Niechętny posłaniec #WspólneOpowiadanie - część 10 (Joker)
Młodzik stał tak krótką chwilę, gapiąc się tępo na nagiego Svena. Swą potężną budową i owłosieniem przypominał bardziej niedźwiedzia niż człowieka, co brodacz naturalnie traktował jako atut. Choć sam twierdził z dumną, że jego największym walorem i bronią było to co każdy facet miał między nogami. Dopiero, gdy ten uniósł na niego ciężkie spojrzenie, chłopak ocknął się, po czym zabrał do pospiesznego rozpalania ogniska. Krzesanie szło mu jak krew z nosa. Chude ręce drżały, kamienie nie chciały wzniecać iskier, a drewno jak na złość było jakieś takie mokre i niechętne do współpracy.
Sven nie komentował. Choć patrzenie na nieudolne starania tej siermięgi przyprawiały go o mdlące fale litości, postanowił w pełni cieszyć się chwilą spokoju. Mimo iż ciemne chmury nadal kłębiły się nad lasem, deszcz ustał, dzięki czemu humor Svena uległ nieznacznej poprawie.
Umywszy się porządnie, wyszedł na brzeg, rozchlapując wodę niefrasobliwie.
- Oho - mruknął, podchodząc do blondasa, jaki nadal klęczał nad kupą chrustu. - Uważaj bo się poparzysz.
- Staram się j-jak mogę, panie - odparł cicho, nie przestając stukać.
- Żaden ze mnie pan. Jak będziesz je tak głaskał to szybciej pozdychamy z zimna, niż cokolwiek wykrzesasz - rzucił od niechcenia. Podrapał się zaraz po pośladku, a następnie ściągnął łachy, wiszące na pobliskiej gałęzi. Odział się niespiesznie w wilgotne wciąż szmaty, po czym usiadł ciężko na zwalonym pniaku, tuż na przeciw jasnowłosego. Patrzył przez krótką chwilę na flegmatyczne ruchy zrezygnowanego młodzieńca. W końcu nie wytrzymał. - Dawaj to, pizdo, bo się pokaleczysz.
To powiedziawszy, wyrwał kamienie z rąk przestraszonego chłystka. Uderzył silnie jednym o drugi, a kilka figlarnych iskierek sfrunęło na wyschniętą trawę, jaką młokos podsypał drwa. W mgnieniu oka pojawił się ciemny dym, a do nozdrzy obu wędrowców wdarł się nieprzyjemny, drażniący smród. Smród, za którym Sven tęsknił już od dawna. Nie pamiętał ile dni spędził w kulbace z dala od ciepła. Zdążył już zapomnieć jak to jest móc usiąść w spokoju i ogrzać się przy trzaskających płomieniach. Co prawda te dopiero tliły się nieśmiało, jednak Sven potrafił już zadbać o to by ogień nie wygasł przy pierwszym dmuchnięciu wiatru.
- Jak cię zwą, sierotko? - spytał po jakimś czasie, zagryzając pieczoną kiełbasą.
- Nje jeftem fjerotą - odparł niewyraźnie młokos, żując pajdę suchego chleba. - Jestem Ulryk. Najmłodszy syn Gordyka Śmiałego.
- Nie? A jak dla mnie zalatuje tu fajtłapstwem - rzucił brodacz, zupełnie ignorując dumnie wyjawioną godność. - Co ty tu w ogóle robisz, pierdoło, ha?
Obserwował jak chłystek z trudem przełyka obrazę, a następnie odwraca wzrok, nie będąc w stanie znieść ciężkiego, świdrującego spojrzenia spod krzaczastych brwi.
- To długa i bardzo nudna historia. Zapewniam, że nie chcesz jej słuchać, panie...
- Przestań jazgotać jak baba, bo mi uszy odpadną. I mówiłem ci, nie jestem żadnym panem, jestem Sven. - Skrzyżował ręce na szerokiej piersi, by podjąć zaraz. - Mów skąd i po co cię licho przyniosło, albo je zawołam, żeby odniosło twojego gnijącego trupa tam skąd żeś przylazł.
- U-uciekłem z domu - wybąkał w końcu, splatając chude palce. - Moja rodzina jest rodem znanym na całą dolinę. Liczy się z nim każdy, kto ma rozum, a nie chce mieć kłopotów. Ojciec zawsze wolał mojego starszego brata, Bodryka, ja zaś od dziecka go podziwiałem. Zawsze chciałem być taki jak on. Wszystko robił ode mnie lepiej - jeździł konno, strzelał z łuku, walczył. Ojciec jednak widział to i gardził mną, coraz częściej powtarzając, że wątpi w mój rodowód. Brat był wiernym odbiciem ojca i traktował mnie gorzej niż stajennych, na co tatko nie reagował... Mówił tylko, że... - Sven milczał, obserwując bacznie rozmówcę. Głos chłopaka zaczął drżeć, tak samo jak wątłe ramiona, na które opadały jasne włosy. - M-mówił, że gdybym był jego synem, nie pozwalałbym sobą pomiatać. A-aż któregoś dnia, gdy wypił na jednej z uczt... on... uderzył mnie przy wszystkich i p-powiedział, że jestem... że j-jestem pieprzonym bękartem i...
- Wzruszające. No po prostu tak wzruszające, że się, kurwa, łezka w oku kręci - mruknął Sven, wstając. Blondyn uniósł na niego załzawione ślepia zagubionego zwierzęcia, z dziwnym rozczarowaniem, które mężczyzna wyłapał z miejsca. Podszedł do uwiązanego nieopodal Kulla. Ulryk zaś w milczeniu przypatrywał się jak ten grzebie w jukach, mrucząc coś pod nosem do własnego wierzchowca. Po chwili wrócił do ognia, niosąc topór w jednym ręku, w drugim natomiast tajemnicze zawiniątko. Chłopak zląkł się zauważalnie, jednak brodacz nie emanował agresją ani chęcią mordu.
- To jest Dood - powtórzył raz drugi, głaskając pieszczotliwie lśniącą w świetle płomieni głowicę. - Jest moją jedyną, idealną kochanką. Taką, która nie zdradzi, zawsze jest pod ręką i mało gada - to powiedziawszy, uśmiechnął się lekko w stronę podrostka. - Jest moją wierną towarzyszką. Ty też powinieneś sobie taką znaleźć, bo tym co trzymasz za pazuchą możesz se co najwyżej brud spod paznokci wygrzebać.
- Niczym innym nie dysponuję, pa... Sven.
- Wiem, pierdoło - westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą. Bez zwłoki odwinął szmatki, a oczom Ulryka ukazał się duży zbójecki nóż. Ostrze było długie na dwie stopy i szerokie na pół, a swoją wielkością przypominało rzeźnicki tasak. Całą rękojeść z ciemnego drzewa zaś okalały wyżłobione pędy winorośli, nadając broni swoistego uroku. Wyciągnął broń w stronę zdezorientowanego młodzika. - Trzymaj. Jest twój.
- A-ale panie, t-to znaczy Sven, ja... - zająknął się. - J-ja nie mogę go przyjąć.
- Bo co? Ojczulek, a pies go jebał, ci zabroni? Zleje rzemieniem po tyłku?
- N-nie, ale...
- To jest podarek, smarku i spróbuj mi jeszcze raz odmówić, to wcisnę ci go na siłę. Ale między żebra.
Blondyn pospiesznie przyjął broń, patrząc na nią z trwogą, ale i niekrytym podziwem. Ujął oręż ostrożnie, zupełnie jakby ten gotów był się zaraz rozsypać.
- Ja tam go nie potrzebuję, mam swoją Dood. Do tego te wystrugane kwiatki do ciebie pasują, hehe. No i będzie mi tylko w jukach miejsce zajmować, a tobie... tobie się przyda, wypierdku, bo całe życie przed tobą i z miejsca mówię, że nie będzie ono usłane różami. Zapamiętaj sobie - życie to stara kurwa, na każdym kroku próbująca cię złamać, zgnieść i wmazać w błoto. Zapomnij o przyjemnościach i wygodzie, nie jesteś już paniczykiem. Jesteś wyrzutkiem. Jak ja, Kull i Dood.
- Dzięki ci, Sven. - W jasnych oczach zalśniła iskierka radości. - Będę o niego dbał.
- No ja myślę. Nadaj mu jakieś imię.
- Dankbaarheid* - odparł z miejsca, obracając delikatnie broń w dłoniach. - Będzie się zwał Dankbaarheid.
Sven uśmiechnął się lekko pod nosem. Nigdy nie uważał siebie za dobrego człowieka, oprócz Dood i Kulla w jego życiu najważniejsze miejsce zajmowało dupczenie i wojaczka. Nie zmieniało to jednak faktu, że czasem nawet skurwysyn jego pokroju, potrafił zdobyć się na dobry gest.
- Nie gap się tak w niego bo oślepniesz, niemoto - mruknął brodacz, układając się na ziemi. Grunt wokół ogniska zdążył już trochę przeschnąć i nabrać ciepła, dzięki czemu warunki do snu były całkiem niezłe. - Księżyc już dość ma twojej paplaniny. Zrób światu przysługę i idź spać... - Po dłuższej chwili dodał jeszcze nieco ciszej: - Ruszamy o świcie, dupo wołowa.
Choć euforia jaka ogarnęła Ulryka rozsadzała go od środka falą pozytywnych emocji, nie odezwał się ani słowem. Uśmiechnął się tylko szeroko, po czym z nowym ostrzem za pazuchą, w jednej chwili zawędrował do krainy snów.
Po raz pierwszy od dawna spał spokojnie.
* Dankbaarheid (holenderski) - wdzięczność
Komentarze (30)
Joker, w takim razie nominuję Ciebie.
Dzięki za odwiedziny ;))
Raz jeszcze dziękuję za pozytywny komentarz ;))
" drewno jak na złość było jakieś takie mokre " - hmm... No może dlatego, że padało kilka dni? Jakoś dziwnie wyszczerzyłam się do tego fragmentu (oczywiście nie ma tu błędu)
"tuż na przeciw" - a nie "naprzeciw"
"- Wzruszające. No po prostu tak wzruszające, że się, kurwa, łezka w oku kręci " - ten fragment też mnie rozwalił. Cały Sven. Niby gbur i nie przejmuje się wzruszającymi historiami, ale jednak później podarował chłopakowi ostrze, czyli coś mu się tam poruszyło, jakieś ochłapy współczucia i dobroci.
Podoba mi się jak Sven zwraca się do Ulryka, w sensie "niemoto" itp., bo jak dla mnie dodaje to jakiegoś dziwnego uroku.
Historia Ulryka pozwoliła nam poznać postać (naprawdę?) i to, że wiemy teraz o chłopaku więcej niż o Svenie, przynajmniej pod względem przeszłości, nadaje tylko tajemniczości brodaczowi i większej chęci poznania go. Ja tak sądzę.
W ogóle zauważyłam też, że kobiety piszące wspólne opowiadanie zrobiły ze Svena typowego samca alfa. Włochy, brutalność i gburowatość, ale mi tam pasuje, dopóki nie musiałabym z nim walczyć. No, porzućmy ten wątek. Dla dobra mojego i ogółu.
Bardzo dobre opowiadanie, klimat i rozwinięcie postaci Ulryka. Wysłałam do Ciebie krukiem piątkę. Niedługo doleci.
Hah, w sumie dopisałam to pod koniec, przed ostatecznym wstawieniem tekstu, ale jakoś mnie tak tknęło i no nie wiem, podobało mi się takie wtrącenie xd
Chciałam rozwinąć postać Svena o jakieś zalety, żeby nie był tylko rębajłą, potrafiącym co najwyżej porzucać kurwami. Z tym takim "tajemniczym" motywem się zgodzę, robi to jakieś tam wrażenie. Wiesz co, nie planowałam tego od początku, po prostu do jego postaci - charakteru i postury (i brody xd) pasował taki niedźwiedź. Poza tym nic do owłosienia nie mam, mój luby to taki kochany niedźwiedź, tak więc jestem jak najbardziej na tak ^^'
Dziękuję za piąteczkę, nie wiem czy kruk dotarł, ale i tak dziękuję.
ps. oglądałaś/czytałaś grę o tron? Tak mi się przez te kruki skojarzyło.
Taa, Tyrion jest jednym z moich ulubieńców z GOTa, należy do nich jeszcze Ogar, John Snow i Jaime Lannister, ale po odcięciu łapy xd I książę co go Góra tak brzydko zabił też był spoko, tylko że on chwilowo występował niestety. Jeśli zaś miałabym wskazać znienawidzoną trójcę byliby to: Joffrey, Sersei i pieprzony Ramsay Bolton. No jakbym dorwała chuja to... UGH! Nie lubię jeszcze Stannisa i jego równie pierdolniętej żonki. Patologia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania