(Nie)swoja
Ołena Marciuk poznała siłę miłości w wieku piętnastu lat.
Wprawdzie opowieści jej starszych koleżanek z sąsiedniej wsi ukraińskiej brzmiały nieco bardziej przyjemnie i romantycznie, ale cóż.
Takie życie.
To nie były czasy na wyższe uniesienia uczuciowe.
Ołena (dla swoich Ola), była córką osadnika w chutorze Sienkiewka. Polski rząd przydzielał weteranom wojny polsko – bolszewickiej nadziały ziemi na terenie wschodnich rubieży Rzeczypospolitej.
Tworzyli zwarte kompleksy polskości w morzu ukraińskiej biedy. Współczesne lachy – łycary.
Jej pechem była matka. Tutejsza.
Taką sobie upatrzył ojciec i wszyscy za to zapłacili.
Najpierw on i brat.
W czterdziestym trzecim ojciec zawisł na drzwiach własnego domu. Osobiście przybił go do nich teść, młynarz z Dołhobycz.
Parę lat temu pili razem samogon w knajpie pobliskiego miasteczka, załatwiając interesy.
Ojciec całował go z dubeltówki, a Hawrył ściskał po ukraińsku.
Wylewnie i szeroko.
Spotykali się na święta katolickie i prawosławne.
Gorzała płynęła po sumiastych wąsach ojca i zmierzwionej brodzie młynarza.
A teraz wbijał gwoździe w dłonie i stopy swojego zięcia.
- Ty polski pan. To nasza ziemia i won. - W oczach miał szaleńczy błysk. Wyjął nóż. - Zhańbiłeś moją córkę.
- Przecież wtedy też byłem Polakiem – wyszeptał Marciuk.
- Ale tu już nie ma Polski.
Wyciął ojcu przyrodzenie i przybił obok jego twarzy.
Jej siedmioletniego brata przecięli piłą. Męskie nasienie wroga trzeba wyplenić.
A ona patrzyła.
Wokół zaczynało szaleć morze w skali dziesięć Beauforta.
Morze ognia.
Matka dostała parę razy w twarz od swojego ojca, parę kopniaków i została załadowana na wóz razem z Ołeną.
Jechali przez nocny las, pełen dziwnych dźwięków; skrzypienia starych drzew, pohukiwania sów i głosów różnych zwierząt.
Dziewczyna zawsze bała się nocnego lasu, ale tym razem czuła, że nie on jest dla niej zagrożeniem.
Nie myliła jej intuicja.
Na najbliższym postoju poczuła twarde łapsko na ustach, jakaś siła zawlekła ją w krzaki, zdarła ubranie, kolano rozepchnęło uda i brutalne coś wdarło się do środka.
- Ty lacka sucz. Ty poczujesz, co to dobry mołojec. - wysyczało do ucha brodate, śmierdzące moczem i potem stworzenie.
Wykręciła z trudem głowę i w świetle ogniska na zawsze zapamiętała twarz swojego pierwszego kochanka.
Jej dziad Hawrył, nie miał zmiłuj dla zhańbionej Polakiem córki, ani dla jej pomiotu.
Nastia została zagoniona do najcięższych prac – obrządzania bydła i świń, wyrzucania gnoju i pracy w polu (zaczynały się zbiory), a Ołena, kopana i bita przy każdej okazji, na pastwisko.
Spały z matką w oborze.
Tak upłynęło dwa tygodnie, aż którejś nocy obudziły je krzyki.
Z chałupy jacyś ludzie z błyszczącymi w świetle płonącej chałupy orzełkami na czapkach, wywlekali starego Hawryłę.
- Ty byłeś w Sienkiewce? - zapytał jeden z nich. Pewnie dowódca.
Dziad tylko charczał.
- Byłeś? - Głos Polaka stawał się zimny pomimo ciepłej nocy i żaru bijącego od płomieni.
Charkot.
Dwóch żołnierzy podniosło Hawryłę i rzuciło go na sztachety niskiego płotu.
Dwie wyszły z niego po drugiej stronie.
Później odnaleźli Ołenę i matkę i wywlekli na jasno oświetlone podwórze.
Dowódca, przystojny trzydziestolatek ubrany w prawie kompletny mundur przedwojennego oficera, przyglądał im się długo.
- Tyś żona Marciuka? - zapytał. - I córka tego tu? - Wskazał brodą nadziane zwłoki.
Kobieta skinęła głową.
- Tutejsza?
Powtórne skinięcie.
- Widziałaś co zrobili z twoim mężem? To zrobił twój ojciec. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Panie, ja nic nie mogłam! - krzyknęła i upadła na kolana.
- Mogłaś. Umrzeć razem z nim.
Ołena po raz kolejny dryfowała w morzu ognia. Wóz zaskrzypiał i ruszyli, a ona patrzyła na matkę przybitą do drzwi stodoły.
Przy jej głowie zwisał ochłap mięsa. Wycięty srom.
- Ty córka Polaka, to Cię „Piorun” oszczędził. Przyda nam się kobieta w obozie. - Usłyszała szept.
- Ja już nie wiem, czyja jestem.
- Moja.
Jakieś ręce wślizgnęły się pod spódnicę. Leżała na wozie bokiem i nawet nie jęknęła.
Po wszystkim przewróciła się na wznak i w świetle pełni zobaczyła twarz młodego żołnierza.
Swojego drugiego kochanka.
-Jak masz na imię?
- Janko.
Życie w obozie płynęło monotonnie.
Czasami jakieś oddziały wychodziły na akcje, a później przysłuchiwała się opowieściom o spalonych ukraińskich wsiach i walkach z oddziałami UPA.
Opatrywała rannych, gotowała i prała.
Czasami szła z Jankiem pomiędzy drzewa i uczyła się miłości.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
Tak śpiewali partyzanci na rzewną nutę. Wszystkie te pieśni partyzanckie na taką są, ale ta wyjątkowo chwytała ją za serce, bo były w niej ślady ukraińskich dumek.
Aż przyszedł dzień, kiedy naprzeciwko siebie stanęły oddziały „Pioruna” i osławionego „Boriva”, który był odpowiedzialny za spalenie między innymi Sienkiewki.
Ołena siedziała w obozie, nasłuchując gęstniejącej strzelaniny i obserwując biegających ludzi.
Spływało coraz więcej rannych i dziewczyna miała pełne ręce roboty i krwi.
- Ale jatka – wyszeptał partyzant z plutonu „Żbika” przyniesiony przed chwilą. - Chcieli nas okrążyć na skraju lasu, tam przy strudze i doszło do wali wręcz. Ale im daliśmy popalić. - Uśmiechnął się i głowa opadła mu na bok.
Walka była skończona.
Oddział „Pioruna”, choć wykrwawiony, zajął pole i pobliski chutor Włodywój.
Tam przeniesiono rannych i dziewczyna po ich opatrzeniu poszła na skraj lasu zobaczyć, czy jeszcze jakiegoś żywego tam nie ma.
Gdyby był Ukrainiec, Polacy zabiliby go od razu, a to przecież też jej bracia.
Czerwone słońce stało nad koronami drzew. Słyszała szmer wąskiej strugi i czuła odurzający zapach łąki. Ziół i kwiatów. Szałwii, rumianku i dzikich goździków.
Cisza łąkowa, to tylko buczenie owadów.
Pod jednym z drzew usłyszała cichy jęk.
Skoczyła i zamarła.
Na trawie leżał Janko, a na nim jakaś zwalista, nieruchoma postać.
Ołena z trudem zaczęła spychać z chłopaka ciało i poznała tę twarz.
Dobrego mołojca i jej pierwszego kochanka.
Janko westchnął.
- Dobrze, że jesteś.
Szarpało ją w środku. Fala przebiegała przez ciało, mrówki wędrowały wzdłuż kręgosłupa.
Zwymiotowała.
Chłopak miał zęby i brodę w zakrzepłej krwi, a szyja Ukraińca była rozdarta z boku. Widziała nieruchomą już tętnicę
U Janka zobaczyła ranę w klatce piersiowej a z otworu wydobywała się różowa piana i bąbelki.
- Ołeno, zanieś mnie do naszych – wyszeptał.
- Naszych? A kto dla mnie są nasi? - histerycznie krzyknęła.
- No jak to kto? Tyś Polka przecie.
- A kim była moja matka? Pamiętasz? Pamiętasz jak umarła z waszych rąk?
Dziewczyna powoli wyjęła z martwej ręki mołojca bagnet i z całej siły wbiła Jankowi w serce. Przekręciła.
Wstała i poszła na ślepo w las.
Dwa dni później oddział „Pioruna” odnalazł wiszącą na drzewie Ołenę.
Ptaki już dobierały się do jej oczu.
Ludzie stali i patrzyli w milczeniu.
- A to swołocz. Pewnie ją u nas widzieli i powiesili. Dziecko prawie jeszcze... - powiedział ściszonym głosem „Jaskierka”.
- A może sama?
- Zwariowałeś? To taka fajna dziewczyna była i zawsze uśmiechnięta.
„Piorun” wyjął swojego visa i strzelił do wiszącej.
- Dowódco! - „Żbik” szarpnął się jak uwięziony koń. - Co wy?
„Piorun” schował pistolet.
- Niech ma podwójną partyzancką śmierć. Zasłużyła.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
Komentarze (107)
To po prostu zmyślona historia. Jako historyk znam proporcje ofiar i sposoby ich uśmiercania.
Niemniej o naszych też trzeba mówić.
Przeczytałem ostatnio książkę Mordechaja Canina "przez ruiny i zgliszcza".
Nijak się te historie mają do bohaterskiego narodu Polskiego, jak jeden mąż ratującego biednych Żydów.
Albo wydaje mi się, że te proporcje znam. To też możliwe.
Poza tym tam nie ma tabel czy statystyk.
Tam przemawia klimat relacji i fakt, że gość podróżował pod płaszczykiem angielskiego gentelmena, więc ludzie się otwierali.
Dla mnie to jest właśnie szalenie wiarygodne źródło postaw (a często i czynów) Polaków.
Wiesz, jestem z Kielc, więc raczej dobrze mi są takie postawy znane.
Antysemickie w szczególności.
Nikt się nie zastanawia skąd wypływało źródło ich bogactw i wpływów.
:*
Nie dotyczy wprawdzie czasu Rzezi Wołyńskiej, ale zobaczysz jak manipuluje się historią. Naszą też.
Stereotyp dobrego i dzielnego Polaka, który brzydzi się przemocą i mordem.
To czasami zwyczajna zawiść grafomanów, albo moje bezkompromisowe oceny bez lukru.
Wiesz, jak ich miernota niedopieszczona nie lubi :)
A na tym bezhołowiu może sobie poużywać.
Jak to jeden z mądrych użytkowników tu napisał: Istnieje ogromny dysonans między moimi możliwościami, a moim charakterem.
Partyzanci to najczęściej skrzyżowanie Janosika z bogoojczyźnianym rycerzem ratującym kobiety, starców i dzieci.
Betti, perwersja się w Tobie odezwała? :)
To zależy jak się rozumie patriotyzm.
Bodajże Tatarkiewicz napisał, że patriotyzm, to umiejętność zmierzenia się z własną historią.
Ja tu nie wskazuję agresora.
Wiem, że prowodyrami byli Ukraińcy.
Ja wskazuję zezwierzęcenie.
Obydwu stron.
To nie jest opko historyczne, tylko obyczajowe.
Jak ktoś zna taką historię swojego narodu, to lepiej żeby się nie odzywał.
Naród jest jak coś, co trzeba zbudować, co właściwie stale trzeba budować, uświadamiać tym wszystkim ludziom żyjącym w tym języku i kulturze, jakie mają wspólne interesy, do czego potrzebują państwa i polskości. W tej kwestii współczesny Polak jest równie niewyedukowany jak ci ciemni chłopi z Żeromskiego, co obdzierali powstańców.
Prawicowe elity nie potrafią wyjść w rozumieniu patriotyzmu, poza emocje, uczucia, a patriotyzm to także, może przede wszystkim, kwestia praktycyzmu. Potrzebujemy Polski, bo tylko ona jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo, dostatek i ugruntować podstawy wspólnoty. Liczyć, że da nam to ktoś obcy, to skrajna naiwność; oczywiście niektóre jednostki mogą się z pożytkiem dla siebie przeflancować do innej kultury, ale ogół Polaków - nie. Tymczasem współczesny Polak ze społecznych nizin albo nawet i z warstw wyższych, ale niepoddany tradycyjnemu, patriotycznemu wychowaniu, nie potrafi sobie wyjaśnić, dlaczego miałby być patriotą. Po co mu państwo, po co polskość - po to, żeby cierpieć za miliony, opłakiwać, stawiać krzyże i znosić represje? Nic dziwnego, że nie uznaje się tego za atrakcyjną ofertę.
Oddziały AK robiły mniej więcej to samo, co UPA.
Różnica w skali wynika tylko z proporcji żywiołu polskiego do ukraińskiego na tamtych terenach.
A że Ukraińców się bardziej boję, niż Niemców to inna sprawa. Oni mają w sobie azjatycki rys okrucieństwa.
Niemniej to tylko opko, a Ty historię tu zaplatasz patriotyczną.
Gombrowicz by padł ze śmiechu.
I nie żeń mi tu gminnych przemyśleń. Stawiaj krzyże i hołub niepotrzebną często martyrologię.
Jak tobie się wydaje, że takie rzeczy powiedział Ziemkiewicz, to właśnie padlem ze śmiechu. :)))
Odziały były i powstały nowe.
I rzeczywiście działały w ramach retorsji, ale robiły to tak samo, jak UPA.
A czy akcja Wisła odbyła się w białych rękawiczkach, bez gwałtów i mordów?
Betti, Litwini przypisują sobie zwycięstwo pod Grunwaldem, bo był tam Witold.
Ruscy też, bo walczyły dwa pułki smoleńskie.
I Czesi, o ich chorągwie też tam były.
Jaką historię mamy napisać do podręczników polskich? Polski punkt widzenia.
I quwa, powiedz mi, dlaczego nikt się nie zajmuje biedną Ołeną, jej uwikłaniem w historię i rozdarciem, tylko gromowładną historią z górnej półki
Na pewno nie jest to Twoja droga, więc prosiłem już abyś m tu nie żenił przemyśleń z krypty i kruchty.
Takie same okrutne pacyfikacje polskich wsi były wcześniej na Litwie. Major Łupaszko w odwecie spacyfikował w sposób okrutny wieś litewską zabijając tez kobiety i dzieci, i po tym mordy na Polakach ustały. Bez tej pacyfikacji w ramach samoobrony zginęłoby jeszcze wiele tysięcy Polaków. To nie była zbrodnia wojenna. To był jedyny sposób żeby się obronić przed litewskimi, czy ukraińskimi bandytami.
Bć może wystarczyło też nie kreować w międzywojni polityki dwóch wrogów?
Betti, to tylko opko. Mówiące o zezwierzęceniu obydwu stron w strasznych czasach, a ie dywagacje kto winien i dlaczego.
Nic nie zrozumiałeś z tego opka i jego pacyfistycznego przesłania.
Załóż se taki wątek i tam się produkuj, a tu nie śmieć.
Idź synuś i nie wracaj.
Zbierałam kiedyś info o cerkwiach na terenie Lubelszczyzny. Niektóre stoją do dziś, inne ''rozebrane'' od razu po wojnie. Dlaczego rozebrane? Otóż, tyle było bólu w Polakach, że nie mogli dać sobie z tym rady. Ludzie, którzy na co dzień żyli obok siebie, przyjaźnili, kochali, w latach 39 - 45 stali się śmiertelnymi wrogami. Doszło do tego za sprawą tzw. list śmierci. Ukraińcy współpracowali z Niemcami, liczyli, że zginą wszyscy Polacy i przykładali do tego rękę.
Czy wiesz, że dopiero AK powstrzymała tę listę śmierci? Wystarczyło, że zginęło kilku Ukraińców.
Nie twierdzę, że zabijanie jest okey, absolutnie, ale gdyby ktoś chciał zamordować moją rodzinę, moich bliskich, to bym ich broniła.
Czy do Ciebie dotrze o czym jest to opko?
Betti, ze spalonych ukraińskich wsi, zapewne nikt nie chciał zabijać rodzin tych akurat żołnierzy. To zwyczajna eskalacja zbrodni i znieczulicy.
Opko nie ma za zadanie wyjaśniać przyczyn, choć powinno dać do myślenia, dlaczego Ukraińcy tak nienawidzą pokój miłujących i łagodnych Polaków.
No ipodziękować wszystkim na portalu literackim za literacką ocenę opka :)))
Pozdrawiam.
Jak oni to widzą.
I obejrzeć fundamenty chałup ukraińskich w Bieszczadach.
Raz jeszcze pozdrawiam.
Niemniej może bym Chińczyków skrzywdził, ale kogo oni tu obchodzą
Napisz taki tekst, tylko odwrotnie i będzie git.
A głupiś jak but.
Możesz w końcu sobie pójść? Plizzz...
do czasu, aż gdzie indziej mi ciśnienia nie podniesiesz). Cieszy mnie, że żadnej ze stron nie starałeś się na siłę wybielić.
Co do samej fikcyjnej Oleny, aż strach pomyśleć, że takie dzieci istniały naprawdę.
Ps. Bogumił: Ty faktycznie jesteś uber-tłumok.
Jest wyrywkowym i wymyślonym fragmentem opisu stanu.
I ma krzyczeć - nigdy więcej, choć sytuacja powtórzyła się na Bałkanach.
Ale tekst działa i to mocno. To chyba najważniejsza informacja zwrotna.
Wiesz, dlaczego tak jest.
Każda nacja jest spierdolona na swój sposób, ale normalne, że się pisze pod swoim kątem. Bogusław - ogarnij Ty się w końcu, bo coraz wiekszy wstyd.
Rok mnie nie było.
A podobno był świetnym golfistą...
Nie oglądałem, ale to tylko ty potrafisz plagiaty wstawiać spod innego nicku.
Kto wywołał rzeź, to ja wiem.
Ale wiem też, że setki lat pracowaliśmy na jej wybuch.
A tu konkretnie interesował mnie jej wymiar jednostkowy, a nie historyczny.
Oczy mi się rozszerzyły :)
Ciekawe jak się taki czuje - wrednie, ale to lubi, bo tym się karmi.
"Oczy mi się rozszerzyły" - tak miało zadziałać - to lęki. Ale napisałem z twej przyczyny parę mądrych zdań - nie bój nie przeczytasz, więc zahuczysz, że głupie. Daleki jestem od szukania poklasku u takiej mendy. Najpierw pokazałeś kim jesteś, więc nie ważne czym błyszczysz.
nawet głupka uciąć może :)))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania