Pokaż listęUkryj listę

Nigdy więcej - Rozdział 16 część 1

– Masz jakieś plany na dzisiaj? Nie? To cudownie! Ubieraj się, lecimy po suknię! – Keeva aż skakała z podekscytowania, stojąc w moich drzwiach.

Przyszła do mnie prosto ze szpitala, od razu po zdjęciu gipsu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że stała o kulach, a na prawej nodze miała ortezę.

– Gorzej ci, Keeva? Ledwo stoisz na nogach, a chcesz latać za suknią?

– Nie odzywaj się tak do Panny Młodej, bo pożałujesz! – Pogroziła mi palcem. – Może i nie jestem w stanie chodzić o własnych nogach, ale przymierzać jak najbardziej.

– Ciekawe kto cię będzie nosił – prychnęłam. – Pan Młody?

– Zwariowałaś? Diablo nie leci. A jeśli chodzi o mój sposób poruszania się, to rodzice przywieźli wózek inwalidzki, jakby co.

– Rodzice?

– Nie mogłabym wybierać sukni bez nich. No i bez ciebie. Nie daj się prosić, Tinka. Dziś jest ten dzień, czuję to. Dzisiaj znajdę moją wymarzoną suknię. No, nie patrz tak na mnie! Mówię ci, że tak będzie!

Oczy jej błyszczały i tak się uśmiechała, że nie mogłam jej odmówić. Widziałam, że nie ma szans odwieść jej od tego pomysłu. Nawet jeśli miałaby się czołgać od salonu do salonu, to i tak poleci. Martwiło mnie jednak spotkanie z jej rodzicami. Oczywiście nie biologicznymi, tylko tymi, którzy ją wychowali. Jeszcze nie wyszłam z domu, a już czułam się jak sierota. Którą przecież byłam. Tata nie żył już od dziewięciu lat, ale w dalszym ciągu nie do końca pogodziłam się z jego śmiercią.

Liczyłam, że gdy się zemszczę, będzie lepiej. Moja zemsta nie mogła dojść do skutku, bo zgubiłam trop tego skurwysyna. Jebany morderca zaszył się gdzieś i nie wychylał nosa ze swojej kryjówki. Ale znajdę go. Kiedyś go, kurwa, znajdę i wtedy będzie mnie błagał o śmierć. O, tak. Widziałam oczami wyobraźni, jak skomle u moich stóp. Ledwo żywy i ledwo przytomny. Ale już ja się postaram, żeby pozostał żywy i świadomy do samego, jebanego końca. Żeby czuł nawet najmniejszy ból, jaki mu zadam. Sprawię, że będzie chciał trafić do piekła, byle tylko ode mnie uciec.

– Tina? – Głos Keevy rozproszył moje myśli o zemście. – Znowu masz ten wzrok. Wybacz, ale tak intensywnie o tym myślisz… Wiem, że nic mi nie zrobisz, ale i tak mnie przerażasz.

– I dobrze.

Zapanowała między nami cisza. Nie powinna mi ufać bezgranicznie, bo to się mogło dla niej źle skończyć. Patrzyła na mnie znacząco, czekając na odpowiedź. No i co miałam zrobić? Jak mogłam jej odmówić?

– Okej – westchnęłam. – Tylko wezmę kurtkę.

Keeva zapiszczała, puściła kule i uwiesiła się mi na szyi. W sumie miałam wychodzić na zakupy, ale mogę je zrobić też po drodze. Założyłam buty, jak tylko podałam przyjaciółce kule i wzięłam do ręki skórzaną kurtkę.

Rodzice Keevy byli parą przed pięćdziesiątką. Elegancko ubrani, nie wyróżniali się niczym szczególnym. Gdy tylko ich zobaczyłam, wiedziałam, że się nie polubimy. Zmierzyli mnie wzrokiem, zatrzymując się na dłużej na moich nie do końca zawiązanych butach za kostkę i dziurach w materiale spodni na kolanach. Tylko czekałam na komentarz w stylu „zaraz się wyjebiesz i rozwalisz ten głupi ryj, wybijając wszystkie zęby”. Jednak Thomas i Lana uprzejmie się ze mną przywitali. I to by było na tyle.

Czterdzieści minut później byliśmy w centrum handlowym, które było praktycznie jednym, wielkim salonem sukien ślubnych. Osobne działy wielkości trzech sklepów dla butów, welonów, wianków, tiar, bielizny i biżuterii. Wszystko, czego tylko Panna Młoda zapragnie w jednym miejscu. Gdy tylko przekroczyłam próg tego centrum, chciałam uciekać. To wszystko mnie przytłaczało. Na każdym kroku manekiny wręcz śmiały mi się w twarz, ubrane w suknie w tylu odcieniach bieli, kremu, różu i błękitu, że tydzień zajęłoby mi odróżnienie jednego od drugiego. Może i byłam kobietą, ale wolałam zastanawiać się nad wyborem odpowiedniego oleju do motoru, a nie która biel bardziej pasuje do mojej karnacji. Prędzej podetnę sobie żyły którąś tiarą niż wyjdę stąd żywa.

Przy pierwszych dziesięciu sukniach angażowałam się w komentowanie i zwracałam uwagę na szczegóły, ale później odpuściłam. Każda kolejna podobna do poprzedniej. Księżniczki, syrenki, w kształcie litery A, z dekoltem w serce czy w literę V, Keeva w każdej wyglądała pięknie, ale ciągle jej czegoś brakowało. Lana praktycznie ryczała przy każdej, Thomas też miał łzy w oczach, a ja siedziałam znudzona z przełożoną nogą przez podłokietnik fotela i głową opartą na ręce. Moja przyjaciółka przymierzała suknię za suknią z takim samym podekscytowaniem, co na początku. Konsultantki skakały wokół niej, proponując coraz to nowe fasony i kolory. Od czasu do czasu rzucały mi pogardliwe spojrzenia. Zapewne nie podobała im się moja poza. I nastawienie. Rodzice niebieskowłosej, oprócz zerkania na mnie w wymowny sposób, nie zamienili ze mną ani słowa.

Keeva przymierzała już n-tą suknię, ale tym razem długo zwlekała z pokazaniem się w niej.

– Keeva, kochanie, wszystko w porządku? – Zapytała Lana, podnosząc się z kanapy, na której siedziała razem z mężem.

– Tak, mamo. Już idę. – Odpowiedziała i po chwili w końcu do nas wyszła.

Gdy ją zobaczyłam, aż usiadłam prosto. Śnieżnobiała suknia w stylu księżniczki z dekoltem w serce. Chociaż nie, nie była śnieżnobiała. To był jakiś inny odcień bieli. Albo jakiś inny kolor bardzo zbliżony do białego. Cholera wie. Gorset i rękawy, zaczynające się poniżej ramion, były zrobione z koronki, która przechodziła na tiulowy, wielowarstwowy dół i kończyła w okolicy ud, by niżej znowu pojawić się w okolicach łydki i kończyć razem z brzegiem sukni. W talii miała przewiązany prosty, satynowy pasek.

– To ta – oznajmiła Keeva z uśmiechem i łzami w oczach.

Bogowie, nareszcie. Byłam już bliska powieszenia się na jednym z welonów.

Przez następne dwa miesiące skupiłam się na pracy. Wyśmienicie wychodziło mi unikanie Diablo i mimo, że ugryzienie nie zniknęło, a dziwna, czarna substancja wciąż sączyła się czasami z ran, nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Zaklejałam bark jedynie plastrem w kolorze skóry, żeby K nie zauważył. A miał do tego mnóstwo okazji. Aż za dużo. Miałam wrażenie, że nasze misje zaczęły przypominać randki i przestało mi się to podobać. Seks był zajebisty. K był zajebisty. Ale nie mogliśmy być razem jak inne pary. Nigdy nie będziemy. To było coś, z czym musieliśmy się pogodzić i przestać zachowywać się, jakby to było możliwe. Mnie nie było pisane szczęście. A to, że zakochałam się w nim na zabój, nie miało żadnego znaczenia.

Wyszłam właśnie spod prysznica. Niedawno wróciłam z kolejnej misji, która tym razem przypomniała randkę zdecydowanie za bardzo. Zaczynało mnie to już denerwować. Nie chodziło o to, że nie uwielbiałam, kiedy mnie dotykał, całował i trzymał w ramionach, jakbym była całym jego światem. Bo uwielbiałam. Ale to musiało się skończyć. I to jak najszybciej, bo im dłużej to ciągnęliśmy, tym bardziej narażaliśmy się na nakrycie. Jeśli stracę pracę w MAO, to gdzie będą mnie chcieli? Oczywiście wiele podobnych organizacji pożąda moich umiejętności, ale charakteru już niekoniecznie.

Ryan już kiedyś mi powiedział, że jeżeli mnie wywalą, to mam zarezerwowane miejsce w bhaloriańskim wojsku. Z całą pewnością w oddziale Diablo, a do tego nie mogłam dopuścić. Po pierwsze: nie chciałam przebywać z nim więcej niż konieczne. Nie po to go unikałam, żeby teraz zaprzepaścić wszystko. Po drugie: nie będę wykonywać jego rozkazów. Po trzecie: brat miałby mnie wtedy pod kontrolą, a ja nie pozwolę się zamknąć w klatce.

Wysuszyłam włosy, co było dla mnie torturą. Kiedy w końcu znajdę czas na fryzjera? Prędzej sama je obetnę. Sztyletem. Założyłam spodnie dresowe i top bez ramiączek, żeby nie zaklejać ugryzienia. Miałam nadzieję, że przez kontakt z powietrzem wreszcie się zagoi. Jednak na to się chyba nie zapowiadało. Robiłam tak już od dłuższego czasu i nic się nie zmieniło. Związałam włosy w byle jakiego koka na czubku głowy, żeby mnie nie wkurzały i poszłam do kuchni wyjąć wielki kubeł lodów kokosowych z kawałkami czekolady.

Ledwo zdążyłam usiąść na kanapie obok Raito, który oglądał jakieś bzdury w telewizji, gdy usłyszałam dość natarczywe pukanie do drzwi. Spojrzałam na kubeł lodów, który mroził mi palce i westchnęłam ze zrezygnowaniem. Odłożyłam go na ławę razem z dużą łyżką, którą kupiłam specjalnie do tego rodzaju deserów i poszłam otworzyć.

– Cześć, mała. Masz ochotę zatopić smutki w alkoholu? – Oscar pomachał mi reklamówką wypełnioną butelkami przed nosem.

– Właśnie miałam je zatopić w wielkim kuble lodów, ale alkohol też może być.

Wpuściłam go, świadomie zasłaniając lewy bark drzwiami, żeby nie zobaczył ugryzienia. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Powinnam mu je pokazać, może on wiedziałby, co z tym zrobić. Zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu, gdzie Oscar już wygodnie się rozsiadł na kanapie, a po Raito nie było śladu. Chyba rzeczywiście za nim nie przepadał.

– To jakie smutki zapijamy? – Zapytałam, siadając bokiem do przyjaciela.

– Ten pierdolony ślub coraz bliżej – odparł, nie patrząc na mnie.

– Oscar… – zaczęłam, uważnie się mu przyglądając. – Jak ty wyglądasz, chłopie?

Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się smutno. To w ogóle do niego nie pasowało. Wyglądał na przemęczonego i załamanego. Wory pod przekrwionymi oczami, tęczówki jakby straciły swój złoty blask, włosy w nieładzie, a zarost nie widział maszynki od dawna. Na dodatek był blady jak prześcieradło. Wydawało mi się nawet, że schudł. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.

– Wyglądasz jak żywy trup. Coś ty robił ostatnio? Nie odzywałeś się do mnie i… – urwałam, bo właśnie do mnie dotarło. – Nie, nie mów, że cały ten czas…

– Pomagałem jej.

Oczywiście. Zrobiłby dla niej wszystko. Spotykali się potajemnie i ani jedno, ani drugie się ze mną nie kontaktowało. Nie żebyśmy byli przyjaciółmi czy coś. Ciekawe, czy Diablo wiedział o ich schadzkach.

– Bogowie, Oscar. Dlaczego?

– Nie zadawaj głupich pytań, mała.

– Nie rozumiem, czemu…

– Bo ją, kurwa, kocham! Dobrze o tym wiesz! Chciałem spędzić z nią trochę czasu zanim…

– Będąc jej królikiem doświadczalnym? – Prychnęłam. – Widziałeś się w lustrze? Kiedy ostatnio spałeś?

– To… skutki uboczne…

– Skutki uboczne?! Czego, kurwa?! Głupoty?! – Wiedziałam, że chodzi o moc Keevy, ale nie mogłam patrzeć, jak moje złotookie szczęście traci chęć do życia. – Miłość wyżarła ci już mózg do reszty?! Poświęcasz swoje zdrowie, byle tylko z nią być?! Jak tak dalej pójdzie, to przypłacisz to życiem! – Zamilkłam, bo widziałam po nim, że trafiłam. Łzy napłynęły mi do oczu. – Ale tobie właśnie o to chodzi, czyż nie?

Nie zaprzeczył. Wstałam z kanapy wściekła i jednocześnie zdołowana. Chciał, kurwa, umrzeć. Porwałam jedną ze szklanych butelek, które przyniósł, odkręciłam i zaczęłam pić. Alkohol palił moje gardło, ale przestałam dopiero, gdy opróżniłam jedną trzecią zawartości. A przecież miałam nie pić, bo jutro muszę iść do pracy. Nie chciałam, żeby K się nade mną znęcał kręcąc beczki statkiem.

– Naprawdę chcesz, żeby cię zabiła? – Spojrzałam na niego z wyrzutem. – Pomyślałeś, jak to na nią wpłynie? Pomyślałeś, jak to wpłynie na mnie? Chcesz mnie zostawić?

– Mała…

– Nie małuj mi tu teraz! Zapytałeś, co u mnie?! Zapytałeś, czy nie potrzebuję pomocy?!

– Ja…

– Liczy się tylko to, że biedna Keeva potrzebuje pomocy i nic poza nią nie jest ważne! Choćbyś miał, kurwa, zdechnąć u jej stóp, to i tak polecisz do niej jak jebany, tresowany piesek! A może właśnie o tym marzysz, co?! Umrzeć w jej ramionach, wiedząc, że wybrała Diablo?! Jesteś żałosny!

Wymachiwałam rękami, przy okazji rozlewając alkohol, a on patrzył na mnie zaskoczony i nie wiedział, co powiedzieć. Było mi go cholernie żal, ciężko było patrzeć, jak cierpi, ale wkurwiała mnie jego postawa. Przecież nie mogłam pozwolić, by zrobił coś tak głupiego. Był moim bratem z innej krwi i kochałam go.

– Widzę, że masz na to wyjebane. Na mnie też masz wyjebane. Pierdolony Obrońca Bhalory – prychnęłam. – Ciekawe, kto mnie obroni, gdy Diablo straci kontrolę i przyjdzie po mnie. A przyjdzie na pewno, bo mamy jebany problem! – Obróciłam się do niego przodem i pochyliłam, żeby zobaczył ugryzienie. – Moje ciało mnie nie słucha, gdy jestem blisko niego i nie jestem w stanie się bronić!

– Znowu cię, kurwa, zaatakował?! – Zerwał się na równe nogi. – Tym razem zajebię tego skurwysyna!

– Siadaj, kurwa, na dupie! To jest jedno i to samo ugryzienie!

– Przecież… – opadł na kanapę. – Przecież było już zagojone.

– Było.

– Ale jak…?

– Nie wiem, kurwa! Po prosto się odgoiło. Byłam u niego, ale on nie ma pojęcia jak to naprawić.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – Zapytał, ale ja tylko spojrzałam na niego znacząco. – Wiem, nie miałem dla ciebie czasu… – spuścił głowę i westchnął. – Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, mała.

Nie odpowiedziałam. Odłożyłam tylko butelkę na ławę, po czym to ja westchnęłam i usiadłam obok Oscara.

– Masz pomysł, co z tym zrobić? – Spytałam po chwili.

– Nie. Nigdy przedtem nie zdarzyło się coś takiego. Nigdy nikogo nie ugryzł.

– Zajebiście.

Myślałam, że może on będzie wiedział, jak mi pomóc. Przeliczyłam się. To by było za proste, a w moim życiu przecież nic takie nie jest. Oscar dopytywał, dlaczego moje ciało mnie nie słucha, gdy Diablo jest blisko, więc opowiedziałam mu sytuacje, które miały miejsce.

– Najpierw zabrał mi Keevę, a teraz zabierze jeszcze ciebie – sięgnął po butelkę, którą otworzyłam i upił z niej kilka sporych łyków.

– Po moim, kurwa, trupie. Coś wymyślimy. Musimy coś wymyślić. A do tego czasu będę zaklejać ugryzienie plastrem, żeby K nie widział.

– K? – Spojrzał na mnie. – Kto to jest K?

– Jej chłopak! – Krzyknął Raito z mojej sypialni. A więc tam się ukrył.

– Zamknij się, Raito! – Odkrzyknęłam. – Nieładnie tak podsłuchiwać! Chcesz się wypowiedzieć, to zapraszam do rozmowy!

– Masz faceta? – Oscar aż się uśmiechnął. – Nic nie mówiłaś.

– To nie jest mój chłopak! To mój… – poczułam, że się rumienię. O, nie. Tylko nie to.

– Mała, ty się rumienisz! – Jego uśmiech się poszerzył. – Ty nigdy się nie rumienisz, a już na pewno nie z powodu faceta. Kto to jest?

– To mój partner! Pracujemy razem.

– Partner w każdym znaczeniu tego słowa! Jeśli wiesz, co mam na myśli! – Krzyknął ponownie wilk, a Oscar się zaśmiał.

– Ty mały, zdradliwy… – zaczęłam pod nosem. – Chodź tu, żebym mogła skopać ci dupę, tchórzu!

– Powiedziałem prawdę! Masz szczęście, że się wykąpałaś!

– Zabiję go, teraz to go zabiję! – Warknęłam, stając na kanapie, żeby przeskoczyć przez oparcie. – Słyszysz?! Już nie żyjesz, futrzaku!

– To on? – Oscar złapał mnie za rękę w ostatniej chwili. – Z wtedy?

– Tak, ten sam – mruknęłam, opadając na kanapę, a on przyciągnął mnie do siebie i przycisnął nos do skóry na mojej szyi. – Mogę wiedzieć co ty, do chuja, robisz?

– Jeszcze nim pachniesz – oderwał się ode mnie i wyszczerzył jak głupi.

– Złamać ci drugi raz nos? Tym razem tak ładnie się nie zrośnie.

– Podziękuję. Więc? Kim on jest?

Spojrzałam na niego jak na debila. Przecież dopiero mu powiedziałam, ale po chwili uświadomiłam sobie, o co mu chodziło. Chciał wiedzieć jakiej rasy był przedstawicielem. Westchnęłam.

– Człowiekiem.

– Tylko nie bierz przykładu ze swojego nieszczęśliwego brata z innej krwi.

– Za późno.

– Och, mała… – spojrzał na mnie ze współczuciem, po czym objął ramieniem i przytulił. – Wiesz, niektórzy ludzie też zakochują się tylko raz.

– Nie musisz mnie pocieszać – odparłam, ale wtuliłam się w niego mimo to. – I tak nie możemy być razem, więc to nie ma znaczenia.

– To te smutki chciałaś zajeść lodami?

Kiedy pokiwałam głową, podał mi kubeł lodów i łyżkę, bo już prawie się roztopiły. Zjedliśmy je na pół, a potem popiliśmy alkoholem. Przerażała mnie myśl, że mogłabym ześwirować i chcieć skrócić swoje cierpienia tak jak Oscar. Starałam się pilnować i nie wypić za dużo, żeby nie zabił mnie kac morderca następnego ranka. Nie było to zbyt trudne, bo złotooki wlewał w siebie procenty niczym wodę, więc automatycznie mniej zostało dla mnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ayano_Sora 28.04.2019
    Nie lubię Keevy. Wkurwia mnie to skakanie wokół niej xD A Oscar to miękka faja. Co z niego za żołnerz, wojownik, pułkownik... Daje się wykorzystać babie, ekstremalny friendozne ._. Głupia Keeva, nie widzi, ze go rani? Myśli tylko o sobie. Nosz kurde, nie lubię jej!

    Druga część bardzo przyjemna, uwielbiam Twoje dialogi <3 Rozmowa Tiny z Oscarem, jeszcze wtrącenia Raito. Śmiechłam xD Świetni są :D lody dobre na wszystko <3
  • Paradise 29.04.2019
    A ja uwielbiam Twoje komentarze <3 Dzięki, że wpadłaś! <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania