Niepamięć Rozdział 1: Zapomniany A

Biegnę przez płonące miasto. Dookoła siebie słyszę jęki umierających. Z daleka dobiega echo wystrzałów. Przebiegam przez kilka ulic, wydają mi się takie same. Całe to miasto jest jednym wielkim labiryntem. Nagle coś każe mi skręcić w lewo, jakieś niejasne uczucie, że tam powinienem się znaleźć. Pobiegłem, za plecami usłyszałem miarowy krok wojska, odwróciłem się i zobaczyłem, że ulica którą biegłem wcześniej pełna jest żołnierzy uzbrojonych po zęby, wiedziałem, że nie mogę dać im się zobaczyć, że jeśli mnie zauważą to zginę. Nie wiem skąd była we mnie ta pewność, zorientowałem się, że nic nie wiem. Nie miałem pojęcia w jakim mieście jestem, dlaczego wszystko płonie, o co walczą ci których strzały wciąż słyszę gdzieś na granicy słyszalności. Dlaczego nic nie pamiętam!? Może walnąłem się czymś w głowę i straciłem pamięć. Jeśli tak to mam ostro przesrane. A może tak naprawdę mnie tu nie ma, może siedzę teraz w jakiejś podejrzanej noże naćpany jakimś gównem i majaczę. Stwierdziłem, że tak czy siak najrozsądniej będzie wydostać się z miasta i pobiegłem dalej. W kierunku z którego przyszło wojsko, ale równoległą ulicą. W pewien irracjonalny sposób poczułem, że coś mnie goni, odwróciłem się i zobaczyłem To, skądś wiedziałem, że właśnie tak powinno się na to coś mówić, To przez duże „T”. Odwróciłem się i pobiegłem, kilka razy szybciej niż wcześniej. Wiedziałem jednak, że to bez sensu. Nie da się przed Tym uciec, To zawsze mnie dopadnie, To ściga mnie już zbyt długo. Na tą ostatnią myśl moje ręce zapłonęły, ogień jednak nie robił mi żadnej krzywdy. Zatrzymałem się i odwróciłem w Tego kierunku. Było tuż za mną, moja ucieczka byłą bezcelowa. Skoczyliśmy równocześni w kierunku przeciwnika, pojawiła się we mnie ogromna determinacja, wiedziałem, że mogę To zabić. Lot zdawał mi się niesamowicie długi, widziałem zbliżające się w moim kierunku macki i zęby Tego, widziałem wylatujące z moich palców niewielkie płomienie lecące w Tego kierunku. I nie pojmowałem co się dzieje, czego jestem właśnie częścią. I kiedy w końcu miałem zetrzeć się z Tym, kiedy moje płonące ręce już chciały złapać za jego macki. Nastała ciemność, wszystko zgasło a ja zniknąłem.

Zerwałem się z posłania cały zlany potem, nie wiedziałem gdzie jestem. Rozejrzałem dookoła, cela więzienna. Chwila. Kim jestem? Spojrzałem na siebie, rozejrzałem raz jeszcze dookoła i wspomnienia zaczęły spływać. Jestem gnom Quick, prawdopodobnie najbardziej pechowa osoba na świecie, mianowicie zostałem uwięziony przez genialnego acz pozbawionego moralności pomera, wielkiego, dwunożnego płaza imieniem Fuadar. Gość potrzebował królików doświadczalnych dla jakiegoś chorego eksperymentu i niestety padło na mnie. Co gorsza na tych eksperymentach kończy się moja pamięć. Domyślam się, że nie jestem tu całe życie, zbyt wiele rozumiem z tego co się dzieje dookoła, ale zostałem pozbawiony wspomnień o tym jak wyglądało moje życie. Może specjalnie, może przypadkiem, w zasadzie bez znaczenia. Prawda jest taka, że wpadłem po uszy w gówno. Dalsze fatalistyczne przemyślenia przerwało mi otwarcie drzwi mej celi. W tych drzwiach ukazał się sam Fuadar, w ręce trzymał strzykawkę z jakimś płynem.

Czym chcesz mnie znowu faszerować? - Spytałem go, wmawiając sobie, że mój głos jest pełen arogancji.

Hmm – Płaz ledwie dosłyszał moje słowa – Wciąż dychasz? Jeśli już musisz wiedzieć – Spojrzał na mnie a ja jak zwykle nie miałem pojęcia co w zasadzie wyraża ta jego paskudna gęba – W zasadzie chciałem pozbyć się zwłok, po wstrzyknięciu tego serum twoje ciało zmieniło by się w nierozpoznawalną papkę. Nawet gdyby ktoś cie tu znalazł przekonałbym ich, że jesteś starym mięsem. Trudno – Teraz ewidentnie się uśmiechnął – Rozpuścisz się żywcem.

Tak po prostu? No weź ile my się znamy – Co ja u diabła robię, aż tak pomieszało mi się w głowię? - I po tym wszystkim tak po prostu mnie rozpuścisz?

Nie jesteś mi potrzebny, cokolwiek bym nie robił ostatnia substancja nie działa.

Chodziło mu o trzy substancje, które wydestylował na kilka miesięcy, przed porwaniem mnie i jeszcze kilku osób różnych ras. Pozostałe dwie musiały jakoś zadziałać, niestety nie miałem pojęcia o co mu chodziło. Fuadar zbliżał się do mnie, nie miałem sił by mu się przeciwstawić, wiedziałem, że może ze mną zrobić co mu się żywnie podoba, szykowałem się jednak do ostatniego skoku, może jakimś cudem płazowi ucieknę. Kiedy już pochylał się nade mną z ogromną strzykawką poczułem jak serce przyśpiesza mi tak bardzo, że już miało pęknąć. I wtedy odczułem w sobie jakąś dziwną moc, jakby nie torturowano mnie przez ostatnie miesiące. Rzuciłem się rozpaczliwie na niego, chcąc obezwładnić płaza i uciec. Zaskoczyłem go, bo odskoczył na drugi koniec pomieszczenia, upuszczając strzykawkę, która na moje szczęście się rozbiła. Wyczułem szansę, pobiegłem najszybciej jak byłem w stanie, wybiegłem z pomieszczenia i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Ten idiota na szczęście zostawił klucz w zamku więc zamknąłem na dobre. Pozostało mi tylko jakoś wydostać się z laboratorium a wiedziałem, że jest tu pełno ochrony. Przeszedłem nieniepokojony kilka korytarzy, wszystkie wyglądały identycznie i zrozumiałem, że się zgubiłem. Zawsze mnie tu prowadzono i nigdy nie zapamiętałem dróg, teraz miało się to na mnie zemścić. Włóczyłem się po tych korytarzach, które ewidentnie zrobiono tak by nie dało się tu odnaleźć bez jakiejś mapy, aż w końcu znalazłem drzwi. Były to pierwsze drzwi na które natrafiłem nie licząc innych cel, niestety pustych. Za tymi drzwiami była klatka a w tej klatce jakaś istota. Stworzenie to wyglądało jak szczur, ale na czarnych pajęczych nogach i do tego dysponujący żuwaczkami. Szczur na mój widok straszliwie się wkurwił, zaczął rzucać się po całej klatce, a zajmowała ona większość pomieszczenia. Za sobą usłyszałem kroki. A więc mnie znaleźli, bardzo niedobrze. Podszedłem do klatki i odkryłem z zadowoleniem, że zamknięta jest tylko na zasuwę. Odczekałem aż strażnicy znajdą się w polu widzenia. Para okuzów i Fuadar. Szybko go wypuścili, chociaż może to ja błąkam się tu od dawna. Złapałem za skobel i pociągnąłem.

Nie rób tego idioto!!! - Rozbrzmiał krzyk Fuadara – Zastrzelcie to!

Było już jednak za późno, szczur wyskoczył z klatki, spojrzał na mnie i w bok jego głowy wleciała kula. Pomyślałem, że moje szanse spadły właśnie do zera, stwór jednak niewiele zrobił sobie z pocisku, zdecydowanie jednak strażnikom udało się wkurwić go jeszcze bardziej. Odwrócił się w ich stronę i z niewiarygodną szybkością szybkością znalazł się wprost na bliższym z okuzów. Byk wydał z siebie pełen zaskoczenia i bólu ryk, ale jakoś strącił z siebie stworzenie. Korzystając z tego, że byli bardzo zajęci wymknąłem się, biegnąc usłyszałem jeszcze serię z pistoletu maszynowego, pomyślałem, że to dziwne zwierze oddało życie za moją ucieczkę. Tym razem udało mi się odnaleźć drogę. Byłem w holu, stąd było bardzo blisko do wyjścia. Prawie przebiłem się z rozpędu przez drzwi prowadzące do wyjścia, prowadził mnie jakiś instynkt i nie miałem zamiaru zwolnić, gdyby jednak przestał działać byłbym zgubiony. Przed ostatnimi drzwiami, zza których dało się wyczuć powiew świeżego powietrza stał jeszcze jeden strażnik, tym razem gnom.

Dobrze ci poszło uciekinierze – Powiedział do mnie smutnym głosem – Słuchaj ja naprawdę nic do ciebie nie mam, taka praca, ale nie mogę cie wypuścić, zabili by mnie.

W zasadzie nie obchodziło mnie co się z nim stanie, w mojej głowie była tylko jedna myśl. Błagam wypuść mnie, nie chcę tu umrzeć! Powtarzałem tą myśl w nieskończoność patrząc w smutne oczy tego strażnika, obaj nie ruszaliśmy się nie wiedząc jak zareagować na nieruchomość drugiego. Aż w końcu po co najmniej pięciu minutach takiego stania poczułem jak moje myśli przeskakują w przestrzeni i trafiają do jego głowy. Na chwilę miałem też wgląd w jego myśli, wyczułem tam zwątpienie, całkowitą niechęć do powstrzymywania mnie i poczucie winy. Strażnik popatrzył na mnie jeszcze raz, z pustką w oczach otworzył drzwi i wskazał mi je ręką. Nie zastanawiając się nad tym co zaszło wybiegłem z budynku. Znalazłem się w jakimś zaułku z którego wybiegłem nie patrząc nawet na laboratorium. Dość szybko dotarłem do szerszej arterii, widok był zachwycający. Czteropiętrowe kamienice, automobile i mnóstwo, mnóstwo żywych . Mój skołatany umysł jakby wynurzył się z bańki i przypomniałem sobie wszystko o zewnętrznym świecie. Nagle wiedziałem, że nie mam pieniędzy ani pojęcia gdzie jestem, zrobiłem więc jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Przyszedłem tu, na komisariat.

W zasadzie to cała historia komendancie, nie wiem czy mi pan wierzy, ale każde słowo było prawdą.

Komendant Nogard spojrzał na mnie gadzimi oczami o skośnych tęczówkach. Był to wysoki złoto łuski ajdar, ubrany w błękitno-zielony mundur Baretońskiej policji.

Jak się pewnie domyślasz gnomie – To słowo brzmiało w jego ustach jak obelga – Nie wierzę ci. Ale, na wszelki wypadek sprawdzę to laboratorium, musisz mnie tam tylko zaprowadzić. Zobaczymy co siedzi w tamtym miejscu.

Czyli nie jest aż tak głupi, wie, że jeśli mówię prawdę to dostanie od miasta kilka odznaczeń i w ogóle zyska a jeśli kłamię to bez problemu się mnie pozbędzie. Pomyślałem, że moje obawy z wracaniem tam były jednak dość spore, a na policji szukałem raczej ochrony.

Panie komendancie – Zacząłem ostrożnie – Bardzo bym chciał pomóc, niestety nie potrafię tam dotrzeć. Byłem zdezorientowany i przerażony, nie zwróciłem uwagi na nazwę ulicy. Beze mnie znajdziecie odpowiedni budynek tak samo szybko.

Masz mnie za idiotę? - Pochylił swój gadzi łeb tak bardzo, że nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie – Bez nakazu mam związane ręce, mogę jednak wejść tam z naocznym świadkiem, jeśli coś znajdę to nakaz nie będzie mi potrzebny.

Dobrze – Skapitulowałem, potrafiłem znaleźć to miejsce, nie miałem na to ochoty, jednak jasnym dla mnie było, że inaczej pomocy nie otrzymam.

Nogard z zaskakującym zaangażowaniem przygotował się do sprawdzenia budynku. Nakazał mi pokazać na planie miasta gdzie to jest a kiedy wskazałem mu cel zaprowadził mnie do garażu policyjnego. Tam czekał już oddział pół tuzina policjantów uzbrojonych po zęby i wyposażonych w kuloodporne kirysy z uronium. Oddział był bardzo zróżnicowany: dwóch krasnaludów, gnom, ajdar, pomer i jedna Maszyna. Spojrzałem na niego potem popatrzyłem na komendanta ze spojrzeniem wyrażającym całkowite niezrozumienie.

Aaa, zastanawia cię funkcjonariusz Śróbka. To nowa inwestycja władz miejskich, Maszyny stanowią idealne wsparcie w razie zamieszek.

A po co on teraz? - Spytałem zastanawiając się jak u diabła mogłem zapomnieć o istnieniu chodzących maszyn – A w zasadzie. On myśli?

Pojebało cie gnomie … - Zaczął Nogard.

Jestem Quick – Przerwałem mu szybko, miałem już dość sposobu w jaki wymawia słowo gnom. Zwróciłem uwagę, że gnomi funkcjonariusz spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem.

Komendant sapnął niezadowolony, machnął ręką i podszedł do automobilu, wcisnął się na fotel kierowcy, drugi ajdar wcisnął się obok niego a cała reszta wpakowała na pakę. Podbiegłem i sam szybko się tam wciągnąłem. Wewnątrz były dwie ławki, na których rozsiedli się policjanci, jedynie Śrubka stał na środku. Popatrzyłem na nich niepewnie.

Witaj – Odezwał się Maszyna – Jestem funkcjonariusz Śróbka. Proszę zachować spokój. Policja Barettown ma wszystko pod kontrolą.

Moi towarzysze podróży wybuchnęli śmiechem, nie rozumiałem z czego się śmieją, uznałem więc, że to po prostu dziwny rodzaj policyjnego humoru. W tym momencie wyjechaliśmy z garażu a za automobilem zaczęło pojawiać się miasto.

Spokojnie – Powiedział gnom – Śróbka rozpoznaje odznaki – Wskazał na swoją – Każdego innego uznaje za cywila. Ma osobne kwestie dla nas i dla was. A tak apropo, jestem Figo – Wyciągnął rękę w moim kierunku.

Quick – Odparłem łapiąc go za dłoń – Jak to się stało, że gnom służy pod … no wiesz.

Rasistą? - Skinąłem głową – No cóż poprzedni komendant był znacznie lepszy, ale zabili go w ramach jakichś politycznych spraw. Był zbyt uczciwy dla niektórych no i dali nam Nogarda.

Zaraz, czyli Nogard jest skorumpowany?

Csiii – Gnom złapał mnie za twarz – Oczywiście, prawie każdy na wyższym stanowisku w tym kraju jest skorumpowany.

O w dupę – Moja amnezja dawała o sobie znać, powinienem zdawać sobie z tego sprawę – Wydaje mi się, że ci którzy mnie porwali mogą mieć wysoko przyjaciół, mam przesrane.

Raczej nie – Odpowiedział jeden z krasnaludów – Gad może i jest skorumpowany, ale nienawidzi tych na górze prawie tak samo jak kocha ich pieniądze. Jeśli tylko zdoła to napsuje im krwi. Oczywiście w mniejszych sprawach, jeśli zrobi się za grubo żeby policja dała sobie radę bez strat, wycofuje się. Nie wyglądasz na kogoś kogo ścigali by za wszelką cenę, więc powinieneś być bezpieczny.

W trakcie tej rozmowy zdążyliśmy dotrzeć do laboratorium Fuadara. Wreszcie miałem okazję przyjrzeć się budynkom na tej ulicy. Na szczęście mam doskonałą pamięć i szybko wskazałem budynek z którego wybiegłem. Nogard podszedł do drzwi i bezceremonialnie je wyważył. Maszyna pierwsza wkroczyła do pomieszczeń za drzwiami, reszta oddziału poza drugim ajdarem weszła za nim. Podszedłem do niego.

Co tu się właśnie zdarzyło? - Spytałem go całkowicie skonfundowany.

Komendant miał swoje powody by się tam wdzierać – Odparł tamten spokojnie. Nie wyglądał na kogoś kto ma coś do dodania.

Rozsiadłem się na schodach przed wejściem i postanowiłem czekać. Wydawało mi się, że siedziałem tam co najmniej kilka godzin, później okazało się, że ledwie dwanaście minut. Po tych trwających godziny minutach z budynku wyszedł komendant Nogard, wyjął z kieszeni cygaro, odgryzł końcówkę i zapalił. Przysiadł się obok mnie.

To miejsce to cholerna rzeźnia – Odezwał się po wypaleniu połowy cygara. - Znaleźliśmy rozszarpane na strzępy ciała na korytarzach, na oko pięć. Poza tym kilkanaście zwłok w celach. Wyglądają jakby ktoś je rozpuścił. Analiza potrwa kilka dni, zanim dokopiemy się do odpowiednich akt ehh, ustalenie do kogo należą poszczególne ciała zajmie najmniej miesiąc.

Jeśli chodzi o ciała na korytarzu. - Powiedziałem, kiedy upewniłem się, że nie ma już nic do dodania - Jak zginęli?

A skąd ja mam to kurwa wiedzieć? - Żachnął się – Wszystko to śmierdzi grubszą aferą. Pozostaje pytanie co z tobą zrobić. W zasadzie nie jesteś mi potrzebny, nie mogę dać ci ochrony policyjnej a puścić od tak nie wypada.

W zasadzie naprawdę nie mam pojęcia kim jestem – Zastanowiłem się chwilę – Nie przydałbym ci się w policji?

Nie – Odparł tamten od razu – Cholera, dobra dzisiaj kimniesz się na komendzie a potem zobaczymy.

Po tych słowach wstał, wyrzucił niedopałek cygara i wrócił do automobila, jego towarzysz wsiadł za nim i pogrążyli się w zażyłej dyskusji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Ritha 17.06.2018
    Witam
    28 tys. znaków, nie ma opcji, że przeczyta to więcej niz kilka osób, podziel co najmniej na połowę, a szanse odbioru znacznie podskoczą.
    Sama wpadłam na moment i brakło czasu na całosc. Niemniej jednak odczucia (pomimo paru błędów) pozytywne.
    Pozdrawiam :)
  • Marek Kruk 17.06.2018
    Dzięki za radę skorzystałem.
  • Ritha 17.06.2018
    Marek Kruk fajnie :) I jeszcze - jest limit dwóch testów na dobę, wiecej nie pojdzie na główną, to tak w ramach porad techniczno-portalowych ;)
  • Marek Kruk 17.06.2018
    spoko dobrze wiedzieć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania