Poprzednie częściNigdy 16

Nigdy 50

Lusi

 

 

Co ja mam poradzić, że nie potrafię przestać płakać? Czytam list raz po raz. Opieram się o ścianę i zsuwam się na podłogę. Siedzę skulona i zasłaniam twarz ręką, w drugiej trzymam ozdobną kartkę. Wyobrażam sobie jak trzęsą się jej ręce. Stara się opanować drganie palców na marne. Szlocha, nie mogąc się uspokoić. Na zewnątrz panuje burza, w pokoju jest ciemno, a ona siedzi w kącie. Wnioskując po koślawym charakterze pisma, bardzo ciężko było jej napisać te wszystkie słowa.

Mama ponownie woła mnie na kolację, a ja nie bardzo wiem, jak mam zebrać się z tego miejsca. Nagle drzwi obok których siedzę, otwierają się, a do ganku wchodzi mój kuzyn. Nie od razu mnie zauważa, a gdy w końcu to robi, natychmiast kuca, żeby znaleźć się na mojej wysokości. Jego mina wyraża pytanie, którego chyba boi się wypowiedzieć, bo tylko na mnie patrzy. Wskazuję na kartkę, którą mam w ręce, on od razu mi ją odbiera i lustruje jej zawartość. Przeczytawszy kilka słów na chwilę na mnie zerka, a ja uśmiecham się pocieszająco, choć na mojej twarzy widać rozmazany tusz i mokre policzki. Kolejno, ewidentnie przybity, siada obok mnie i czyta dalszą część.

- Lucyna, gdzie ty się podziewasz! - krzyczy mama, która ciągle czeka aż zjem z nią kolację. Ani ja, ani Krystian nie mamy ochoty jej odpowiadać. Chłopak wstaje i pomaga mi wstać.

- Nie jestem głodna. - Wzruszam ramionami, a on kiwa głową ze zrozumieniem. Podaje mi kurtkę z wieszaka, otwiera drzwi i lekko mnie popycha, abyśmy wyszli na zewnątrz. Zarzucam na ramiona przyjemny materiał. - Co robimy?

- Idziemy się przejść - odpowiada zwyczajnie.

Każde z nas potrzebuje trochę czasu w ciszy, więc dopiero później zaczynamy rozmawiać. Jest zupełnie ciemno, jedyne światło rzucają na nas lampy. Od czasu do czasu któraś gaśnie. Na niebie nie widać gwiazd, na ulicach jest pusto, jesteśmy tylko my i nasze myśli.

- Spotkałam dzisiaj panią Alę na cmentarzu - mówię cicho, ledwie słyszalnie.

- Co u niej? Dawno z nią nie rozmawiałem. - Krystian na chwilę się zatrzymuje, oczekując odpowiedzi.

- Zaprosiła mnie do siebie. Trochę rozmawiałyśmy... To od niej mam ten... list. - Przełykam gulę rosnącą mi w gardle. - Nigdy nie widziałeś, że Zuzka pisze coś takiego? - Ruszam, nie odrywając od niego wzroku.

- Bardzo dobrze musiała go chować - uśmiecha się. - Nic mi o tym nie wspominała.

- Jak mogła być tego tak pewna? Tego, że... No, wiesz. - Mam oczywiście na myśli to, że umarła, ale te słowa są zbyt trudne do wypowiedzenia. Krystian potakuje kiwając głową.

- Nikt z nas nie pomyślałby o czymś podobnym.

- Tak dobrze jej szło... - W moim oczach zbierają się łzy. Nie chcąc znowu płakać, szybko zmieniam temat. - Rozmawiałam dzisiaj z Fabianem. Pierwszy raz od czasów, gdy... No wiesz.

- Przyszedł do ciebie? - kuzyn wybałusza oczy ze zdziwienia.

- Coś ty! Nie, nie... On tylko... mnie podwiózł.

Dokładanie mi się przygląda, aż sprawia, że się krępuję, odwracam od niego wzrok zupełnie jak w obecności Fabiana.

- Co ci powiedział?

- W zasadzie nic. - Wzruszam ramionami. - To takie dziwne, że kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim, a teraz nie wiedziałam jak mam się przy nim zachować.

- Taa, na pewno czuł to samo.

Idziemy przed siebie, trzymając ręce w kieszeniach i patrząc pod nogi. Kiedy zerkam na kuzyna widać, że o coś się obwinia.

- Krystian, co jest? - pytam troszcząc się o niego. Nie mogę znieść tego, że jest taki smutny.

- No wiesz... - Wzrusza ramionami nadal mając smutną minę. Rzucam mu się na szyję, stając na palcach. Chcę żebyśmy razem przeżyli ten straszny ból, żeby każde z nas wiedziało, że jesteśmy w tym razem. Chłopak nie od razu rozkłada ramiona, a kiedy to robi, mocno przyciąga mnie do siebie. Zawsze to on musiał zachowywać zimną krew, teraz moja kolej. Gdy wypłakuje się w moje ramiona, wspominam dzień, w którym pojechaliśmy do szpitala po raz pierwszy. Czułam się, jakby mi nogi odpadły. Nie potrafiłam wyjść z samochodu, bałam się dowiedzieć, co Zuzka robi w szarym budynku. Przez chwilę odebrało mi mowę, ale był przy mnie, postawił mnie na nogi, pomógł mi przełamać barierę, która sprawiała, że byłam sparaliżowana i nie umiałam racjonalnie myśleć.

Najgorszy był wieczór, gdy oczekiwaliśmy przyjazdu rodziców Zuzki. Obydwoje siedzieliśmy przy łóżku, na którym ona - całkowicie wyczerpana przez chorobę - leżała, patrząc na nas pustym wzrokiem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Ona zdaje się również. Jakimś cudem udało jej się wypowiedzieć logiczne zdanie, które skierowała do chłopaka, który mocno trzymał jej rękę ,,Obiecaj, że kiedyś znajdziesz mnie w niebie. Może tam uda nam się spędzić z sobą wieczność". Czy komukolwiek z nas udałoby się uczynić tak wspaniały gest w ostatnich sekundach życia?

I nagle przestała oddychać.

A ja, w ogóle się nie kontrolując, zaczęłam na nią krzyczeć.

Wpadłam w trans. Nieoczekiwanie wszystko przestało istnieć, liczyło się tylko to, aby do nas wróciła. Zerwałam się z krzesła, na którym siedziałam, podbiegłam do niej i zaczęłam szczypać jej policzek. To nie pomagało, więc zaczęłam ją lekko uderzać, potem coraz mocniej, aż przerwał to Krystian. Nie pamiętam co dokładnie wołałam, ale byłam przekonana, iż to tylko żarty. Ona wstrzymuje oddech, aby śmiertelnie nas wystraszyć. Krystian stanął przede mną, zasłaniając swoim ciałem widok mojej przyjaciółki. Poruszał wargami, wbijając we mnie wzrok. Jego słowa zlewały się z sobą, nie rozumiałam co mówi. Chciałam, żeby się przesunął, lecz on nie ustępował. Mocno uderzałam zaciśniętymi pięściami o jego klatkę piersiową. Jedną ręką oplótł moje obydwa nadgarstki, a ja zdezorientowana przyglądnęłam mu się i w tym momencie przerzucił mnie sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. Oburzona kopałam nogami na marne. Wyprowadził mnie na korytarz, a tam opadłam z sił. Wziął mnie na kolana i obydwoje płakaliśmy jak szaleni w swoich ramionach. Potem zjawili się rodzice Zuzki. Na szczęście nie musieliśmy im nic wyjaśniać, bo widząc nas, wiedzieli co się stało. Ze mną całkowicie nie można było się porozumieć, a Krystian nie miał sił na rozmowę z kimkolwiek.

 

Krystian chrząka, a ja odrywam się od niego i od wspomnień.

- Kocham cię, Lusi. Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza. Od kiedy jej nie ma, te słowa nabrały jeszcze większego znaczenia.

- Bo kiedyś były dwie najważniejsze dziewczyny, została już tylko jedna... - mruczę pod nosem.

- Co? - Nie dosłyszy, a ja nie mam ochoty tego powtarzać. Wzruszam ramionami. - Wiesz... Jutro o osiemnastej jest tak jakby... impreza pożegnalna.

- Co?

- To nie był mój pomysł. - Tym razem on wzrusza ramionami. - Weronika i kilka innych dziewczyn robią takie spotkanie dla... Zuzki.

- Na czym to ma polegać?

- Takie jakby pożegnanie... Każdy podzieli się jakimś wspomnieniem...

- Idziesz na to?

- Jeśli ty pójdziesz...

- Ym... dziwne.

- To jest... dla Zuzki, o nią tutaj chodzi. Chcą przez to powiedzieć, że chociaż już jej tutaj nie ma, to zawsze będziemy o niej pamiętać.

- No nie wiem...

- Weronice i innym zależy na twojej obecności...

- To trochę... dziwne. I głupie. Impreza?

Blondyn wzrusza ramionami.

- Jak będziemy się źle czuć, to wrócimy do domu...

- Chyba możemy tak zrobić... Krystian?

- No?

- Już późno, wracamy do domu?

- Jasne, chodźmy.

Odprowadza mnie do drzwi i idzie do siebie, ja od razu biegnę do łóżka. Na kolanach trzymam mój obrazkowy pamiętnik, w którym szkicuję dziewczynę w długiej do ziemi, białej, koronkowej sukience. Na włosach ma wianek z polnych kwiatów. Swoją rękę ma splecioną z ręką dziewczyny, która uśmiecha się od ucha do ucha, jest naprawdę szczęśliwa. Za nimi stoi wysoki chłopak, jego spojrzenie ukazuje miłość. Nie dodaję rysunkowi barw, ponieważ usypiam z zeszytem w ręce.

 

 

 

Krystian

 

 

 

Wyznaczona godzina, na którą mamy z Lusi pojawić się w domu naszej koleżanki, zbliża się wielkimi krokami. Mam pewłno wątpliwości, wolę cierpieć sam, gdy nie ma nikogo w pobliżu. Ewentualnie gdy w pobliżu jest Lusi. Nie jestem pewien, czy jestem przygotowany psychicznie na rozmowę o tak ważnej dla nas osobie. Ten temat jest bardzo osobisty.

- Mam nadzieję, że będziesz wtedy gdzieś obok. Wszyscy tęsknimy, kochanie - mówię do grobu, siedząc na trawie. - Obiecuję, że gdy nadejdzie pora, to cię odnajdę. Czasami zastanawiam się, co byś powiedziała w takiej i takiej sytuacji. Trzy czwarte dnia myślę o tobie, wspominam to, jaka byłaś wspaniała. - Rozkładam, już wymiętą od ciągłego patrzenia, kartkę z aniołem o jej twarzy. Uśmiecham się na pożegnanie, pora na mnie.

Jadę samochodem po kuzynkę, która wychodzi z domu od razu, gdy wjeżdżam na podjazd przed jej domem. Biegnie w moim kierunku.

- Hej. - Daje mi całusa, a ja na nią patrzę.

- Gotowa?

- Nie - odpowiada krótko. - Jedźmy.

Robię co każe, a ona czyta list, który prawdopodobnie zna już na pamięć.

- Jak ci minął dzień? - pytam, zmuszając ją do oderwania wzroku od kartki, którą trzyma w rękach.

- Nic szczególnego się nie działo. Tylko... - zaczyna niepewnie, a ja na nią patrzę, aby dodać jej odwagi.

- Dostałam jedynkę. Znowu. Z... matematyki... - Mruży oczy, oczekując mojej pogardy.

- Mama kiedyś poświęciła ci tyle czasu, a ty co teraz robisz? Założę się, że nie chodzi o to, że nie umiesz, zwyczajnie się nie starasz.

Chwilę rozważa moje słowa, przygotowuję sobie argumenty, żeby się z nią wykłócać, a ona po prostu przyznaje mi rację.

- To tyle? Tyle masz do powiedzenia? - pytam nie dowierzając, że się nie stawia.

- Masz rację.

Dojeżdżamy na miejsce, w którym wszyscy już na nas czekają. Dzwonimy dzwonkiem do drzwi domu Beaty.

- Cześć! - otwiera lekko się uśmiechając. Prowadzi nas do dużego pokoju, gdzie siedzą ludzie, którzy mieli cokolwiek wspólnego z Zuzką. Wszyscy patrzą w naszym kierunku. Muzyka gra z wielkich głośników. Nie jest taneczna, ale nie jest też smutna. Lusi zatrzymuje się gwałtownie, bo kogoś zauważa. Podążam wzrokiem za jej wzrokiem, dostrzegając Fabiana, który zajmuje miejsce na sofie. Nie jest smutno, to taka mini impreza. Na ścianach wiszą zdjęcia, na wszystkich jest nasza Zuza. Oglądam dokładnie każde z nich, przykładając do ust kubeczek z wodą. Są też kubeczki z alkoholem. Weronika podchodzi do mnie i mnie ściska.

- Ostatnio tak trudno na ciebie wpaść!

- Przepraszam, ja...

- Wiadomo - przerywa mi. - Na reszcie mogę spędzić trochę czasu z tobą i Lusi. Tak dawno nie rozmawialiśmy!

- To prawda, przepraszam...

- Nie przepraszaj! Cieszę się, że przyszliście!

Zamieniam z nią kilka słów, potem dosiadamy się do Lusi, która wpatrzona jest w stół, na którym leży jakiś zeszyt i pojedyncze osoby do niego podchodzą i coś w nim zapisują.

- Co to? - pytam.

- Właśnie się zastanawiam - odpowiada kuzynka, nie odrywając wzroku od dziewczyny, która już długi czas posługuje się długopisem coś bazgroląc. Upijam kolejny łyk z kubeczka. Niektóre pary wolno tańczą w rogach pokoju, inni z sobą rozmawiają, pozostali wpatrują się w wywieszone na ścianach zdjęcia.

 

 

 

Lusi

 

 

 

Fajnie tak czasami się wyrwać z domu, porozmawiać z kimś jeszcze poza Krystianem. Kiedy wreszcie chłopak w okularach na czubku nosa pozostawia zeszyt na stole i idzie się zabawić, podchodzę zobaczyć co w nim zapisały te wszystkie osoby. Przewracam strony nie dowierzając, że ktoś wymyślił coś takiego. Każdy zapisał w nim jakieś wspomnienie z Zuzką, przykleił zdjęcie, przekazał kondolencje dla najbliższych Zuzki, czy napisał słowa skierowane do jej rodziców. Mija kilka godzin, kiedy od niego odchodzę wzruszona. Jestem przekonana, że pani Ala i pan Marcin będą zachwyceni gestem tych młodych ludzi, kiedy zaniosę im ten zeszyt.

- Podoba ci się? - pyta Weronika, która staje obok mnie.

- Boże! - Natychmiast ją przytulam, a ona chichocze.

Trochę zmęczone idziemy na balkon, aby się przewietrzyć. Opieram się o barierkę. Bardzo cieszę się, że Weronika jest obok mnie, że wymyśliła to spotkanie, aby odnowić nasze relacje, wiedziała, że ciężko się ze mną skontaktować. Nie odpowiadałam na esemesy, nie odbierałam telefonu, a nawet nie otwierałam drzwi, bo nie chciałam widzieć nikogo. Dopiero niedawno wpuściłam Krystiana do swojej przestrzeni osobistej i zaczęłam się przy nim otwierać. W połowie naszej rozmowy o głupotach, słyszymy huk dobiegający ze środka. Wracamy do pozostałych, a na środku pokoju stoi wściekły Fabian i Kamil z czymś czerwonym... Jejku! To krew! Krew kapie mu z nosa.

- Wynocha! Obydwaj! Zepsuliście dzisiejszy wieczór! - krzyczy Krystian obmierzając ich wściekłym wzrokiem.

- Przepraszam... - mówi Fabian, zerka na mnie, a ja zauważam w przeciągu kilku sekund, że ma zaczerwienione oko. Idzie w kierunku ganku, a za nim, ledwo stojąc na nogach, podąża pijany Kamil, którego wcześniej tutaj nie było. Zdezorientowana patrzę to na Krystiana, to na Weronikę. Podchodzę do tego pierwszego, oczekując wyjaśnień.

- Co tu się wydarzyło? - pytam.

- Nie widziałyście? - nie dowierza Krystian.

- Byłyśmy na balkonie - wyjaśnia Weronika.

- Kamil, całkowicie pijany, przyszedł do nas i zaczął wygadywać głupoty do Fabiana. A Fabian... wiadomo... Baardzo dawno się nie widzieli, należało się Kamilowi ZA WSZYSTKO. Jeszcze teraz zachowywał się jak dupek, choć nie mam pojęcia, co dokładnie sobie powiedzieli.

Czuję się, jakbym miała szesnaście lat, jakbyśmy wrócili do czasów, gdy chłopaki mieli na pieńku, non stop zdarzały się sprzeczki a nawet bójki. Moje przeczucie podpowiada mi, że i tym razem byłam jednym z powodu ich szarpaniny. Przez kilka chwil zastanawiam się czy nie porozmawiać z którymś z nich. Nie mam ochoty na kolejne przepychanki Fabian - Kamil, chcę po prostu wiedzieć, co się tutaj stało.

Biegnę na zewnątrz, gdzie na schodach, odwrócony do mnie plecami, siedzi Fabian. Czasy, gdy swobodnie z sobą rozmawialiśmy wydają się zupełnie odległe. Czuję się tak, jakbym wyjechała na kilka lat do innego miasta, zostawiając tu nieudany związek, który przypomina o sobie od razu po moim powrocie. Mam wrażenie, że stając z nim twarzą w twarz, zupełnie odbierze mi mowę, nie będę potrafiła nic z siebie wydusić, zważywszy na domniemaną przyczynę bójki. Martwię się o niego. Jego oko wyglądało poważnie. Zbierając w sobie odwagę, oddycham głęboko, lecz w połowie moich przygotowań przerywa mi głos, który zdaje się mu towarzyszyć. Chcę wyjść do nich na schody, lecz w ostatniej chwili się zatrzymuję, rozpoznając tę drugą osobę. On również boleśnie oberwał. Opieram się o framugę drzwi, starając się być niezauważona. Spoglądam na nich ukradkiem, zakładając kosmyk włosów za ucho, aby mi nie przeszkadzały podczas nasłuchiwania. Źle się czuję z tym, co robię, ale nie potrafię postąpić inaczej. Fabian prycha, a postać obok niego przechyla głowę w jego stronę, spoglądając na niego. Światło dobiegające z ganku rzuca blask na ich twarze.

- No i co się gapisz? - cedzi Fabian, a chłopak chrząka.

- Podziwiam twój widok - odparowuje, a po chwili wybuchają śmiechem, sprawiając, że i na mojej twarzy gości uśmiech. Śmieją się przez kilka minut, prawdopodobnie ubawieni, iż wciąż nie wyrośli z nienawiści do siebie. Gdy w końcu przestają, wzdychają równocześnie mówiąc: ,,kurwa". Spoglądają po sobie i po raz kolejny się śmieją. Kamil ociera nos chusteczkami, pozostawiając na nich czerwoną ciecz.

- Ale mi dojebałeś - przyznaje. - Zaraz wepchnę ci te chusteczki w dupę.

- He, ja nie widzę na lewe oko, chuju.

- Kiedy wreszcie zaczniemy wykorzystywać nasze zdolności do robienia krzywdy razem przeciw komuś, nie przeciw sobie?

- To ty zachowujesz się jak debil. Nie pierwszy raz.

Nie słyszę odpowiedzi, bo ktoś chwyta mnie za ramię, a ja ledwo powstrzymuję się przed piskiem.

- Ale mnie wystraszyłeś! - Odwracam się twarzą do Krystiana.

- Wszędzie cię szukałem. Jedziemy do domu?

Naprawdę mogłabym jeszcze godzinami podsłuchiwać rozmowę Kamila i Fabiana, ale widząc minę kuzyna, natychmiast się zgadzam. Wracam po kurtkę i żegnam się ze wszystkimi, a pod pachę biorę magiczny zeszyt. Gdy wychodzę z domu, ich już nie ma na wycieraczce. Wsiadam do samochodu i uśmiecham się do Krystiana.

- To nie było takie złe spotkanie - mówię z uśmiechem na ustach. Chłopak unosi czujnie brwi, ale tego nie komentuje.

Jedziemy do domu. Samochód wypełnia cisza. Chcę spytać Krisa o czym myśli, ale wszystko dzieje się tak szybko. Samochód z naprzeciwka jedzie prosto na nas. Widać tylko niewyraźnie jego światła, ponieważ jest mgła. W ostatnich sekundach zanim byśmy się zderzyli, Krystian skręca kierownicą, a ja uderzam czołem o przednią szybę, nie wydobywając z siebie choćby cichego krzyku.

 

//Komentarze są bardzo motywujące, więc o nie proszę. Dokładnie nie wiem, ile jeszcze rozdziałów napiszę, ale zbliżamy się do końca tej historii ;)

Następne częściNigdy 51 Nigdy 52

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Lotta 26.10.2016
    Dobrze że Kamil i Fabian się bardziej dogadują. Fajny, nietypowy pomysł z tą imprezą. Ciekawe jak rozwiniesz ten wypadek. Zauważyłam jeden błąd; "w koncie" - w kącie. 5 ;)
  • Neli 26.10.2016
    Masz rację, dzięki!
  • Kraszax 31.10.2016
    Ja nie chcę końca! Za bardzo mi się podoba! Zbyt idealnie piszesz, mogłabym Cię czytać całe życie <3 5 :3
  • Neli 31.10.2016
    Aaa :*
    nastepne opowiadanie częściami zaplanowane. Poza tym ciężko mi będzie przerwać ,,Nigdy", przywiązałam się do bohaterów. Dzięki za komentarz!
  • Kobra 31.10.2016
    Zostawiam oczywiście 5 :-* i czekam na cd :-)
  • Neli 31.10.2016
    Mam nadzieję, że dzisiaj dodam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania