Niebiańska Gra- Rozdział Drugi: Wybór Kart
Moi nowi sprzymierzeńcy powoli prowadzili mnie po krętych, doskonale zadbanych i oświetlonych korytarzach Świątyni. Skrzydła bardzo mi ciążyły, jednak według zapewnień Aresa, niedługo miałem się do nich przyzwyczaić. Za każdym zakrętem zauważałem coraz większą ilość Aniołów, o najróżniejszych skrzydłach i strojach. Mimowolnie zwróciłem uwagę, że każdy nosi przy sobie zdobioną złotem kartę. Niemal się przewróciłem, gdy Sophia bez ostrzeżenia wyciągnęła skrzydło, by mnie zatrzymać.
- Stój głuptasie, jesteśmy już pod salą. Jak ci się podoba wnętrze Świątyni?
Zamyśliłem się przez chwilę, wciąż sunąc wzrokiem po uskrzydlonym tłumie.
- No cóż mogę rzec, to miejsce z pewnością jest wyjątkowe.
- To miejsce pamięta początki istnienia Aniołów. I Serafinów, choć oni opuścili nasz poziom kilkaset lat temu. - Denver był poważny, jakby nieobecny, zagubiony w swym wewnętrznym świecie. Słuchałem go zaskoczony.
- Co to jest Serafin? - palnąłem bez zastanowienia, jednak na szczęście nikt mnie nie wyśmiał. Ares pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Są to najwyższe byty niebieskie. Posiadają trzy pary skrzydeł, według legend powstali z bezdymnego ognia. Jako jedyni oprócz Jokerów, nie są spętani przez władze. Niektórzy nawet mówią, że nie należą do klasyfikacji Anielskiej.
Nastała między nami niezręczna cisza, wszyscy wsłuchali się w szeleszczący szatami tłum. Jakaś dama trąciła mnie skrzydłem, lecz od razu przeprosiła z lekkim uśmieszkiem. Sięgnąłem piór i zacząłem się nimi bawić, czekając aż wpuszczą nas do tej tajemniczej sali pod którą staliśmy.
- Mamy jeszcze chwilę zanim nas wpuszczą - przerwała moją zadumę Sophie, opierając się o ścianę. - Przez ten czas powinna się zjawić Królowa... - westchnęła rozglądając się dookoła.
- Jaka Królowa? - Zaciekawiłem się, od tego momentu zerkając na karty każdej mijanej Anielicy.
- Królowa Pik. Cudownie rządzi, i pewnie tym razem też obejmie to stanowisko. - Dziewczyna uśmiechnęła się z rozmarzeniem - Jakbym chciała być kiedyś taką królową...
- Nie masz o czym marzyć, siostrzyczko - wtrącił się Ares, głaszcząc ją po głowie. Ta w odpowiedzi trąciła go łokciem. - Masz szansę jeden do pięćdziesięciu czterech. Czyli niewielką.
- No wiesz, to tylko marzenie, ale kto wie... - Puściła do mnie oczko, po czym jej twarzyczka stała się kredowo biała. Bez wahania podbiegła do Anioła o biało brązowych skrzydłach, i złotych szatach. - Królu... - Wykonała staranny, głęboki ukłon. Ten tylko spojrzał na nią bez zbytniego zainteresowania, kończąc rozmowę z jakąś damą. Odwrócił się do Sophii.
- To ty. Nawet teraz jesteś skłonna mi służyć, kiedy za chwilę los może sprawić, że nasze role się obrócą? - Na jego usta wdarł się delikatny uśmiech. - Zaiste jesteś wymarzonym Asem, Sophio. - Po tych słowach pochylił się nad nią, składając na jej czole motyli pocałunek. Dziewczyna zamarła.
- Dziękuję za te słowa. - Zarumieniła się z dumy, spuszczając pokornie wzrok. - Właśnie otworzyli salę, drogi Andersie. Czy zechcesz tam wejść?
- Z przyjemnością. I oby los nam sprzyjał, moja szczęśliwa karto. - Po tych słowach Król oddalił się do sali, wśród rozstępującego się przed nim tłumu.
- To był twój Król? - spytałem dziewczyny, gdy czekaliśmy na Denvera, który gdzieś znikł. Sophie uśmiechnęła się tylko, milcząc wymownie. Dencer nareszcie stanął obok nas.
- I jak się czujecie przed losowaniem? - zapytał wesoło.
- Obym nie miał słabej karty. - przyznałem z lekkim uśmieszkiem, po czym wspólnie weszliśmy do sali, jako ostatni, zamykając je za sobą. Teraz tylko musimy oddać się w łaski losu.
_ _ _
Wszystko było już uszykowane. Długi stół, a na nim w odstępach co dwanaście centymetrów leżała z brzegu jedna karta. Każdy miał stanąć przy karcie, którą obstawił. Gdy już jakąś wybierzemy, mamy się stawić u starca, by spisał to, kim jesteśmy i jaką rolę odgrywamy. Ares trącił mnie skrzydłem.
- Idziesz? - Chłopak już stał przy swojej karcie, i najwyraźniej czekał na mój wybór. Niechętnie podszedłem do najbliższej karty, patrząc na nią nieufnie i ze strachem. - Na co czekasz? Odwróć ją i poznaj siebie!
Ares mówiąc to, sam wziął kartę w swoje ręce, i spojrzał na to kim się stał. Jego pewny siebie uśmiech lekko przygasł, jednak dumnie mi ją zaprezentował.
- Widzisz? Walet Kier. Nie ma szału, ale mogło być o wiele gorzej. - Po tych słowach odszedł by się zapisać, zostawiając mnie samego w tej wielkiej chwili. Rozejrzałem się po twarzach zebranych, starając się ustalić kto wypadł dobrze a kto nie, jednak wszyscy zachowywali kamienny wyraz twarzy. Przełknąłem ślinę, po czym drżącymi dłońmi chwyciłem kartę i odwróciłem ją znakiem do góry. Widząc go, niemal nie upadłem z ogarniającej mnie ulgi i radości. Po tej lawinie uczuć, nadszedł czas na zdziwienie. Jestem tak wysoko, mimo że jestem tu nowy...
- Na co ci się trafiło? - Tuż za mną pojawiła się Sophie z Denverem. Dziewczyna dumnie unosiła skrzydła, prostując je ku górze. Uśmiechnąłem się radośnie pokazując swoją kartę.
- Od dziś zostałem Asem Karo! - oświadczyłem dumnie. Sophie pisnęła radośnie, po czym spojrzała najpierw na Denvera, a potem znów na mnie, pokazując swoją złotą kartę. Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć kim stała się ta młoda dama. Znaczy się, właśnie rozmawiam z Królową Trefl! - O rany, wasza wysokość, gratuluję tego zaszczytnego stanowiska!
- Oj nie przesadzaj. - Machnęła ręką, jednak widać było iż jest tym tytułem bardzo zaszczycona. - Pomyśleć że mój braciszek spadł, a ja poszłam w górę - zachichotała, po czym kierowała uwagę na Denvera. - A ty co tam skrywasz?
Chłopak podrapał się po ciemnych włosach z zażenowaniem.
- No ja niestety, nieco spadłem. Przy was to ja jestem nikim... Ot taka sobie Szóstka Karo.
- Ciesz się że nie dostałeś dwójki czy coś - mruknęła pogodnie Sophie, jednak ja jej nie słuchałem, ponieważ w tłumie ujrzałem znajomą sylwetkę Anielicy, którą wcześniej widziałem. Bez słowa ich opuściłem, i przepychając się przez tłum, ruszyłem za nieznajomą. Dogoniłem ją dopiero przy stoliku z wodą.
- Przepraszam panią - powiedziałem głośno, starając się zwrócić jej uwagę. Kobieta uniosła głowę i utkwiła we mnie swój niezmiernie smutny wzrok. Uśmiechnęła się delikatnie, robiąc mi miejsce bym się dosiadł.
- Ah, to ty. Słucham cię, mój drogi Kasjanie - odezwała się cicho, a mimo to jej głos usłyszałem bardzo wyraźnie. Odwzajemniłem jej uśmiech, nie mogąc oderwać od niej oczu.
- Witaj pani... znaczy dzień dobry - Zacząłem, nie mogąc się skupić. Kobieta jednak słuchała uważnie, ze spokojem. - No więc... Chciałbym się o coś zapytać. To pani mnie tu zesłała?
- Musiałam wykonywać obowiązki i korzystać z przywilejów bycia Jokerem. - odparła, popijając drobne łyki ze szklanki z wodą. - Jednak, dlaczego o to pytasz?
- Pytam, ponieważ jestem ciekaw dlaczego pani wtedy płakała. - wypaliłem, zanim dotarł do mnie sens jej słów. Niemal podskoczyłem. - Chwileczkę, była pani Kolorowym Jokerem?!
- Owszem. Już nim nie jestem. - Kobieta wydawała się rozbawiona moją ciekawością i nadmierną reakcją.
Milczałem przez chwilę, patrząc na nią w osłupieniu. Kawałki układanki zaczynały między sobą iskrzyć, tworząc coraz większe strzępy wspomnień.
- A mogę spytać jak pani ma na imię, i jaki tytuł teraz nosi?
Nieznajoma uśmiechnęła się tajemniczo odstawiając szklankę za stolik.
- No tak, jeszcze się nie przedstawiłam. Wybacz mój brak kultury. Nazywam się Somaye, i jestem Królową Karo, mój drogi Kasjanie.
Komentarze (9)
"po czym kierowała uwagę na " - skierowała - literówka
jest ciekawie zatem lecim dalej :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania