Niedziela dzień święty

W niedzielę, ubrany w odświętną koszulę, szedłem do kościoła, drogą przecinającą szerokie pola, na których żółte morze rzepaku szeptało łagodne pieśni.

Czasem, trzymając dłoń w wąskiej dłoni matki, patrzyłem w niebo, jakbym chciał wypatrzeć gdzieś tam wysoko, niebieskookie anioły, przezroczyste i nieuchwytne jak bańki mydlane. Potykałem się wówczas na nierównej, polnej drodze, czasem zdzierając czubki odświętnych butów, czym doprowadzałem do szewskiej pasji ojca, który krzyczał, płosząc stada ptaków:

- Patrz jak leziesz, gówniarzu.

W kościele, siedząc w bocznej nawie, z głowami umeblowanymi problemami dnia codziennego, zbyt zmęczeni by się modlić,

z dłońmi wypełnionymi marzeniami, w rachunku sumienia wszystkie swoje grzechy zmywali garstką ciężkich westchnień, jeszcze wierząc w lepsze jutro, choćby tylko dla swoich dzieci.

Spoglądałem na Matkę Boską, odzianą w niebieską pelerynę, z twarzą tak tajemną, jakby wszystkie tajemnice świata kryły się w tym obliczu.

Ojciec, wyrwany z długich dni rozmyślań nad swym nędznym losem, uderzał zaciśniętą pięścią w zapadłą pierś i mówił drżącym głosem, aż echo tych słów, grzmiało jak odgłos lawiny, sunącej w dół zbocza:

- Moja wina, moją wina, moja bardzo wielka wina.

Potem wracaliśmy, jacyś tacy odmienieni, jakby zaczarowani.

Ojciec milczał, zapewne przeżuwając ostatnie niepowodzenia, dni zbyt suchych, kiedy to z nieba lał się rozgrzany ołów, paląc wszystko dookoła, nie oszczędzając niczego ani ludzi, ani zwierząt.

Matka starając się dorównać mu kroku, prawie biegnąc u jego boku, co rusz podrzucała moje wątłe ciało i milcząc, zapewne analizowała w swojej biednej głowie, słowo Boże, rzucane jak siew między kąkąl przez księdza wikarego.

Ponad trzydzieści lat przewagi ojca nade mną, nauczyły mnie słuchać w milczenie jego, jakże rzadkich wywodów nad niesprawiedliwością tego świata. Stawał się wtedy Wielką Katedrą a z ust jego padały słowa, które chciwie chwytałem, chowając w przepastnych szufladach pamięci. Jego szare oczy czujne jak u myśliwego, studiowały moją twarz. Siedzieliśmy tak przy starym, odrapanym stole, pamiętającym jeszcze czasy, kiedy to ojciec opierając o niego swoje wątłe łokcie, machając w powietrzu nogami, słuchał bajań sąsiadów zimową późną porą.

Matka, krzątając się przy rozgrzanym kuchennym blacie, ocierając pot z czoła przedramieniem, przesuwała ciężkie garnczki, pokrywki podskakiwały wesoło i zapach kapuśniaku unosił się jak mgła nad naszymi głowami.

Za oknem chmury ślizgały się po niebie, ciemnymi kolorami próbując zastraszyć świat. Niedziela, dzień święty który należało święcić, dla matki był kolejnym roboczym dniem.

Ojciec wstał i wyszedł. Głucho zadudniły zamykane drzwi i jego wąskie plecy znikły w mroku chłodnej sieni.

Potem matka, zniecierpliwiona jego długą nieobecnością, znalazła go wiszącego w stodole.

Sznur, który nie tak dawno kupił w mieście, przerzucił przez grubą belę przeszywającą stodołę, jak igła rozdarte ramię koszuli.

Skrzyp sznura i matki krzyk zlały się w jedno. Byłem zbyt mały by pochwycić jej ciało, które jak drzewo złamane naporem wiatru, runęło wprost pod moje nogi.

 

Gdyby żył ojciec, wszystko potoczyłoby się inaczej. Znów palcami czesałby swoją złość jak psa na łańcuchu, próbującego bronić domu. Nerwowo kręciłby się po domu, we wszystkich szufladach szukając kluczy, których nigdy tam nie było.

Jaskółki nie odfrunęłyby znad okien, z dziką rozpaczą nie wyłby pies a matka zgnieciona samotnością nie stałaby się staruszką w jeden straszny dzień, rozmawiając z własnym cieniem jak z ojcem.

Nigdy nie używałem czułych słów, po prostu nikt mnie tego nie nauczył.

Jedyne co mogłem, to śpiewać jej cienkim dziecięcym głosem. Stawała się wtedy spokojniejsza, zamyślona, jakby wykuta z kamienia. Nieobecna jeszcze za życia.

Gorzkie jak piołun jest rozstanie z bliską osobą, dlatego żegnam się z Tobą mój Niebieski Boże.

Następne częściNiedziela dzień święty V

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • Marian 19.08.2020
    Piękny tekst. Jakbym widział opisywane sceny.
    Otwórz to jeszcze raz i zmień edycję, bo porozłaziły Ci się linijki. Będzie to lepiej wyglądało, a temu tekstowi się to należy.
    Pozdrawiam.
  • Tjeri 19.08.2020
    Tak. Bardzo ładnie stylizowany tekst. Czyta się gładko i zostaje ze smutkiem.
  • Tjeri 19.08.2020
    Udany debiut.
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Witam i dziękuję za komentarze. Trochę za bardzo się pospieszyłem z wstawionym tekstem i nie dopilnowałem wszystkiego, dlatego, jak pisze Marian, porozłaziły się linijki. Teraz muszę to ogarnąć i następny teks będzie już jak należy.
  • Jarema 19.08.2020
    Sorry, ale nic z tego nie rozumiem.

    Wyglądająca na szczęśliwą rodzina, dom małżeństwo z co prawda tylko jednym dzieckiem, ale zawsze.

    Sytuacja przypominająca taką małą stabilizację epoki przedgierkowskiej, czy może gomułkowskiej jeszcze. Dom, rodzina, dzieci, święty spokój, z dala od zgiełku i szumu wielkiego świata.

    Zrobienie obiadu rodzinie to wielka tragedia? W końcu ten kapuśniak można było ugotować w piątek, albo w sobotę, a w niedzielę odgrzać. Czyżby do zrobienia w święto czegokolwiek, jak dawniej zamieszkujący Polskę Żydzi wynajmowali sobie tzw. szabesgoja, trzeba byłoby sobie nająć służącego. Bo nawet starcie kurzu, albo podpalenie ognia pod kuchnią traktowali jako pracę.

    Nie rozumiem tego wszystkiego. Nie wyjaśniasz co jest nie tak. Ojciec zwariował? No zdarza się. Bo co, miłość się wypaliła? To jeszcze nie tragedia.
    A ostanie zdanie to już kompletna zagadka.

    Tekst dość sprawnie napisany, pewne błędy są, ale nie rozumiem, czemu ma on służyć, co przekazywać, czego uczyć, przed czym przestrzegać?
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Jarema, Ty nie rozumiesz tekstu a ja Twojego komentarza. Przeczytaj jeszcze raz uważnie a może zrozumiesz. To nie są lata 60 czy 70, to lata tuż przed pierwszą wojną światową (chociaż tego nigdzie nie napisałem) gdzie nędza zaglądała ludziom w oczy, dlatego też ojciec się złości na chłopca w drodze do kościoła:

    Potykałem się wówczas na nierównej, polnej drodze, czasem zdzierając czubki odświętnych butów, czym doprowadzałem do szewskiej pasji ojca, który krzyczał, płosząc stada ptaków:

    - Patrz jak leziesz, gówniarzu.

    Ojciec nie zwariował - po prostu miał już wszystkiego dość, całej tej nędzy i poddał się.

    Ojciec, wyrwany z długich dni rozmyślań nad swym nędznym losem, uderzał zaciśniętą pięścią w zapadłą pierś i mówił drżącym głosem, aż echo tych słów, grzmiało jak odgłos lawiny, sunącej w dół zbocza:

    - Moja wina, moją wina, moja bardzo wielka wina.

    Potem wracaliśmy, jacyś tacy odmienieni, jakby zaczarowani.

    Ojciec milczał, zapewne przeżuwając ostatnie niepowodzenia, dni zbyt suchych, kiedy to z nieba lał się rozgrzany ołów, paląc wszystko dookoła, nie oszczędzając niczego ani ludzi, ani zwierząt.

    Każdy odczytuje tekst po swojemu. Jeden widzi obrazy inny zastanawia się o co autorowi chodzi. Jeśli chodzi o zagadkowe zdanie na końcu, to chłopiec ma ogromny żal do Boga i po prostu, tak po dziecięcemu obraża się na niego.
    Ot, taka krótka historyjka o nędznym ludzkim życiu.
    Dzięki za komentarz Jarema, mam nadzieję, że teraz to odczytasz trochę inaczej.
  • Jarema 19.08.2020
    Dzięki za wyjaśnienie, ale nadal nic nie rozumiem. Okres przed pierwszą wojną światową, zakładam że to w Polsce się dzieje, był okresem wielkich wynalazków, prosperity i właśnie wzrostu dobrobytu. Zobacz choćby, jak ten okres przedstawiła Maria Dąbrowska. Ja rozumiem, że wieś, i że chłop. No ale jak się facetowi nic nie chciało, tylko uciec w nerwy i marudzenie, to już jego problem. Mógł się nająć do roboty w jakiejś fabryce, ludzie wtedy tak robili. Albo zająć polityką jak Witos. To był okres, gdy na wsiach powstawały spółdzielnie (choćby Grabski je zapoczątkował w łowickiem), ochotnicze straże pożarne i inne. Bardzo wiele organizacji działało przy kościołach właśnie. Zawsze było gdzie dorobić, jak miał mało pola. Po prostu widzę, że taki typ człowieka, świadoma lub nieświadoma patologia. Najlepiej wziąć i się powiesić:) No chyba, że postaci fikcyjnych i bohaterów opowiadań nie wolno krytykować, czy tam oceniać, jak tu chcieliby niektórzy. Myślę, że jako autor jednak dopuszczasz polemikę.

    Dzięki za obszerne wyjaśnienia.
    Pozdrawiam.
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Jarema
    Oczywiście, w tamtych czasach mógł się nająć do jakiejś roboty, choćby do fabryki, ale może był, garbaty, albo kulawy i nikt go nie chciał przyjąć. Czepiłeś się tego biednego chłopa, który miał już wszystkiego dość.
    Kto mu miał pomóc? Może pan doktor z miasta, na którego nie stać go było, a może ksiądz proboszcz, który nie chciał mszy żałobnej odprawić?
    Nie wiesz jakie jeszcze miał problemy. Może pochował już kilkoro dzieci, jak to w tamtych czasach często bywało, a może ludzie we wsi nie dawali mu żyć, a Ty zaraz wyjeżdżasz, że patologia. Daj mu już spokój, temu biednemu chłopu, nie tacy jak on życie sobie odbierali.
    Jeśli nie czytałeś, polecam Chatę za wsią, Kraszewskiego. Powieść o tym, jak jeden człowiek potrafi zniszczyć życie drugiemu.
    Jako autor dopuszczam polemikę nad tekstem, ale nie chce mi się zastanawiać, co by było, gdyby było.
    Pozdrawiam
  • Jarema 19.08.2020
    Manuel pewnie jako autor byś sobie życzył, żeby czytelnik współczuł temu "biednemu" chłopu, tymczasem zachował się nieodpowiedzialnie, zostawił kobietę z małym dzieckiem, i niby co czytelnicy mają to pochwalać? Tym bardziej nie widzę tu materii do rozczulania się nad nim i wymyślania, jakie to hipotetyczne plagi egipskie wcześniej go dotknęły lub mogły dotknąć. Najłatwiej jest zwiać z posterunku i mieć to wszystko w gdzieś, i zostawić dzieciaka z nie dającą sobie rady matką)))) Rozwiązał swoje problemy po skurczybyku, zamiast ruszyć głową.

    Pozdrawiam.
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Jarema, gdybyś nie zauważył, to opowieść jest o małym chłopcu, nie o jego ojcu!!! Zupełnie nie interesuje mnie Twój światopogląd, od tego są inne strony czy też fora. Gdybym chciał napisać o nieudaczniku, który kończy ze sobą, to bym napisał. Nie chce mi się już drążyć tego tematu, bo nie o to mi chodziło, żeby rozprawiać się z życiem ojca, i prawić jaki to on był niedobry. Łatwo komuś łatkę przypiąć, nic o nim nie wiedząc. Pozdrawiam
  • Jarema 19.08.2020
    Manuel del Kiro opisujesz cała rodzinę, a chłopiec jest tylko narratorem;))

    Ejże, a gdzie ja tu o jakimś światopoglądzie wspominam?
  • Angela 19.08.2020
    Manuel del Kiro radziłabym odpuścić sobie wszelkie dyskusje z Jaremom, występującym tu pod wieloma nickami. To człowieczek bardzo płytki emocjonalnie i nie można oczekiwać po nim trudniejszego, wymagającego empatii tekstu.
    Odnośnie samego utworu, uważam historię za bardzo dobrze przedstawioną, ładnym kwiecistym
    językiem, który jednak nie zasłania tego, co w nim najważniejsze. Poprzez cały tekst przebija smutek,
    brak nadziei i pewna jałowość losu.
    Pozdrawiam i gratuluję udanego debiuty.
  • Bajkopisarz 19.08.2020
    O, dobrze, ze przeredagowałeś, po przeczytałem sobie po raz drugi, już lepiej widać, gdzie miały być akapity.
    Bardzo dobry tekst. Jest pewna nostalgia dawnych czasów – niedopowiedzenie, jak dawnych, więc pasuje wiele opcji, sto, siedemdziesiąt, pięćdziesiąt lat temu. Jest wspomnienie bliskie dziecku, a więc matka - opiekunka i ojciec, surowy, zagniewany, zły na cały świat, że mu nie wyszło. I samo dziecko, które w swoim umyśle powiązało przyczynę i skutek: najpierw padają piękne i mądre słowa kapłana, które dają nadzieję i radość, a potem przychodzi proza życia i odbiera ojca a matkę przemienia w starowinkę. Naturalne jest, ze szuka się winnych. A jeśli nie ma ich namacalnych – może malec nie wiedział, kto ojcu przysporzył aż taki trosk, ze się targnął na swoje życie – wówczas wini tych niewidzialnych. Mógł obwinić diabła, ale widać większy żal miał do Boga, jako istoty z założenia mocniejszej. Cóż, dobrze że nie obarczył winą samego siebie, więc na coś się ta dziecięca wersja wiary przydała.
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Bajkopisarz, dziękuję za konkretny i rzeczowy komentarz. Mądrego to i miło poczytać. Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 19.08.2020
    Manuel del Kiro→Taki prawdziwy, ludzki tekst, gdy go odpowiednio odczytać.
    Ważne by kogokolwiek nie osądzać. Na każdego inaczej przeróżne problemy działają.
    A w umyśle cudzym, człowiek nie siedzi→Pozdrawiam→5
  • Manuel del Kiro 19.08.2020
    Dekaos Dondi
    Dobrze to napisałeś - Taki prawdziwy, ludzki tekst, gdy go odpowiednio odczytać.
    Pozdrawiam
  • Tjeri 19.08.2020
    Przeczytałam komenty.
    Sztuka ma stawiać pytania, poruszać (nie zawsze musi uczyć,.czy ostrzegać ;-))
    Pięknem, ciekawymi historiami, ale i brzydotą, smutkiem, szokiem i obrazami, z którymi się nie zgadzamy.
    No to Autor może być z siebie dumny. ;-)
  • Shogun 20.08.2020
    Winszuję za tak udany debiut. Naprawdę świetny tekst. Dosłownie widać emocje, rozgoryczenie, rezygnację, ale i pewną melancholię. Poza tym naprawdę dobrze napisane, czyta się płynnie i przyjemnie.
    Cóż, nawet nie dziwię się chłopczykowi, że obwinia Boga? Dlaczego? Ano, bo diabeł, szatan, jest zły, robi złe rzeczy, to wiadomo, ale Bóg, Bóg powinien temu złu przeciwdziałać, powstrzymać je, jednak w mniemaniu tego chłopca, nie uczynił tego, dlatego stało się to co stało. Dlatego go obwinił, poza tym jest małym dzieckiem, nie rozumiał wszystkiego, lecz rozumiał na tyle, aby obwinić Niebieskiego Boga.
    Pozdrawiam ;)
  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 02 września można napisać opowiadanie prozą, prozą poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Restart”
    Temat drugi - „Zawierzenie”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
  • maciekzolnowski 20.08.2020
    Bardzo mi się podobało. A jakaż potężna nostalgia wyziera z tego pięknego tekstu! Moja jedyna uwaga dotyczy przecinków. Dostrzegam ich nadmiar, niekiedy i przypadkowość. Ale to drobiazg właściwie.
  • Manuel del Kiro 20.08.2020
    Ach, te przecinki, wybaczcie. Postaram się bardziej ich pilnować, żeby sobie tak nie ganiały po tekście, jak owce po łące. Dzięki za komentarz i pozdrawiam.
  • Manuel del Kiro 20.08.2020
    Dziękuję Wam za liczne komentarze i pozdrawiam.
  • Pan Buczybór 21.08.2020
    Bardzo dobre, naprawdę sprawna, plastyczna narracja i solidnie zbudowany klimat. Jedyny mankament to interpunkcja - kwestia wprawy i poprawy tak naprawdę. Ogólnie podobało mi się bardzo. Brakuje czasem troszkę takich osobistych, historycznych ujęć z mocną warstwą emocjonalną.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania