Nigdy więcej - 8
Ledwo przekroczyła próg domu, jej mama zarzuciła ją pytaniami. Miała jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Na końcu języka miała, czy ma jej opowiedzieć też o tym, jak uprawiali seks.
- Mamo – machnęła ręką – daj mi chwilę, dopiero weszłam do domu.
Cieszyła się z tego, że ich relacje znacznie się ociepliły i czuła, że nareszcie może z nią normalnie porozmawiać, bez krzyków, awantur i zarzucania się wzajemnie pretensjami.
- Idź, umyj ręce – Teresa mówiła łagodnym tonem – zaraz nałożę ci twoje ulubione danie. Zrobiłam je specjalnie dla ciebie.
Tylko niech nie mówi, że naleśniki – pomyślała i uśmiechnęła się samoistnie do siebie.
- Co dobrego na obiad? - Ann zawołała z łazienki – jestem głodna.
Od wczoraj apetyt jej jakoś dopisywał. Nigdy wcześniej po tak sytym śniadaniu nie zjadłaby obiadu o godzinie piętnastej, tylko dopiero na wieczór.
- Zgadnij – jej mama zaśmiała się – muszę to chować przed tobą i twoim tatą, żeby zostało coś dla twojego mało poważnego brata.
Gołąbki? O matko. Czym sobie zasłużyła na tak smakowite jedzenie? Czyżby wygrała szóstkę w totolotka? Była wdzięczna matce naturze, że obdarzyła ją szybkim metabolizmem, gdyby nie on prawdopodobnie mogłaby się zmieścić w drzwiach.
- Czyżbym zapomniała o swoich urodzinach? - zażartowała sobie, siadając do stołu – takie pyszności na obiad?
Teresa uśmiechnęła się i pogłaskała ją po głowie. Jej mama, była najlepsza na świecie.
- Nie zapomniałaś – odpowiedziała, śmiejąc się – pomyślałam, że sprawię ci przyjemność.
Obie jak na zawołanie odwróciły głowy w kierunku schodów, z których schodził jej brat.
- A dla mnie też coś zostanie? - wyglądał, jakby właśnie został zdjęty z krzyża – mamo pić.
Chyba nigdy się nie zmieni i już zawsze będzie zachowywał się jak mały chłopiec. Skoro zadał sobie tyle trudu, by zejść na dół, to już mógł wyjąć sobie wodę z lodówki.
Teresa pokręciła głową i spojrzała na niego złowrogim wzrokiem.
- Nic z tego mój drogi panie – syknęła – skoro wczoraj miałeś siłę wlewać w siebie takie ilości alkoholu, to dziś masz siłę sam sobie zrobić coś do picia. Nie jesteś już maleńkim dzieckiem.
A to nowość. Jeszcze niedawno skakałaby wokół Wojtka i obchodziła się z nim jak z jajkiem. Czyżby przestał być jej ulubionym dzieckiem?
- Litości – jękną, przystawiając sobie rękę do czoła – głowa mi pęka i usycham z pragnienia. Znacie to przecież głodnego nakarmić, spragnionego napoić.
Na te słowa wybuchła śmiechem. No tak, robienie z siebie ofiary wychodziło mu perfekcyjnie. Wstała od stołu i podeszła do lodówki.
- Masz i nie jęcz – powiedziała, podając mu butelkę wody – jeść też zaraz dostaniesz.
Właśnie miała ponownie siąść do stołu, gdy usłyszała swój telefon. Sięgnęła do torebki, wyciągając z niej swój telefon.
- Ann – jej mama postawiła przed nią talerz – później będziesz bawiła się telefonem, a teraz jedz.
Posłusznie sięgnęła po widelec.
Od dobrej godziny, wymieniała z Patrykiem wiadomości, leżąc w salonie na łóżku. Minęło zaledwie kilka godzin od ich rozstania, a ona już tęskniła. Co się z nią działo?
- Ann – jej mama weszła do salonu z niezadowoloną miną – masz gościa.
Gościa? Kim mógł być? Patryk na pewno nie miał przyjechać do niej dopiero wieczorem. Specjalnie zaprosiła go do siebie, by mama mogła go poznać i przestała zadawać pytania.
- Kto to? - zapytała z nieukrywaną ciekawością – nie umawiałam się na teraz z nikim.
- On uważa inaczej – powiedziała stanowczo – myślałam, że zmądrzałaś.
O co jej chodziło? Przecież nie robiła nic złego. Musiała się dowiedzieć, kto przyszedł. Z ociąganiem usiadła na łóżku i już po chwili wiedziała, o co chodziło jej mamie – właściwie mogła się tego domyślić. Tylko Adrian był na tyle bezczelny, by przychodzić bez zapowiedzi.
- Adrian – rzekła mało przyjemnym tonem – po co przyszedłeś?
Nie miała zamiaru, widać go jak starego przyjaciela.
- Chcę porozmawiać – odpowiedział, siadając obok niej – daj mi szansę.
Pokręciła głową. Jej mama wciąż stała w drzwiach i obserwowała ich, co w sumie bardzo cieszyło Ann – nie chciała zostawać z nim sama.
- Nic z tego – odpowiedziała – czy to wszystko?
Chciała się go pozbyć z domu jak najszybciej?
- Gdyby twoja mama sobie stąd poszła – zaczął być bezczelny – i przestała podsłuchiwać, czułbym się bardziej na luzie.
Oni nigdy się nie lubili, pałali do siebie szczerą nienawiścią. Na początku ich związku, próbował podlizywać się Teresie i delikatnie jej nadskakiwał, ale później zdał sobie sprawę, że to nic nie da i przestał.
- Licz się ze słowami – jej mama wtrąciła się do ich rozmowy – pamiętaj, że jesteś w moim domu.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością do swojej mamy. Nikt nie obroni dziecka, lepiej niż matka.
- Przy pani – Adrian zmierzył jej rodzicielkę spojrzeniem – nie mogę porozmawiać. Krępuje mnie pani.
Krępuje go jej obecność? A to dobre, rok temu miał ją gdzieś, a dziś go krępuje? Dwulicowy i obłudny gnojek.
- Mamo – Ann postanowiła przerwać ich bezsensowną wymianę zdań – zostaw nas samych. Poradzę sobie z nim sama.
Patrzyła na niego i zastanawiała się, ile jest prawdy, w tym, co mówi, ku jej zaskoczeniu okazało się, że potrafi mówić pięknie o miłości i nawet zna jej znaczenie. Ciągle powtarzał, że ją kocha i nie wyobraża sobie dalszego życia bez niej. Co ona miała teraz zrobić? W tym momencie wiedziała już, jak czuje się osoba stojąca pomiędzy młotem a kowadłem.
- Adrian – postanowiła przerwać mu w jego wyznaniach – jak wiesz, mam już kogoś. Jestem szczęśliwa i nie chcę niczego zmieniać.
Chłopak położył jej rękę na udzie – zawsze to robił, gdy chciał ją do czegoś przekonać.
- Ann, skarbie – powiedział przymilnym tonem – zastanów się jeszcze. Łączy nas coś pięknego, nie psuj tego.
Powinien raczej powiedzieć, że łączyło ich coś pięknego kiedyś, ponieważ w tym momencie nie łączyło ich już nic.
- Nie kocham cię – starała się, by zabrzmiało to przekonująco – i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Kogo ona próbowała oszukać? Znał ją lepiej niż własną kieszeń, a jej największą wadą było to, że nie potrafiła kłamać.
- Udowodnij mi to – patrzył na jej usta – pocałuj mnie.
Pokręciła głową. Nie zrobi tego, nie zrobi.
- Chyba sobie żartujesz – zaczęła się nerwowo śmiać – nie zdradzę swojego chłopaka.
Mężczyzna patrzył na nią uważnie.
- Kochasz go? - zapytał całkiem poważnie – jeżeli powiesz tak, odejdę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz, obiecuję.
No i co teraz miała mu powiedzieć? Przecież będzie wiedział, że kłamie. To wszystko było zbyt trudne.
- To dobry chłopak – chciała się wykręcić, jakoś od odpowiedzi na to pytanie – nie mieszaj go do tego.
Adrian skinął głową i uśmiechnął się.
- Czyli go nie kochasz – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie – czemu go nie zostawisz i nie spróbujesz być ze mną ponownie?
Miała dość już tej rozmowy. Powoli zaczynała się gubić we własnych myślach. Spokojnie Ann – powtarzała sobie w duchu – nie rób czegoś, czego później będziesz żałowała. Pomyśl o Patryku, Adrian przez rok nie zrobił dla ciebie tyle, co Patryk w ciągu tych dwóch razów, gdy się widzieliście. Nie jest cię wart.
- Ponieważ – wzięła głęboki oddech – nic dla mnie nie znaczysz i nic ci nie będę udowadniała.
Patrzyła, jak bez słowa wstaje i wychodzi. Właśnie tego chciała, by wyszedł i dał jej spokój. Oparła się wygodnie o oparcie kanapy. Nareszcie mogła się rozluźnić i czekać bez obaw na swojego chłopaka. Tylko biła się z myślami czy powinna mu mówić o dzisiejszej wizycie swojego byłego chłopaka i jak zareaguje na tę wiadomość – tego nie potrafiła przewidzieć.
- Poszedł już sobie? - jej mama usiadła przy niej – już się bałam, że wróciliście do siebie.
Ann obdarzyła niedowierzającym spojrzeniem Teresę. Bez przesady, nie była aż tak głupia.
- No coś ty – uśmiechnęła się – a i nie wiem, czy ci już mówiłam, ale dzisiaj poznasz kogoś i mam nadzieję, że wtedy przestaniesz zadawać mi tysiące pytań.
Jej mama poklepała ją po kolanie.
- Już nie mogę się doczekać – odpowiedziała z nutą podekscytowania w głosie – o której będzie?
Serio, czasami zachowywała się jak nastolatka.
- Niedługo – przewróciła teatralnie oczami – zdążysz wypucować całe mieszkanie, by było jak spod igły.
Jej rodzicielka zawsze wszystko pucowała, gdy ktoś miał do nich przyjść i wkurzała się, gdy ani Ann, ani Wojtek nie chcieli jej w tym pomagać.
- Biorę się za robotę – wstała energicznie z kanapy – a ty mi w tym pomożesz.
Jęknęła w duchu. Dlaczego ona? Litości.
Komentarze (6)
Jedynkowiec lata, u mnie też był. Brak mu odwagi na uzasadnienie, po prostu tchórz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania