Niespełniony Rozkaz

Dwóch mężczyzn w mundurach siedziało na krzesłach przed domem. Trwała zabawa. Ludzie bawili się, tańczyli, hulali i pili wódkę. Panowała więc wesoła atmosfera. Na zabawę przyszedł gajowy Macuta z żoną. Pani Macutowa była przepiękną kobietą i od razu wszyscy chcieli zapraszać ją do tańca. Jeden z mężczyzn siedzących na krześle wstał i zaczął iść w stronę żony gajowego. Drugi wstał i chwycił go za ramię.

Poldek! - krzyknął. - Nie mamy czasu! Zaraz przyjdzie po nas pan Goldewski, da wory z jedzeniem i pójdziemy! Już i tak jesteśmy za długo!

Ależ Czesiu! - zaprotestował Poldek. - To potrwa chwilę.

Nie! - odparł Czesław. - Jeszcze kapitan wyśle tu kogoś po nas, zobaczy że się bawisz i będziesz miał kłopoty!

Czesław był wysokim, czarnowłosym mężczyzną z wąsami i łagodnym wyrazem twarzy, zaś Poldek miał krótkie jasnobrązowe włosy, ciemne oczy i jasny wyraz twarzy. Nagle zbladł.

Czessław! - wyjąkał. - Wiesz kto idzie?!

Kto?!

"Młot"!

Nie bujaj!

Czesław zaczął się rozglądać. Ścieżką szedł wysoki mężczyzna. Miał ciemną cerę, ciemnobrązowe włosy, ciemne oczy, w ogóle był jakiś ciemny. Nosił ciemny mundur. Był to kapitan Władysław Łukasiuk "Młot" – dowódca 6 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej walczącej z komunistami. Był dowódcą Czesława i Poldka – dwóch braci, wysłanych po pożywienie dla żołnierzy. Niedługo "Młot" miał spotkać się z "Huzarem" i jego ludźmi, aby obmyślić plan działania. Widocznie zniecierpliwił się długą nieobecnością braci i poszedł zobaczyć, co się stało. Podszedł do nich i spytał.

No i jak?! Co z jedzeniem? Czemu tak długo to trwa?!

Panie kapitanie – zmieszał się Czesław. - Są trudności. Widzi pan, jest zabawa i pan Bolesław ma utrudnione wręczenie worków z żywnością...

Właśnie widzę, że jest zabawa! Nawet wódkę mają! Ohoho! Chętnie poczekam tu na jedzenie!

Mówiąc to, "Młot" podszedł do stolika z wódką i nalał sobie do kieliszka!

Hej, ha kolejkę nalej – śpiewał. - Leopold, Czesław! Chodźcie się napić!

Ale Poldek i Czesław nie mieli ochoty się napić. Rozhulał się ich dowódca, uwielbiał bowiem wódkę i zabawy. To była jedna z jego najgorszych wad. Teraz nalewał kieliszki z gajowym. Śmiali się i pili. Wszyscy goście pili. "Młot" wzniecił toast za żonę gajowego, ku śmiechu gości. Czesław wreszcie się skusił i wypił mały kieliszek. Poldek zaś zaprosił do tańca panią Macutową. Nagle nadszedł gospodarz z worami z żywnością. Wręczył je Czesławowi. Ten zawołał Poldka.

Powiedz kapitanowi, że już pora iść! - nakazał bratu. - Niedługo przyjdzie "Huzar", a on nie lubi czekać...

Jasne, Czesław – odparł Leopold. - Już do niego idę.

To mówiąc, podszedł do "Młota" i zagaił:

Panie kapitanie, już czas. Niedługo przyjdzie "Huzar".

A dajże mi spokój – wybełkotał "Młot". Musiał wypić już dużo kolejek, ponieważ zachowywał się jak pijany. - "Huzar" może się wypchać. Niech sam tu przyjdzie to pociągniemy kolejkę.

Nie przyjdzie! - mruknął Poldek. - Chodź, kapitanie!

Panie kapitanie! - warknął "Młot". - Nie idziemy, bawimy się jeszcze! Bawmy się!

Pan jest pijany! - warknął Leopold. - Co za wstyd.

Coś powiedział, chłopcze? - oburzył się "Młot".

Nagle jakiś mężczyzna podszedł do żołnierzy. Był gruby, garbaty, nosił wąsy.

Panie! - zagaił do "Młota". - Musi pan uważać, bo we wsi obok jest duża zabawa, a gośćmi są też uzbrojeni milicjanci!

Co?! - bełkotał kapitan. - Poldek, zawołaj Czesia, idźcie na zabawę, rozbrojcie milicjantów i wróćcie tu się bawić. Zajmie wam to chwileczkę.

Zaraz, zaraz! - oburzył się Czesław, który podszedł do kapitana. - Co też pan gada! Trzeba być ostrożny, bo przyjdzie "Huzar"! Nie interesujmy się tamtą zabawą, tylko bierzmy worki z jedzeniem i wracajmy!

"Młot" nic nie powiedział, tylko zatoczył się, wyjął z kieszeni rewolwer i ku zgrozie gości, strzelił dwa razy w niebo.

Tego już było za wiele. Czesław podszedł do dowódcy i wyszarpnął mu rewolwer z dłoni. Upadł na trawę. Poldek podniósł go, zabezpieczył i schował do kieszeni spodni. Kapitan był wściekły.

I co robicie? - jęczał. - Nie dacie mi się zabawić?! Rzadko mam okazję do pobytu na takich przyjęciach. "Huzar" może poczekać.

Nie może! - mruknął Poldek. - Nie słynie z cierpliwości.

"Młot" mruknął coś pod nosem. Poldek spojrzał na Czesława, Czesław spojrzał na Poldka. Chwycili dowódcę za ramiona i wyprowadzili z podwórka. Za płotem zaczął się szarpać, więc go puścili. Zdenerwowany przetarł rękawy i spojrzał groźnie na żołnierzy.

Co wy wyrabiacie, dranie?! - spytał. - Nudzi się wam? Wracam na zabawę.

Żołnierze znów chwycili dowódcę i zaczęli prowadzić w stronę stogu siana. "Młot" zataczał się i szarpał. Przy sianie ochłonął i położył się na stogu. Czesław zaczął mu robić wymówki.

O, cholera! - warknął kapitan. - Zapomniałem papierosów. Wróćcie po nie na przyjęcie. I po jedzenie.

A pan?! - spytał Poldek.

Zostanę tu i poczekam! Idźcie.

Żołnierze poszli, a "Młot" został na stogu siana. Leżał tam na plecach i coś mamrotał. Zbliżała się druga w nocy, było więc ciemno, a gwiazdy pięknie świeciły na niebie. Na polu nie było żywego ducha, "Młot" był więc bezpieczny.

Poldek i Czesław doszli na przyjęcie. Na stoliku z wódką leżała paczka papierosów "Młota". Poldek wsadził ją do kieszeni, a Czesław zaczął szukać worków z żywnością. Leżały obok płota. Partyzanci wzięli je i cichaczem wymknęli się z przyjęcia. Biegli przez pole, aby jak najszybciej dojść do "Młota". "Huzar" miał przyjść lada chwila. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zobaczyli, że "Młota" nie ma na sianie.

Gdzie on się, do diabła, podział?! - wściekł się Czesław. - Pewnie znów wymknął się na przyjęcie! Zostawmy tu worki i chodźmy go szukać! "Huzar" gotów się wściec, że go nie ma.

Poszli więc z powrotem na przyjęcie. Nikt z gości go jednak tam nie widział. Zdenerwowany Czesław zaklął i zasugerował, że "Młot" mógł pójść do starego bunkra niedaleko stogu siana. Jednak i tam go nie było. Zdenerwowani żołnierze wzięli worki i ruszyli w stronę miejsca spotkania z oddziałem "Huzara", licząc że kapitan wytrzeźwiał i poszedł tam.

Miejscem spotkania miała być stodoła Siekluckich na skraju lasu. Już z daleka Poldek zauważył tam kilkunastu ludzi. Widocznie oddział "Huzara" czekał już na "Młota". Czesław zaklął. Pospieszyli tam szybko i nagle zobaczyli swojego dowódcę idącego jak gdyby nigdy nic ścieżką w stronę ludzi "Huzara".

O! - ucieszył się Poldek. - Idzie nasz zaginiony! A ktoś chyba z nim!

Biegnij tam szybko! - zakomenderował brat. - Ja zamelduję się "Huzarowi"! Jeszcze gotów się zezłościć! Oddaj kapitanowi broń i papierosy.

Oczywście! - odparł Poldek. - Już tam biegnę. Ciekawie co robił kapitan, kiedy go szukaliśmy?

Dowiesz się – mruknął Czesław. - Ja idę do "Huzara". Wezmę worki.

Poldek dał mu worki i zaczął biec w stronę "Młota". Czesław tymczasem doszedł do "Huzara".

Był to potężny, wysoki mężczyzna, szeroki w barach z niewielką bródką i wielką łysizną. Żołnierze czuli przed nim respekt. I słusznie. Z "Huzarem" lepiej było nie zadzierać.

O, Czesław Dybowski! - mruknął, widząc Czesława. - Gdzie twój dowódca?!

Idzie już z moim bratem, o tam! - odparł Czesław. - Lada moment tu będą. Przykro mi, że się spóźniliśmy...

Tak – mruknął "Huzar".

I nagle usłyszeli strzał.

 

...

Poldek dobiegł do "Młota". Dowódca prowadził jakiegoś człowieka, milicjanta!

O, jesteś! - mruknął dowódca. - Masz zadanie. Zabij tego milicjanta i leć na przyjęcie do wsi, pozbądź się innych. Nie zasługują, na to, żeby żyć!

Co też pan mówi?! - przestraszył się Poldek i podał dowódcy broń. - Dlaczego chce pan ich śmierci?

Prawdopodownie współpracują z UB! To milicjanci, kapusie!

I dlatego chce ich pan zabić?! Za to, że podejrzewa ich pan o współpracę z UB?!

Tak. Co tak stoisz? Strzelaj!

Ależ, panie kapitanie!

Strzelaj i biegnij na przyjęcie! Trzeba się ich pozbyć!

Litości! - wyjąkał milicjant. - Nie współpracuję z UB....

Zamknij się! - "Młot" uderzył go w tył głowy. - Leopoldzi, zastrzel go!

Nie, panie kapitanie. Nie zrobię tego!

Kapitan oniemiał.

Co? - krzyknął. - Odmawiasz?! Odmawiasz wykonania rozkazu, draniu!

Niesprawiedliwego rozkazu.

"Młot" cały poczerwieniał. Nim Poldek zdążył zareagować, wyciągnął rewolwer i strzelił do niego.

 

...

 

Kiedy Czesław usłyszał strzał, błyskawicznie wyjął swój rewolwer, odbezpieczył i strzelił w stronę "Młota". Słyszał część rozmowy, w końcu odbywała się ona kilkadziesiąt metrów stąd. Strzał żołnierza trafił "Młota". Kapitan osunął się na ziemię. Czesław podbiegł do brata, leżącego na trawie bez ruchu, krwawiącego. Klęknął i rozpłakał się. Wnet znaleźli się tam ludzie "Huzara". Czesław rzucił swoją broń pod nogi "Huzarowi"

Zrób ze mną co chcesz! Możesz mnie nawet zabić! Wszystko mi jedno! - wyjąkał do niego. - Poldek, powiedz coś! Niee! Nie umieraj!

Nagle Poldek poruszył się.

Trzeba go stąd zabrać! - zakomenderował "Huzar", który jako jedyny zachował zimną krew! Biegnijcie do pana Siekluckiego! Niech podjedzie tu furmanką i go zabierze! Szybko!

Po chwili pan Sieklucki pojawił się z furmanką. Czesław pomógł załadować na nią brata. Pojazd ruszył. Żołnierze biegli obok niej.

Teraz musimy się gdzieś zamelinować! - mruknął "Huzar". Po chwili wskazał na furmankę. - A z niego i tak gówno będzie.

Czesław zadrżał. Czuł się okropnie, był zdesperowany. Jego brat może w każdej chwili umrzeć, on też! "Huzar" może pomyśleć, że aby ocalić brata być może uda się po pomoc, a wtedy wszyscy wpadną. Chwycił brata za rękę, a wtedy ten ostatkiem sił chwycił go za nią i spojrzał mu w oczy.

Przewieziono go do ziemianki i sprowadzono lekarza oraz księdza. Mimo wysiłków, Poldek przeżył w męczarniach cały dzień i noc, a później skonał. Czesław zaś przeżył.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ania 11.08.2016
    Tekst słaby. Dialogi źle zapisane. Ogólnie źle.
  • Nazareth 11.08.2016
    Wróciła moda na dodupianie sie z anonima?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania