale przekątnej, maks dwa i pół. Co najmniej pięćdziesiąt, choć może bliżej sety książek przeczytałem na k550i. Nie ma obecnie na rynku wygodniejszego urządzenia do pisania w moim zakresie finansowym, niż smartfon.
    A wierz mi, szukałem.

    Idealnym dla mnie urządzeniem bylby smartfon z dołączaną klawiaturką i ekranem jak w kindlu.
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Okropny no tak, finanse to inna sprawa.
    Tu właśnie nie tyle kwestia ekraniku, co klawiatury. Dlatego, jak mówisz kindle z klawiaturką byłby idealny.
    Może wpadną kiedyś na coś takiego?
  • Okropny 04.09.2018
    Enchanteuse robili juz kilka podejść - zbyt niszowy sprzęt, by mógł być opłacalny, niestety.
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Okropny robili? No prosze.
    Szkoda, ale co zrobić. Zostaje pisać na telefonie albo zbierać na laptopa.
  • Okropny 04.09.2018
    Enchanteuse mam kilka laptopów, ale tego ani nie wsadzisz do kieszeni, nie udupisz pisać w korku, nie weźmiesz na wycieczkę, są duże i nieporęczne. A małe wciąż są duże i nieporęczne. Tablety to ten sam szajs co smartfon, i choć niektóre lapki od lenovo są fajne, akurat do pisania, to u mnie odpadają, bo nie miałbym kiedy się bawić w zasiadanie.
  • Enchanteuse 04.09.2018
    Okropny a, czyli w ten sposób.
    To smartfon rzeczywiście najlepszy.
  • Enchanteuse 04.09.2018
    idę stąd, bo się pitolenie małe zrobiło ;)
  • Okropny 04.09.2018
    Enchanteuse mi to nie przeszkadza

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania