Poprzednie częściNiechciana miłość - Prolog

Niechciana miłość - Rozdział 10

O jedenastej trzydzieści wymknęłam się tylnymi drzwiami i udałam w stronę wyznaczonego miejsca. Byłam bardzo zdenerwowana po ostatniej nocy.

Gdy w końcu udało mi się wczoraj zasnąć, przyśnił mi się koszmar, w którym znowu uciekałam przed tym ohydnym facetem. We śnie jednak udało mu się zaciągnąć mnie w ciemny zaułek. Następnie pojawiło się więcej takich jak on i wszyscy mnie szarpali. Krzyczałam, ale nikt nie przychodził z pomocą. W końcu jeden ze zbirów wyciągnął nóż, a reszta złapała mnie za ręce, abym się nie zdołała wyrwać. Gdy ten z nożem był już bardzo blisko, obudziłam się.

Byłam cała spocona ze strachu i przyspieszony oddech. Przez resztę nocy nie zmrużyłam oka, ponieważ bałam się, że koszmar znów powróci.

Dlatego teraz jestem nieprzytomna i podskakuję na każdy najmniejszy dźwięk, taki jak powiew wiatru, czy gałązka pod stopami. Co chwilę oglądam się za siebie, czy na pewno nikt mnie nie śledzi i dla bezpieczeństwa zmieniam co chwilę kierunek.

Gdy docieram na miejsce, z rozczarowaniem stwierdzam, że nikogo nie ma. Liczyłam, że Sean będzie na mnie już czekać. Czuję się strasznie nieswojo będąc tutaj sama. Gdyby on tu był, poczułbym się o wiele bezpieczniej.

***

Po jakimś kwadransie, słyszę jakiś szmer w pobliżu. Odwracam się przestraszona, ale widzę Seana, który chowa się pod krzakiem i macha do mnie, abym podeszła. Gdy jestem w pobliżu, pokazuje mi, żebym położyła się na ziemi i doczołgała do niego, a następnie znika w krzakach. Staram się z całych sił, aby za nim nadążyć i aby nie wydać żadnego dźwięku, mimo iż ciągle coś mi się wbija w ręce, albo w brzuch. Mam nadzieję, że nie będzie widać zadrapań, bo mogę mieć problemy.

Po mniej więcej dziesięciu minutach docieramy do malutkiej polanki, z której nie widzę innego wyjścia, niż przez ten busz krzaków, który właśnie pokonaliśmy. Przez chwilę jesteśmy nadal cicho i nasłuchujemy, czy ktoś nie podążał za nami. Po chwili jednak zaczynają znowu śpiewać ptaki, a więc nikogo więcej tutaj nie ma.

- Bardzo się cieszę, że cię widzę, i że jesteś bezpieczna. - Powiedział Sean. Wyglądał strasznie. Jego twarz była całą w siniakach i we krwi. Miał potargane włosy i wyglądał, jakby od dawna nie spał. Ubrania miał strasznie brudne i poplamione krwią.

- Co ci się stało? Kto ci to zrobił? - Zapytałam z przestrachem? - To ten mężczyzna, który wczoraj mnie śledził?

- Kto cię śledził?! Nic ci nie zrobił?! Kto to był?!

- Złapał mnie i chciał gdzieś zabrać, ale udało mi się wyrwać i uciec. Nie wiem kto to był. Nie znam go. Był cały brudny i cuchnął wódką.

- Czyli ktoś go wynajął i chyba nawet wiem kto. - Powiedział smutno Sean.

- Nie rozumiem. Co się tutaj dzieje? Kto w takim razie ciebie skrzywdził?!

- Hmm... jakby to powiedzieć? Jestem w takim stanie przez mojego ojca. Nie pojawiłem się na balu, ponieważ zamknął mnie w lochu, ponieważ twierdził, że nie chce żeby ktoś popsuł zaręczyny mojego brata. Próbowałem się stamtąd wydostać, dlatego strażnicy mnie uciszyli siłą. Dopiero wczoraj wypuszczono mnie, ale ojciec dał mi ostrzeżenie, że mam się do ciebie nie zbliżać, jeśli nie chcę spędzić reszty życia w lochu.

- Czyli ktoś nas obserwował i wie, że się spotykamy.

- Na to wygląda. I najwidoczniej ojciec wynajął kogoś, aby śledził twój dom i ciebie, gdy wychodzisz. Czyli będziemy musieć na jakiś czas przestać się spotykać.

- Ale nie chcę przestać. - Powiedziałam ze łzami w oczach. - Tylko przy tobie czuję bezpieczna i potrzebuję twojego wsparcia. Proszę nie zostawiaj mnie. - Zaczęły płynąć mi łzy z oczu. Sean przybliżył się i przytulił mnie.

- Nie zostawiam cię, ale na jakiś czas musimy przestać się spotykać. Nie chcę, aby coś ci się stało. Obiecuję, że to nie koniec naszych spotkań, ale muszę wymyślić coś bezpieczniejszego. Obiecaj mi, że nie będziesz przychodzić tutaj, ani nawet wychodzić ze swojej rezydencji bez powodu. Dobrze?

- Dobrze, obiecuję. Ale boję się, że sobie nie poradzę. To wszystko mnie przytłacza i nie wiem co robić. Rodzice oczekują ode mnie, że wypełnię swoje zadanie, ale ja nie wiem, czy mam tyle siły. Mam dość wybierania pomiędzy szczęściem, a tym co powinnam. Chciałabym uciec, ale nie mogę tak zostawić mojej rodziny.

- Rozumiem cię bardzo dobrze. Też nie mam pojęcia co robić, aby postąpić słusznie i nie trafić do lochów. Zawsze miałem w planach, że ucieknę gdy skończę osiemnaście lat.

- A teraz? - Zapytałam patrząc mu w oczy.

- Mam wszystko przygotowane, a moje urodziny już za dwa miesiące,... ale nie mogę cię tak tutaj zostawić. Zostanę z tobą i będę twoim wsparciem. Obiecuję. - Powiedział całkiem poważnie, a następnie nachylił się i mnie pocałował.

W tym momencie poczułam, jakby cały świat się zatrzymał i nic innego się nie liczyło, oprócz tego, że jestem tutaj z Seanem. Po raz pierwszy od bardzo dawna, albo i w ogóle, poczułam się bardzo szczęśliwa. Chciałam, aby ta chwila się nie skończyła.

Spędziliśmy w tym sekretnym miejscu, odciętym od świata jeszcze godzinę, tak naprawdę ciesząc się chwilą. Nie rozmawialiśmy już o niczym więcej, tylko cieszyliśmy się ciszą i tym błogim spokojem. Żadne z nas nie chciało teraz myśleć o tym co będzie, o tym, że nigdy nie będziemy mogli być razem. W tym momencie potrzebowaliśmy nadziei, a jedyne co nam pozostało to wspierać się nawzajem w tych trudnych chwilach.

Sean pokazał mi później gdzie w krzakach są ukryte pułapki, aby w razie potrzeby byłam w stanie dojść do naszej nowej kryjówki sama. Następnie upewniwszy się, że nikogo wokół nie ma, udałam się do rezydencji, a Sean według planu miał jeszcze zostać tam przez chwilę, dopóki nie zniknę mu całkiem z oczu.

Idąc czułam się bardzo dziwnie, miałam zmieszane uczucia. Nadal czułam lęk i obawę, że ktoś znów może mnie śledzić. Czuła także radość ze spotkania z Seanem, ale także smutek, że nie możemy się widywać.

***

Wejść niezauważoną, przebrać się i zejść na kolację udało mi się na styk. Wszyscy już byli przy stole. Przeprosiłam i powiedziałam, że zasnęłam. Właściwie, to nikt nie zwrócił uwagi na moje spóźnienie, oprócz Lucy, która patrzyła na mnie podejrzanie.

***

Po obiedzie udałam się do swojego pokoju, jak zawsze. Po chwili usłyszałam puknie do drzwi. To była Lucy.

- Gdzie byłaś cały dzień? - Zapytała bez owijania.

- W pokoju. - Skłamałam.

- Nie prawda. Widziałam jak wychodzisz i nie było cię w pokoju, gdy sprawdzałam. I wiem też, że robisz to dość często. Proszę, obiecuję, że nikomu nie powiem, ale powiedz mi prawdę. Dawniej zawsze się sobie zwierzałyśmy. Możesz mi przecież zaufać. - Powiedziała poważnie patrząc mi prosto w oczy.

- No dobrze, ale to musi pozostać w tajemnicy, bo inaczej będziemy mieć poważne problemy.

- Nie musisz się martwić. Nikomu nic nie powiem.

- Dobrze, a więc byłam się spotkać z Seanem.

- Młodszym bratem księcia Sebastiana? - Zapytała zdziwiona. - Dlaczego akurat z nim?

- Poznaliśmy się na początku przyjazdu i nie wiedziałam, że jest z rodziny królewskiej. Dopiero na pierwszym balu się o tym dowiedziałam.

- A więc macie romans? - Zapytała z uśmieszkiem?

- Nie ... chyba. Po prostu się przyjaźnimy. Oboje wiemy, że nie możemy być razem. Spotykamy się, aby się nawzajem wspierać, tak jak robią przyjaciele.

- A co z Sebastianem?

- Książę mnie ciągle ignoruje i wiem, że też tego nie che. Ciągle wymyka się gdzieś z taką jedną dziewczyną, a dla mnie jest bardzo oschły i ciągle pokazuje, że mną gardzi. Nie chcę za niego wychodzić, ale nie mogę zawieść rodziców i nasz kraj.

- A nie możesz porozmawiać z ojcem, żebyś wyszła za Seana i w ten sposób uzyskać sojusz?

- Nie, ponieważ w Heladii nie uznają młodszego rodzeństwa i Sean nie ma żadnych praw. Jego rodzina go wręcz nienawidzi. Jeśli dowiedzą się o nas, to wtrącą go do lochu, albo jeszcze gorzej. - Wytłumaczyłam i rozpłakałam się z nadmiaru emocji i ostatnich przeżyć.

Lucy przytuliła mnie i została w moim pokoju do bardzo późna. Opowiedziałam jej dokładnie wszystko co się nam przydarzyło, a ona próbowała mnie pocieszać.

***

Gdy się obudziłam w nocy, okazało się, że śpię w sukni. Nie pamiętam, kiedy Lucy poszła do swojego pokoju, a więc musiałam przy niej zasnąć. Nie miałam siły wstawać a więc poszłam dalej tak spać.

Znów przyśnił mi się ten bandzior, ale tym razem, we śnie uratował mnie Sean.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Shogun 16.06.2020
    No, czyli się dowiedzieli, ciekawe. Dobre zakończenie spinające niejako klamrą cały rozdział. No nic, zobaczymy co wydarzy się dalej :D
    Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania