Poprzednie częściNiebezpieczny układ [2]

Niebezpieczny układ [4]

ROZDZIAŁ DRUGI

 

Od jutra zaczyna pracę, była ogromnie podekscytowana i cieszyła się, że dzięki temu będą miały z Marceliną więcej pieniędzy i już nie będzie musiała odmawiać małej czegokolwiek.

Martwiła ją tylko jedna rzecz - obiady. Nie chciała mieć awantury za każdym razem, gdy wróci do domu, a jej brat będzie w nim wcześniej niż ona.

-Anka - akurat, gdy o nim pomyślała, musiał ją zawołać - chodź tutaj.

Wzruszyła ramionami i uparcie milczała, łudząc się, że za chwilę da sobie spokój i przestanie krzyczeć, tylko wstanie i sam przyjdzie do niej.

-Głucha jesteś? - ton z łagodnego przechodził w ostrzejszy - mówiłem coś.

Podeszła do drzwi, od swojego pokoju i przekręciła w nich zamek. Całe szczęście, że tata, gdy kupował nowe drzwi, pomyślał o zabezpieczeniach od środka. Dzięki temu mogła nadal udawać, że chwilowo ogłuchła.

-Trzeci raz nie powtórzę - ryknął - rusz dupę i chodź tutaj.

W myślach policzyła do dziesięciu. Miała już dość, życia z nim pod jednym dachem i czasami żałowała, że nie umiała mu porządnie przygadać, tylko od razu uciekała do swojej skorupy. Zupełnie jak jej matka kiedyś. Usłyszała kroki pod drzwiami i zobaczyła, jak naciska klamkę.

-Otwórz drzwi - uderzył pięścią - bo je rozwalę.

Z westchnieniem wstała i otworzyła - poddała się jak zawsze. Teraz pozostało jej czekać na solidną awanturę z jego strony. Powoli to wszystko zaczynało się stawać dla niej obojętne, chociaż wciąż pamiętała ich najlepsze bratersko-siostrzane lata, gdy wspierali się nawzajem i jedno za drugim skoczyłoby w ogień.

-Spałam - mruknęła, udając zaspaną - jesteś głodny?

Czasami robienie z siebie idiotki, popłacało. Nie krzyczał, aż tak, bardzo jakby rozumiał, że może być zmęczona. Może nie wszystkie ludzkie odruchy, wyparowały z niego i została w nim jakaś cząstka człowieczeństwa.

-Ta - mruknął - o której idziesz po młodą?

Zdziwiło ją, jego pytanie. Do tej pory nie interesował się Marceliną i miał w zasadzie w głębokim poważaniu jej obecność lub brak obecności w domu. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że Miłosz kolejny raz planuje zrobić coś bardzo, bardzo głupiego.

-Skąd to pytanie? - odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego zaciekawiona - dotarło do ciebie w końcu, że oprócz mnie, masz jeszcze jedną siostrę?

Pokręcił przecząco głową i odwrócił twarz w drugą stronę, sprytnie ukrywając wszystkie emocje, jakie nim targały.

-To przez nią - syknął - matka umarła, a ojciec nas zostawił.

Była w szoku. To dlatego udawał, że ona nie istnieje? Ciężko było jej uwierzyć w to, że obwiniał ją za wszystko, co ich spotkało. Cieszyła się, że Marcelina nie mogła tego usłyszeć, jej również było ciężko i już na starcie miała złamane dzieciństwo, podobnie jak i oni, gdy byli w jej wieku.

-Co ty opowiadasz? - zapytała ze smutkiem - to tylko niewinna siedmiolatka. Jest w znacznie gorszej sytuacji niż my.

Ojciec również miał do niej dystans. Nigdy nie chciał jej przytulić ani zabrać tak jak inni ojcowie swoje córki, chociażby do parku na spacer. Nie dał nawet odczuć, że jest przez niego kochana. Tak naprawdę, chyba tylko ona kochała Marcelinę.

-Mówię prawdę - wzruszył ramionami - nikt jej nie chciał.

Pokręciła przecząco głową, nie chcąc dopuścić tej myśli do siebie. Mama może nie zajmowała się nią, tak chętnie, jak dwójką swoich starszych dzieci, ale wciąż miała w pamięci fotel bujany i matkę siedzącą w nim, trzymającą w ramionach noworodka i śpiewaną przez nią kołysankę. Tamta ukradkiem podejrzana scena, wzruszyła ją i poruszyła do granic możliwości. Była pewna, że zapamięta ją do końca życia.

-Bzdury opowiadasz - powiedziała, z trudem powstrzymując łzy - ja ją chcę. Jest moją, naszą siostrą.

W odpowiedzi zaśmiał się i wyszedł z pokoju, a ona pomyślała, że jeszcze moment i serce pęknie jej z żalu. Nigdy mu tego nie wybaczy, nigdy. Jak on w ogóle mógł powiedzieć jej coś takiego?

-Gdzie ty idziesz? - zawołała za nim, gdy zobaczyła, jak wkłada buty i kurtkę - znów chcesz się wpakować w jakieś kłopoty?

Była od niego młodsza, aż o całe cztery lata, ale to ona była tą, która jest odpowiedzialna i można było jej ufać i wierzyć, że nie zrobi żadnego głupstwa.

-Daj mi spokój - wysyczał, przez zaciśnięte zęby - mam szansę zarobić dużą gotówkę. Mam nie skorzystać z takiej okazji?

Poczuła gęsią skórkę na plecach. Już wyobrażała sobie tę jego okazję i wiedziała, co później nastąpi. Znów będzie musiała dzwonić do ojca i prosić, by pomógł mu wyjść z aresztu. Ostatni wyrok dostał w zawieszeniu, a to oznaczało, że przy kolejnym pójdzie siedzieć.

-Lepiej - wzięła głęboki wdech i powiedziała ściszonym głosem - poszukałbyś sobie normalnej pracy, a nie pakował się w problemy.

Miłosz posłał jej lodowate spojrzenie i zrobił krok w jej stronę. Instynktownie cofnęła się.

-I co? - podniósł głos - mam pracować na kasie w sklepie za marne grosze?

Na końcu języka miała, że on w przeciwieństwie do niej był na studiach i udało mu się je ukończyć. Więc gdyby tylko chciał, mógłby pracować w swoim zawodzie, a nawet otworzyć własną firmę.

-Rób co chcesz - machnęła ręką, w geście poddania - ja i tak za chwilę wychodzę, po małą.

Bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. Sąsiadka, gdy tylko zejdzie na dół pewnie, znów będzie zwracała jej o to uwagę, ale przecież jego to nie interesowało. Zawsze powtarzał, by zajęli się swoimi sprawami i szedł dalej, nie przejmując się niczym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Roża 22.09.2017
    Zaczyna się ciekawie. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania