Poprzednie częściNigdy więcej #prolog

Nigdy więcej #1

Obudziłam się przed dziewiątą, oddychając z ulgą, uświadamiając sobie, że dziś sobota i nie muszę iść do szkoły. Przebywanie w niej było dla mnie istną katorgą, nie przez wzgląd na naukę, ale przez natłok ludzi, którzy mnie w niej otaczali. Hałas, który rozbrzmiewał podczas przerw, ogromnie drażnił moje uszy, a fakt, że przez wielkość tej szkoły i ilość uczniów w niej, nie ma żadnego miejsca, w którym, choćby przez chwilę, mogłabym posiedzieć w ciszy i spokoju, sprawiał, że pragnęłam jak najszybciej stamtąd uciec.

Spojrzałam w lustro wiszące na jednej z białych ścian mojego niewielkiego pokoju. Od paru miesięcy był on jedynym pomieszczeniem w mieszkaniu, z którego korzystałam, nie licząc kuchni i łazienki. Obserwując swoje odbicie, sama przed sobą musiałam przyznać, że wyglądam odrażająco. Ciemne loki sterczały mi na wszystkie możliwe strony, a podpuchnięte oczy to jedyne, co nadawało koloru mojej bladej cerze. Chwyciłam szczotkę w dłoń, usiłując rozplątać kołtuna. Po którejś z kolei, nieudanej próbie, rzuciłam szczotką o ścianę i ponownie opadłam na łóżko. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię i nawet nie starałam się kontrolować swoich ruchów. Wiedząc, że i tak nikt na mnie nie patrzy, darowałam sobie dbanie o urodę.

Opierając się o poduszkę, bezmyślnie wpatrywałam się w sufit. Z każdą chwilą docierało do mnie, że sama pozbawiłam swoje życie jakiegokolwiek sensu. Nie robiłam kompletnie nic, prócz odwiedzania cmentarza i rzeczy, które są niezbędne do przetrwania. Nie miałam już nikogo, ale to była wyłącznie moja wina.

Z zamyślenia wyrwało mnie... Pukanie do drzwi. Nie słyszałam tego dźwięku od wieków, dlatego przestraszyłam się nie na żarty. Bicie mojego serca automatycznie przyspieszyło, a dłonie zaczęły drżeć. Wahałam się czy wstać i otworzyć, czy może lepiej to zignorować. Dźwięk pukania jednak nie ustawał, dlatego niechętnie podniosłam się i podeszłam do drzwi. Uniosłam brwi ze zdumienia, gdy wreszcie je otworzyłam. W progu stał dokładnie ten sam mężczyzna, który wczoraj przysiadł się do mnie na cmentarzu. Tym razem widziałam go wyraźniej. Gęste, ciemne włosy na jego głowie w połączeniu z jego umięśnioną sylwetką musiały zachwycać niejedną kobietę. Tymczasem ja byłam jedynie zdumiona, a zarazem przerażona faktem, że pan Luke znalazł nawet moje mieszkanie. Nieważne jak bardzo starałam się tego nie okazywać, nie potrafiłam przestać się trząść.

- Nie bój się, Katherine - miałam deja vu, słysząc te słowa. Co za ironia losu, że wypowiadał je ktoś, kto z niewiadomych przyczyn od dłuższego czasu mnie obserwuje, a teraz jeszcze zaczął mnie nachodzić.

- Czego ode mnie chcesz? - nie byłam dla niego zbyt miła, ale przez ostatni czas całkowicie zapomniałam jak powinno rozmawiać się z ludźmi.

- Chcę ci pomóc - odparł.

- Nachodząc mnie i strasząc? Nie zdziałasz zbyt wiele.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.

- To, że znalazłeś moje mieszkanie, jest wystarczająco przerażające.

- Obserwowałem cię od dłuższego czasu - Luke najwyraźniej lubił się powtarzać. - Zdążyłem się dowiedzieć gdzie mieszkasz.

- Mogłabym zgłosić cię na policję, bo to już jest stalking.

- Nie zrobię ci krzywdy.

Im częściej Luke wspominał o tym, że nie mam się czego bać, tym większe obawy we mnie wzbudzał. Nawet jeżeli sprawiał wrażenie sympatycznego człowieka i rzeczywiście chciał mi pomóc, to jego zachowanie nie było normalne. Przecież my kompletnie się nie znaliśmy, a przynajmniej ja nie znałam jego, bo on najwyraźniej wiedział o mnie więcej niż mogłabym się spodziewać.

- Wpuścisz mnie do środka? - zapytał.

Byłam zaskoczona tym pytaniem. Przez kilka minut patrzyłam na niego bez słowa, ponownie wahając się, czy powinnam się zgadzać. Ostatecznie stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia, nawet gdyby planował mnie zabić.

- Wejdź.

Luke wszedł do mojego mieszkania, uważnie przyglądając się każdemu zakątkowi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jaki bałagan w nim panuje i jak bardzo je zaniedbałam. Poczułam, jak ze wstydu, moja blada twarz nabiera czerwonego koloru. Dzięki Bogu, mój gość wstrzymał się od komentarzy.

- Skoro już tu jesteś, to może się czegoś napijesz? - próbowałam przynajmniej udawać, że jestem kulturalna.

- Wodę poproszę - z nieznajomych powodów miałam nadzieję, że podziękuje, jednak posłusznie nalałam mu wody mineralnej do szklanki. Podałam mu ją, gdy już rozsiadł się na krześle w moim pokoju.

- Dziękuję - rzekł. - Mam nadzieję, że mogłem tu usiąść.

- Siedź sobie - wzruszyłam ramionami. Z każdą minutą wszystko stawało się dla mnie coraz bardziej obojętne.

- Katherine, wiem, że jest ci ciężko... - wywróciłam oczami. Nienawidziłam, gdy ktoś tak mówił. Jeśli na tym miała polegać jego pomoc, to nie miałam ochoty z niej dłużej korzystać. - Wiem, że to może wydawać ci się dziwne, ale widziałem cię kilka razy na tym cmentarzu. Sam odwiedzam go regularnie, bo rok temu straciłem brata... - przerwał.

Zrobiło mi się głupio, że tak się do niego odnosiłam. Nie sądziłam, że to może być ktoś, kto chociaż częściowo rozumie, co czuję.

- Rozmawiałem z Margaret Black. Wszystko mi opowiedziała.

Otworzyłam szeroko oczy. Margaret swego czasu była moją najlepszą przyjaciółką. Byłyśmy niemalże nierozłączne. Plułam sobie w brodę, że pozwoliłam odejść tak wspaniałej osobie jak ona, podczas gdy oferowała mi największe wsparcie, ja bezmyślnie je odrzuciłam.

- Skąd się znacie? - zapytałam.

- To dość zabawne... Spotkałem ją kiedyś na cmentarzu. Przy grobie twoich rodziców - Luke coraz bardziej mnie zaskakiwał. - Podszedłem i zapytałem o ciebie. Mówiła, że po tej tragedii odsunęłaś się od każdego.

- Bo to prawda - westchnęłam.

- Powiedz, co ci to dało?

- Święty spokój - nie wiedziałam, czy próbuję okłamać jego, czy siebie.

- Dobrze wiesz, że to nieprawda. Wiem, że cierpisz, ale nie możesz tak żyć.

- Dlaczego obchodzi cię moje życie? - nie mogłam zrozumieć.

- Bo wiem, co to znaczy stracić kogoś bliskiego - spuścił głowę.

Nagle zapadła niezręczna cisza. Choć cisza towarzyszyła mi od miesięcy i nigdy mi nie przeszkadzała, to w tamtym momencie, była wyjątkowo niekomfortowa.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania