Pokaż listęUkryj listę

Nigdy więcej - Rozdział 14 część 2

– On tu jest – powiedziałam.

– Kto? – Zapytał K.

"Nic ci to nie da, F. On nie wie, że żyję". Usłyszałam w głowie śmiech tego psychopaty. Biologicznego ojca Keevy.

– On tu jest – powtórzyłam.

– Ale kto? O kim ty mówisz, F?

"A nawet jeśli mu powiesz, to twój partner i tak nie wie, jak wyglądam. Poza tym, naprawdę myślałaś, że chodziłbym po ulicach bez żadnego kamuflażu? Każdy, kto na mnie spojrzy, widzi zupełnie inną osobę. Nawet ty byś mnie nie rozpoznała".

Jego głos wypełniał moją głowę, a we mnie narastała panika. Nie chciałam znowu tego przeżywać. Nie chciałam znowu przez to przechodzić. Nie chciałam znowu być jego marionetką. Nie chciałam znowu skrzywdzić K.

– On tu jest – powtórzyłam i w końcu spojrzałam na K. – On żyje.

– Kto taki, F? No kto? – Dopytywał, łapiąc mnie za ramiona, ale po chwili patrzenia mi w oczy, chyba zrozumiał. Nie był głupi.

"Nie martw się, F. Nie mam czasu dzisiaj, żeby się z wami pobawić".

"Nie masz czasu? To po co się, kurwa, do mnie odzywałeś? Po co siedzisz w mojej głowie?"

"Chciałem ci tylko podziękować za dostarczenie wiadomości mojej córce. Bardzo spodobała mi się jej reakcja. Ucieszyłem się, że jest podobna do mnie, a nie tej wywłoki nazywającej się matką, która ją oddała".

"Jak, kurwa, miło".

"Na twoim miejscu, byłbym milszy i nie przerywałbym. Na czym to ja… a tak. Jeszcze nie mogę się z nią spotkać, ale dzięki tobie będę miał do niej dostęp, więc bądź grzeczną dziewczynką, F i pogódź się z moją córką. Schowałem w twojej głowie wiadomość dla niej i tylko ona może ją odczytać. Nie spierdol tego, bo ucierpi twój cenny K. Chyba nie muszę ci mówić w jaki sposób?"

 

 

Widząc panikę w oczach F, przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Czułem jej spięte mięśnie i serce tłukące się w piersi. Tamta misja była najgorszą, jaką musieliśmy wykonać i wspomnienia z niej nie należały do miłych. Myślałem, że mamy to już za sobą, ale najwidoczniej się myliłem. Jakim cudem ten psychopata przeżył? Zanim zdążyłem choćby otworzyć usta, by o to zapytać, zjawił się wściekły Vincent.

– Co wy, do cholery, odwalacie?! Przez was straciłem cel z oczu, a wy się tu miziacie!

– Nie przeginaj, Vincent – syknąłem. – Zwykłe śledzenie celu cię przerosło? Jakim cudem przeszedłeś testy?

– Zgłoszę szefostwu, że złamaliście regulamin i… – gorączkował się, ale w tym momencie z gardła F wydobył się złowrogi warkot i odsunęła się ode mnie.

– Ciekawe jak to zrobisz dławiąc się własnym językiem – wysyczała, machając wściekle ogonem na boki. – A może znasz migowy? W takim razie połamię ci palce, wykręcę nadgarstki i wyrwę ramiona ze stawów.

– Bhalorianka? – Zapytał zszokowany, ale po chwili na jego twarzy pojawił się głupawy uśmieszek. – Och, mi ángel – zamruczał. – Widzę, że jesteś prawdziwym aniołem.

Zrobił krok w jej stronę, a ona gotowa do ataku, czekała tylko na odpowiedni moment. Stanąłem między nimi zanim polała się krew.

– Spróbuj ją tylko dotknąć, to sam połamię ci ręce – warknąłem.

F zaczęła coś mruczeć o tym, że nie muszę jej bronić, bo sama to potrafi, ale zignorowałem ją. Mieliśmy misję do wykonania, a w tej chwili było niebezpiecznie blisko do starcia pomiędzy naszą trójką, co mogło się dla nas, czyli mnie i F, bardzo źle skończyć. Musiałem załagodzić to póki się jeszcze dało.

– Odsuń się, psie ogrodnika – powiedział Vincent, chcąc wyglądać na strasznego.

– Chyba pomyliły ci się miejsca w szeregu, szaraczku. Nie bez powodu to ja jestem agentem specjalnym, a nie ty i uwierz mi, nie chcesz mnie za wroga.

– Grozisz mi, K?

– Ustawiam do pionu, bo najwyraźniej nie masz zielonego pojęcia w jakiej znaleźliśmy się sytuacji.

– Pewnie mi ją zaraz wyjaśnisz.

– Zamknij się i słuchaj. Psychopatyczny morderca jest na wolności i, co gorsza, jest tutaj. W twoim pieprzonym „królestwie”. A w porównaniu do niego, cel, który zgubiłeś jest tylko marną podróbką płotki. Rozumiesz? Podróbką.

– Ostatnim razem zrobił nas w chuja – odezwała się F, stając obok mnie. – Myśleliśmy, że go zabiliśmy, pewnie o tym słyszałeś. MAO aż huczało, ale nieważne. Ten psychol sfingował własną śmierć wykorzystując do tego swoją moc. Wiesz jakie to uczucie? – Zbliżyła się do niego. – Gdy ktoś wchodzi ci do głowy i przejmuje kontrolę nad twoim ciałem, robiąc z ciebie marionetkę? – Vincent przełknął ślinę i zrobił krok w tył. – Im bardziej walczysz, tym bardziej boli i możesz tylko patrzeć na to, co wyprawia twoje ciało. Nie masz na nic wpływu. Posrałeś się już? – Zrobiła krok w jego stronę, a on znowu się cofnął. – To, co uznałeś za „mizianie”, to był on. W mojej głowie. Powinieneś się cieszyć, że nie miał czasu się z nami bawić, bo właśnie wypruwałabym ci flaki. Chociaż nie. To mogę zrobić nawet z własnej woli.

Ostatnie zdanie powiedziała takim tonem, że aż przeszły mnie ciarki. Nie musiałem widzieć jej oczu, żeby wiedzieć, że ziały ciemnością. Vincent zbladł i zaczął się cofać z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Zastanawiałem się, czy powinienem interweniować. Chyba blefowała. Przecież nic mu nie zrobi przy tylu świadkach, ale musiałem coś zrobić. Minąłem F, kładąc jej po drodze dłoń na ramieniu, podszedłem do tego kretyna i złapałem go za fraki. Jak już gramy tych złych, to razem.

– A teraz grzecznie nam powiesz, gdzie możemy znaleźć nasz cel i dasz nam pracować. – Powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Vincent nadal zesrany ze strachu, pokiwał szybką głową na znak, że się zgadza i wyśpiewał wszystko, nawet najdrobniejsze szczegóły, które tak naprawdę nie były nam potrzebne. Zostawiliśmy go na środku ulicy i wykonaliśmy misję sami. W dziesięć minut. Okazało się, że szefostwo jednak niczego przed nami nie zataiło. To Vincent upierdzielił sobie, że mamy współpracować, a tak naprawdę miał nam tylko przekazać informacje.

 

 

Stałam właśnie przed lustrem i rozczesywałam mokre włosy, gapiąc się w swoje odbicie. Patrzyłam na starą bliznę na mojej twarzy, której zwykle nie widać, bo zasłania ją grzywka, a w pracy maska. Zaczynała się na czole, przechodziła przez brew, i cudem omijając oko, kończyła się na kości policzkowej. Westchnęłam. Dobrze, że K jej nie widział. Przerzuciłam włosy na prawą stronę i zamarłam. Na lewym barku widniały ślady po kłach Diablo, których przecież nie było już widać od jakiegoś czasu. Jakim cudem znowu są widoczne?

Dotknęłam ich opuszkami palców, by po chwili zatopić w nich paznokcie. Chciałam, żeby zniknęły. Chciałam, żeby ich tam nie było. Syknęłam z bólu, bo zaczęły lekko szczypać, a potem nagle poczułam się jak wtedy. Jakby tu był i na nowo zatapiał kły w mojej skórze. Obezwładniający ból przeszedł przez całe ciało, powodując zawroty głowy. Z mojego gardła wydobył się krzyk, szczotka wyleciała mi z dłoni, a przed oczami pojawiły się mroczki i po chwili leżałam już na podłodze.

– Tina? – Obok mnie pojawił się Raito. – Tina! Co się stało?

Z trudem łapałam oddech, dochodząc do siebie. Ból zniknął, ale ślad po ugryzieniu strasznie piekł. Czemu teraz? Tyle czasu nic mi nie było.

– Co ci jest? – Dopytywał wilk, chodząc wokół mnie zniecierpliwiony.

Wskazałam palcem na lewy bark, obracając głowę w drugą stronę i poczułam, jak Raito zbliża pysk do ugryzienia. Obwąchał, zawarczał, a potem polizał moją piekącą skórę. Na jedną, krótką chwilę przyniosło mi to ulgę, ale wilk zaczął się jakby krztusić i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.

– Raito?

Słaniał się na łapach, aż w końcu wylądował na podłodze. Rzuciłam się do niego, ale rozpłynął się w powietrzu zanim zdążyłam go dotknąć.

– Raito! – Zawołałam, ale nie odpowiedział. – Raito!

Serce tłukło mi się w piersi z niepokoju. Ale gdyby stało mu się coś poważnego, to bym o tym wiedziała. Czułabym, że coś jest nie tak. Już miałam wstawać, kiedy pojawił się przede mną z wodą kapiącą mu z pyska. Przytuliłam go, chowając twarz w jego miękkiej sierści.

– Nic mi nie jest – powiedział.

– Co to, do cholery, było? – Zapytałam, gdy wypuściłam go z objęć i na niego spojrzałam.

– Jad.

– Jaki, kurwa, jad?

– Demona.

Wybałuszyłam na niego oczy, przetrawiając jego słowa, aż dotarło do mnie ich znaczenie. Podeszłam do lustra, by przyjrzeć się dokładnie ugryzieniu. Wcale nie było zagojone, jak jeszcze godzinę temu. Wyglądało na całkiem świeże, a z ran sączyła się dziwna, czarna substancja. Co to ma, kurwa, być? Uklękłam przy Raito i ujęłam jego pysk w swoje dłonie.

– Na pewno nic ci nie jest? – Zapytałam, obserwując go uważnie.

– Na pewno. Nie powinienem tego lizać, ale musiałem sprawdzić. Nie martw się, już wypłukałem to świństwo. – Wystawił język, by pokazać mi, że wygląda normalnie. – Widzisz?

– Zajebie go. Przysięgam, że go, kurwa, zajebie – warknęłam, czując jak gniew zalewa moje ciało.

Pocałowałam wilka w pysk i wstałam. Byłam wściekła, więc szybko założyłam krótkie spodenki i jakaś szerszą koszulkę, po czym wyskoczyłam przez okno, żeby złożyć wizytę Diablo. Zanim do dotarłam do jego domu, moje włosy były już prawie suche. Nie miałam zamiaru pierdolić się z pukaniem.

– Otwieraj, kurwa! – Krzyknęłam, uderzając pięścią w drzwi.

Otworzył zaspany, ubrany tylko w dresowe spodnie. Włosy miał w nieładzie, ale gdy mnie zobaczył, szybko je poprawił zaczesując na bok palcami. Chcąc nie chcąc, mój wzrok ześlizgnął się na jego umięśnioną klatę, brzuch i ramiona. Na jednym z nich miał wytatuowanego smoka. Spojrzałam z powrotem w jego oczy koloru płynnego srebra. Tak, oczy. Po opatrunku nie było śladu, tak samo jak po moim sztylecie. Nie miał nawet blizny. Jak to możliwe? Chociaż dzisiaj byłam już chyba skłonna uwierzyć we wszystko. Nawet w to, że był najprzystojniejszym generałem na Bhalorze. Bo gdy tak stał przede mną, to nie mogłam zaprzeczyć, że był przystojny. Nawet bardziej niż początkowo zakładałam.

– Tina? – Odezwał się zaskoczony. – Coś się stało?

– Jeszcze, kurwa, pytasz? – Warknęłam i szarpnęłam za koszulkę, by odsłonić bark. – Nie obchodzi mnie, jak to, kurwa, zrobisz, ale masz to naprawić!

Spojrzał na ugryzienie i szybko odwrócił wzrok. Wydawało mi się, że się lekko zarumienił. Co do chuja?

– Co, kurwa, odwracasz wzrok?

– Uhm… – zaczął wyraźnie zmieszany, patrząc po ścianach. – Nie założyłaś stanika?

– Co… – spojrzałam w dół. – Oo… – wyrwało mi się.

Faktycznie nie miałam nic pod spodem. Szybko puściłam koszulkę i zasłoniłam piersi dłońmi, jakby materiał już tego nie zrobił. Byłam wściekła i ubierałam się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, że brakuje mi, w sumie najważniejszej, części garderoby. Czułam, że moje policzki płoną. Mogłabym stać przed nim w samej bieliźnie i by mi to zwisało. Ale tak? Nieumyślnie pokazałam mu prawie całą pierś. A że był ode mnie dużo wyższy, to miał świetny widok. Jednak zaczynałam się obawiać, że widział dużo więcej.

Wściekłość ustąpiła miejsca zażenowaniu. Miałam ochotę walić głową w ścianę. Gdyby stał przede mną ktokolwiek inny, jakoś bym z tego wybrnęła. Ale stał Diablo i nie miałam pojęcia dlaczego nie byłam w stanie nawet spojrzeć mu w oczy. Zresztą, on też nie mógł spojrzeć w moje. Zrobiło się dziwnie między nami. Ani jedno, ani drugie nie wiedziało, co zrobić.

– Pokażesz mi jeszcze raz? – Zapytał w końcu, a ja wytrzeszczyłam oczy.

– Jebany zboczeniec!

– Ugryzienie! Na bogów, Tina, ugryzienie! – Dodał szybko, a ja tylko prychnęłam. – Mogę?

– Skoro musisz.

Chwycił delikatnie materiał koszulki, odsłonił mój bark i zaczął się przyglądać śladom po własnych kłach.

– Myślałem, że już się zagoiło – powiedział po chwili.

– Bo zagoiło. Tylko dzisiaj nagle się odgoiło. Napraw to.

– Nie wiem, czy potrafię.

Dotknął mojej skóry i rany znowu zaczęły piec, ale tym razem dużo intensywniej niż poprzednio. Syknęłam i miałam zapytać, co robi, ale gdy spojrzałam na niego, zamarłam. Białko oka, w które wbiłam mu sztylet, właśnie pochłaniały cienie, a tęczówka była już niemal w całości krwistoczerwona. Drugie oko pozostało normalne. Zanim nawet zdążyłam pomyśleć, czy się boję, ból przebił moje serce niczym ostrze. Zabrakło mi tchu, nogi się pode mną ugięły, ale nie mogłam oderwać wzroku od jego dwukolorowych oczu. Złapał mnie i podtrzymał, a ja poczułam nagle, że muszę być bliżej niego. O wiele bliżej niż powinnam. I to przeraziło mnie bardziej niż zaczynająca się przemiana Diablo.

– Nie… – wykrztusiłam. – Nie dotykaj mnie… nie dotykaj!

– Nie zrobię ci krzywdy – powiedział swoim normalnym głosem, ale mnie puścił.

– Nie… chodzi o to… – z trudem oddychałam przez ból przeszywający moje serce i musiałam się złapać framugi, żeby się nie przewrócić. – Po prostu… nie dotykaj…

Coś mnie do niego ciągnęło, ale walczyłam z tym, jak mogłam. Zanim zdążył się odezwać albo, co gorsza, mnie dotknąć, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Byle z dala od niego. Rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Co się ze mną, do cholery, działo?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ayano_Sora 29.03.2019
    Uwielbiam te Twoje dialogi, uśmiałam się, znowu xD genialne :D i z Vincentem, i z Diablo XD Brechłam w głos.
    Kurde, biedna Tina. Ten świr będzie ją teraz męczył psychicznie i wykorzystywał, żeby porozumieć się z Keevą. Nie lubię jej. Dlaczego Tina, w sumie dla niej, musi cierpieć? Bleh. Dobrze, że ma wsparcie Josha... no i Raito. Dodawaj kolejny rozdział, bo jestem mega ciekawa jak akcja dalej się potoczy :D
  • Paradise 30.03.2019
    Cieszę się bardzo :D No dodawaj, dodawaj. Najpierw musi się napisać... :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania